czwartek, 21 maja 2015

#1868 - Rat Queens #2: The Far Reaching Tentacles of N'rygoth

Autorem tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Czternaście długich miesięcy musiałem czekać na drugie zbiorcze wydanie "Rat Queens". Opóźnienie to było spowodowane oskarżeniami wobec rysownika Roca Upchurcha, któremu zarzucono przemoc domową. Czy z nowym rysownikiem na pokładzie seria, która z miejsca zdobyła sobie grono wiernych fanów przygody żeńskiej ekipy demolująco-imprezującej czyta się z nie mniejszą przyjemnością niż dotychczas?




Mieszkańcy Palisady liżą rany po niedawnym starciu. Dla członkiń Rat Queens nie oznacza to nic innego jak mnóstwo imprezowania, picia i łóżkowych igraszek. Ku swojemu zdziwieniu dziewczyny po ostatnich wyczynach zaczynają być traktowane jak bohaterki. Wkrótce otrzymają od burmistrza nowe zadanie. Nie wiedzą jeszcze, że z pozoru łatwa misja przywoła mnóstwo wspomnień, a na scenie pojawią się bohaterowie z przeszłości. Tymczasem Sawyer rozpoczyna pewne śledztwo, które sprowadzi kolejne zagrożenie na życie jego oraz wszystkich mieszkańców Palisady.

Trudno nie oceniać drugiego tomu "Rat Queens" przez pryzmat tego, co działo się za kulisami. Wielokrotne przesunięcia dat premier kolejnych numerów, zmiany okładek poszczególnych zeszytów i ogólne, bardzo negatywne zamieszanie wokół jednego z autorów sprawiło, że do lektury "The Far Reaching Tentacles of N'rygoth" zasiadłem nie tyle z ekscytacją, co z obawami. Rzadko zdarza się, by po tylu przejściach dany tytuł był w stanie utrzymać swój poziom. Zwłaszcza, że swój sukces "Rat Queens" zawdzięcza nie tylko oryginalnemu scenariuszowi, ale w równej mierze bardzo charakterystycznym rysunkom Upchurcha, którego mniej więcej w połowie tomu zastępuje Stjepan Sejic. Na temat rysunków wypowiem się nieco później, ponieważ trudno nie zacząć od bardzo wyraźnych wysiłków scenarzysty, by czytelnik nie odczuł zbyt mocno, że z serią przez jakiś czas było niezbyt dobrze.

Kurtis J. Wiebe dał radę. Ci z Was, którzy pokochali ten tytuł przede wszystkim za świetną, zabawną i luźną fabułę, z całą pewnością się nie zawiodą. Komiks nic nie stracił z tego, czym zdobył moje serce za pierwszym razem. Fabuła jest konsekwentnie prowadzona, potrafi wciągnąć i nierzadko zaskoczyć. Wszystko znajduje się na swoim miejscu - nowe zagrożenie, ciekawe postacie drugoplanowe i nasze gwiazdy - Dee, Betty, Hannah oraz Violet. Nic nie straciły ze swojego niepowtarzalnego charakteru oraz... nazwijmy to uroku. Scenarzysta nie serwuje nam jednak dwa razy tego samego dania i w drugim tomie właściwie każda z bohaterek ma swoje pięć minut, dzięki czemu możemy je lepiej poznać.


Nie zabrakło znakomitego humoru, który stał się jednym ze znaków rozpoznawczych serii. W żartach mocno nacechowanych seksualnymi aluzjami i nie stroniącymi od wulgaryzmów Wiebe`owi udaje się zachowywać dobry smak, co w dzisiejszych czasach dużej "wrażliwości", gdy o seksizm można zostać posądzonym właściwie z powodu czegokolwiek, jest sporym osiągnięciem. Scenarzysta tworząc komiks o kobietach które najchętniej tylko by piły alkohol i uprawiały seks nie obraża nikogo, a jego komiks jest czytany i chwalony przez mnóstwo kobiet. Co więcej, zdobywa nawet nagrody pokroju GLAAD Awards (czytaj: bardzo gay-friendly).

Podobnie, jak Wiebe poziom trzyma Upchurch. Trzy zeszyty, które zdążył jeszcze narysować stanowią prawdziwy popis jego nieprzeciętnych umiejętności. Odpowiadając za całość warstwy graficznej artysta wykazuje się nie tylko idealnie pasującym do przedstawionej historii stylem, ale także świetnie dobieranymi kolorami, którymi potrafi wyraźnie akcentować to, co jest na danym kadrze najważniejsze. Swoją świetną pracę zakończył niestety na zeszycie ósmym, a po nim nastał czas Stjepana Sejica. I zaczęły się schody.

Chorwat zaczynając pracę nad "Death Vigil" bardzo mocno zmienił swój styl rysowania na bardziej luźny, niedbały, z widocznymi niedociągnięciami. Niestety, ta wolta zupełnie mnie nie przekonuje, a część plansz autorstwa Sejica wygląda tak, jakby miał kwadrans na wysłanie ich do druku. Zmiana na stanowisku rysownika poskutkowała znacznym obniżeniem jakości warstwy graficznej, ale to nie wszystko. Cały pierwszy tom cyklu jak tylko mógł unikał pokazywania dosłownej nagości, co uważałem za fajną rzecz. W drugim tego zabrakło. Roc Upchurch co prawda to i owo starał się tuszować, a Sejic potrzebował raptem siedmiu stron by pokazać nam kompletnie nagą Hannah. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że lubiący rysować seksowne kobiety Sejic jakoś wymusił pojawienie się tych kadrów na scenarzyście.


Czas napisać parę słów o jakości wydania "The Far Reaching Tentacles of N'rygoth". Podobnie jak pierwszy tom, tak i ten przyszedł do mnie pofalowany, co ostatecznie obala teorię o tym, że wówczas miałem po prostu pecha. Z reguły komiksy od Shadowline wydane są bardzo solidnie, ale nie ten. To co można było jeszcze przełknąć płacą za album dziesięć dolarów, w przypadku ceny na poziomie piętnastu baksów nie sposób wybaczyć. Dodatki? Kilka próbnych szkiców Sejica, dwie niewykorzystane grafiki Upchurcha oraz galeria alternatywnych okładek.

Gdyby tylko Roc Upchurch nie musiał odejść to komiks byłby idealny. Niestety, Stjepan Sejic w mojej ocenie znacznie obniżył jakość warstwy graficznej i chociaż scenariuszowo drugi tom "Rat Queens" nadal stoi na bardzo wysokim poziomie, to jednak końcowa ocena nie może być taka sama jak premierowej odsłony cyklu. Tym razem będzie to 4/6

Brak komentarzy: