czwartek, 12 lipca 2012

#1077 - Bat-Czwartki 06 - Viva Fear! ("Batman: Początek")

Po spektakularnej klapie "Batman i Robin" studio Warner Brothers rozpoczęło poszukiwania reżysera, który popchnąłby serię w nowym kierunku i naprawić mocno nadszarpnięty wizerunek Mrocznego Rycerza. Okazało się to jednak dużo trudniejsze i  bardziej czasochłonne niż przewidywano. Trzeba było przeszło ośmiu lat, aby decyzją producentów, to Christopher Nolan objął obowiązki reżysera nowego filmu z Batmanem. Nolan wywiązał się ze swojego zadania – z powodzeniem wprowadził Człowieka Nietoperza w XXI wiek i na powrót uczynił go bohaterem masowej wyobraźni. 
Dziś trudno sobie wyobrazić inną osobę na stanowisku reżysera niż Christopher Nolan, ale w 1997 roku reżyser dopiero przymierzał się do swojego pełnometrażowego debiutu i nie mógł przypuszczać, że w przyszłości będzie kręcił filmy za 200 milionów dolarów. Tymczasem w Warner Brother trwały gorączkowe poszukiwania reżysera nowego Batmana. Pomysłów na kontynuację nie brakowało: wieszczono powrót Jacka Nicholsona w roli Jokera, Madonna miała wcielić się w Harley Quinn, przeciwnikiem Batmana miał być Scarecrow (obecność Jokera tłumaczono działaniem gazu strachu – morderczy klaun miał nawiedzać Batmana w czasie halucynacji wywołanych gazem). Żaden pomysł nie zdołał się jednak przebić i zaistnieć w rzeczywistości. Z czasem studio było tak zdesperowane, że zwróciło się do Joela Schumachera. Reżyser "Batman i Robin" zgodził się wyreżyserować kolejną część serii pod warunkiem, że będzie to skromniejsza produkcja niż jej poprzedniczka. Nauczony doświadczeniem z planu "Batman i Robin" Schumacher chciał uniknąć utarczek z producentami. Reżyser narzekał, że kierownictwo studia wymogło na nim, aby w filmie pojawiło więcej bat-gadżetów. Poparł go jeden z producentów Michael Uslan: Czasem docierasz do takiego punktu, gdy nie robisz już filmu, ale dwugodzinną reklamę zabawek. To smutne, ponieważ wierzę, że jeśli pozwoli się reżyserowi nakręcić dobry film, to i tak zabawki się sprzedadzą. Taka argumentacja nie trafiała jednak do studyjnych włodarzy i w efekcie "Batman i Robin" to blockbuster w najgorszym tego słowa znaczeniu. Aby uniknąć kolejnego fiaska Schumacher planował nakręcić bardziej kameralny film, inspirując się głównie "Rokiem Pierwszym" Franka Millera. Studio nie skorzystało jednak z jego propozycji i zwróciło się do młodego reżysera Darrena Aronofsky'ego, którego debiut "Pi" odbił się szerokim echem w świecie.

Na pytanie, jak wyobraża sobie film z Batmanem reżyser odpowiedział, że w roli głównej obsadziłby Clinta Eastwooda, a całość sfilmował w Tokio. Trudno w to uwierzyć, ale studio zaintrygowała propozycja Aranoffsky'ego i zleciła mu przygotowania scenariusza. Reżyser zdawał sobie sprawę, że seria utknęła w martwym punkcie i niebezpiecznie zbliżyła się do poziomu campowego serialu z lat 60, dlatego zdecydował się na realistyczne ujęcie przygód Mrocznego Rycerza. Film miał być luźną adaptacją "Roku pierwszego" Millera. Na tyle luźną, że w filmie Bruce Wayne po śmierci swoich rodziców miał zostać przygarnięty przez mechanika samochodowego Big Ala, zaś jego inspiracją do tego, aby stać się Batmanem miał być sygnet w kształcie nietoperza (ukłon w stronę Fantoma, popularnego bohatera stworzonego przez Lee Falka). Aronofsky widział w Jamesie Gordonie bohatera na miarę Serpico, zaś w Wayne'ie odpowiednik Travisa Bickle'a z "Taksówkarza". Wśród swoich inspiracji wymieniał "Życzenie śmierci" i "Francuskiego łącznika". Reżyser chciał, aby przy jego filmie "Batman" Burtona wydał się kreskówką. Ostatecznie projekt nie został jednak zrealizowany. Aronofsky przyznał w wywiadzie, że film nie miał szans powodzenia: Myślę, że ludzie z Warnera wiedzieli od początku, że coś takiego nie mogłoby powstać. Myślę, że mieli rację, ponieważ wśród fanów Batmana są czterolatkowie, więc gdyby taki film powstał, każdy czterolatek zaciągnąłby swoich rodziców do kina. Film musiałby mieć odpowiednią kategorię wiekową. W pewnym momencie pojawiła się jednak nadzieja, że skoro DC wydaje komiksy skierowanego do odbiorców w różnym wieku, tak samo może postąpić studio w przypadku filmu. Chciałem nakręcić rzecz dla dorosłego widza za małe pieniądze. Można było to zrobić taniej, może na 16 mm. Moglibyśmy wypuścić go po premierze wersji dla młodszych. Jeden dla dorosłych, jeden dla dzieci. Tak czy inaczej, ludzie z Warner Brothers wykazali się odwaga pozwalając nam pracować nad tym projektem (reżyser współpracował z Frankiem Millerem). Projekt Aronofsky'ego był ambitny, ale niemożliwy do zrealizowania. Studio potrzebowało pewnego hitu, a "Year One" nie gwarantował sukcesu kasowego.
Nieprzypadkowo obaj wyżej wymienieni reżyserzy przyznawali się do inspiracji "Rokiem pierwszym" Franka Millera. Opowieść o początkach kariery Bruce'a Wayne'a w roli Batmana należy do najwybitniejszych komiksów w historii. Co takiego zwróciło na niego uwagę obu reżyserów? Miller w przedmowie do komiksu wspominał, że dla kogoś kto pamięta serial z lat '60 "Rok pierwszy" będzie niespodzianką. Dokładnie to samo chcieli osiągnąć Schumacher i Aronofsky – zerwać z campowymi korzeniami i skierować serię na nowe tory. Marzenie reżysera "Pi" o bardziej brutalnym wcieleniu Batmana miał jednak zrealizować dopiero Christopher Nolan.

Mimo że Aronofsky nigdy nie nakręcił "Year One" to jego wysiłek nie poszedł na marne. Myślę, że jego wariacja na temat Batmana otrzeźwiła producentów i sprowadziła ich z powrotem na Ziemię. A jeśli to nie wystarczyło, to z pewnością widok płonących wież WTC zrobił to z nawiązką."Batman: Początek" nie mógłby powstać w świecie, w którym 9/11 nie miał miejsca. Jak to zgrabnie ujął Nolan: Żyjemy w przerażającym świecie, a jeszcze dziesięć lat temu było inaczej. Musiał zmienić się świat, żebyśmy mogli podziwiać nowe realistyczne wcielenie Batmana. W 1999 roku, gdy Aronofsky pisał swój scenariusz "Year One" świat był jeszcze niewinny i nie potrzebował nowego Batmana.
Przed realizacją "Batman: Początek" Nolan przygotowywał się do nakręcenia filmu o Howardzie Hughes'ie, ale plany pokrzyżował mu "Aviator"” Martina Scorsese. Skoro Hughes był już zajęty, reżyser postanowił sięgnąć po innego ekscentrycznego milionera – Bruce Wayne'a. Nolan był miłośnikiem komiksów z Batmanem, w dzieciństwie oglądał serial z Adamem Westem, znał również filmy Burtona i Schumachera. Czuł jednak, że nie eksplorują one psychiki bohatera, że to raczej "ćwiczenia stylistyczne", aniżeli poważne potraktowanie legendy Mrocznego Rycerza. Pomysł Nolana na film był prosty: jeszcze nikt nie opowiedział o tym dlaczego Wayne został Batmanem. Należało zacząć od początku.
Gdy w 1988 roku Tim Burton stanął na planie zdjęciowym "Batmana" adaptacje komiksów należały do rzadkości. Reżyser "Soku z żuka" był pionierem na tym polu. Gdy Christopher Nolan zaczynał kręcić "Batman: Początek", miał już za sobą wsparcie całego przemysłu opartego na adaptacjach komiksów. W 2001 pojawili się "X-meni" Bryana Singera, którzy zapoczątkowali komiksowy boom w Hollywood. Rok później na ekrany wszedł pierwszy "Spider-Man" Sama Raimiego z miejsca bijąc wszelkie rekordy popularności. Komiksy z miejsca stały się najbardziej pożądanym towarem w Fabryce Snów. Było tylko kwestią czasu, kiedy na ekranach po raz kolejny zagości Mroczny Rycerz. W 2005 fani mogli wreszcie odetchnąć z ulgą - On wrócił.
W "Batman: Początek" Nolan towarzyszy Bruce'owi Wayne'owi od chwili, gdy bohater jest świadkiem śmierci swoich rodziców do momentu, kiedy staje się Batmanem. Reżysera interesowała odpowiedź na pytanie co takiego było powodem, dla którego postanowił poświęcić się walce z przestępczością. Trauma z dzieciństwa, poczucie obowiązku? Nolan schodzi głębiej w podświadomość bohatera i znajduje tam nieograniczone pokłady strachu. Wayne boi się, jest przerażony. Strach towarzyszy mu od dziecka, pożera go od środka. Jedynym wyjście z tej sytuacji jest znaleźć sposób, aby zwrócić swój strach przeciwko temu, co go wywołuje. Wayne chce odpłacić światu, który uczynił go takim jaki jest. Kluczową sceną opisującą bohatera jest moment, w którym Batman szybuje ponad głowami odurzonych gazem Scarecrowa mieszkańców Narrows. Oto chwila jego triumfu – oddaje światu to, co mu należne. Jest symbolem strachu, ale i nadziei, która spływa na mieszkańców Gotham.
W finale Wayne odbudowuje rodzinną posiadłość. W symboliczny sposób zamyka tym samym pewien rozdział w swoim życiu – studnia, do której wpadł jako dziecko, zostaje na naszych oczach zapieczętowana. Wayne nauczył się kontrolować swój strach, wie jak go ujarzmić i wykorzystać. W tym momencie bohater przestaje być małym dzieckiem, staje się mężczyzną. Ale świat nie śpi i już wysłał swojego posłańca, aby nauczył Wayne'a pokory. Dzieciństwo Wayne'a zakończy się naprawdę w chwili, gdy Gordon wręczy mu wizytówkę Jokera. Batman, choć jeszcze tego nie wie, stał się właśnie Mrocznym Rycerzem.
Nolan praktycznie zrewolucjonizował przemysł filmowy, pokazując, że adaptacja komiksu nie musi być wątpliwym kompromisem, między oczekiwaniami dorosłego widza, a wymogami rynku. Dowiódł tym samym, że cokolwiek, by nie mówić, to świat się zmienił i to na gorsze. Żyjemy w epoce strachu i tak samo jak Wayne musimy nauczyć się kontrolować nasze lęki.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.