środa, 12 sierpnia 2009

#217 - 100 Naboi: retrospekcje

Od paru miesięcy układanka, jaką przez ponad dziewięć lat serwowali nam Brian Azzarello i Eduardo Risso jest w końcu ułożona. Jednak przed lekturą ostatniego rozdziału "100 Naboi" proponuję małą powtórkę z rozrywki, czyli przegląd dwunastu trejdów wypełnionych po brzegi świetnymi historiami i mistrzowskimi rysunkami. Nie chcę jednak serwować "szkolnej ściągi" pomagającej ogarnąć całą skomplikowaną strukturę, jaką uraczyli nas autorzy - to zadanie dla każdego czytającego. Chciałbym raczej przypomnieć za co ta seria była i jest chwalona.
Zapraszam....


Na początku była walizka. Kiedy świat usłyszał o "100 Nabojach" mówiono tylko o jej zawartości - dowodach, broni i nienamierzalnych pociskach. Oraz co najważniejsze o wyborze i jego konsekwencjach. Wiadomo było, że Azzarello planuje coś więcej niż "tylko" historię o złamanych życiach, jednak magia walizki była silniejsza. I nic w tym dziwnego, skoro w pierwszych trejdach czytelnik najpierw przeżywał prawdziwe ludzkie tragedie, a dopiero potem uświadamiał sobie, że przedstawiane mu są pierwszoplanowe postaci pewnej większej całości. Choć opowieść o Dolanie (z "First Shot, Last Call") była tylko pretekstem do zarysowania głównej osi komiksu - konfliktu między Graves'em a Trust'em - pozostaje dla mnie jedną z najlepszych z całej serii. Podobna sytuacja jest z drugim trejdem - z całej lektury najbardziej zapadły mi w pamięć łzy matki z rozdziału "Heartbreak Sunnyside Up".

Jednak, kiedy tragizm maleje "100 Naboi" wcale nie staje się nudniejsze. Azzarello świetnie opowiada nie tylko ludzkie dramaty. "The Counterfifth Detective" to pełnokrwisty czarny kryminał, w którym nic nie jest jednoznaczne, a Milo Garret drąży raz rozpoczętą sprawę, aż do smutnego finału. Historia "Wylie Runs the Voodoo Down" z ósmego trejda dla przeciwwagi bardzo przejmująco opisuje niespełnioną miłość muzyka Gabe'a. Twórcy poświęcili tej historii tylko kilka stron, lecz zrobili to tak przekonująco, że jej zakończenie zawarte w paru kadrach jest tak dojmujące, iż śmiało porównam je do sceny zamalowywania ściany przez Rainę z "Blankets". Tylko, że tu na końcu pojawia się wystrzelony pocisk.

I tu warto wspomnieć o kolejnej zalecie serii, a mianowicie świetne graniu drugim planem. Zaryzykuje stwierdzenie, że gdyby nie historie niezwiązane bezpośrednio z głównym wątkiem, to "100 Naboi" mogłoby zmieścić się w czterdziestu zeszytach. A tak dzięki pobocznym opowieściom nie tylko możemy dłużej rozkoszować się świetnym komiksem, lecz również przeczytać wiele naprawdę ciekawych historii. We wszystkich dwunastu trejdach pojawiło się ich tak wiele, że nie ma sensu ich tu wyliczać. Nadmienię jednak, że czasem pełnią one funkcję jakby drugiej fabuły (perypetie Tino ze "Strychnine Lives"), natomiast innym razem służą tylko za element tła, dzięki któremu puenta na samym końcu nabiera dosadniejszego znaczenia (dealerzy z pierwszego zeszytu "A Foregone Tomorrow").

Mówiąc o drugim tle nie można również zapomnieć o smaczkach jakimi raczy nas Risso. Przypomina to wyłapywanie błędów w filmach, jednak w tym przypadku nie tylko sprawia czytelnikowi mnóstwo satysfakcji, lecz również dowodzi jak doskonałą konstrukcją jest ten komiks. Potrafi to być postać w tłumie, która już wcześniej przewinęła się w komiksie, a której ponowne pojawienie się dopowiada jakiś wątek całej historii. Innym razem jeden kadr potrafi powiedzieć coś, co dopiero po czasie zostanie szczegółowo opisane. Azzarello natomiast bawi czytelnika swoimi teoriami spiskowymi. Ta najpopularniejsza to oczywiście teza, iż Joe DiMaggio - mąż Marilyn Monroe - zamordował Kennedyego ("Story Arcs" z czwartego trejda). Warto jednak pamiętać, że słowo 'Croatoa', tak ważne w całej historii, i losy osadników z wyspy Roanoke (które do dnia dzisiejszego nie zostały przez historyków wytłumaczone) również zostało przez niego w odpowiedni sposób zinterpretowane.

"100 Naboi" to doskonale skonstruowana fabuła, gdzie każde słowo i kadr ma znaczenie. Jednak jego lektura jest tak świetną zabawą właśnie przez mnogość dodatkowych atrakcji. Kiedy przeczytam "Wilt" z wielką przyjemnością zabiorę się za ponowną lekturę całej serii. I postaram się napawać każdym smaczkiem jaki zafundowali nam Azzarello i Risso....

1 komentarz:

Marcin Łuczak pisze...

Mam zamiar skompletować wszystkie trejdy 100 naboi w oryginale, bo na mandragorę to już nie ma co liczyć. Może przynajmniej wydadzą jakieś wersje deluxe, wzorem tych z Y. Na razie to wystawiłem kilka tomów polskich na allegro.

A tak w ogóle to gratuluję debiutu. Tekst ledwo liznąłem bo musiałem uważać na spoilery, więc teraz czekam na kolejne wpisy. Powodzenia!