piątek, 11 lipca 2008

# 39 - Fuck You Wesley Gibson!

'Wanted' Millara i J.G.Jonesa to dla mnie komiks doskonały. Ot tak, po prostu, kawał świetnej rozrywki, scenara, dialogów itp. Więc słysząc o ekranizacji miałem pełne gacie obaw. No bo jak to wszystko przenieść na ekran? Fuckwita? Shit-Heada? Dziesiątki innych postaci? Niemożliwe. I jak się okazuje twórcy odpuścili sobie tę całą otoczkę z superbohaterami, z tymi nie-tak-bardzo-bohaterami a spandeksy zostawili w szafach. Więc ile w 'Wanted' jest 'Wanted'?
The Gang's All Here... NOT!
Okazuje się jednak, że film jest bardziej Wantedowaty niż komiks. A przynajmniej w samych założeniach. Bo jak przyznał później Millar - komiks od początku miał być pozbawiony superbohaterów, kostiumów i tym podobnych akcesoriów znanych z amerykańskiego mejnstrimu. Ok, niech będzie, chociaż mimo tego po prostu nie trafiał do mnie produkt pod tytułem 'Wanted: The Movie'. Dziwiłem się też, czemu np. do głównej roli nie zatrudniono Eminema, skoro to na nim wzorował się J.G.Jones rysując kolejne stronice komiksu? Czemu Fox jest biała i czemu gra ją Angelina? Jeśli już zatrudniać gwiazdę to lepiej pasowałaby chyba - porównując do pierwowzoru komiksowego - Halle Berry? Bla, bla, bla, takie rozterki fana komiksowej wersji, który do filmu nastawiony był sceptycznie.

Jak się okazało zupełnie nie potrzebne, bo film jest ŚWIETNY. Od początku do końca (no prawie). Cały motyw przewodni 'od zera do superbohatera' został. Żałosny Wesley, którego wszyscy walą w pupala, też. Dalej jest już jednak inaczej, fabuła rozmija się z tą komiksową znacząco, co nie znaczy jednak, że jest gorzej. Ot, podobna baza wyjściowa, ale dalej już inaczej pociągnięta (jednak z nawiązaniami do pierwowzoru). Akcja nie zwalnia tempa od samego początku, znaczy się od sceny na entym piętrze wieżowca, gdzie kilka nieźle nakręconych headshotów wywołuje uśmiech na twarzy i wiadomo, że będzie dobrze. Później oczywiście są pościgi samochodowe, szczelaniny, walki na noże, krew, flaki, przemoc, Angelina pokazuje dupę (a może dublerka to jakaś?). I jak to we współczesnym kinie akcji bywa, muszą być jakieś niezłe triki, żeby pokazać je chociażby na trailerach i żeby taki widz powiedział 'wwwoooooowwww'. Tutaj takim czymś jest podkręcanie naboi z pistoletów (sfilmowane oczywiście tak jakby kamera goniła kulę), czy też trafianie dwóch pocisków w siebie. Ot, takie wymagania kina, ma być kolorowe i przegięte do granic możliwości. No i slow motion! Tego nie może zabraknąć!
Oprócz akcji jest również sporo humoru, a całość podana jest bez nadęcia i zbędnej powagi. Ma być rozrywka i jest. Do lepszych momentów (oprócz tych wszystkich pościgów i strzelanin) należy świetna scena w biurowcu, kiedy Wesley Gibson pęka i wyrzuca z siebie to co zawsze chciał powiedzieć. Wtedy to, pada 'fuck you' o którym Millar na początku roku mówił, że jest to najlepiej sfilmowane 'fuck you' w historii kina. Szczerze powiedziawszy ciężko się nie zgodzić, szczególnie, że innych spektakularnych faków nie pamiętam.

Pojawiają się też mrugnięcia okiem do widzów znających komiks, jak chociażby imię jednej z pierwszych ofiar Crossa - niejaki Rictus - który w pierwowzorze był głównym przeciwnikiem Wesleya. I jeśli dobrze widziałem to w finałowej scenie, przy boxie Gibsona jest tabliczka z imieniem 'J.G.Millar'. Taki żarcik.

Tak więc, początkowe obawy co do zmian w scenariuszu i obsady były zupełnie niepotrzebne. Fabuła się sprawdziła, podobnie jak Pani Jolie i chłopaczkowaty McAvoy (chociaż mógł ściąć te włosy, żeby dobitnie pokazać jaki z niego teraz maderfaker). Jedyna rzecz, którą mogli pociągnąć lepiej to końcowy dialog głównego bohatera, który w komiksie (dwie ostatnie strony) był kopem w twarz dla czytelnika, a w filmie zostało z niego jedno zdanie, powiedziane w tak nieprzekonujący sposób, że aż śmieszne. No ale nic nie może być doskonałe jak widać.

Jednym słowem - polecam!
- - -

Tak z innej beczki, to jeszcze jedna rzecz przychodzi mi do głowy - postery filmowe użyte do promocji. Zeszytowe wydania 'Wanted' miały charakterystyczne okładki, stylizowane na plakaty z poszukiwanymi przestępcami - na górze prostą czcionką tytuł, na środku zdjęcie jednego z bohaterów komiksu, a na dole nazwiska twórców. I tak też sobie wyobrażałem plakaty, bo wydawało mi się oczywiste, że w takiej formie będą po prostu przyciągać uwagę. Ale nie, lepiej było dać Angelinę z gnatem. Pffffff, mówi się trudno.

A jeśli jeszcze o sam komiks chodzi - dotychczas ukazał się w wersji zeszytowej (6-częściowa mini-seria) + dodruk oznaczony jako 'Death Row Edition' posiadający krwawe wersje okładek i materiał dodatkowy w postaci szkiców i komentarzy. Bonusowo wyszło coś takiego jak 'Wanted: Dossier' z charakterystykami bohaterów, grafikami artystów takich jak Chris Bachalo, Bill Sienkiewicz czy nawet B.M.Bendis (!) i materiałem podobnym jak w dodrukach zeszytów. Całość zebrana została oczywiście w trejda (zawierającego wszelkie materiały dodatkowe, które stanowią jego sporą część) oraz wersję twardokładkową. Przy okazji filmu wyszła tradycyjnie reedycja w HC oznaczona jako 'Wanted: Assasin's Edition' o której parę słów napisał u siebie Kamil Śmiałkowski. O tym, żeby miało to wyjść u nas w kraju nie słyszałem.

Cała historia zamyka się w tych sześciu numerach mini-serii, jednak dwa lata temu głowni bohaterowie zaliczyli mały skok w bok i wylądowali w dwóch numerach Savage Dragona (#127 - tutaj na ostatniej stronie tylko i w numerze kolejnym już jako właściwa historia). Intryga ogólnie rzecz biorąc lekko naciągana i ciężko mi uwierzyć, że powstała po coś więcej niż podbudowanie słabej kondycji komiksu Larsena. Jedyne co dobre z tego wyszło to świetna okładka J.G.Jonesa, wpisująca się w standardy tego co pokazywał przy okazji mini (do zobaczenia po lewej stronie, a w większej rozdziałce tutaj). A dotychczasowy sukces filmowy sprawił, że coraz głośniej przebąkuje się o kontynuacji zarówno komiksowej jak i tej wielkoekranowej..

*pow*

Brak komentarzy: