czwartek, 21 maja 2015

#1867 - Deadly Class #1: Reagan Youth

Autorem tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Rick Remender jest dla mnie scenarzystą bardzo nierównym. Poznałem go nieco lepiej w czasach, gdy czytałem jeszcze komiksy Marvela. Gdy zapowiedział start aż trzech serii w barwach Image Comics byłem do nich dość sceptycznie nastawiony. Na początku nie sięgnąłem po żaden z jego komiksów. Wszystko zmieniło się wraz z premierą "Low", które przypadło mi do gustu, a następnie dałem się skusić wydawnictwu Taurus, które opublikowało "Black Science". Wreszcie dałem szansę "Deadly Class", które powszechnie uchodzi za najlepszy spośród obecnie publikowanych komiksów Remendera.




Na pierwszych stronach przenosimy się w przeszłość, do roku 1987 i poznajemy Marcusa, błąkającego się po ulicach dzieciaka, który przybył do Ameryki wraz z rodzicami z Nikaragui. Ci niestety zginęli tragicznie, a chłopak trafił do domu opieki. Nie czuł się tam zbyt dobrze, więc postanowił zakosztować życia "na gigancie". Pewnego dnia jego życie ulega drastycznej zmianie, ponieważ wskutek niezwykłych okoliczności trafia on do sekretnej szkoły dla przyszłych morderców. Tam zawiera pierwsze przyjaźnie, odżywają w nim uczucia i wraca sens życia. Zaraz, zaraz... w szkole dla morderców?

Ocenę pierwszego tomu "Deadly Class" psuje premierowy zeszyt, który wyraźnie odstaje od reszty. Pierwsze 24 strony to miks schematycznych wątków, pełny pustych odwołań do popkultury. Historia Markusa kojarzy się choćby z "Harry`m Potterm", pomysł na szkołę dla młodych ludzi z pewnymi talentami to wypisz wymaluj Hogwarth albo inne X-Men. Ten pierwszy rozdział nijak nie potrafi wzbudzić zainteresowania, ale stanowi pole do popisu dla rysownika. Wesley Craig w przeciwieństwie do scenarzysty staje na wysokości zadania. Szczególnie podobał mi się pomysł, w którym wraz z gwałtownym przyspieszeniem akcji kadry się zakrzywiają. Szkoda, że w kolejnych zeszytach artysta z tego zrezygnował. Widać, że Remender ma rękę przy dobieraniu sobie współpracowników. Wszystkie trzy jego serie z Image to pod względem wizualnym ścisła czołówka nie tylko w ofercie tego wydawnictwa, ale całego rynku USA.


Craig ze swoją cienką, ale zarazem bardzo wyrazista kreską nadaje ton komiksowi. Stosuje on na kartach "Deadly Class" mnóstwo kreskówkowych rozwiązań, lecz są one na tyle fajnie wkomponowane w poszczególne kadry, że nie przeszkadzają w lekturze. Świetną robotę odwalił również kolorysta. Lee Loughridge zastosował dość ograniczoną paletę barw, która buduje zależność między dominującym na stronach kolorem, a nastrojem panującym w danej scenie. To jak świetnie dogadują się obaj panowie najlepiej widać w scenach z Marcusem przeżywającym swój narkotyczny odlot. Zarówno rysownik jak i kolorysta świetnie oddali klimat tego wydarzenia i sprawili, że zapadnie mi w pamięci na bardzo długo.

Na szczęście od drugiego zeszytu Rick Remender znacząco się poprawił. Mocno zaskakuje fakt, że wspomniana już wcześniej szkoła dla przyszłych zabójców bardzo szybko staje się tłem, a na pierwszy plan wysuwają się wątki obyczajowe. Tak, dobrze czytacie, "Deadly Class" to tak naprawdę opowieść o  zagubionym chłopcu, który potrzebuje bliskości oraz akceptacji. Znajduje to właśnie w tej nietypowej szkole. Co prawda komiks prowadzi jednocześnie wiele wątków, ale historia Marcusa wydaje się najważniejsza. Chłopak nie jest ani bardzo inteligentny, popełnia także mnóstwo błędów oraz podejmuje nieprzemyślane decyzje, ale któż z nas taki nie jest? Młodzieniec szybko zdobył moją sympatię swoją, nazwijmy to, naturalnością. Jest szczery, dość prawdziwy i jedyne co mi w Marcusie przeszkadza, to że posiada znacznie więcej krwi niż powinno znajdować się w tak bardzo wątłym ciele. Ale to już raczej czepianie się dla samego faktu, w końcu wątki związane z nauką w szkole dla zabójców wymaga utraty krwawicy podczas ćwiczeń.


Pod względem edytorskim "Reagan Youth" nie odstaje od standardu oferowanego przez Image. Wita nas więc okładka z lakierowanymi wstawkami, a już parę stron później wstęp autorstwa Davida Laphama. Z kolei gdy już przeczytacie całość historii, swoich kilka zdań chce przekazać Wam w posłowiu scenarzysta komiksu. Bardzo miłym dodatkiem jest piętnaście stron prezentujących wszystkie główne alternatywne okładki początkowych sześciu numerów "Deadly Class". Tu swoje popisy daje przede wszystkim Wesley Craig, ale część coverów stworzona została także przez innych artystów. Ogólnie rzecz ujmując za jedyne dziesięć dolarów dostajecie kawałek naprawdę solidnie wydanego komiksu.

To nie była zbyt mądra decyzja z mojej strony, gdy postanowiłem przestać kupować "Deadly Class" w zeszytach. Teraz, gdy jestem już po lekturze pierwszego tomu, jak najszybciej chciałbym sięgnąć po kolejny. Komiks ten to świetna i niegłupia rozrywka, oferująca znacznie więcej niż początkowo się wydawało. I zdecydowanie najlepszy komiks Ricka Remendera w barwach Image Comics, nawet pomimo raczej kiepskiego pierwszego numeru. Jeśli macie gdzieś na boku dziesięć dolarów, nie zastanawiajcie się nawet przez chwilę. Moja ocena to 5/6

Brak komentarzy: