poniedziałek, 4 sierpnia 2008

#42 - Dlaczego drugie "Na szybko spisane" mogło się nie spodobać?

„Na szybko spisane 1980 – 1990 ” to dla mnie najlepszy komiks ubiegłego roku.

Naturalnym jest, że oczekiwania wobec kontynuacji zdobywcy nagrody publiczności MFK 2007 sięgały sufitu. Byłem prawie pewny, że druga część opowieści o dziecięciu przełomu wieków i przełomu ustrojów w dziwnym kraju zwanym Polską nie będzie takim ciosem w krocze, jakim był pierwszy tom planowanej trylogii. Miałem jednak nadzieję, że Michałowi Śledzińskiemu uda się utrzymać poziom, że znowu pokaże się jako komiksiarz z najwyższej półki.

I właściwie się nie pomyliłem, bo formalnie „1990-2000” to nadal obrazkowa ekstraklasa. Swobodna, bardzo ekspresywna estetyka, doskonale pasująca do „szybko spisanej” opowieści, wciąż porywa, a Śledziu ponownie udowadnia, że świetnie posługuje się komiksowym esperanto. Gdybym był poważnym komiksologiem to cmokałbym nad wyrafinowaną narracją, spójnością ikoniczną słowa i obrazu osiągniętą najprostszymi środkami, celnością i pomysłowością w uchwyceniu obyczajowości i realiów Polski w momencie kapitalistycznego przełomu etc., etc. Trochę głupio pisać, wszak jestem od Śledzia sporo młodszy, ale pamiętam go z „młodzieńczych”, mniej lub bardziej udanych, poszukiwań własnego stylu z okresu produktywnego, kiedy nie bardzo wiedział, w którą stronę iść. Teraz ojciec „Osiedla Swoboda” to prawdziwy weteran ołówka, który po zarysowaniu ton papieru i wypisaniu setek japońskich cienkopisów (tych szpanerskich rzecz jasna), wie już, w którą stronę chce iść.

Dlaczego zatem drugi epizod „Na szybko spisane” może się nie podobać i dlaczego wielu (w tym i ja, po części) czytelników poczuło się rozczarowanych?

Śledziu potrafił znakomicie przywołać, niekoniecznie idylliczne, obrazki z dzieciństwa, uderzyć w sentymentalną nutę, sprawić, że czytelnik poczuł pokoleniowe, a może i osobiste pokrewieństwo z bezimiennym bohaterem swojego komiksu. Forma krótkich, niedopowiedzianych epizodów, a wręcz obrazków doskonale tu pasowała – wszak z dzieciństwa pamiętamy jakieś krótkie epizody, najczęściej pewne uogólnienia, często zamglone. A wiele trudniej pisać jest o doświadczeniach przeciętnego nastolatka. Te, z reguły pamiętamy lepiej, są nam bliższe, kształtowały naszą osobowość w większym stopniu. Są bardziej zniuansowane i ambiwalentne. Siłą rzeczy jest ich również więcej – to okres pierwszych miłości, pierwszych pasji, porażek, decyzji. To szkolne korytarze, imprezy, ławki pod blokiem, stos książek, alkohol, pocałunki, pryszcze i jeszcze, jeszcze więcej złożonych spraw. Mr. Herring zużył na nie więcej stron, przyjrzał im się bliżej i trudno było mu je wszystkie zmieścić w albumie, w którym mieściło się dzieciństwo. Czuję, że autor musiał wybierać, o czym opowiedzieć, a co przemilczeć. Ja tymczasem straciłem tą duchową więź z tamtym okularnikiem, kumplem z podstawówki i piaskownicy, nasze drogi w liceum się jakoś rozeszły. On wybrał swój hermetyczny świat amigowej sceny, odcięcia się od rodzinnych kłopotów i zajęcia umysłu pracą.

Poważnym zarzutem jest gwałtowne przejście od maleńkości do prawie dorosłości, które trafnie zauważył Karol Konwerski. Miałem bardzo podobne wrażenie. Początek albumu to jesień niewinności i nagle bach, już pierwsza impreza, pierwsza laska. Zbyt szybko, za mało papieru, niedokładnie.

Śledziowi w pierwszym albumie wyszło coś, czego chyba nie planował – w wywiadzie dla Below Radars podkreślał, że chce napisać i narysować coś w rodzaju swojej alternatywnej biografii. Chciał opowiedzieć najsłabsze akcje ze swojego życia i spiąć je fikcyjną klamrą. Chciał stworzyć opowieść zupełnie nie o sobie wykorzystując jednak bez żenady materiał ze swojego życia. Wyszedł mu (chyba całkiem przypadkowo, choć mogę się mylić) obraz pewnego pokolenia, dzisiejszych trzydziestolatków, rówieśników Śledzia, które swoją drogą nie doczekało się jeszcze literackiej monografii i pewnie się już nie doczeka. Także pod tym kątem napaliłem się na kontynuację i czuję, że Mr. Herring również odczuwał to ciśnienie i trochę wbrew takim właśnie oczekiwaniem uniwersalnej historii wysmażył coś hermetycznego, coś, z czym niewiele osób będzie się w stanie się identyfikować. Jego niezbywalne, autorskie prawo.

Po lekturze moje krocze pozostało w stanie nienaruszonym. Co nie znaczy, że „Na szybko spisane 1990-2000” jest komiksem złym. Wręcz przeciwnie – to nadal jest komiks świetny, który jednak nie wytrzymuje porównania z pierwszą, genialną, częścią. A i tak pewnie to, co tutaj napisałem za jakiś, po premierze ostatniej części trylogii, będę musiał odwołać, moje tezy będą mocno przeterminowane, bo okaże się, że Śledziu sobie wszystko pięknie rozplanował i wszystkie trzy części złoża się w znakomita, spójną i dopracowaną całość.


sobota, 2 sierpnia 2008

#41 - Wywiad: Rafał Palacz / Multiversum

Pora na pierwszy tutaj wywiad.
Rafała z Multiversum pewnie większość kojarzy, zresztą równie spora grupa to czytających pewnie się u niego zaopatrywała w komiksy nie raz i nie dwa. Właściciel Multiversum miesiąc w miesiąc uszczęśliwia swoich klientów paczkami z nowościami z USA i już na stałe wpisał się w nasz piękny i cudowny komiksowy krajobraz. Pora więc na kilka pytań do Rafała, zarówno tych ‘sklepowych’ jak i bardziej prywatnych. Endżoj.
(Chino, dzięki za korektę!)
====

Witaj! Na początek tradycyjnie - jak rozpoczęła się Twoja przygoda z komiksem?

Początki z komiksem to już etap przedszkola, od razu poszło z grubej rury i wciągałem Thorgale (cholerne Alinoe po nocach mi się śniło koszmarzysko jedno), Yansa, komiksy drukowane w Fantastyce i dla równowagi Kajko i Kokosze, Tytusy, Romki i Atomki i cała plejada innych komiksowych bohaterów. Później pojawiły się komiksowe przygody Transformers no i na tym etapie to już było po mnie, reszta przyszła sobie już z czasem własnym torem.


Co Cię skłoniło do założenia sklepu z komiksami z USA?


Problemy ze zdobyciem komiksów które chciałbym mieć w swojej własnej kolekcji - taki urok naszego kraju. Kiedy ten problem został rozwiązany, stwierdziłem że można rozwinąć ten temat do skali obejmującej możliwość uzupełniania kolekcji fanom amerykańskich komiksów w całym kraju.

Działasz już od dobrych kilku lat, więc co w ciągu tego czasu Cię najbardziej zaskoczyło?

Zdecydowanie to ile czasu trzeba poświęcić, żeby prowadzić tego rodzaju działalność, pocieszanie się że w końcu wszystko się ładnie usystematyzuje i czasu wolnego będzie więcej - ale co tam, marzenia są za darmo.

Każdego miesiąca ilość komiksów dostępnych bezpośrednio w sklepie powiększa się o kilkaset tytułów. Które z nich były pewniakami a okazały się wielkim niewypałem? I w drugą stronę - coś co sprowadziłeś na próbę a okazało się strzałem w dziesiątkę?

Takich tytułów jest pełno. Z bardziej świeżych zagadnień wymieniłbym Ultimates 3 jako niewypał, Jeph Loeb zrujnował dorobek lat pracy Millara i Hitcha. Gdyby ta seria nazywała się inaczej to może nie byłoby takiego szoku, a tak w starciu z legendarnym już cyklem jest to szok wręcz termiczny. Ogromnym pozytywnym zaskoczeniem z kolei jest Thunderbolts po przejęciu tej serii przez Warrena Ellisa. Nietypowa kadra "bohaterów" tej serii i fabuła utkana złotymi wręcz nićmi robią swoje. Seria ta znalazła u mnie w sklepie zdecydowanie więcej nabywców niż się spodziewałem, zarówno w edycjach zeszytowych jak i wydaniach zbiorczych.

Prowadzenie tego typu sklepu to masa roboty (co widać chociażby po poczto odpornym pakowaniu przesyłek), więc moje kolejne pytanie jest takie - działasz sam czy masz swoich "cichych wspólników"?

Jestem robotem uniwersalnym od sprzątania, pakowania, noszenia i stu tysięcy innych czynności które trzeba wykonywać. Przy dalszym rozwoju firmy zapewne pojawi się jako obowiązkowa opcja zatrudnienia pracownika, ale na razie daję jeszcze radę działać o własnych siłach.

Kto stanowi dla Ciebie największą konkurencję, jeśli chodzi o komiksowy rynek w naszym kraju?

Każdy sklep zajmujący się sprzedażą amerykańskich komiksów w Polsce stanowi z definicji konkurencję. Nie analizowałem nigdy kto robi mi konkurencję większą a kto mniejszą, robię swoje najlepiej jak potrafię i cieszę się z rezultatów jakie osiągam.
Jeżeli właściciele innych sklepów również cieszą się z osiąganych rezultatów, to znaczy że wszystko jest OK i rynek komiksowy w naszym kraju (zarówno komiksów polskich jak i zagranicznych) sprawnie funkcjonuje.

Komiksy wysyłasz przy pomocy Poczty Polskiej, która (raczej zasłużenie) ma spore grono hejterów. Ostatnio wprowadziłeś możliwość ubezpieczenia przesyłek - związane jest to z jakimiś niemiłymi przypadkami, czy wprowadziłeś tę opcję na ewentualny wypadek?

Ubezpieczenie przesyłek jest naturalnym rozwinięciem oferty transportowej skierowanej do klientów, otwarta była kwestia odpowiedniego zaimplementowania tej usługi do systemu sklepu - teraz takie rozwiązanie funkcjonuje i jest dosyć często stosowane przez kupujących.
Liczbę reklamacji które składałem w imieniu klientów na poczcie w ostatnich dwóch latach można policzyć na palcach jednej ręki. Na te ilości przesyłek które były w tym czasie nadane to ilość mikroskopijna.

Czy masz w planach możliwość dostarczania przesyłek drogą kurierską, bądź też innymi drogami?

Zmiana dostawcy przesyłek na pewno nie nastąpi w najbliższym czasie. Usługi kurierskie są zbyt drogie natomiast In-Post nie można traktować jako sensownej alternatywy, mają za mały zasięg działania.

Pewnym rozwiązaniem mogą być In-Postowe paczkomaty, ale wydaje się to melodią przyszłości.
Wracając do Twojego sklepu - jakiś czas temu poszerzyłeś ofertę sklepu o figurki z serii Marvel Figurine Collection. Zamierzasz pójść w stronę rzeczy około komiksowych, czy nie ma jeszcze popytu na tego typu gadżety?

Marvel Figurine Collection zbieram sam, więc pojawiły się w sklepie w dosyć naturalny sposób. Rozwijanie się w zakresie produktów około komiksowych jest przedsięwzięciem kosztownym, w najbliższym czasie nie nastąpi rozwój w temacie produktów około komiksowych (przynajmniej w zakresie produktów dostępnych na miejscu, na zamówienie te setki czy tysiące figurek, statuetek czy innych produktów są na bieżąco importowane dla zainteresowanych klientów).

Jak wygląda sprawa z obecnością Multiversum na komiksowych festiwalach? Byłeś na MFK 2006 i WSK 2007 i z tego co mówiłeś to obie te imprezy były dla Ciebie sukcesem. Natomiast kolejne edycje obu tych imprez odpuściłeś, a w pofestiwalowych komentarzach pojawiały się głosy, że brakowało konkretnego stoiska z komiksami z USA. Na MFK 2008 ponownie zagościsz, czy odpuszczasz już tego typu spędy?

Wymienione imprezy były bardzo fajne, męczące organizacyjno-logistycznie ale udane.
Nieobecność na MFK 2007 i WSK 2008 wynikała akurat z kwestii związanych ze sprawami osobistymi, jednak po wypadnięciu z takiego imprezowego rytmu trzeba dać samemu sobie mocnego kopa żeby się w ten rytm znowu wprawić.
Kwestia MFK 2008 pozostaje na razie nierozstrzygnięta, akurat w stosunku do tej imprezy z edycji 2006 wyniosłem jedno ogromne negatywne odczucie - układ stolików w sali giełdowej stworzony został w sposób idiotyczny i miałem nieszczęście natrafienia na najbardziej debilny element tej stolikowej psychoukładanki ze swoim stanowiskiem :)
Udział w przyszłych edycjach którejkolwiek z tych imprez wiąże się dosyć sporym zapleczem osobowo-transportowym niezbędnym do zaoferowania nawet części tego, co posiadam w regularnej ofercie.
Podsumowując - czas pokaże, obecności nie wykluczam, ale nie jestem jej także w stanie potwierdzić.

Jak sam mówisz – czas pokaże. Teraz trochę o naszym komiksowym rynku, który jest jaki jest - twórcy często narzekają, że z samego komiksu wyżyć się nie da, a wydawcy pokroju Kultury Gniewu robią to co robią po godzinach, poświęcając swój prywatny czas. A jak jest ze sprzedażą komiksów? Da się z tego wyżyć, czy jest to również dla Ciebie jedynie dodatkowe zajęcie realizowane ‘po godzinach’?

Myślę, że z każdego rodzaju działalności handlowej, jeżeli poświęci się na to sporo czasu i nie przejada się z marszu zarobionych pieniędzy tylko inwestuje się dalej w rozwój firmy, da się wyżyć. Branża komiksowa nie różni się pod tym względem niczym od jakiejkolwiek innej branży.
Moim dodatkowym zajęciem jest odpoczynek, ale poświęcam na nie bardzo mało czasu.


Interesuje Cię to co dzieje się na naszym rynku? Kupujesz pozycje rodzimych wydawców, czy ograniczasz się do tego co stanowi ofertę Twojego sklepu?

Nie mam rozeznania w polskim rynku wydawniczym.
Trzymając w głowie setki terminów wydawniczych różnych komiksów amerykańskich, którymi się zajmuję nie dokładam sobie do zwojów mózgowych informacji na temat tego co się dzieje na naszym podwórku. Sytuacja ta ulegnie zmianie jeżeli zdecyduję się rozszerzyć ofertę na komiksy oferowane przez polskich wydawców, ale to jest na razie ulotna myśl, która może z czasem uformuje się w osobny dział w moim sklepie.
Zakupowo ograniczam się do tego co sprowadzam z USA. A i tak mam zaległości w lekturze takie, że nie starczy mi czasu na emeryturze żeby wszystko przeczytać.

Od jakiegoś czasu pojawiają się głosy o dużej różnicy pomiędzy kursem dolara, a przelicznikiem stosowanym przy cenach w Multiversum. Więc może w kwestii ostatecznego wyjaśnienia - skąd ta różnica?

Pewnie głosy te dotyczą tego, dlaczego ceny w Multiversum są znacznie niższe niż w innych sklepach w Polsce sprowadzających komiksy z USA.
Poniższa odpowiedź jest jak myślę uniwersalna i może dotyczyć dowolnego sklepu z tej branży, podaję ją jednak konkretnie w kontekście Multiversum.
Kurs dolara jest tylko jednym z czynników ceny produktu, tak więc ma on tylko częściowy wpływ na cenę produktu. Produkty sprzedaję w złotówkach, nie w dolarach, taka waluta obowiązuje w naszym kraju dopóki nie nastąpi zmiana na euro.
Cena produktu musi więc obejmować wszystkie niezbędne wydatki ponoszone zarówno w naszej walucie jak i w dolarach (podatki, VAT, ZUS, rachunki, koszt zakupu towaru, koszt szybkiego lotniczego transportu towaru do Polski, koszty odprawy celnej i inne koszty prowadzenia działalności). Jeżeli ktoś czyta codzienną prasę lub newsy na portalach internetowych to wie, że poza tym jednym czynnikiem (kurs dolara) cała reszta idzie w górę lub stoi w miejscu, w przeważającej większości idzie w górę i to w ostatnim czasie dosyć ostro (cena ropy naftowej przekładająca się na ciągle rosnące koszty transportu lotniczego jest najlepszym przykładem).

Jeszcze o samym Multiversum - można się spodziewać w najbliższym czesie rozszerzenia Twojej działalności na komiksy archiwalne (sprzed kilku-, kilkunastu-, kilkudziesięciu lat)?

Za kilkanaście lat będę posiadał w sprzedaży na pewno jakieś komiksy archiwalne, które obecnie są nowościami. Uruchomienia działu sprzedaży archiwalnych komiksów nie mam w planach, to zagadnienie tak absorbujące czasowo że mógłby powstać osobny sklep komiksowy zajmujący się tylko i wyłącznie tym zagadnieniem.
Kto wie, może kiedyś powstanie w Polsce sklep z prawdziwego zdarzenia zajmujący się właśnie takimi wydaniami.

Teraz trochę o Twoich preferencjach komiksowych - ulubione wydawnictwo?

Zdecydowanie Marvel, ich oferta jest na bardzo wysokim poziomie, w każdym miesiącu można bez problemu znaleźć mnóstwo zeszytów lub wydań zbiorczych z różnych gatunków. Jeżeli uruchomią jeszcze kiedyś linię komiksów odpowiadającą ofercie Vertigo, zyskają wielu nowych czytelników.

Tytuł?
Ulubiony tytuł z bieżących to Secret Invasion i jego tie-in`y, które trzymają bardzo wysoki poziom. Ze starszych pozycji gdybym miał pożyczyć komuś do przeczytania jedną serię, pożyczyłbym Ultimates Millara i Hitcha.

Autor?

Jeżeli jakiś komiks jest napisany przez Eda Brubakera, Marka Millara, Granta Morrisona, Briana Michaela Bendisa, Briana K. Vaughana, Jossa Whedona lub Warrena Ellisa, to ma ogromne szanse że znajdę na niego wcześniej czy później czas.
Jeżeli chodzi o rysowników, cenię sobie twórczość Bryana Hitcha, Dona Figueroy (Transformers), Steve`a McNivena i Davida Fincha. Jest wielu innych artystów których prace mi się podobają, ale ci w rankingu stoją najwyżej.

Bohater?

Z komiksowych bohaterów mam ogromny sentyment do Thorgala, Wolverine`a, Magneto i Starscreama (ponownie Transformers). Trylion innych postaci komiksowych z góry przepraszam za nie wymienienie :)

Secret Invasion czy Final Crisis?

Secret Invasion. Mimo że lubię twórczość Granta Morrisona, to uniwersum DC nie przemawia do mnie w takim stopniu jak uniwersum Marvela.
Odnoszę wrażenie, że Dom Pomysłów znalazł już swój nowy styl narracyjny zarówno dla dużych historii jak i tych mniejszych, natomiast DC Comics jeszcze szuka odpowiedniego dla siebie, nowego nurtu.

A nie uważasz, że przydałby się rok przerwy od wielkich wydarzeń i crossów po których ‘uniwersum Marvela już nigdy nie będzie takie samo'? Było Avengers Disassembled (2004), House of M (2005), Civil War (2006-07), World War Hulk (2007), czy nieco poboczne Messiah Complex i Annihillation. Teraz mamy Secret Invasion, a wiadomo już ze na następny rok jest szykowane kolejne wielkie wydarzenie. Nie za dużo tego dla przeciętnego czytelnika?

Pomijając marketingowy slogan o tym, że ‘uniwersum Marvela już nigdy nie będzie takie samo’ i inne tego typu zawijacze makaronu na uszy nie mam wątpliwości, że historie dużego kalibru powinny przewijać się regularnie przez komiksy Marvela.
Jako czytelnik oczekuję, że podobnie jak jeden z moich ulubionych seriali Lost, tak i komiksy które czytam będą regularnie mnie zaskakiwały, podkręcając systematycznie śrubę w zakresie intensywności i skali wydarzeń.
Zdecydowanie lepsze jest narzekanie na nadmiar wydarzeń niż na ich brak.

W co byś polecał zaopatrzyć się w ciągu najbliższych miesięcy? Które serie / wydarzenia będą w czołówkach komiksowych list przebojów 2008 roku?

Na pewno w dużą ilość pieniędzy na komiksowe zakupy.
Rok 2008 będzie należał do komiksowych adaptacji powieści Stephena Kinga, wydarzeń które nastąpią w konsekwencji Secret Invasion w uniwersum Marvela, warto również mieć oko na to co Grant Morrison robi z Batmanem w historii RIP.

To teraz takie sztampowe pytanie – wiesz, że wylądujesz na bezludnej wyspie i możesz wziąć jeden jedyny komiks..

Wydaje mi się, że na bezludnej wyspie miałbym większe dylematy niż wybór jednego komiksu do czytania :) Jeżeli jednak w plecaku mógłby znaleźć się tylko jeden komiks, to byłby to jakiś omnibus z Marvela, najpewniej nadchodzący Punisher by Garth Ennis Omnibus HC. Blisko 1200 stron zapewniłoby mi sporo świetnej lektury a przy okazji takim klamotem to można niejedno dzikie zwierzę na bezludnej wyspie ukatrupić.

W wywiadzie dla wptv mówiłeś m.in. o komiksie, którego zdobycie spędzało Ci sen z powiek. Co to za cudo i jak w końcu trafiło w Twoje ręce?

Nie mógł to być komiks inny niż totalnie ultra mega limitowany wariant z Transformers (seria War Within), z epoki śp. wydawnictwa Dreamwave. Wariant ten udało mi się namierzyć przy pomocy jednego ze sprzedawców komiksów w USA. Namierzył, zdobył i w końcu kolekcja była uzupełniona.

Na koniec wróćmy do Twojej działalności – na jakie promocje mogą liczyć klienci Multiversum w najbliższych miesiącach?

W ostatnim czasie promocji był wręcz przesyt, więc teraz będzie spokojniej.
Na chwilę obecną klienci coraz efektywniej wykorzystują wprowadzony niedawno system rabatowy, dzięki któremu każdy może zrobić sobie mniejszą lub większą promocję własnymi siłami.
Tradycyjnie za kilka miesięcy będzie przedświąteczna promocja organizowana przez mojego dystrybutora. Możliwe że w drugiej połowie sierpnia lub we wrześniu będzie miała miejsce jakaś sympatyczna promocja, ale na zdradzanie szczegółów jest zdecydowanie za wcześnie, lubię robić swoim klientom niespodzianki.

Niech będzie więc to niespodzianka. Dzięki wielkie za rozmowę!

#40 - Powrót

Witaj ponownie blogspocie.
Z bilołradarowego bloga przeniosłem wszystkie notki, więc wszystko jest, chronologia zachowana, ucierpiały jedynie komentarze. Zmiana również w nazwie, wyglądzie i składzie. Podążając za najnowszymi światowymi trendami autorów będzie dwóch, co powinno zapewnić częstsze aktualizacje, bo ostatnio nie było z tym za ciekawie. Julek przedstawi się w stosownej chwili.
Tak więc założenia są następujące - częściej, ciekawiej i z cyklicznymi rubrykami. Programowo też będziemy dążyć do zmian, bo nie ma też co brać się za pisanie o komiksach wydanych w naszym kraju, kiedy w dniu premiery pojawiają się w komiksowej blogosferze pierwsze notki i recenzje. Nie ma co się powtarzać - chyba, że przy czymś naprawdę kozackim.
Ze swojej strony dodam jeszcze, że będzie częściej o tym co dzieje się w kraju Obamy, czyli więcej kalesoniarzy w dobrym stylu.

I tak. Założenia założeniami, a jak wyjdzie - czas pokaże. Mam nadzieję, że będzie się podobać!
*pow*

piątek, 11 lipca 2008

# 39 - Fuck You Wesley Gibson!

'Wanted' Millara i J.G.Jonesa to dla mnie komiks doskonały. Ot tak, po prostu, kawał świetnej rozrywki, scenara, dialogów itp. Więc słysząc o ekranizacji miałem pełne gacie obaw. No bo jak to wszystko przenieść na ekran? Fuckwita? Shit-Heada? Dziesiątki innych postaci? Niemożliwe. I jak się okazuje twórcy odpuścili sobie tę całą otoczkę z superbohaterami, z tymi nie-tak-bardzo-bohaterami a spandeksy zostawili w szafach. Więc ile w 'Wanted' jest 'Wanted'?
The Gang's All Here... NOT!
Okazuje się jednak, że film jest bardziej Wantedowaty niż komiks. A przynajmniej w samych założeniach. Bo jak przyznał później Millar - komiks od początku miał być pozbawiony superbohaterów, kostiumów i tym podobnych akcesoriów znanych z amerykańskiego mejnstrimu. Ok, niech będzie, chociaż mimo tego po prostu nie trafiał do mnie produkt pod tytułem 'Wanted: The Movie'. Dziwiłem się też, czemu np. do głównej roli nie zatrudniono Eminema, skoro to na nim wzorował się J.G.Jones rysując kolejne stronice komiksu? Czemu Fox jest biała i czemu gra ją Angelina? Jeśli już zatrudniać gwiazdę to lepiej pasowałaby chyba - porównując do pierwowzoru komiksowego - Halle Berry? Bla, bla, bla, takie rozterki fana komiksowej wersji, który do filmu nastawiony był sceptycznie.

Jak się okazało zupełnie nie potrzebne, bo film jest ŚWIETNY. Od początku do końca (no prawie). Cały motyw przewodni 'od zera do superbohatera' został. Żałosny Wesley, którego wszyscy walą w pupala, też. Dalej jest już jednak inaczej, fabuła rozmija się z tą komiksową znacząco, co nie znaczy jednak, że jest gorzej. Ot, podobna baza wyjściowa, ale dalej już inaczej pociągnięta (jednak z nawiązaniami do pierwowzoru). Akcja nie zwalnia tempa od samego początku, znaczy się od sceny na entym piętrze wieżowca, gdzie kilka nieźle nakręconych headshotów wywołuje uśmiech na twarzy i wiadomo, że będzie dobrze. Później oczywiście są pościgi samochodowe, szczelaniny, walki na noże, krew, flaki, przemoc, Angelina pokazuje dupę (a może dublerka to jakaś?). I jak to we współczesnym kinie akcji bywa, muszą być jakieś niezłe triki, żeby pokazać je chociażby na trailerach i żeby taki widz powiedział 'wwwoooooowwww'. Tutaj takim czymś jest podkręcanie naboi z pistoletów (sfilmowane oczywiście tak jakby kamera goniła kulę), czy też trafianie dwóch pocisków w siebie. Ot, takie wymagania kina, ma być kolorowe i przegięte do granic możliwości. No i slow motion! Tego nie może zabraknąć!
Oprócz akcji jest również sporo humoru, a całość podana jest bez nadęcia i zbędnej powagi. Ma być rozrywka i jest. Do lepszych momentów (oprócz tych wszystkich pościgów i strzelanin) należy świetna scena w biurowcu, kiedy Wesley Gibson pęka i wyrzuca z siebie to co zawsze chciał powiedzieć. Wtedy to, pada 'fuck you' o którym Millar na początku roku mówił, że jest to najlepiej sfilmowane 'fuck you' w historii kina. Szczerze powiedziawszy ciężko się nie zgodzić, szczególnie, że innych spektakularnych faków nie pamiętam.

Pojawiają się też mrugnięcia okiem do widzów znających komiks, jak chociażby imię jednej z pierwszych ofiar Crossa - niejaki Rictus - który w pierwowzorze był głównym przeciwnikiem Wesleya. I jeśli dobrze widziałem to w finałowej scenie, przy boxie Gibsona jest tabliczka z imieniem 'J.G.Millar'. Taki żarcik.

Tak więc, początkowe obawy co do zmian w scenariuszu i obsady były zupełnie niepotrzebne. Fabuła się sprawdziła, podobnie jak Pani Jolie i chłopaczkowaty McAvoy (chociaż mógł ściąć te włosy, żeby dobitnie pokazać jaki z niego teraz maderfaker). Jedyna rzecz, którą mogli pociągnąć lepiej to końcowy dialog głównego bohatera, który w komiksie (dwie ostatnie strony) był kopem w twarz dla czytelnika, a w filmie zostało z niego jedno zdanie, powiedziane w tak nieprzekonujący sposób, że aż śmieszne. No ale nic nie może być doskonałe jak widać.

Jednym słowem - polecam!
- - -

Tak z innej beczki, to jeszcze jedna rzecz przychodzi mi do głowy - postery filmowe użyte do promocji. Zeszytowe wydania 'Wanted' miały charakterystyczne okładki, stylizowane na plakaty z poszukiwanymi przestępcami - na górze prostą czcionką tytuł, na środku zdjęcie jednego z bohaterów komiksu, a na dole nazwiska twórców. I tak też sobie wyobrażałem plakaty, bo wydawało mi się oczywiste, że w takiej formie będą po prostu przyciągać uwagę. Ale nie, lepiej było dać Angelinę z gnatem. Pffffff, mówi się trudno.

A jeśli jeszcze o sam komiks chodzi - dotychczas ukazał się w wersji zeszytowej (6-częściowa mini-seria) + dodruk oznaczony jako 'Death Row Edition' posiadający krwawe wersje okładek i materiał dodatkowy w postaci szkiców i komentarzy. Bonusowo wyszło coś takiego jak 'Wanted: Dossier' z charakterystykami bohaterów, grafikami artystów takich jak Chris Bachalo, Bill Sienkiewicz czy nawet B.M.Bendis (!) i materiałem podobnym jak w dodrukach zeszytów. Całość zebrana została oczywiście w trejda (zawierającego wszelkie materiały dodatkowe, które stanowią jego sporą część) oraz wersję twardokładkową. Przy okazji filmu wyszła tradycyjnie reedycja w HC oznaczona jako 'Wanted: Assasin's Edition' o której parę słów napisał u siebie Kamil Śmiałkowski. O tym, żeby miało to wyjść u nas w kraju nie słyszałem.

Cała historia zamyka się w tych sześciu numerach mini-serii, jednak dwa lata temu głowni bohaterowie zaliczyli mały skok w bok i wylądowali w dwóch numerach Savage Dragona (#127 - tutaj na ostatniej stronie tylko i w numerze kolejnym już jako właściwa historia). Intryga ogólnie rzecz biorąc lekko naciągana i ciężko mi uwierzyć, że powstała po coś więcej niż podbudowanie słabej kondycji komiksu Larsena. Jedyne co dobre z tego wyszło to świetna okładka J.G.Jonesa, wpisująca się w standardy tego co pokazywał przy okazji mini (do zobaczenia po lewej stronie, a w większej rozdziałce tutaj). A dotychczasowy sukces filmowy sprawił, że coraz głośniej przebąkuje się o kontynuacji zarówno komiksowej jak i tej wielkoekranowej..

*pow*

wtorek, 8 lipca 2008

# 38 - Hulk Smash Puny Blog

Czas na parę informacji ze świata:
* Hero Initiative to fundacja, która zrzesza twórców komiksowych i dla nich też działa. To znaczy dla tych starszych i schorowanych. W ubiegłym roku całkiem głośna była ich akcja stu okładek z okazji setnego numeru komiksu 'Ultimate Spider Man', które sprzedawane były na różnego rodzaju aukcjach dobroczynnych czy konwentach komiksowych. Tym razem na stu okładkach zagościł inny superhero - Hulk. Serwis Comic Book Resources zaprezentował całą setkę w trzech odsłonach. Niektórzy twórcy biorący w tym udział to: Chris Bachalo, Sal Buscema, John Romita Sr., Stan Sakai czy też John Cassaday. Ciekawostką jest okładka Guillermo DelToro - reżysera chociażby 'Hellboya'. A mnie najbardziej urzekła ta autorstwa Billa Morissona.

* Śledziu najwidoczniej chce podbić blogosferę, a przynajmniej mieć w niej znaczący udział. Do ogólno Śledziowego i tego z misiami dołączyły ostatnio tematyczne:
- trylogia 'Na Szybko Spisane'
- '8bit' (z Play PC)
- 'Fido i Mel'
- oraz Martwe Serie, czyli 'Gnap', 'Zefir' i parę innych
A w przygotowaniu jeszcze dwa - o 'Osiedlu Swoboda' i 'Produkcie'. Słabo? Tak swoją drogą zacna to inicjatywa, sporo informacji a i ładnie to też wygląda.

* Egmont przesunął 'Hard Boiled' Millera i Darrowa na październik. Szkoda, było blisko. Nagrodą pocieszenia może być jednak nadplanowy Miszcz Komiksu w postaci 'Arzacha' Moebiusa, który również pojawi się w tym samym miesiącu. To tak m.in. w ramach promocji i przyjazdu autora na październikową imprezę (czy Moebius narysuje Batmana muzykanta?). Będzie tłusto na emefce, oj będzie.

* Dalej Egmont - pojawiła się lista komiksów na miesiące lipiec - wrzesień. Widać po nich, że mamy wakacje..

* W ramach odmóżdżenia zaserwowaliśmy sobie z kokiem 'Boy Eats Girl' - irlandzki młodzieżowy horror komediowy o zombich (uff.), gdzie jedną z głównych ról gra Samantha Mumba. A skoro młodzieżowa to komedia to są kwaśne dowcipy z podtekstem, wielka miłość i tym podobne. Twórcy zgrabnie omijają dłużyzny w scenariuszu i oszczędzają nam efektów specjalnych. To drugie chyba jednak z powodu niewielkiego budżetu, który w większości poszedł na finałową scenę, gdzie krew i flaki grają główną rolę. Tak swoją drogą ładnie to nawiązuje do finału kultowej 'Martwicy Mózgu'. Tylko kosiarka jakby większa..
Od czasu do czasu zerkniemy też na serial 'Bones'. Jednak słabe to to, dialogi kiepściutkie a postacie szablonowe, że o matko.. No ale mamy wakacje, a Losty, Earl i Pitbull się pokończyły..
*pow*

niedziela, 22 czerwca 2008

# 37 - The Batmans (1)

Przy okazji WSK 2007 można było przyozdobić 'Bend' z Kultury Gniewu autografem Mawila. Komiks sympatyczny, więc skorzystałem. A mając możliwość zasugerowania co by się chciało mieć w środku poprosiłem o Batmana z gitarą basową. Instrument jakby nie patrzeć powiązany z treścią, ale czemu Batman? Nie wiem. W sumie nawet nie przepadam za DC, ale jeśli już miałbym wybierać jakiegoś bohatera z ich uniwersum to byłby to jednak Pan Nietoperz. Więc mam tego Batmana z basówką narysowanego przez Mawila. Jakiś czas później wpadłem na pomysł, że fajnie by było mieć różnych Batmanów z różnymi instrumentami, tak żeby stworzyć z nich potężną orkiestrę. Oczywiście każdy wyrysowany przez innego autora, przy okazji spotkań i tym podobnych imprez. Na MFK 2007 nie trafiłem, więc Mawilowy muzykant tworzył jednoosobowy team. Ale od wczoraj ma kumpla - Śledziowego Batmana z mandoliną (dzięki Śledziu!)!

Track 01 - Mawil (17:03:2007)


Track 02 - Śledziu (21:06:2008)

(więcej Batmanów mam nadzieję po tegorocznej emefce)
*pow*

sobota, 21 czerwca 2008

# 36 - Śledziu Party

Druga część 'Na Szybko Spisane' autorstwa Michała Śledzińskiego powstawała i powstawała, ale w końcu trafiła w ręce czytelników. Tym samym nie ma co wymieniać i wytykać palcem tych wszystkich obsów, tylko cieszyć się że już jest.
Swoją premierę 'NSS 1990-2000' miało dziś w sympatycznym miejscu jakim jest Chłodna 25 mieszcząca się na Chłodnej 25. Parę minut po 13 prowadzący imprezę - Konrad Hildebrand i Łukasz Babiel z Motywu Drogi - rozpoczęli festiwal pytań do Michała Ś. i w przeciwieństwie do legendarnej rozmowy z wydawcami na ostatniej wuesce, było konkretnie, ciekawie i śmiesznie momentami. Śledziu opowiadał sporo o procesie twórczym i tym jak mocno go to męczy, o wycieczce do Izraela (w ramach komiksowego projektu polsko-tamtejszego), o przyszłości, pierwszym wytrysku (smacznego dla wszystkich wtedy jedzących tosty!) oraz zdradził powód nie zdejmowania swego nakrycia głowy. Z rzutnika leciały Śledziowe grafiki, w tym pełna wersja tego, która prezentowała się wyśmienicie (ekstra motyw na koszulkę!). Całą pogadanka trwała około pół godziny, później nastąpiły pytania od publiczności. A w zasadzie pytanie jedno, bo Panowie prowadzący wyczerpali chyba wszelkie tematy do rozmowy. Na sam koniec można było ustawić się w kolejce, która prowadziła do rysunku i Śledziowej dedykacji.
Najbliższe plany Michała Śledzińskiego to oczywiście finał trylogii 'Na Szybko Spisane', który plus minus ma się ukazać za około rok. We wrześniu polsko-izraelski album w którym gwiazda dzisiejszego popołudnia też maczała palce, oraz w bliżej nieokreślonej przyszłości 'Wartości Rodzinne'. Co ciekawe jest już 30 plansz czystego szkicu do tego ostatniego projektu, jednak problemem jest brak tekstu. A brak ten dlatego, że Śledziu zapomniał już co i jak i teraz wszelkie dymki muszą powstać do istniejących już obrazków. Śmiesznie? Śmiesznie.

Ogólnie rzecz biorąc spotkanie wyszło bardzo sympatyczne. Miejscówka jak najbardziej odpowiednia, prowadzący przygotowani do swojej roboty, nowy pakiet (i torby!) Kultury Gniewu do kupienia na miejscu w 100% premierowo. Pod względem publiki nie było już tak cacy, bo dwadzieścia kilka osób to chyba takie minimum minimum. Ale to jedyny minus tego wszystkiego. A nawet minusik. Tyci tyci. A poza tym nie liczy się ilość, tylko jakość. I nie długość, a obwód (podobno).

Brawa dla Śledzia, Kultury i chłopaków z Motywu!
*pow*

niedziela, 15 czerwca 2008

# 35 - powrót z odbytu

Przerwa w pisaniu sponsorowana przez zabawę z kończeniem pracy licencjackiej oraz tego typu przyjemnościami. Na szczęście wszystko już za mną, licencjat jest, wpisy w indeksie są. Teraz tylko znaleźć sobie nowe lokum, obronić się, znaleźć robotę i pomyśleć nad dalszą karierą naukową. Czyli z górki.

Najbliższy tydzień to wysyp komiksów - nowy pakiet Egmontu (w tym pocięty Batman i Hellblazer), dwie rzeczy od Kultury Gniewu (NA SZYBKO SPISANE 1990-2000!!) oraz Pssst! ze strony Taurusa. To ostatnie jest bardzo miłym zaskoczeniem. Jutro pędzę do CK. Kontynuując w temacie Kultury - o takie zajebiste torby można mieć, wystarczy kupić nowy pakiet na stronie wydawnictwa, albo ogólnie wysupłać z portfela 130zł na inne tytuły. Fajny gadżet. Poza tym, w najbliższą sobotę na Chłodnej 25 spotkanie ze Śledziem. Autografy, zdjęcia, haj fajvy i ogólny komiksowy lans.

Tyle. Konkretniejsze rzeczy wkrótce, w tym zmiana dizajnu, interwju i tym podobne.

*pow*

środa, 28 maja 2008

# 34 - "Tytus, Romek i A'Tomek" księga XXXI

Zbliżające się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej czy też Igrzyska Olimpijskie to świetna okazja dla marketingowców firm wszelakich, aby przyozdobić swe produkty w różnego rodzaju piłkarsko-sportowe motywy, wypuścić na rynek i liczyć, że sprzedadzą się jak świeże bułeczki. Tak więc w McDonaldzie możemy się spodziewać EuroKanapki, a w gazetach kobiecych nowych kolekcji w stylu "Ulubione potrawy Ebiego i spółki". Nie inaczej jest w przypadku prasy codziennej - jakiś czas temu Gazeta Wyborcza ruszyła z cyklem komiksów "Słynni Polscy Olimpijczycy", a parę dni temu Dziennik wypuścił kolejny księgę Tytusa - XXXI - pt. 'Tytus Kibicem'. W przeciwieństwie do komiksów z Gazety Wyborczej twór H.J Chmielewskiego ujrzał światło dzienne bez większej kampanii / promocji, więc całe przedsięwzięcie może przejść bez większego echa. Z korzyścią dla serii i Papcia..
Z przygodami małpy i przyjaciół nie miałem styczności od dobrych paru lat. Tzn. do starszych tomów, z początku lat 90-tych i wcześniejszych. Raz na jakiś czas do nich wracałem, ale przygód z przełomu wieków i dalszych nie znałem. Cena zachęcająca (9,90zł), więc najnowszą księgę TRiA nabyłem przy pierwszej lepszej okazji, żeby się przekonać jak to wszystko po tylu latach wygląda.

I ciężko to przyznać, ale nie wygląda zupełnie. Historia od czapy, a tytułowe kibicowanie to jako taki pretekst do dalszej fabuły. Kibicowski klimat mamy tylko na początku i na końcu tej 48-stronicowej historii. To znaczy 'kibicowski' - chuliganerka jak wiadomo nie jest synonimem kibicowania. Środek wypełnia więc próba nawrócenia Tytusa na dobrą drogę poprzez kontakt z naturą. Co ma jedno do drugiego? Nie wiem. H. J. Chmielewski założę się, że też za bardzo nie wie, ale żeby wywiązać się z umowy coś trzeba było narysować. Byle jak, byle o czym, ale trzeba było. Więc powstał oto taki bubelek, który nie śmieszy, nie bawi, ale za to niszczy mit Wspaniałego Tytusa (przynajmniej w moich oczach) z lat dziecinnych. Przypadkowość wątków najlepiej ilustruje kadr na jednej z ostatnich stron - kiedy ostatecznie Tytus zostaje już dobrym kibicem, Profesor T.Alent - pomimo zdziwienia tytułowej trójki, odbiera mu zwierzę którym się opiekował mówiąc że "żadne zwierzątko Tytusowi nie będzie już potrzebne". Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Oprócz bzdurnej fabuły przeszkadzał mi również dziwny język jakim operuje Tytus, ale zakładam, że to tak miało być, że taka konwencja. Sam album sprawia wrażenie zrobionego na szybko i tym samym niechlujnie - na niektórych kadrach prześwituje ołówek, natomiast teksty powklejane w dymki pozostawiają wiele do życzenia. Wisienką na torcie jest (wiel)błąd ortograficzny ze strony 35-tej - zamiast "siedź" mamy "sieć". Brafo. Ogólnie rzecz biorąc - katastrofa.

Co jedynie cieszy w tej całej sytuacji (ale też i zastanawia) to promowanie komiksu przez największe gazety w Polsce w ostatnim czasie (chociaż to promowanie nie do końca jest takie jakie być powinno). Parę tygodni temu dodatkiem do Super Expressu były kolejne części do Kapitana Żbika (domyślam się, że chodziło raczej o pozbycie się zalegających w magazynach egzemplarzy), wspomniana na początku Wyborcza wydaje serię o rodakach olimpijczykach (chociaż poziom scenariuszy i grafiki jest bardzo różny w zależności od poszczególnych tomów i oscyluje w rejonach ledwo średnich), a teraz Dziennik wypuszcza kolejną księgę Tytusa. Niby fajnie, ale można by się do tego bardziej przyłożyć.

Wzorem niech będzie Przekrój z grudnia 2006, którego dodatkiem był okazjonalny komiks Jacka Frąsia "Stan". Niebanalne podejście do tematu, fantastyczna grafika i dziwnym nie jest, że przez wielu został uznany za rodzimy komiks roku.

Czyli można? Można.

Wracając do nieszczęsnej księgi XXXI. Najlepszym jej podsumowaniem jest cytat z niej samej:
Śmiech pod wąsem – brak
Śmiech całą gębą – brak
Wskaźnik chichotu ujemny


*pow*

czwartek, 22 maja 2008

# 33 - w pośpiechu.

Nawiązując jeszcze do poprzedniego wpisu. Ciekawostka z ostatniego Lying In The Gutters, pt. 'znajdź jedną różnicę na załączonym obrazku'.
Ok, nie było to trudne. Wersja z lewej strony to z zeszytów, ta z prawej z wydań zbiorczych. Fragment pochodzi z końcowych stron opowieści. Cenzurą bym tego nie nazwał, raczej niedopatrzeniem. Oby w wersji Absolute to poprawili. Polska edycja oczywiście bez tej linii dialogowej, co łatwo można nadrobić przy pomocy cienkopisu. DIY!

Kultura Gniewu podała ceny czerwcowego pakieciku - "Na Szybko Spisane 1990-2000" za 29.90zł, a nowy Ott "Numer 73304-23-4153-6-96-8" to wydatek rzędu 42,34zł. Fajny zabieg z ceną, która ładnie wpisuje się w tytuł. Dodatkowo trzy zapowiedzi trzech wydanych już kiedyś przez KG autorów - Clowes i "Niczym Jedwabna Rękawiczka Odlana z Żelaza", Delisle i "Kroniki Birmańskie" oraz Crumb i "Pan Naturalny". Pamiętając o "Arrival", "Klezmerach" czy "Exit Wounds", można przypuszczać, że kolejny rok będzie pewnie należał do Kultury. Przy całym szacunku dla Egmontu.

Wkurzał Cię chaos na ostatnich Warszawskich Spotkaniach Komiksowych? Irytował brak jakiejkolwiek reklamy? A może z politowaniem słuchałeś pytań z dupy na spotkaniu z wydawcami? Jeśli tak, to inicjatywa Daniela Chmielewskiego ("Zostawiając Powidok Wibrującej Czerni") powinna Ci się wydać interesująca. Chodzi o spotkanie w sprawie WSK2009 - w dwóch słowach 'burza mózgów'. Wszelkie sugestie, pomysły i ręce chętne do roboty mile widziane. Szczegóły o tu.

I jeszcze jedna ciekawostka - tym razem z rzeczy nadchodzących z Marvela. Milo Manara pracuje z Chrisem Claremontem nad nie zatytułowanym projektem dotyczącym X-Men. Tutaj szkic jednej strony.
Kiedy to wyjdzie? Nie wiem.
Czy będzie golizna? Wątpię.

Widziałem Iron Mana! W końcu! Wrażenia ogólnie bardzo dobre, chociaż początkowe chwile z agitką odnośnie wspaniałej armii "US and A" i inne bzdurne motywy nie zapowiadały aż tak dobrej zabawy. Ale im dalej tym lepiej. Dużo humoru, dużo akcji, świetny Mark 2 w wersji żółto-czerwonej, świetny Downey Jr jako Stark. Razem z kokiem zgodnie stwierdziliśmy, że to najlepsza dotychczasowa ekranizacja Marvela. Spider-Man nudził, Hulk nudził, X-mani też nudzili (chociaż mniej niż poprzednicy), a tutaj obyło się bez ziewania i patrzenia na zegarek. Początki Żeleźniaka przeniesione zostały w teraźniejszość, więc mamy złych terrorystów z Bliskiego Wschodu, superszybkie samochody i inne tego typu wynalazki. Dla fanów tematu, znających losy Irona i ogólnie Marvela, kilka smaczków jak np. świetny moment zapowiadający War Machine w przyszłości, wirtualny Jarvis, Stan Lee grający innego sławnego staruszka, czy też Ultimate Nick Fury i zapowiedź powstania Avengers (po napisach końcowych). Dobry film na długi weekend majowy vol2, jeśli ktoś jeszcze nie widział.

Pociąg do Olsztyna zaraz ucieka. Więc kończę.

*pow*

niedziela, 18 maja 2008

# 32 - Ronin


O 'Roninie' Franka Millera pierwszy raz usłyszałem mając nieco ponad 10 wiosen. Gdzieś tak w połowie lat 90-tych wybrałem się swój pierwszy Międzynarodowy Festiwal Komiksu (pod eskortą rodzicielki, w końcu to nie byle jaka wyprawa). Powody były dwa - fascynacja komiksami oraz stworzenie swojego pierwszego gniota i tym samym wysłanie go na MFK'owy konkurs. Komiks nazywał się 'Lobo: Życie za dwa centy' i jak tylko wrócił w moje ręce wylądował w koszu. Teraz żałuję, ale wtedy wszelkie marzenia o byciu najlepszym rysownikiem komiksów na świecie (co najmniej!) odeszły w siną dal. Rozgoryczony, rozczarowany rzeczywistością i rozżalony z powodu niedoceniania talentu postanowiłem bla bla bla bla bla bla bla..

MFK to same dobre wspomnienia - latałem od stoiska do stoiska, przeglądałem ORYGINALNE KOMIKSY Z USA (szpan!), naciągałem rodzicielkę na coraz to nowsze zakupy (nie ważne, że nie wiedziałem co kupuję, ważne ze amerykańskie) i ogólnie czułem się jak ryba w wodzie. Wtedy to pierwszy raz miałem okazję poznać Jeża Jerzego (praca konkursowa, wydrukowana w katalogu MFK), Spawna (#32 - kupiony w ciemno, bez przeglądania. Wtedy to był w końcu najlepszy komiks USA - a przynajmniej takie ploty ocierały do Polszy) i dostałem jeszcze parę Marvelovskich badzików (w tym np. głowa Spider-Mana w czapce Św. Mikołaja - dostępne na stoisku TM Semica [']). Nie ma co, byłem królem świata.

Oprócz giełdy trafiłem na prelekcję dotyczącą komiksów, gdzie Mądry Pan opowiadał co za wielką wodą się działo / dzieje, a o czym szara polska komiksowa rzeczywistość pojęcia nie ma. I jedną z opowieści była ta o 'Roninie' - samuraju, który walczył ze złem. Mądry Pan opowiadał, a ja chłonąłem każde jego słowo i całą akcję komiksu rozgrywałem u siebie w głowie, nie widząc żadnego kadru ani nic co zawierało wnętrze komiksu. Same słowa wystarczyły, aby uznać 'Ronina' za komiks genialny. Wtedy też pierwszy raz usłyszałem określenie 'ronin' i od tamtej pory, przez długie lata sądziłem, że termin ten powstał specjalnie na potrzeby tego właśnie komiksu, a film o tym samym tytule (z De Niro) wydawał mi się jego ekranizacją. I nawet kiedy już wiedziałem, co ono oznacza, to pierwsze co pojawiało się w głowie na dźwięk tego słowa to właśnie komiks Millera i chwile spędzone w Łodzi.

Kilkanaście lat później za sprawą Egmontu, komiks ten trafił w końcu w moje łapy. Solidna cegła wyszła w ramach Mistrzów Komiksu, a tutaj wiadomo - twarda oprawa i wysoka cena (99zł). Autora - Franka Millera - nie trzeba nikomu przedstawiać, więc o samym komiksie słów kilka. Pozbawiony swojego pana ronin musi walczyć z demonem Agatem, który odpowiada za jego śmierć. Mniej więcej w połowie pierwszej części udaje mu się pomścić mistrza (przez kilkanaście lat żyłem w przeświadczeniu, że to jest generalnie koniec historii i po tej chwili zapada kurtyna). Dalsza część opowiada o walce owej dwójki, tyle że w XXI wieku. I tam spotykamy już to co w twórczości Franka M. jest charakterystyczne - nazioli, gangi, zdeformowanych ludzi i tak dalej i tak dalej. Historia to standardowa walka dobra ze złem, podczas której rodzi się wielka miłość. Jak to się zakończy nie trudno się domyśleć. Ale to akurat nie jest minusem, czyta się dobrze, a dzięki grafikom Millera, kadrowaniu i niezłej kolorystyce jest i na czym oko zawiesić. Wrażenie robi pokazywanie co jakiś czas jak wchłaniane jest miasto oraz ostatnia część, ta ze stopniowym odzyskiwaniem elektryczności. Finał stanowi scena obejmująca cztery strony w formie rozkładówki - taka ciekawostka.

'Ronin' powstał w 1983 roku, czyli na 3 lata przed znaczącym dla komiksów rokiem '86. U nas ukazało się zaledwie 24 lata później - dobrze że w ogóle. Wydanie - jak już wspominałem - ekskluzywne, z przedmową Jeffa Rovina, ale bez oryginalnych okładek - za to minus. Egmont pospieszył się również z informacją na ostatniej stronie okładki o dwóch powstałych już ekranizacjach Sin City (Miasta Grzechu 2 chyba do dzisiaj nie zaczęli kręcić). Z tego co pamiętam, to na forach było trochę negatywnych opinii apropo tego wydania, ale co jeszcze jest spieprzone nie wiem. Tłumaczenie jak dla mnie w porządku, chociaż styczności z oryginałem nie miałem (niedługo Absolute Ronin, więc może wtedy). Ogólnie na plus. Duży. Chociażby dlatego, że miiło po tych kilkunastu latach od pierwszej w życiu MFKi było zmierzyć się samemu z 'Roninem'.

*pow*

niedziela, 11 maja 2008

# 31 - graficznie rzecz biorąc

O proszę, Matt Groening (Simpsonowie, Futurama) popełnił swoją wersję Hellboya i B.P.R.D. Ta mała grafika pochodzi z czegoś takiego jak ‘Hellboy: Free Comic Book Day 2008’. Większy skan wrzuciłem tutaj.

Jako że jestem wzrokowcem, to grafikę przedkładam nad scenariusz. I choćby nie wiem jak słaby by on był, to jeśli towarzyszą mu bazgroły Leinila Yu, młodszego Romity, Ramosa, Corbena, Mignoli (popełnił on coś słabego?), Coipela, McNivena i dziesiątek innych (jak widać sami mainstreamowcy, ale że głównie w tym rejonie się poruszam to nie dziwota), to będę raczej zadowolony. Tyle tytułem wstępu, podlinkuję parę cieszących oka grafik.

Pozostając przy Hellboyu - Dark Horse wypuściło zapowiedzi na sierpień 2008. Uwagę zwraca Corbenowy Hellboy z drugiej okładki mini 'Hellboy: The Crooked Man' . Oprócz tego w sierpniu wyjdą inne komiksy z universum Dużego Czerwonego z okładkami w wykonaniu Mignoli, ale specjalnie nie zaskakują. Inna rzecz to świetna okładka do Goon'a #27 - tym razem nie autorstwa Erica Powella, a Grisa Grimly'ego. I w przeciwieństwie do wielu grafik ze Zbirem w wykonaniu innych artystów (którzy niby nie chcą naśladować stylu Powella, ale im nie wychodzi) ta jest świeżutka i wnosi coś nowego do tematu. Jakiś one shot pełen grafik Grisa byłby mile widziany. Pozostając chwilę przy tym Panu - wcześniej jego prace kończyły jako okładki płyt różnego rodzaju zespołów, bądź też jako ilustracje do co bardziej pokręconych bajek dla dzieci. Jego najbardziej znanym dziełem nie jest jednak nic związanego z grafiką, a z filmem. Grimly to jeden z głównych twórców krótkometrażowego 'Cannibal Flesh Riot', które określane jest gdzie niegdzie jako 'Clerks' w wersji zombie. Brzmi ciekawie. Filmu nie widzialem, ale w planach jest.

Grafika zwraca uwagę również w nadchodzącym 'X-Force Special: Ain't No Dog' - skrybą jest Charlie Huston, a za warstwę graficzną odpowiada Jefte Palo. Wcześniej o tym panu nie słyszałem, ale trzeba zwrócić uwagę na to co robi, bo wygląda mi to na taki mix Mignoli, Millera i Risso. Czyli całkiem niezłe towarzystwo. W niedalekiej przyszłości kolejna rzecz z Marvela z jego udziałem - one shot 'Punisher Max: Little Black Book' oraz 3 numery Black Panther (#39-41) z historią jak Wakanda odparła atak Skrulli.

Na chwilę Polska. Ostatni tydzień przyniósł nam dwa trailery. Pierwszy spod ręki KRL'a, czyli wspominana już tu kilka razy 'Ostatnia Kronika'. Drugi to długo oczekiwany, od dawna zapowiadany, wielokrotnie przekładany drugi tom 'Na Szybko Spisane'. Śledziu w końcu skończył i w czerwcu wyjdzie to nakładem Kultury Gniewu (razem z nowym Ott'em!). A tak w ogóle to coś tak czuje, że każdy kto to będzie miał w swoich łapach szybko zapomni o długim czasie oczekiwania. Dodatkowo świeżutkie plansze tego wydawnictwa wprost ze Śledziowego bloga.

Finiszując. Tim Townsend - inker, głównie rzeczy szkicowanych przez Chrisa Bachalo, ma rozpoznawalny styl i odwala kawał dobrej roboty. Na swoim deviancie co rusz wrzuca prace z teraźniejszości oraz z przeszłości - ostatnio duuuużo dobrych plansz z Kapitana Ameryki a.d. 2003. Warto popatrzeć i pocmokać.

A jako, że Hellboyem zacząłęm to i Hellboyem zakończę. Czarno-biały art autorstwa - a jakże - Chrisa Bachalo i Tima Townsenda: Batman & Hellboy pin-up! Smacznego!

*pow*

środa, 7 maja 2008

# 30 - Hulk Smash Puny H&M

Dzisiaj ciekawostka pod tytułem 'Bielizna męska a Marvel'.

Hulk z frontu, Iron Man na tyłach.

Do nabycia w H&M za 39.90zl.

Wcześniej można było tam spotkać Capa Amerykę, X-Men, Spider-Mana, Mr. Fantastica, F4 i pewnie parę innych. Dla prawdziwych fanbojów obowiązkowo do noszenia na spodniach.

Jako wzór posłużyła okładka do Iron Man #305.

*pow*

poniedziałek, 5 maja 2008

# 29 - z ostatnich i nie-tak-ostatnich chwil

Weekend majowy za mną. Całe szczęście - na Iron Manie nie byłem, występ The Computers i Black Tapes mnie ominął, do Nocy z Grindhousem nie doszło, a licencjat nie ruszony. Ale przynajmniej podszkoliłem się w malowaniu kolumn, ścian oraz sufitów. Zawsze są jakieś plusy.

Ignite wraca! Ponad rok temu wystąpili w Warszawie i wyglądało to tak:


..a teraz wracają na dwa koncerty. Pierwszy w Krakowie (8 maj) i drugi - dzień później - w Stolycy. Na trasie towarzyszą im taftgaje z Death Before Dishonor oraz Burn the 8 Track, dodatkowo w Wawie naszym akcentem będzie stołeczne DeathRow. Warto się przejść, bo o ile trzy rozgrzewcze średnio mi podchodzą, albo nawet w ogóle, to Ignite pozamiata. I to pomimo marnego klubu (Progresja), kiepskiego dojazdu i zerowego klimatu na miejscu. Bilety do kupienia za 4 dyszki w przedsprzedaży, albo pół bańki w dniu koncertu. Szczegóły o tu.

N o i s e N a t i o n ruszyło z akcją charytatywną dla Kamila Majdczaka . Na allegro do zdobycia prace ludzi działających w ramach NN, płyty Nomad i Sweet Noise, czy też bluza Glacy - cały dochód z aukcji idzie na Kamilka. A jeśli nie licytacja, to kasę można wpłacić na nr konta podany o tu.

Komikslandia - zwana też tu i tam Bucami z Metra, a sama chcąca być bardziej tru i przechrzcić się na Pojebów z Metra (proponuję kompromis - niech będzie mniej wulgarnie a bardziej uroczo - Krejzolki z Metra) - wprowadza w życie program lojalnościowy. Każde 10 zł to 1 punkt. Im więcej punktów, tym większa szansa na nagrodę, proste. A zresztą - tutaj info od samych Buców / Pojebów. I mimo, że tam nie kupuję i kupować nie będę to informacja godna uwagi.
Mimo wszystko zniżek 25% na nowości w Centrum Komiksu to nie przebije.

[EDIT: a jednak taka różowa ta promocja nie jest. Szczegóły od pjp w komantarzach (na porzednim blogu!)]

Na Motywie Drogi konkurs. Zasady są dosyć proste - zaprojektuj logo / logotyp i zdobądź sławę. I coś też wygraj. Jakieś pomysły mam i jeśli dojdzie do ich realizacji to pewnie na 5 minut przed końcem. Aha, bez penisów ma być. Taki haczyk i utrudnienie.



Wczoraj przetrawiłem wydany przez Kulturę Gniewu komiks Igorta '5 to liczba doskonała'. Tytuł fajny, komiks również. Głównie ze względu na fenomenalną oprawę graficzną, bo fabuła mimo że dobra, nawet bardzo, to za serce nie chwyciła i wątpię, żebym szybko do tego wrócił. No chyba, żeby popatrzeć na obrazki. Bom wzrokowiec. W każdym razie kasy wydanej nie żałuję - lektura w sam raz na niedzielne popołudnie.

No i na koniec - przegrałem całą kasę na bet-at-home. Nie było tego dużo, ale zawsze by się dało za to kupić parę komiksów. Jak się okazuje Lechia Gdańsk (lider 2 ligi) niekoniecznie musi wygrać z ostatnim w tabeli Pelikanem Łowicz, czy też Juventus ze Sieną - że tak tylko podam przykłady z ostatniego weekendu, bo było tego znacznie więcej. Postawiłem 41 zakładów, 13 wygrałem a reszta w plecy. A skoro trener Piechniczek mawiał: "Nie da się drugi raz wykorzystać niewykorzystanej sytuacji" to więcej się w to nie bawię.

*pow*