poniedziałek, 18 kwietnia 2016

#2123 - "Być otwartym i nie być bucem" – wywiad z Bartoszem Sztyborem

Kilka dni temu na facebookowej stronie Współczesny polski komiks ukazał się interesujący wywiad z Bartoszem Sztyborem. Pomyślałem, że szkoda by było, gdy został tylko w odmętach FB, dlatego uzgodniłem z Bartkem i Danielem Gizickim, który wcielił się w pytającego, możliwość publikacji. Bardzo im obu dziękuję. No i ogromnie zapraszam do śledzenia strony Współczesny polski komiks: klik! klik! Tyle tytułem wstępu, a teraz zachęcam do lektury:

Grafika z nowego komiksu dla dzieci, nad którym Sztybor pracuje z Tony`m Sandovalem


Daniel Gizicki: Może na początek powiedz dlaczego komiksy?
Bartosz Sztybor: Bardzo lubię to medium i dobrze się w nim czuje, a do tego było dla mnie najbardziej łaskawe ze wszystkich, których próbowałem, gdy zaczynałem zabawę z pisaniem. Poza tym jest bardzo pojemne, tanie i dające ciekawe możliwości narracyjne. To znaczy każde medium ma ciekawe możliwości narracyjne, ale tutaj mamy miks, bo możliwości odrębnego medium jakim jest komiks plus część możliwości filmu plus część możliwości książki. Cały czas się jaram, że z komiksem można jeszcze tyle zrobić.

Jesteś też scenarzystą filmowym, pisałeś dla telewizji i nie tylko, opowiedz o tej stronie Twojej twórczości.
Bartosz Sztybor: Filmy pisałem jeszcze przed pisaniem komiksów, ale w pewnym momencie okazały się dla mnie mniej łaskawe, więc dałem sobie spokój. Ale jakiś czas temu znowu zacząłem pisać scenariusze filmowe, bo pojawiły się możliwości, by je realizować. Natomiast dla telewizji pisałem przez kilka lat, różnego rodzaju programy i seriale. Ciężko mi ten czas jednoznacznie ocenić. Z jednej strony od kilku osób nabyłem mnóstwo wiedzy i tak naprawdę nauczyłem się rzemiosła. A z drugiej trochę się pogubiłem jeśli chodzi o priorytety. Ale też gdybym się nie pogubił, to i bym się nie odnalazł, więc wiwat telewizja!

Film na podstawie jednego z Twoich komiksów ("Łańcuchy pokarmowe terenów zalesionych") zbiera wiele nagród na festiwalach na całym świecie – jak doszło do jego powstania i czy planujesz kolejne ekranizacje?
Bartosz Sztybor: Maciej Gajewski, czyli reżyser filmu, to człowiek, z którym ponad 10 lat temu kręciliśmy różne głupoty. I później każdy poszedł w swoją stroną, aż pewnego dnia Maciej zadzwonił i powiedział, że fajnie byłoby coś razem zrobić. Na warsztacie mamy kilka moich, ale też wspólnych scenariuszy, ale zaczęliśmy od ekranizacji "Łańcuchów pokarmowych…", bo wydawały się najtańszym i najszybszym w realizacji projektem.

"Unlucky" - sc. Bartosz Sztybor, rys. Ivan Shavrin
Co do kolejnych ekranizacji, to na razie nie planuję. Wiem, że pewien reżyser z Łodzi chce zekranizować "Beneath the Sky", na co się zgodziłem, ale nie jestem bardziej zaangażowany w tę produkcję. Natomiast z Maciejem miesiąc temu skończyliśmy zdjęcia do kolejnego krótkiego metrażu, a w wakacje – oby! – zabieramy się za kolejny.

Bartek, jesteś jednym z płodniejszych polskich scenarzystów komiksowych. Jak odniesiesz się do pojawiających się tu i ówdzie głosów, powtarzanych przez domorosłych krytyków, że w Polsce nie ma dobrych scenarzystów?
Bartosz Sztybor: Zależy, co to znaczy dobry scenarzysta? Tak naprawdę, można powiedzieć, że nie ma tak samo dobrych scenarzystów, jak i nie ma dobrych krytyków. Osobom piszącym po prostu brakuje w Polsce rzemiosła, umiejętności budowania fabuły, rozkładania w niej akcentów, zwrotów akcji. Jest u nas sporo osób (i mówię tutaj nie tylko o komiksach, ale też o książkach oraz filmach), które mają fajne pomysły, ale nie potrafią zbudować z nich opowieści. Jest u nas wiele osób, które mają wizję, ale nie mają nic do powiedzenia. Ale to nie do końca ich problem, tylko braku możliwości edukacyjnych. Na przykład taki krytyk powinien edukować, ale krytyk też nie wie jak się buduje historię, swoją recenzję ogranicza do powiedzenia paru słów o rysunku i fabule, ale nie skupia się na tym jak ta fabuła została zbudowana czy jak rysunki tworzą narrację. Ale to nie jest problem komiksu polskiego, tylko całej polskiej kultury… Niestety.

Tworzysz różnorodne historie: humorystyczne, obyczajowe, artystyczne a także komiksy akcji. Czy jest jakaś charakterystyczna cecha, która jest zawsze obecna w Twoich pracach? Jakiś element, który pozwoli od razu rozpoznać – to jest dzieło Bartosza Sztybora?
Bartosz Sztybor: Chciałem od razu powiedzieć, że raczej nie, ale po chwili zastanowienia są pewnie rzeczy. W każdym komiksie jest postać, która ma coś ze mnie, więc taki punkt wspólny na pewno jest. Ale poza tym, to raczej nie. Nawet jeden z rysowników powiedział mi kiedyś, że powinienem wyrobić sobie jakiś styl, bo każdy szanujący się autor powinien mieć swój wyrazisty styl. No więc chyba nie jestem szanującym się autorem.

"Unlucky" - sc. Bartosz Sztybor, rys. Ivan Shavrin
Współpracowałeś z wieloma rysownikami, ale chyba najczęściej z Piotrem Nowackim. Czy jest między Wami jakaś szczególna nić porozumienia?
Bartosz Sztybor: Myślę, że ta nić porozumienia nazywa się przyjaźń. Znamy się już prawie 10 lat, dużo o sobie wiemy, ufamy sobie, bardzo często nadajemy na tych samych falach i bardzo dobrze nam się ze sobą pracuje. A do tego Piotr jest jednym z najbardziej pracowitych i odpowiedzialnych rysowników jakich znam. Wielu mogłoby się od niego uczyć profesjonalizmu.

W sieci pojawiają się informacje o kolejnych Twoich publikacjach zagranicznych, m.in. we Francji czy w Czechach. Opowiedz więcej o tych komiksach.
Bartosz Sztybor: We Francji, w antologii "Doggybags #10" ukaże się mój one-shot "Unlucky", który narysował mój kolega i świetny rysownik, Ivan Shavrin. To opowieść spod znaku "Fahrenheita 451" Raya Bradbury’ego. Opowiada o świecie niedalekiej przyszłości, gdzie pech jest zakazany. Nie ma więc luster, a czarne koty są likwidowane. Głównym bohaterem jest pracownik tytułowego oddziału, który dba o szczęście obywateli.
Natomiast druga rzecz, to kilkustronicowy szort "Brother" zrealizowany z niesamowicie zdolną Dianą Nanevą. Nawet nie wiedziałem, że zostanie opublikowany w kultowym "Aarghu!", więc była to dla mnie bardzo miła niespodzianka. A sama historia opowiada o kotach, które nie mają twarzy i próbują je odzyskać. Pomaga im w tym dziewczyna, która po latach wraca do rodzinnego miasta, by odnaleźć zaginionego brata. Brother jest też pewnego rodzaju prologiem większej rzeczy.

Aha, nie jestem jakimś wielkim fanem kotów, ale najwyraźniej są dla mnie szczęśliwe jeśli chodzi o zagraniczne publikacje.
Bartosz Sztybor: No i jeszcze, razem z Tonym Sandovalem robimy książkę dla dzieci, w której główną bohaterką jest dziewczynka. Tony wczoraj pokazał ilustrację przedstawiającą protagonistkę. Rzecz nosi tytuł "My Mother is a Monster", całość jest już napisana, ale czeka ma narysowanie. Premiera pewnie jeszcze w tym roku.

"Brother" -  sc. Bartosz Sztybor, rys. Diana Naneva
Jak nad scenariuszami pracuje Bartosz Sztybor?
Bartosz Sztybor: Jak już wiem, o czym chcę opowiedzieć i w jaki sposób chcę to przedstawić, to przez dłuższy czas myślę nad fabułą. Później te myśli układam w ciąg fabularny. Zapisuję w zeszycie kolejne sceny, które są czymś w rodzaju streszczenia całej historii. Później to na chwilę odkładam, wracam, poprawiam i rysuję storyboard, w którym dzielę to streszczenie na strony i kadry. Później znowu całość odkładam i jak wracam, to przepisuję storyboard na komputer, gdzie już nabiera formę normalnego scenariusza komiksowego. Na tym etapie zmieniam czasami kadry i szlifuję dialogi. Później znowu na chwilę odkładam, czytam parę razy i wysyłam do artystek i artystów.

Nad czym obecnie pracujesz?
Bartosz Sztybor: Aktualnie pracuję nad tematem filmowym. Wspomniałem o tym krótkometrażowym filmie, który chcemy realizować z Maciejem Gajewskim w wakacje. Będzie to western w polskich realiach i właśnie pracuję nad uwiarygodnieniem tych realiów.

Jakich udzieliłbyś rad twórcom stawiającym pierwsze kroki w tym "biznesie"?
Bartosz Sztybor: Wierzyć w swoje możliwości i się nie poddawać. Doprowadzać rzeczy – przynajmniej po swojej stronie – do końca. Tworzyć codziennie, nawet do szuflady, ale tworzyć, bo to wyrabia zalążki rzemiosła. Słać swoje rzeczy wszędzie i dużo w siebie inwestować, czyli drukować portfolia, jeździć na polskie i zagraniczne festiwale, rozmawiać. Poznawać środowisko i ludzi. Być otwartym i nie być bucem!

Brak komentarzy: