Najpierw byli SUPER-ludzie i byli dobrzy. Fascynacja nimi trwała lata, lecz w końcu przestali intrygować a zaczęli śmieszyć. I wtedy "The Man of Steel" i "The Amazing Spider-Man" zostali zastąpieni przez "Watchmen" i "The Dark Knight Returns". Nastała era super-LUDZI i nie byli oni już tacy jednolici....
Na okładce pierwszego zeszytu "Kick-Ass" widnieje uderzająca pięść. I takie jest właśnie pierwsze wrażenie po lekturze - uderza nas świadomość, że "to już było". Millar co prawda na każdym kroku zapewnia, że jest to historia o nastolatku noszącym kostium pływacki, jednak chyba mało kogo nabierze tym "marketingiem". Komiks ten w rzeczywistości jest kolejną próbą dekonstrukcji superbohatera.
Pretekstem do całej historii jest Dave Lizewski - kwintesencja zwyczajności w okresie dojrzewania. Millar jego ustami zadaje pytania "jacy ludzie zakładają maski?" i "dlaczego to robią?". Reszta komiksu to niezbyt oryginalne odpowiedzi na te pytania. W tym miejscu należy przyznać, że sam Kick-Ass jest jeszcze interesującą postacią. Miłośnika trykociarskich opowieści może zwyczajnie bawić oglądanie jak "swój" krok po kroku dojrzewa do założenia kostiumu. W tych kadrach - bądźmy szczerzy - nie jeden z nas zobaczy swoje odbicie. Lecz tu niestety kończy się "dobre" a zaczyna banalny standard. Nie tylko poznajemy postaci (Big Daddy i Hit Girl), które są właściwie wariacją na temat Punishera, lecz co gorsza ich dwuznaczność moralna została przedstawiona w najbardziej oklepany sposób - Millar zrobił z nich bezlitosnych morderców. Na domiar złego sama historia, która toczy się wokół tego duetu jest sztampowa i jakby "spisana na kolanie".
Choć sam koncept "Kick-Ass'a" jest odtwórczy, nie oznacza to, że komiks jest słabą lekturą. Wychowałem się na TM-Semicu i sporo frajdy sprawiają mi pojawiające się co chwilę odniesienia do superbohaterów. Bawią też prywatne perypetie Dave'a. Udawanie geja by zbliżyć się do Katie - koleżanki z klasy - i uważanie, że będzie to świetna historia do opowiadania wnukom "jak dziadkowie się poznali" wywołało szczery uśmiech na mojej twarzy. Z przyjemnością również zauważyłem, że Millar odrzucił stereotyp grup w amerykańskiej szkole. Motyw ten, tak powtarzany w popkulturze, bardzo mnie irytuje. W "Kick-Ass'ie" dla przeciwwagi Dave nie należący do żadnej "paczki" - jest tolerowaną, a momentami nawet lubianą osobą. Podobnie jak jego koledzy - komiksowe geeki. Wyliczając zalety komiksu nie można nie wspomnieć o rysunkach Johna Romity. Każdy miłośnik jego twórczości nie będzie zawiedziony, choć momentami chciałoby się zobaczyć ciekawsze kadrowanie.
"Kick-Ass" nie jest - choć tak się tytułuje - najlepszym superbohaterskim komiksem wszechczasów. Nie wnosi też nic nowego do tematu dekonstrukcji superbohaterów. Jednak jest fajnym czytadłem, do którego z przyjemnością usiadłem nie tylko za pierwszym razem. Do zakończenia pierwszej historii zostały jeszcze dwa numery. Szanse na uratowanie koncepcji komiksu są bardzo małe - wątpię by Millar zaskoczył nas jakąś ciekawą puentą. Pozostaje jednak nadzieja na ocalenie samej historii....
Na okładce pierwszego zeszytu "Kick-Ass" widnieje uderzająca pięść. I takie jest właśnie pierwsze wrażenie po lekturze - uderza nas świadomość, że "to już było". Millar co prawda na każdym kroku zapewnia, że jest to historia o nastolatku noszącym kostium pływacki, jednak chyba mało kogo nabierze tym "marketingiem". Komiks ten w rzeczywistości jest kolejną próbą dekonstrukcji superbohatera.
Pretekstem do całej historii jest Dave Lizewski - kwintesencja zwyczajności w okresie dojrzewania. Millar jego ustami zadaje pytania "jacy ludzie zakładają maski?" i "dlaczego to robią?". Reszta komiksu to niezbyt oryginalne odpowiedzi na te pytania. W tym miejscu należy przyznać, że sam Kick-Ass jest jeszcze interesującą postacią. Miłośnika trykociarskich opowieści może zwyczajnie bawić oglądanie jak "swój" krok po kroku dojrzewa do założenia kostiumu. W tych kadrach - bądźmy szczerzy - nie jeden z nas zobaczy swoje odbicie. Lecz tu niestety kończy się "dobre" a zaczyna banalny standard. Nie tylko poznajemy postaci (Big Daddy i Hit Girl), które są właściwie wariacją na temat Punishera, lecz co gorsza ich dwuznaczność moralna została przedstawiona w najbardziej oklepany sposób - Millar zrobił z nich bezlitosnych morderców. Na domiar złego sama historia, która toczy się wokół tego duetu jest sztampowa i jakby "spisana na kolanie".
Choć sam koncept "Kick-Ass'a" jest odtwórczy, nie oznacza to, że komiks jest słabą lekturą. Wychowałem się na TM-Semicu i sporo frajdy sprawiają mi pojawiające się co chwilę odniesienia do superbohaterów. Bawią też prywatne perypetie Dave'a. Udawanie geja by zbliżyć się do Katie - koleżanki z klasy - i uważanie, że będzie to świetna historia do opowiadania wnukom "jak dziadkowie się poznali" wywołało szczery uśmiech na mojej twarzy. Z przyjemnością również zauważyłem, że Millar odrzucił stereotyp grup w amerykańskiej szkole. Motyw ten, tak powtarzany w popkulturze, bardzo mnie irytuje. W "Kick-Ass'ie" dla przeciwwagi Dave nie należący do żadnej "paczki" - jest tolerowaną, a momentami nawet lubianą osobą. Podobnie jak jego koledzy - komiksowe geeki. Wyliczając zalety komiksu nie można nie wspomnieć o rysunkach Johna Romity. Każdy miłośnik jego twórczości nie będzie zawiedziony, choć momentami chciałoby się zobaczyć ciekawsze kadrowanie.
"Kick-Ass" nie jest - choć tak się tytułuje - najlepszym superbohaterskim komiksem wszechczasów. Nie wnosi też nic nowego do tematu dekonstrukcji superbohaterów. Jednak jest fajnym czytadłem, do którego z przyjemnością usiadłem nie tylko za pierwszym razem. Do zakończenia pierwszej historii zostały jeszcze dwa numery. Szanse na uratowanie koncepcji komiksu są bardzo małe - wątpię by Millar zaskoczył nas jakąś ciekawą puentą. Pozostaje jednak nadzieja na ocalenie samej historii....
3 komentarze:
wyliczajac zalety?!?
junior Romita po pierwsze
A są krzaczaste brwi - specjał Romity Juniora? :)
Ostatnio mam jakoś dość dekonstrukcji i z przyjemnością wchłaniam zwykłą superhero pulpę...
Romita, jak Romita, dla wielu w KickAssie dał dupy.
Ja się zawiodłem na komiksie Millara, bo w pewnym momencie z całkiem fajnej historii o dzieciaku, który chciał być SpiderManem, robi się jakaś dziwan historia z mieczami samurajskimi i mafią.
Prześlij komentarz