Z dość dużym opóźnieniem na polskim rynku ukazała się książka „Batman i filozofia: Mroczny Rycerz nareszcie bez maski”. Pierwotnie miała swoją premierę w 2008 roku i próbowała przebić się na rynku korzystając z sukcesu filmowego „Mrocznego Rycerza”. Zresztą, nie tylko dedykacja (dla Heatha Ledgera), ale również treść świadczy o tym, że druga część trylogii Christophera Nolana jest w pewien sposób punktem odniesienia dla poszczególnych tekstów.
„Batman and Philosophy: The Dark Knight of the Soul” pod redakcją Marka D. White`a i Roberta Arpa stanowi część cyklu „The Blackwell Philosophy and Pop Culture Series”. Ma on na celu popularyzowanie filozofii poprzez opowiadanie o niej w kontekście kultury popularnej. Nie jest to pierwsza tego typu publikacja w Polsce, gdzie ukazały się podobne opracowania seriali „Lost”, „Herosi” czy „Dr. House”, ani też pierwsza naukowa publikacja poświęcona super-bohaterowi.
Naukowa? Raczej popularno-naukowa – nie da się ukryć, że „Batman i filozofia” to książka o charakterze edukacyjnym, która potencjalnym czytelnikom (komiksowym fanom Batmana) ma w bardzo prosty sposób tłumaczyć zawiłości filozoficznej myśli zachodu (i, w jednym tekście, wschodu również). Wskazuje na to język – bardzo przystępny, z pozoru nijak nie pasujący do poważnego, filozoficznego dyskursu, nie stroniący od humorystycznych wstawek. O ile przystępność można uznać za zaletę, to silenie się na zabawny ton niekiedy pasuje, ale zwykle wychodzi bardzo sucho.
White, Arp i reszta autorów przygotowali kurs filozofii dla opornych, używając Batmana, jako pomocy naukowej. Stanowi on jedynie przyczynek jakieś prostego ćwiczenia, do przybliżenia konkretnego problemu lub do prezentacji poglądów, któregoś z klasyków filozofii. Tym samym postać Gacka, wyraźnie podporządkowana narzuconej tezie, schodzi na margines. Zapewnienia poszczególnych autorów o tym, jaki to Batman jest wyjątkowy, interesujący i niezwykły, bo nie ma żadnych mocy, że jest najciekawszych z komiksowych herosów o kant tyłka można potłuc. W tym kontekście to zaledwie pretekst, dobry jak każdy inny. Oczywiście, trafiają się felietony (bo pomieszczonych w zbiorze tekstów esejami nazwać nie sposób), które poświęcone są rzeczywiście bohaterowi wymyślonemu przez Boba Kane`a i Billa Fingera, ale są to refleksje bardzo powierzchowne. Pomimo zapewnień autorów, że są wielkimi fanami Mrocznego Rycerza, to nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Wyjątków od tej reguły jest zaledwie garstka. Mark D. White w bardzo przekonujący sposób pisze o tym, dlaczego Batman nie może zabić Jokera, Brett Chandler Patterson porównuje historię zniszczenia Gotham z tragedią Nowego Orleanu, a David M. Hart fajnie czyta „Bycie i czas”.
Charakterystyczne jest to, że autorzy w swoich „badaniach” ograniczają się z reguły do kilku, najbardziej znanych, najwyżej cenionych pozycji z Batkiem, które dziś tworzą kanon. Wygląda na to, że czytali tylko „Powrót Mrocznego Rycerza”, „Rok pierwszy”, „A Death in A Family”, „Batman: Hush”, „Long Halloween” i nie zadali sobie trudu głębszego wgryzienia się w mniej oczywiste pozycje. Wymienione tytuły powracają wielokrotnie w różnych (choć często dość podobnych) kontekstach
Całość „Batmana i filozofii” podzielona jest na sześć części. Z grubsza można powiedzieć, że każda z nich odpowiada któremuś działów filozofii. Mamy zatem etykę, filozofię społeczną, coś na kształt bat-ontologii, ciut metafizyki i egzystencjalizm. O, znajdzie się również miejsce na logikę, w jej dość erystycznym wydaniu, ale zaskoczeniem jest brak jakiegokolwiek spojrzenie na przedmiot badań z punktu widzenia estetyki i dalej – teorii literatury. Dziwi to tym bardziej, że to przecież naturalny dla Batmana, jako bohatera komiksu, kontekst, który jest jednym z działów filozofii w jej najbardziej klasycznym ujęciu. O ile jestem w stanie (jakoś!) zrozumieć brak perspektyw psychoanalitycznych i mitograficznych (socjologicznych jest tyle, co kot napłakał, ale usprawiedliwiać się można tym, że nauki społeczne mają się nijak do filozofii, choć nie będzie to miało zbyt wiele wspólnego z prawdą), które przecież są równie bliskie Mrocznego Rycerza i przewijają się w badaniach nad postacią od kiedy są one prowadzone, o ile rozumiem, że dla wielu osób zajmujących się zawodowo filozofią gender studies, feminizm, dekonstrukcja, badania kulturowe i inne „ponowoczesne wynalazki” (wciąż!) nie zasługują na uwagę, o tyle nie potrafię wymyślić żadnego racjonalnego powodu, aby rezygnować z estetycznego ujęcia figury Mrocznego Rycerza i tekstów kultury (komiksów, seriali, filmów, gier etc etc), w których występuje. Nie wiem, może na amerykańskich uniwersytetach (bo tam właśnie większość autorów poszczególnych felietonów pracuje i wykłada) takich rzeczy nie wykładają w ramach zajęć na wydziałach filozoficznych?
Batman słynie z tego, że jest przygotowany na każdą ewentualność. Zawsze ma plan, nie ma takiego zagrożenia, którego nie potrafiłby unieszkodliwić. Nie ma villaina, którego nie potrafiłby przechytrzyć, ani zagadki, której nie sprostałby jego intelekt. W swojej karierze pokonał Jokera, Bane`a, Two-Face, Penguina i wielu innych łotrów, którzy terroryzowali mieszkańców Gotham. Ale w starciu z kulturą wysoką, z grupką niepozornych naukowców wychodzi pokonany. Jako postać infantylna, nieciekawa i niegodna poważnej refleksji filozoficznej. Szkoda, bo takie spotkanie mogłoby być ciekawe zarówno dla fanbojów, jak i wykształciuchów.
„Batman and Philosophy: The Dark Knight of the Soul” pod redakcją Marka D. White`a i Roberta Arpa stanowi część cyklu „The Blackwell Philosophy and Pop Culture Series”. Ma on na celu popularyzowanie filozofii poprzez opowiadanie o niej w kontekście kultury popularnej. Nie jest to pierwsza tego typu publikacja w Polsce, gdzie ukazały się podobne opracowania seriali „Lost”, „Herosi” czy „Dr. House”, ani też pierwsza naukowa publikacja poświęcona super-bohaterowi.
Naukowa? Raczej popularno-naukowa – nie da się ukryć, że „Batman i filozofia” to książka o charakterze edukacyjnym, która potencjalnym czytelnikom (komiksowym fanom Batmana) ma w bardzo prosty sposób tłumaczyć zawiłości filozoficznej myśli zachodu (i, w jednym tekście, wschodu również). Wskazuje na to język – bardzo przystępny, z pozoru nijak nie pasujący do poważnego, filozoficznego dyskursu, nie stroniący od humorystycznych wstawek. O ile przystępność można uznać za zaletę, to silenie się na zabawny ton niekiedy pasuje, ale zwykle wychodzi bardzo sucho.
White, Arp i reszta autorów przygotowali kurs filozofii dla opornych, używając Batmana, jako pomocy naukowej. Stanowi on jedynie przyczynek jakieś prostego ćwiczenia, do przybliżenia konkretnego problemu lub do prezentacji poglądów, któregoś z klasyków filozofii. Tym samym postać Gacka, wyraźnie podporządkowana narzuconej tezie, schodzi na margines. Zapewnienia poszczególnych autorów o tym, jaki to Batman jest wyjątkowy, interesujący i niezwykły, bo nie ma żadnych mocy, że jest najciekawszych z komiksowych herosów o kant tyłka można potłuc. W tym kontekście to zaledwie pretekst, dobry jak każdy inny. Oczywiście, trafiają się felietony (bo pomieszczonych w zbiorze tekstów esejami nazwać nie sposób), które poświęcone są rzeczywiście bohaterowi wymyślonemu przez Boba Kane`a i Billa Fingera, ale są to refleksje bardzo powierzchowne. Pomimo zapewnień autorów, że są wielkimi fanami Mrocznego Rycerza, to nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Wyjątków od tej reguły jest zaledwie garstka. Mark D. White w bardzo przekonujący sposób pisze o tym, dlaczego Batman nie może zabić Jokera, Brett Chandler Patterson porównuje historię zniszczenia Gotham z tragedią Nowego Orleanu, a David M. Hart fajnie czyta „Bycie i czas”.
Charakterystyczne jest to, że autorzy w swoich „badaniach” ograniczają się z reguły do kilku, najbardziej znanych, najwyżej cenionych pozycji z Batkiem, które dziś tworzą kanon. Wygląda na to, że czytali tylko „Powrót Mrocznego Rycerza”, „Rok pierwszy”, „A Death in A Family”, „Batman: Hush”, „Long Halloween” i nie zadali sobie trudu głębszego wgryzienia się w mniej oczywiste pozycje. Wymienione tytuły powracają wielokrotnie w różnych (choć często dość podobnych) kontekstach
Całość „Batmana i filozofii” podzielona jest na sześć części. Z grubsza można powiedzieć, że każda z nich odpowiada któremuś działów filozofii. Mamy zatem etykę, filozofię społeczną, coś na kształt bat-ontologii, ciut metafizyki i egzystencjalizm. O, znajdzie się również miejsce na logikę, w jej dość erystycznym wydaniu, ale zaskoczeniem jest brak jakiegokolwiek spojrzenie na przedmiot badań z punktu widzenia estetyki i dalej – teorii literatury. Dziwi to tym bardziej, że to przecież naturalny dla Batmana, jako bohatera komiksu, kontekst, który jest jednym z działów filozofii w jej najbardziej klasycznym ujęciu. O ile jestem w stanie (jakoś!) zrozumieć brak perspektyw psychoanalitycznych i mitograficznych (socjologicznych jest tyle, co kot napłakał, ale usprawiedliwiać się można tym, że nauki społeczne mają się nijak do filozofii, choć nie będzie to miało zbyt wiele wspólnego z prawdą), które przecież są równie bliskie Mrocznego Rycerza i przewijają się w badaniach nad postacią od kiedy są one prowadzone, o ile rozumiem, że dla wielu osób zajmujących się zawodowo filozofią gender studies, feminizm, dekonstrukcja, badania kulturowe i inne „ponowoczesne wynalazki” (wciąż!) nie zasługują na uwagę, o tyle nie potrafię wymyślić żadnego racjonalnego powodu, aby rezygnować z estetycznego ujęcia figury Mrocznego Rycerza i tekstów kultury (komiksów, seriali, filmów, gier etc etc), w których występuje. Nie wiem, może na amerykańskich uniwersytetach (bo tam właśnie większość autorów poszczególnych felietonów pracuje i wykłada) takich rzeczy nie wykładają w ramach zajęć na wydziałach filozoficznych?
Batman słynie z tego, że jest przygotowany na każdą ewentualność. Zawsze ma plan, nie ma takiego zagrożenia, którego nie potrafiłby unieszkodliwić. Nie ma villaina, którego nie potrafiłby przechytrzyć, ani zagadki, której nie sprostałby jego intelekt. W swojej karierze pokonał Jokera, Bane`a, Two-Face, Penguina i wielu innych łotrów, którzy terroryzowali mieszkańców Gotham. Ale w starciu z kulturą wysoką, z grupką niepozornych naukowców wychodzi pokonany. Jako postać infantylna, nieciekawa i niegodna poważnej refleksji filozoficznej. Szkoda, bo takie spotkanie mogłoby być ciekawe zarówno dla fanbojów, jak i wykształciuchów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz