poniedziałek, 17 sierpnia 2009

#222 - Larsenowe Poniedziałki (2): w ostatnim roku..

Jednym z głównych problemów, które dotknęły "Savage Dragona" w ostatnich latach były długie przerwy pomiędzy kolejnymi numerami, spowodowane piastowaniem przez Erika Larsena stanowiska redaktora naczelnego Image Comics. W ciągu czterech lat pełnienia tej funkcji udało mu się opublikować mniej więcej 20 numerów przygód swojego bohatera, co jest oczywiście bardzo słabym wynikiem. Szczególnie jeśli dodać, że po przekazaniu stołka Ericowi Stepehnsonowi w czerwcu 2008 roku, do dnia dzisiejszego ukazało się kolejnych 15 zeszytów serii, którym to poświęcony będzie ten wpis. Głównym powodem takiej zmiany, była dla Larsena chęć rysowania i tworzenia nowych rzeczy, które były niemożliwe do zrobienia jeśli miało się na głowie całe wydawnictwo. A jak zaznacza sam zainteresowany: "Fani chcieli więcej Savage Dragona i ja też chciałem robić więcej jego przygód." - wybór był więc prosty. Na samym początku istnienia tego bloga pisałem o #135 numerze serii, więc żeby nic nie pominąć zajmę się tym co miało miejsce w zeszytach kolejnych, aż do jubileuszowej 150ej odsłony przygód zielonego herosa.

A działo się wiele. Najwyraźniej Erik postanowił zrobić to samo co w przypadku trzeciej serii przygód Novy (Marvel) jego autorstwa, w której ze wszystkich sił i przy pomocy wielu środków starał się zainteresować nowych czytelników swoją wersją historii tego herosa. Tak samo tutaj, po latach nieregularnych publikacji i dosyć słabych historii, chciał aby jego heros powrócił na szczyt w glorii i chwale. Pomóc mieli mu w tym liczni goście z całego uniwersum Image Comics, jak Jack Staff, Invincible, Spawn, Witchblade, Shadowhawk czy Adam Archer. W kilku numerach pojawiają się również herosi ze Złotej Ery, którzy są obecnie dobrem publicznym i każdy kto ma chęć, może tworzyć komiksy z ich przygodami ("Project Superpowers" Rossa i Kruegera dla Dynamite Entertainment). Jeden z nich - o skądinąd znanej ksywie Daredevil - zagościł w serii Larsena na dłużej i ma być kimś w rodzaju sidekicka z doskoku dla Dragona. Aby dodatkowo przyciągnąć nowych czytelników, Larsen postanowił dokonać czegoś w rodzaju relaunchu - zakończył definitywnie sprawy, które ciągnęły się od dłuższego czasu (kwestia zaginięcia Jennifer Dragon - żony głównego bohatera, pobyt syna Malcolma w Dimension-X) i wrócił do tego co zdaniem wielu fanów było najlepszym okresem dla całej serii - Dragona w szeregach policji. A skoro heros wrócił do munduru, to w numerze 150 pojawił się również jego największy przeciwnik z czasów pierwszego policjantowania - Overlord (tyle tylko, że nie wiadomo kto siedzi w jego zbroi). To co pozostaje niezmienne dla klimatu serii to nieustanne zmiany - w zasadzie pewnym można być tylko tego, że zielony olbrzym (jako główny bohater) prędzej czy później wyjdzie z tarapatów, które serwuje mu Erik. Jednak żadna inna postać (może z wyjątkiem Malcolma) nie może liczyć na podobne przywileje i każdy kolejny numer może dla niej oznaczać ogromne (zwykle negatywne) zmiany, czy też najzwyklejszą śmierć.

Powrót do regularnego wydawania przygód Savage Dragona, przyciągnął większą niż zazwyczaj uwagę serwisów komiksowych na których dosyć często można przeczytać wywiady z Larsenem, czy też teksty traktujące o bieżących wydarzeniach z życia jego superherosa. W przeciągu tych kilkunastu ostatnich numerów można wyróżnić trzy momenty o których było dosyć głośno czy to na Newsaramie czy na Comic Book Resources czy innych tego typu stronach. Pierwszym z nich była obecność na okładce numeru #137 ówczesnego kandydata na prezydenta Baracka Obamy, którego w wyborach oficjalnie poparł Dragon. Zresztą numer ten, który potrzebował trzech dodruków żeby zaspokoić chęci czytelników, można uznać za pierwszy sygnał zbliżającej się w komiksach obamomanii. Drugim takim mocno nagłośnionym momentem był wspomniany wyżej powrót Dragona do szeregów policji z Chicago oraz poprzedzający go numer 144 w którym każdy ze 121 kadrów ilustruje jeden dzień z życia bohatera (co, jak mówi Larsen, było potrzebne do nadgonienia straconego czasu związanego z opóźnieniami i tego, żeby seria wróciła do czasu rzeczywistego). Trzecim był natomiast jubileuszowy numer 150 i powrót dawno niewidzianego Overlorda, któremu poświęcono trzyodcinkową kampanię z wykorzystaniem promocyjnych grafik. Warto w tym miejscu jeszcze wspomnieć o numerze 148, który został udostępniony w ramach tegorocznej akcji Free Comic Book Day, gdzie główna historia została poprzedzona czterostronicowym streszczeniem losów Dragona - w sam raz dla nowych czytelników. Oprócz darmowej edycji dostępna była również wersja płatna, która zawierała stałą rubrykę z listami i inne bonusowe historie obecne niemal w każdym numerze serii i poszerzające wiedzę o uniwersum Dragona.

Jak widać w ciągu ostatniego roku Erik Larsen wykonał kawał roboty i nie wygląda na to, żeby obecnie chciał sobie dać nieco więcej odpoczynku. Najbliższe 12 miesięcy ma przynieść równo 12 numerów i plan jest taki, żeby każdy kolejny ukazywał się na półkach w pierwszą środę miesiąca. Co jest nie lada wyczynem, jeśli jest się odpowiedzialnym jednocześnie za scenariusz, szkice i inkowanie dwudziestukilku stron miesięcznie - z kolorowania i liternictwa Larsen zrezygnował już jakiś czas temu. Zresztą jeśli chodzi o kolory, to nie mają one sobie równych od czasu kiedy zajmuje się nimi grecki artysta Nikos Koutsis.

Twórca zielonego herosa zrobił chyba wszystko co było w jego mocy, żeby przywrócić wiarę w serię starym czytelnikom, jak i zaciekawić nią nowych. No, może jednak nie wszystko. Jedynym minusem, o którym trzeba wspomnieć, jest brak wydań zbiorczych ostatnich historii. Ostatni trejd ("Resurrection", vol.11) ukazał się w kwietniu 2007 roku i zawierał zeszyty od 53 do 58. Do nadrobienia jest więc około 85 numerów (#76-81 ukazały się w wydaniu zbiorczym z 2003 roku "This Savage World", vol.15), czyli znacznie więcej niż połowa przygód Dragona. Kilkanaście miesięcy temu Larsen tłumaczył na swoim forum, że jest to spowodowane tym, że wydania zbiorcze najzwyczajniej w świecie nie sprzedają się dobrze i nie widać, żeby było na nie jakieś wielkie zapotrzebowanie. Mimo to wydaje mi się, że warto by spróbować jeszcze raz - chociażby ze względu na znacznie większe zainteresowanie serią, niż to było w przypadku wypuszczonego ostatnio TP. Oprócz tego, dostępne są na rynku dwa opasłe czarno-białe "Savage Dragon: Archives", zbierające połowę pierwszej setki przygód Dragona. Od dawna zapowiadany jest również vol3 i 4 tych archiwów, ale póki co ich terminy pojawienia się na półkach sklepowych przekładane są w nieskończoność. Na początku Larsen tłumaczył to chęcią wydania najpierw kolorowych wersji tych historii w TP, ale obecnie wygląda na to, że szkoda mu na razie na to czasu. Inna sprawa, że pierwsze numery pojawiły się po raz kolejny w nieco innym wydaniu - po zeszytach, trejdach, HC'kach i archiwach przyszła pora na twardookładkowe "Ultimate Collection", którego kolejne tomy mają się ukazywać co pół roku. Póki co jedynym rozwiązaniem jest comiesięczne zaopatrywanie się w kolejne numery serii. Do czego zachęcam, bo oprócz regularnej historii zawierają one sporo dodatków - oprócz wspomnianych wyżej listów i historii pobocznych, można znaleźć pin-upy (zarówno profesjonalistów jak i zwykłych fanów), niewykorzystane okładki, reprinty starszych historii i tym podobne.

3 komentarze:

Marcin Łuczak pisze...

Od dawna czytam Kolorowe i właśnie takie wpisy jak ten są, moim zdaniem, ich esencją - komiksy z trykotami subiektywnym okiem fana. Poproszę o więcej, bo cykl o Larsenie na pewno nie zaspokoi mojego (i pewnie nie tylko mojego) apetytu.

Już od dawna myślałem o zabraniu się za przygody Savage Dragona, a teraz to już to zrobię na pewno (chociaż nie wiem jak szybko).

Przytoczenie co się ostatnio działo z Dragonem to dobry pomysł, ale szczególnie do mnie trafiła ta informacja o wydaniach zbiorczych. Sam nie kupuję zeszytów i na pewno nie będę, dlatego dziwię się podejściu Erika co do polityki wydawniczej tych wydań.

Teraz tylko pytanie - czy warto się interesować tymi czarno-białymi wydaniami "Savage Dragon: Archives"? Wydaje mi się, że przygody SD lepiej się prezentują w kolorze. Nie da się jednak ukryć, że kupno dwóch tomów archives będzie znacznie tańsze niż dziesięciu trejdów w kolorze.

PS. Wywiad z poprzedniego poniedziałku przefachowy. Dzięki za tłumaczenie i opracowanie - czytałem z przyjemnością.

Pozdrawiam,

Łukasz Mazur pisze...

Dzięki za miłe słowa :)

Nie wiem do końca jak to wygląda w przypadku "Archives" bo mając wersje kolorowe, nie mam potrzeby posiadania takiej wersji, szczególnie że te kolory są jednak ważne (dla mnie przynajmniej).

Jeśli chcesz szybko nadrobić te 50 pierwszych zeszytów to oczywiście zachęcam - tyle tylko, że oprócz braku kolorów (gdzieś niedawno czytałem wrażenia jednego z czytelników Archiwów, który dopiero jak trzymał w ręku jakiś zeszyt zorientował się, że jeden z bohaterów jest czarny :) brak jest też (chyba!) dodatków w postaci szkiców, komentarzy Larsena, niewykorzystanych okładek itp., dostępnych w wersjach TP/HC.

Gdybym miał od zera zaczynać kolekcjonowanie to brałbym się jednak za zbiorcze wydania, te po 5-6 zeszytów. Poszłoby mi to wolniej, ale jednak byłbym chyba bardziej zadowolony.

Co do polityki Larsena w tej sprawie - też mnie dziwi, ale mam nadzieję, że niedługo mimo wszystko kolejne TP ujrzą światło dzienne..

Repozdrawiam!

Marcin Łuczak pisze...

Spoko, należały Ci się :)

Tak myślałem, że wskażesz standardowe wydania zbiorcze. I jak przyjdzie trochę kasy i już zrobię parę innych planowanych zakupów komiksowych oryginalnych wydań, to pewnie zainteresuję się i tymi komiksami.

Pozdrawiam,