Tom Kaczynski w swoim autorskim komiksie wychodzi z założenia, że apokalipsa nie tyle się nieuchronnie przybliża („…bo chwila jest bliska”, aby zacytować fragment Biblijnej księgi Objawienia), co jest już faktem. Według autora żyjemy w czasach galopującej hekatomby, a tytułowe „testowanie” polega na tym, że na co dzień musimy się z nią mierzyć, w niej żyć i jakoś – lepiej lub gorzej – sobie radzić.
Apokalipsa, o której się opowiada, przebiegła znacznie spokojniej. Nie było żadnych znaków, nie przybyli jeźdźcy, a kataklizmy miały zasięg lokalny. Wielki Babilon wcale nie upadł, a miasta pogan nie runęły. A wręcz przeciwnie: „z partyzanta” zostaliśmy wchłonięci przez ciało Wielkiej Nierządnicy, staliśmy się nic nie znaczącym elementem składowym, niczym ziarenko piasku na pustyni.
Tematem przewodnim właściwie wszystkich opowieści pomieszczonych w zbiorze, łącznie dziesięciu, jest żywa tkanka Miasta-Molocha, który jest symbolem kapitulacji człowieka na rzecz urbanistycznego ładu i porządku. Doprecyzujmy od razu: ma on charakter pozorny. Architektoniczna struktura megalopolis rozwija się świadomie i samodzielnie, bez podmiotowego udziału człowieka. O czym świadczy choćby sytuacja przedstawiona w rozdziale 90 m², w którym luksusowy wieżowiec zdaje się „rosnąć” samoistnie – nie widzimy na budowie żadnych robotników. Zresztą temu zagadnieniu w całości poświęcona jest finałowa historia.
Oczywiście w komiksie podnoszone są i inne ważkie kwestie, takie jak: niezależność i wolność człowieka, apatia i alienacja jednostek, która przekłada się na homogenizację społeczeństwa, zanik centrum, bezwolne podporządkowanie się pracowników absurdalnym pomysłom korporacji, nadmierny i niekontrolowany konsumpcjonizm. Nabywanie jest dla występujących postaci synonimem aktywności. Homo sapiens, według Kaczynskiego, całkowicie stracił swoją podmiotowość, właściwie sam z niej zrezygnował. Autor stawia znak równości między nim, a neandertalczykiem. W jego rozumieniu notoryczne zbieractwo jaskiniowców niewiele różni się od współczesnych zapętlonych aktywności: „Praca. Jazda. Sklep. Jazda”.
W albumie nie uświadczymy pogłębionych psychologicznie postaci. Wszystkie występujące osoby są do siebie bardzo podobne: przygnębione, pasywne i milczące. Nikt się nie śmieje, nikt się nie cieszy. Człowiek jest wyrobnikiem na usługach Miasta-Molocha, wątpliwej jakości ozdobnikiem, dodatkiem do architektonicznych kompozycji. Wydawać by się mogło, że czytelnik będzie współczuł panu Cayce, Lilli czy Adamowi Maxwellowi, ale tak nie jest. Z każdą kolejną przeczytaną historią czułem narastające przerażenie, wynikające pewnie z tego, że przedstawiona rzeczywistość tak niewiele różni się od tej, w której żyjmy.
W wypadku omawianej pozycji bliższe prawdy jest stwierdzenie, że mamy do czynienia z wizualnymi esejami o globalnym społeczeństwie ponowoczesnym, a nie z opowiadaniem wielowątkowych fabuł. "Testując Apokalipsę" to swoiste urban fantasy. Rzecz trudna w odbiorze, głównie z powodu użycia komiksowego medium do prezentowania quasi-filozoficznych rozważań autora. Same treści nie wielce odkrywcze czy świeże, choć bez wątpienia są frapujące. Polecam przeczytać, ale należy znaleźć trochę czasu, aby na spokojnie „przetrawić” konkluzje Kaczynskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz