Autorem tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.
"Ghosted", "Xenoholics", "Birthright" – co łączy te trzy tytuły? Scenarzystą wszystkich jest Joshua Williamson, a także to, że po wszystkie swego czasu sięgnąłem. Wszystkie mają bardzo ciekawy punkt wyjścia fabuły i w każdym z nich scenarzysta mniej lub bardziej go marnuje. Czemu więc sięgnąłem po pierwszy tom "Nailbitera"? Sam chciałbym wiedzieć. Czytając go niestety nie poczułem na czym polega "magia" Joshuy Williamsona.
"Nailbiter" opowiada historię Nicolasa Fincha – agenta NSA, który przyjeżdża do niewielkiego miasteczka Buckaroo w poszukiwaniu zaginionego przyjaciela. Miejscowość ta nie jest typowym wygwizdowem, ponieważ to właśnie tam na świat przyszło aż szesnastu brutalnych, seryjnych morderców. Jednym z nich jest Edward "Nailbiter" Warren, który po uniewinnieniu przed sądem powrócił do Buckaroo. Szybko okazuje się, że próbując dowiedzieć się dlaczego właśnie to miejsce niejako tworzy niebezpiecznych zwyrodnialców, Nicolas będzie musiał połączyć siły z Edwardem. Tylko czy dla jego przyjaciela nie jest już za późno?
"There Will Be Blood" jest komiksem typowym dla Joshuy Williamsona. Scenarzysta z reguły wpada na bardzo interesujący pomysł, a początki produkcji firmowanych jego nazwiskiem są obiecujące. Nie inaczej jest tym razem - jest ciekawe, choć nieoryginalne zawiązanie akcji, atmosfera przypomina filmowe "Siedem" czy "Milczenie owiec". W dodatku w obsadzie znalazły się całkiem niebanalne postacie, jednak koniec końców czytelnik zostaje zawiedziony. Dlaczego?
Historia bardzo szybko zamienia się w ciepłe kluchy, co w przypadku opisywanego właśnie albumu ma miejsce już w okolicach drugiego rozdziału, w którym konsekwentnie zaczęły mnożyć się nudne i niewiele wprowadzające do fabuły sceny. Jednocześnie w miejscu stanął rozwój postaci, a wszelkie wcześniejsze obietnice scenarzysty okazują się bez pokrycia. Williamson obiecał zapoznać czytelników z innymi mordercami z Buckaroo i faktycznie w pierwszym tomie "Nailbitera" paru z nich przewija się w formie ciekawostki. Właściwie scena o której piszę jak żywo przypominała rozmowę dwójki fanów, tyle tylko że jednego z nich męczy jego własny, ogromnie depresyjny charakter.
Czy scenarzystę można za coś jednak pochwalić? Nie można odmówić Williamsonowi talentu do budowania klimatu opowiadanej przez siebie i rysownika historii. Tak jak jego "Birthright" urzeka baśniowością, a "Ghosted" wywołuje ciary, tak w "Nailbiter" czuć unoszącą się w powietrzu tajemnicę i napięcie. Chociaż scenarzysta robi co może, bym zmienił zdanie, to pomimo totalnego przemęczenia się przez pierwszy tom wciąż jestem ciekaw dlaczego w Buckaroo na świat przychodzą psychopatyczni mordercy.
Z drugiej znowu strony zostać w jakikolwiek sposób zaskoczonym podczas lektury "Nailbiter" jest wielka sztuką. W komiksie nie pojawia się dosłownie ani jeden prawdziwie szokujący zwrot akcji, co także działa na niekorzyść Williamsona.
Nie do końca wiem co myśleć o rysunkach Mike’a Hendersona. Artysta na pewno prezentuje nierówną formę na kartach "There Will Be Blood". Bo potrafi stworzyć plansze po prostu brzydkie, aby na kolejnej stronie przywalić czymś w stylu Bena Templesmitha w sposób naprawdę efektowny/. Niemniej nieregularność Hendersona jest dużą wadą. Oprócz tego nie podoba mi się przesadzanie z ilością krwi w komiksie. Nie jest to coś, co wpływa pozytywnie na lekturę i komiks nic by nie stracił, gdyby niektóre wstawki sobie podarowano. Na plus zaliczam okładkę wydania zbiorczego, która na szczęście nie jest tym paskudnym coverem do zeszytowej jedynki.
Samo wydanie zbiorcze niczym właściwie nie zaskakuje. Jest dość solidne i kosztuje dziesięć dolarów, lecz z pewnością nie zadowoli wielbicieli dodatków. Te ograniczają się do dwóch stron grafik promocyjnych i kolejnych dwóch z "galerią" okładek. Czytajcie: piętnaście miniaturek upchanych gdzie się da. Aż prosi się o to, by twórcy dodali coś w stylu akt morderców z Buckaroo, lecz niestety musicie obejść się smakiem.
Oczywiście o ile uznacie, że "Nailbiter" jest komiksem po który chcecie sięgnąć. Ja niekoniecznie jestem skłonny Was do tego zachęcać. Uważam, że pozycja ta jest szalenie średnia i jeśli usiądziecie do niej bez jakichkolwiek większych oczekiwań, to się nie zawiedziecie. W każdym innym przypadku może być różnie. Moja ocena to 3-/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz