Punktem wyjścia dla historii opowiedzianej w książce "Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe" jest zdarzenie z dzieciństwa autora. Zdarzenie opisane przez Petera Browna na wewnętrznej stronie tylnej okładki ma charakter uniwersalny. Któż z nas, będąc dzieckiem (mniejszym lub większym), nie pragnął przygarnąć (posiadać na własność!) jakiegoś małego (lub dużego) zwierzaka? Wszyscy przejawialiśmy chęć posiadania na własność "czegoś" żywego, co można obdarzyć miłością – bawić się, mówić do, przytulać, nosić na rękach.
Pochodzący z New Jersey autor wymyślając treść książki "Dzieci…" wyszedł z założenia, a co się stało i jak wyglądałby sprawy, gdyby sytuację postawić na głowie. Niech dzikim zwierzęciem będzie ludzkie dziecko, a mała niedźwiedzica niech pragnie mieć przyjaciela, którego można kochać, przytulać, mówić do niego. Ten prosty zabieg – odwrócenia ról – okazuje się być niezwykle skuteczny, aby przekazać główną ideę, jaka przyświecała twórcy: posiadanie domowego pupila, to jest odpowiedzialne i wcale nie łatwe zadanie. Niespójność potrzeb i pragnień opiekuna oraz faworyta może wyrządzić więcej szkód niż przynieść korzyści.
Główną bohaterką opowieści jest Lucyna Beata Niedźwiedzińska, którą poznajemy, gdy na leśnej polance ćwiczy baletowe piruety. Nagle orientuje się, że nie jest sama, gdzieś w krzakach ukrywa się "dziwne" zwierzątko, które nie potrafi mówić niedźwiedzim językiem. Miast zrozumiałych słów wydaje z siebie jedynie piski, dlatego Lucia wpada na pomysł, aby dać mu na imię Piskacz. Chłopiec jest mały, wygląda na miłego i grzecznego, jest radosny i dużo się uśmiecha, ma czysty sweterek w paski, włosy przystrzyżone i uczesane z przedziałkiem na lewo. Nasza bohaterka jest nim zachwycona, ale jaj mama już mniej. To ona wypowiada sakramentalne zdanie: "Nie wiesz, że dzieci to koszmarne zwierzątka domowe?". Ostatecznie zgadza się, aby córuś przygarnęła Piskacza. Stawia tylko jeden warunek: "Bierzesz (…) PEŁNĄ odpowiedzialność. Ja nie zamierzam się nim zajmować". Z biegiem akcji okazuje się, że wcale nie jest łatwo go spełnić. W chwilach wspólnej zabawy było dobrze, ale gdy tylko chłopiec miał inne pomysły, to był utrapieniem i ciężko było sobie z nim poradzić. Nie przystawał, bo był inny.
Omawiana książka, to bardzo ładny picturebook, który stworzony został z użyciem kilku komiksowych technik prowadzenia narracji graficznej. Spora część akcji dzieje się poprzez dialogowe wypowiedzi bohaterów, które umieszczono w typowych dymkach z ogonkiem wskazującym, kto mówi. Dodatkowo każdej z postaci przypisano inny kolor dialogowego balonu. Narrator ma swoje kwestie, które wstawiono w niebieskie, prostokątne ramki; w kilku miejscach ramka narratora dzieli stronę (ilustrację) na dwa odrębne, następujące po sobie zdarzenia. Większość rysunków jest całostronicowa lub dwustronicowa, każdy z nich jest mniejszy od strony, co przywodzi na myśl stricte komiksową planszę. Ładne są kolory, lekko wyblakłe, całość utrzymana w sepii.
Można powiedzieć, że wymowa i cel książki nie jest trudny do odgadnięcia: ma być przestrogą dla milusińskich przed przygarnianiem zwierząt, które żyć powinny na wolności, a nie w domu. Jest także drugie dno, mniej oczywiste i bezpośrednie, pozycja Petera Browna to swoista przestroga przed urokami nie w pełni przemyślanego rodzicielstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz