A tak Pan Wydawca wygląda |
Wydawnictwo Studio Lain pojawiło się na polskim rynku dość niespodziewanie, z ofertą komiksów, które do tej pory były niemal zupełnie pomijane przez innych edytorów. Dziś, po prawie półrocznej obecności Lain w branży, okazuje się, że pomysł postawienia na komiks brytyjski chwycił. Arkadiusza Dzierżawskiego pytam o jego miłość do komiksu brytyjskiego i „2000 AD”, plany dotyczące Dredda i Slaine`a, rozmawiamy o przyjęciu Lain przez polskich czytelników i paru innych rzeczach.
Credits - serdecznie chciałbym podziękować Kubie Góreckiemu z Pulp Warsaw za pomoc w redagowaniu pytań. Koniec końców ten wywiad nie powstałby bez Twojego udziału!
Zacznijmy
może od klasycznego do bólu pytania na rozgrzewkę - „Dlaczego
komiks?”
Arkadiusz
Dzierżawski: Samo wydawanie komiksów jest niczym spełnienie
dziecięcych marzeń. Kiedy było się szkrabem co
poniedziałek polowało się w kiosku na nową „Fantastykę” z Funky Kowalem czy
album „Kajka i Kokosza”. Jednak nigdy nie planowałem tego robić w
życiu, to stało się... samo. Zaczęło się z przekory, bo po
upadku magazynów o mandze i anime, chciałem pokazać, jak taki
periodyk wegług mnie powinien wyglądać. Ale jak zwykle, z braku
czasu wlokło się to okrutnie - od pomysłu do realizacji minęły z
dwa, trzy lata. Nagle impuls i bach, wszystko to się rozrosło do
poważnego przedsięwzięcia o nazwie „Arigato”.
Sama decyzja o wydawaniu komiksów dojrzewała we mnie też od
dobrych kilku lat. Dziwiłem się, że nikt sięga po Bisley`a,
Moore'a, Ennisa z okresu kiedy naprawdę byli świetni. Oczywiście,
w głowie cały czas maglowała myśl – chłopie, nie masz dość
zajęć? Komiksy jeszcze chcesz wydawać? A w ogóle wiesz jak? Wokół
magazynu „Arigato” zgromadziła się jednak fajna ekipa i kiedy
magazyn zdążyć okrzepnąć na rynku, powróciłem do pomysłu z
komiksami. Pojawiał się w rozmowach i dyskusjach, ale znów mijały
lata.
Co
okazało się przełomem w tej sytuacji?
Arkadiusz Dzierżawski: Pewnego dnia, jakoś tak z ciekawości,
w końcu skrobnęliśmy maila do chłopaków z „2000 AD”. Okazało
się, że są bardzo otwarci na pomysł polskich wydań. Z marszu
zapytałem więc o komiks, od którego wszystko się zaczęło, czyli
„ABC Warriors”. Liczyliśmy, że popularność Bisley`a sprawi,
że fani historyjek obrazkowych zerkną chociaż do środka. To, co
zobaczą powinno ich przekonać do zakupu, bo to przecież Bisley w
najwyższej formie, wyczyniający w czerni i bieli prawdziwe cuda.
Druga pozycja, czyli „Absalom”, to był już całkowity świeżak.
Nie chcieliśmy ruszać tylko ze starociami, z samą tylko klasyką. To, co
powstaje obecnie na łamach „2000 AD”, też jest świetne.
Szukaliśmy jednak jakiegoś punktu zaczepienia, wskaźnika dla
polskiego czytelnika. W „Absalom” inspiracja pracami Mike’a
Mignoli czy „Ligą Niezwykłych Dżentelmenów” jest dość
czytelna, a te pozycje to u nas hity. Jednocześnie całość nie
jest jakąś kopią czy podróbą. Ma swój styl, zarówno fabularnie
i wizualnie. Nakłady były małe, ale i tak przyjęcie, jakie
sprawili nam czytelnicy było pozytywnym zaskoczeniem. I tak znowu
coś, co miało być jakąś pojedynczą przygodą, przerodziło się
w pełnoetatową pracę w wydawnictwie komiksowym. Choć to
oczywiście określenie na trochę wyrost, bo działamy niczym
punkowcy na squtach. Tu nikt nie myśli o postawieniu domu nad
oceanem, ale robieniu czegoś od fanów dla fanów.
To ma oczywiście też swoje minusy, jak chociażby przesunięcia
terminów premier, co może być dla czytelników męczące. Studio
Lain to hobby, a nie biznes, choć kłamstwem byłoby powiedzieć, że
nie przynosi zysków. One jak najbardziej są, bo dzięki nim możemy
kupować kolejne licencje i publikować następne albumy.
A
dlaczego akurat komiks brytyjski? Co jest w nim takiego wyjątkowego?
Arkadiusz
Dzierżawski: To proste – komiks brytyjski, głównie ten z łam
„2000 AD”, jest moim ulubionym. Dopiero na drugiej pozycji
klasyfikują się ex-aequo francuski i azjatycki, a podium zamyka
amerykański. Niestety, prace Brytyjczyków są na naszym rynku dość
słabo znane, a przebijają się na niego te nazwiska, które trafiły
na rynek amerykański. Oczywiście większość kojarzy postać
Sędziego Dredda, a dzięki Bisley`owi czy Glennowi Fabry’emu,
także Slaine'a. Jednak reszta bogatej oferty komiksowej z Wysp jest
w świadomości polskiego pożeracza komiksów właściwie nieobecna.
Co gorsza, do Polski trafiały sporadycznie pozycje przypadkowe i
niereprezentatywne dla tego, co robi ekipa z „2000 AD” – patrz
choćby wydania Amberu.
Osobiście
uwielbiam „2000 AD”, bo kocham fantastykę, z naciskiem na s-f.
Na łamach magazynu publikowano mistrzowskie space-opery, kosmiczne
thrillery, paranormalne horrory. Jest w nim i pełnokrwista pulpa, i
hard s-f, i klasyczny komiks przygodowy. Do tego mają fenomenalnych
ilustratorów. To ogromne bogactwo stylów. No i, mimo ekspansji
komputerowego nakładania kolorów, wciąż kochają też komiks
czarno-biały, pełen szczegółów czy niezwykłych form
graficznych.
Kiedy
się zakochałeś w komiksie brytyjskim?
Na
komiksy z „2000 AD” trafiłem na początku lat 90. XX wieku.
Kolekcjonowałem wtedy magazyn „Heavy Metal” i w nim trafiłem na
prace Simona Bisley`a. Zacząłem szukać kolejnych i wpadł mi w
ręce wspomniany wyżej album „ABC Warriors: Black Hole”.
Zmiażdżyło mnie to wtedy wizualnie, ale i sama historia była
niezłym ubawem. Stąd był już tylko mały krok do barwnego
uniwersum „2000 AD”. I to była miłość od pierwszego
wejrzenia.
Komiksy
„2000 AD” były w Polsce obecne w mniejszym lub większym
zakresie, ale też nie ma co udawać, że były to próby chwilowe.
Egmont wydawał dopóki Fleetway był właścicielem ich katalogu, a
Amber zakończył swoją przygodę na trzech tytułach (w tym nigdy
nie dokończony „Vanguard”). Co sprawia, że widzicie siebie jako
tych, którzy będą mieli szansę przykleić się do „2000 AD”
na dłużej?
Arkadiusz
Dzierżawski: Nie do końca wiem, co masz na myśli mówiąc „na
dłużej”. Zapewne w praktyce oznacza to na tak długo, jak
czytelnik będzie wierzył w nasze wybory wydawnicze i dobór
tytułów. W to, że dajemy mu dobry komiks, przebierając zarówno w
klasyce, jak i nowościach. Wybieram z bogatego katalogu takie
pozycje, jakie sam chciałbym przeczytać po polsku. Nie ma w tym
przypadkowości, tylko czysta miłość do „2000 AD”. Może to
jest recepta na to, co robimy? Jestem fanem i staram się zarazić
innych swoim hobby.
Spytam
inaczej. Za co polski czytelnik może pokochać Lain i „2000
AD”?
Arkadiusz
Dzierżawski: Wiem, za co ja kocham wydawnictwo Lain i ekipę z „2000
AD”. W pierwszym przypadku za ludzi z pasją, których spotykam i
z którymi współpracuję. W drugim za otwartość i wzajemną
sympatię. A czytelnicy? Staramy się traktować ich jak kumpli, którym
po prostu polecamy fajny komiks.
Wiadomo
już, że Studio Lain wchodzi w Dredda. Zastanawiam się, czemu z
miejsca nie zagospodarowaliście najbardziej znanej brytyjskiej
marki? Jak nie było Dredda w Polsce to nie było, a jak się już
pojawił – to wzięło się za niego aż dwóch wydawców! Jak
postrzegacie działania Ongrysa w tym temacie? Mnie się wydaje, że
jak ikona 2000AD się przyjmie w Polsce to zarówno Wy, jak i Leszek
Kaczanowski, dobrze na tym wyjdziecie. A jeśli nie…
Arkadiusz Dzierżawski: Właściwie odpowiedź już padła. Na
początek potrzebowaliśmy jakiegoś megaznanego nazwiska. A Dredd to
jednak nie Batman. Od samego początku był w planach, właśnie ze
względu na Bisley`a i jego „Heavy Metal Dredd”, który swoją
drogą wydamy! Ongrys przyśpieszył nasze plany. Leszek okazał się
jednak takim samym pasjonatem komiksu, jak ja. Przegadaliśmy chyba
dwie godziny przez telefon. Pasja łączy, a nie dzieli ludzi i w
myśl tego działamy niejako razem. To prawdziwa przyjemność móc
współpracować z takimi ludźmi!
Trzymam kciuki, aby projekt wydania u nas „Case Files” –
olbrzymi w swoich rozmiarach – wypalił. Sam będę kupował
polskie wydania! A jak się Dredd nie przyjmie, to Dredda nie będzie.
Jest masa komiksów do wydania po polsku. Byłoby jednak szkoda, bo
uniwersum Dredda ma mnóstwo świetnych komiksów. Starych i nowych.
Jeden z nowych wkrótce także pokażemy polskiemu czytelnikowi i...
sam jestem ciekaw, jak to się potoczy.
Mogę
prosić o jakieś konkrety w temacie Dredda – tytuły, daty,
autorzy. I jak oferta Lain będzie miała się do oferty Ongrysa?
Na początek dwie pozycje – kultowy „Heavy Metal Dredd”, gdzie
ponad połowę roboty wykonał Bisley i to na poziomie znanego w Polsce kultowego „Sądu nad Gotham”. Potem jedna z
najnowszych, pięknie namalowanych, pozycji z Sędzią, czyli „Dark
Justice”. Tu czeka czytelnika spotkanie z mega – podkreślę mega
– kultowymi postaciami, czyli Sędziami Śmierci. Pierwszy Dredd
powinien ukazać się na przełomie kwietnia i maja, a następny miesiąc później.
Są to pozycje, których czytelnik nie znajdzie w cyklu „Case
Files”, który planuje wydawać Ongrys. Ten cykl koncentruje się bowiem na
tak zwanej głównej linii przygód bohatera. To, co my wydajemy, to
samodzielne produkcje, będące często wariacjami na temat Dredda i
jego uniwersum.
Studio
Lain zaprezentowało tonę tytułów, które chce wydać. Możecie o
nich coś więcej opowiedzieć? W jakiej skali są to plany – na
rok, pół roku, kwartał?
To nie
znowu taka tona, ale skala roku to sensowny okres. Sporo się
zmieniło u nas jeśli chodzi o system pracy. W wydawnictwie pojawiło
się też kilka nowych twarzy, więc wszystko powinno iść
sprawniej. No chyba, że trafimy na kolejnego Alana Moore'a i jego
„Szok Przyszłości”. Aż trzech tłumaczy pracowało wieki, by
przełożyć tego mistrza zabawy słowem. A ilość tekstu w tym
komiksie zabija. Bywało, że wlewałem tekst do dymków na 8
stronach przez godzinę.
Proszę o słowo
o innych Waszych zapowiedziach: „Durham Red”, „ABC Warriors:
The Volgan War vol. 1”, „ABC Warriors: Shadow Warriors”.
Arkadiusz
Dzierżawski: „Wojowników
ABC” polski czytelnik już poznał. Chcemy mu teraz pokazać inne
wizje tych bohaterów. Zwłaszcza „Volgan War”, który jest prawdziwym
widowiskiem pod względem wizualnym, a prywatnie to moja ulubiona
historia z tego uniwersum. Absolutne szaleństwo. „Durham Red” to
najseksowniejszy wampir w historii komiksu – trzeba dodawać coś
więcej? Dobra, może tylko to, że akcja rozgrywa się w
cyberpunkowym świecie. Na polskiego czytelnika czekają też kolejne
komiksy Alana Moore'a. Tym razem pełne humoru.
„2000
AD” jest dla mnie kwintesencją kontrkulturowego podejścia do
komiksu. Mimo swojego rozrywkowego i od zawsze dość brutalnego
charakteru ich historie zawsze komentowały polityczne i społeczne
przemiany. Przez co odbierałem ich zawsze jako jeden z
fenomenów popkulturowych. Jak to wygląda w Waszym przypadku? Czy
bardziej interesuje Was to szaleństwo „2000 AD” i brak
skrępowania w opowiadanych historiach, czy jednak drugie dno
tych opowieści?
Arkadiusz Dzierżawski: Pewien punkowy etos z początków
działalności tego wydawnictwa, to również jeden z magnesów,
które mnie do niego przyciągnęły. Ten głos w sprawach
społecznych był dla mnie tak samo ważny, jak i dobra rozrywka czy
atrakcyjna oprawa graficzna. Niektóre rzeczy się zestarzały, ale
większość w przypadku publikowanej przez nas klasyki pozostała
uniwersalna i, niestety, bardzo aktualna. Dziś „2000 AD” nie ma
już tak mocnego sznytu rodem z undergroundu, ale nadal potrafi
kopnąć.
Czy
komiks brytyjski rodem z „2000AD” to wasz jedyny obszar
zainteresowania?
Arkadiusz
Dzierżawski: Nie. Ale prawda jest taka, że rynek polski jest
kapryśny i nierówny. Mógłbym pokazać listę tego, co mamy w
planach, ale po co podpowiadać konkurencji. A tak serio – mija się
to z celem. Jak poniesiemy wydawniczą porażkę, to nie będziemy na
siłę pchać się w ten trudny biznes dalej. Nie ma sensu rozgrzewać
fanów, a potem ich zawieść. Ale na owej liście są pozycje z
Image Comics czy komiksy z rynku francuskiego, a nawet z Tajwanu.
Dominuje tematyka s-f, ale i prace niezwykłe wizualnie.
…ale
pierwsza zapowiedź komiksu spoza tego obszaru (niejako) już się
pojawiła. Możesz powiedzieć o niej coś więcej?
Arkadiusz
Dzierżawski: Masz na myśli komiks Łukasza Kowalczuka,
który mnie pozamiatał swoim „Vreckless Vrestlers”. Łukasz teraz
szykuje totalne wariactwo z kosmitami. Chciał pomocy przy
tej pozycji, a że łączy nas ten sam punkowy sznyt, to była
przyjemność pomóc mu wydaniu nowego komiksu zatytułowanego
„RadioActive Cross”.
Co mogę powiedzieć więcej? Będzie to historia zmutowanych
komandosów walczących z Reptilianami, Pijawkami i Starszymi
Bóstwami. 32 strony post-apokalipsy w kolorze. Bez ckliwych scen i
szukania konserw po piwnicach. Za to z ogromną dawką szlamu. Komiks
ukazywał się na łamach cyfrowej antologii "Aces Weekly"
redagowanej przez Davida Lloyda, które z pewnością wszyscy kojarzą
z „V for Vendetta” czy „Kickback”.
Kto
zajmuje się tłumaczeniem waszych komiksów i czy zna się na swojej
robocie?
Arkadiusz
Dzierżawski: Obecnie jest to kilka osób. Większość z nich
oprócz tego, że zna język, robiła już przy komiksach Znają się
na robocie, przetłumaczyli setki komiksów w ramach od fanów dla
fanów. Nie musisz mi wierzyć na słowo, wystarczy, że wkrótce
przeczytasz „Szok Przyszłości” i porównasz z oryginałem. Dla
mnie wykonali niezwykła robotę!
Debiutowaliście
„ABC Warriors” we wrześniu 2014 roku, na rynku jesteście już
ponad rok. Spoglądając wstecz? Jaki to był czas? Jak przyjęli
Was czytelnicy, środowisko, krytycy? Które z Waszych pozycji
okazały się największymi przebojami? Co jest jeszcze do poprawy?
Arkadiusz Dzierżawski: Zaskakująco udany dla wydawnictwa. Fajnie
jest znów toczyć długie dyskusje o hobby, mieć kontakt z ludźmi,
którzy czytają i dopingują. To mi się chyba podoba najbardziej.
Komiksy zbierają bardzo dobre recenzje. Zawsze jest lekki stres, jak
biorę się za ich czytanie. Czy nie daliśmy plamy? Czy ktoś złapie
tego samego bakcyla, co my? Największy przebój na dziś to „Slaine:
Król” – zdecydowaliśmy się na pierwszy dodruk w naszej
historii.
Wasze
komiksy z ekspresowym tempie znikają ze sklepów komiksów. Dwa,
trzy miesiące i puff – jeśli ktoś nie zdążył kupić, to może
pluć sobie w brodę. Czy Wasze nakłady nie są trochę niedoszacowane? Nie jest tak, że okazało się, że potencjalnych
czytelników Waszych publikacji jest więcej, niż dostępnych
egzemplarzy?
Arkadiusz
Dzierżawski: Każdy tytuł, który wprowadzaliśmy na rynek
był ryzykiem. Nie startowaliśmy z żadnym cyklem. Przyjęcie wśród
czytelników pozycji z „2000 AD” było wielką niewiadomą.
Sprzedaż każdego z tytułów i jej tempo było inne. Teraz to się
zmienia. Widzimy jak sprzedaje się „Slaine”, „ABC Warriors”
dostaną ciąg dalszy, będzie Dredd. Staramy się nasycić rynek
według potrzeb, ale bywa on kapryśny i zmienny. Zobaczymy jak to
się wszystko ułoży.
Spytam
wprost – czy zamierzacie podnieść nakłady?
Arkadiusz
Dzierżawski: Może odrobinkę? Przy każdej pozycji będzie
to po prostu zawsze indywidualna decyzja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz