czwartek, 10 października 2013

#1386 - Fugazi Music Club

Fugazi Music Club jak mało co zasługuje na przymiotnik „kultowy”. Warszawski klub mieszczący się w dawnym kinie WZ przy ulicy Leszno 19 stał się szybko centrum kultury alternatywnej. Nie tylko dzięki założycielom - Waldkowi Czapskiemu i jego przyjaciołom - ale przede wszystkim dzięki stałym bywalcom, którzy wierni etosowi DIY współtworzyli legendę Fugazi.


Za darmo (albo za wejściówki) pomagali w organizacji koncertów i imprez. Rozklejali plakaty i roznosili ulotki, redagowali zina „Fugazigaz”, pomagali w remoncie. Otwarty przez 24 godziny na dobę klub dosłownie pulsował rockową energią. W ciągu niecałego roku działalności (od 10 stycznia do grudnia 1992 roku) odbyło się ponad 300 koncertów. Na scenie pojawiały się takie zespoły, jak Acid Drinkers, Dezerter, Armia, Oddział Zamknięty, Lech Janerka, Maanam, Dżem, TSA, Houk, KSU, Closterkeller i wiele innych. Do wielkiej kariery startowały tam zespoły Hey i Wilki. Kult zagrał po raz pierwszy piosenki z (kultowego!) „Taty Kazika” z piętnastominutową wersją „Celiny”. W Fugazi odbyła się pierwsza impreza z muzyką techno. W tłumie można było spotkać Czesława Niemena, Tadeusza Nalepę, Tomasza Beksińskiego. Kuba Wojewódzki zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify, Grzegorz Miecugow występował w roli konferansjera, a Jurek Owisak polewał publiczność wodą. To był miejsce jedyne w swoim rodzaju. Dziś, taki klub nie miałby racji bytu. Ale wtedy? Wtedy „wszystko uchodziło”, jak trafnie podsumowuje historię Fugazi Czapski.

Na kartach komiksu doskonale uchwycono klimat tamtych czasów i tamtego miejsca, zamykając w nim mnóstwo, pozytywnej, muzycznej energii i radości. Podolec dał się porwać opowieści Czapskiego. Rytm narracji jest taki, jakie były losy Fugazi – rwany, chaotyczny, rozsadzający komiksowe ramki. Kreślona oszczędną, szkicową kreską historia momentami jednak zwalnia, choćby wtedy, gdy trzeba posprzątać klub po wielodniowej często imprezie. Wtedy tempo staje się mniej dynamiczne, o oprawa graficzna staje się silniej zmetaforyzowana, oszczędniejsza, niedopowiedziana. Kolejny raz autor „Czasem” i „Wszystko zajęte” udowadnia, że jest komiksiarzem na najwyższym, światowym poziomie.

Ale „Fugazi Music Club” jest nie tylko komiksem o grupce przyjaciół, których spontaniczny pomysł na otwarcie klubu muzycznego stał się początkiem niesamowitej, młodzieńczej przygody. Podolcowi udało się to, co według mnie nie wyszło Agacie Wawryniuk w „Rozmówkach polsko-angielskich” - opowiedział nie tylko jednostkową historię o losach Fugazi - opowiedział o Polsce po transformacji. O kraju, który już nie był komunistyczny, ale jeszcze nie dorósł do wolności. To niesamowite, w jaki sposób twórca urodzony w 1991 roku potrafił oddać nastrój tamtych czasów.

Losy założonego przez Czapskiego "biznesu" to przecież historia naszego dzikiego kapitalizmu w pigułce. Z szalonymi pomysłem realizowanym na wariackich papierach, z przekrętami, z mafią w tle i bez happy endu. Zrobiona elegancko - nienachalnie, a bardzo sugestywnie. Bez wikłania się w politykę. Można powiedzieć, że Podolec zrobił komiks na wskroś historyczny, ale jakże inny od sponsorowanych przez IPN czy Muzeum Powstania Warszawskiego produkcji. Zresztą, podobny kierunek poszukiwań obrał sobie Paweł Płóciennik. Wydaje mi się, że obu artystów nie interesują tyle fakty, co duch epoki ich rodziców. Mechanizmy, jakie nim rządziły, lokalne narracje, miejskie legendy, dziwne zjawiska, ludzie, muzyka.

Pierwotnie Kultura Gniewu planowała zaprosić 22 komiksiarzy, którzy mieli opowiedzieć historię klubu w kilkunastu szortach. Publikacja miała uświetnić Festiwal Fugazi, który ostatecznie nie doszedł do skutku. Pomysł na zrobienie komiksu o najgłośniejszym klubie na świecie trafił na biurko Marcina Podolca. Na szczęście, bo dzięki temu powstał jeden z najlepszych albumów tego roku.

Brak komentarzy: