Po kilku latach oczekiwania Człowiek Paroovka powraca w trzecim komiksie ze swoimi przygodami, a wraz z nim reszta dziwacznej menażerii stworzonej w umysłach Marka Lachowicza (scenariusz i rysunek) i Tomasza Kuczmy (kolor). W przeciwieństwie do dwóch poprzednich zeszytów (Człowiek Paroovka vs. Grand Banda z 2006 oraz Człowiek Paroovka. Dorysuj mu wąsy z 2007), które były zbiorami krótszych historii, w Gorących głowach dostajemy pełny metraż zwariowanych perypetii garmażeryjnego herosa.
Lachowicz jak mało który z dzisiejszych twórców komiksowych spłaca dług polskiej klasyce. Jego prace tryskające absurdalnym humorem i dziecinną niesamowitością, tak przecież charakterystyczną dla "sztuki" komiksu, wiele zawdzięczają mistrzom starej szkoły. Z jednej strony Papciowi Chmielowi i Tytusowi, któremu zresztą pod koniec Gorących głów ich autor składa wyraźny hołd, z drugiej Tadeuszowi Baranowskiemu z jego wszystkimi zabawami komiksową materią. W trzeciej Paroovce to właśnie one stają się klu programu. To fascynujące, jak daleką drogę przeszedł Lachowicz od pierwszych pastiszów amerykańskiego superhero czy satyrycznych ujęć przaśnej, polskiej rzeczywistości! Oczywiście, te elementy wciąż w jego najnowszej pracy są obecne, ale wyraźnie widać, że artysta zmierza w nowym kierunku, wyznaczonym już w poprzednim albumie przez Czopka-Piotrka, który stał się bohaterem staromodnej animacji pomieszczonej na marginesie strony.
Teraz, wprowadzając Czopka-konferansjera, Lachowicz łamie czwartą ścianę, a wraz z pojawieniem się Ludzkiego Ołówka (że tak nazwę tę postać będącą kolejną z fantastycznych lachowiczowskich kreacji) udaje mu się wprowadzić komiks w trzeci wymiar (i to dosłownie). Człowiek-Paroovka otrzymuje nowe fantastyczne zdolności, dzięki którym uda mu się uniknąć losu zgotowanego (dosłownie) przez złowieszczego magistra Szczuta. W jaki sposób? Tego musicie się już dowiedzieć sami, ale zapewniam, że autorzy bardzo pomysłowo bawią się dość zgranymi już kartami.
Ci, którzy martwią się, że natłok "eksperymentatorstwa" zabił garmażeryjnego ducha poprzednich epizodów, uspokajam - pomimo tych formalnych wygłupów to wciąż ten sam Człowiek-Paroovka, ten sam Gang Wąsaczy i Grand Banda (epizod z Kazią i Mirką, jak zwykle, mistrzowski, a pomysł na wykorzystanie kremu - obłędny, chyba najlepszy w całym albumie) z całą purenonsensownością, nabijaniem się z komiksowych (i nie tylko) konwencji, na wskroś nowoczesnym slapstickowym żartem i fantastycznymi rysunkami. Och, zapomniałbym o dowcipie językowym - też pierwsza klasa, tylko jakby go mniej. W Paroovce wciąż znajdują się składniki najwyższej klasy, pokombinowano tylko nieco z proporcjami poszczególnych ingrendiencji.
Oprawa graficzna prezentuje się (jak zwykle zresztą) znakomicie - bardzo duża w tym zasługa kolorysty, Tomka Kuczmy. Swoimi bardzo komiksowymi, jaskrawymi kolorami wydobywa wszystko, co najlepsze z kreski swojego partnera i sprawia, że Lachowicza trzeba bez wahania policzyć w poczet najsprawniejszych cartoonistów w naszym kraju. Czysta, komunikatywna, nasycona humorem konkretna kreska - czego chcieć więcej?
Ze swoim kolejnym albumem Marek Lachowicz i Tomasz Kuczma udowadniają, że Człowiek-Paroovka to jedna z najlepszych humorystycznych marek na naszym rynku. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych, czyli Wilq'a wymyślonego przez braci Minkewiczów i Jeża Jerzego wprowadzonego przez Tomasza Lwa Leśniaka i Rafała Skarżyckiego, albumy z udziałem Paroovki, zwłaszcza Gorące głowy, prezentują humor bardzo uniwersalny, wielopoziomowy i pozbawiony wulgaryzmów - dzięki temu świetnie nadają się dla małoletniego fana komiksu. Kto wie, być może dla młodszych pokoleń Paroovka stanie się tym, czym dla starej gwardii był Tytus czy Nerwosolek? Na ten temat możemy jedynie gdybać. Nie mam jednak wątpliwości, że Gorące głowy to najlepsze, co wyszło spod ręki Lachowicza i Kuczmy.
Tekst opublikowany został pierwotnie na stronie Zeszytów Komiksowych.
Lachowicz jak mało który z dzisiejszych twórców komiksowych spłaca dług polskiej klasyce. Jego prace tryskające absurdalnym humorem i dziecinną niesamowitością, tak przecież charakterystyczną dla "sztuki" komiksu, wiele zawdzięczają mistrzom starej szkoły. Z jednej strony Papciowi Chmielowi i Tytusowi, któremu zresztą pod koniec Gorących głów ich autor składa wyraźny hołd, z drugiej Tadeuszowi Baranowskiemu z jego wszystkimi zabawami komiksową materią. W trzeciej Paroovce to właśnie one stają się klu programu. To fascynujące, jak daleką drogę przeszedł Lachowicz od pierwszych pastiszów amerykańskiego superhero czy satyrycznych ujęć przaśnej, polskiej rzeczywistości! Oczywiście, te elementy wciąż w jego najnowszej pracy są obecne, ale wyraźnie widać, że artysta zmierza w nowym kierunku, wyznaczonym już w poprzednim albumie przez Czopka-Piotrka, który stał się bohaterem staromodnej animacji pomieszczonej na marginesie strony.
Teraz, wprowadzając Czopka-konferansjera, Lachowicz łamie czwartą ścianę, a wraz z pojawieniem się Ludzkiego Ołówka (że tak nazwę tę postać będącą kolejną z fantastycznych lachowiczowskich kreacji) udaje mu się wprowadzić komiks w trzeci wymiar (i to dosłownie). Człowiek-Paroovka otrzymuje nowe fantastyczne zdolności, dzięki którym uda mu się uniknąć losu zgotowanego (dosłownie) przez złowieszczego magistra Szczuta. W jaki sposób? Tego musicie się już dowiedzieć sami, ale zapewniam, że autorzy bardzo pomysłowo bawią się dość zgranymi już kartami.
Ci, którzy martwią się, że natłok "eksperymentatorstwa" zabił garmażeryjnego ducha poprzednich epizodów, uspokajam - pomimo tych formalnych wygłupów to wciąż ten sam Człowiek-Paroovka, ten sam Gang Wąsaczy i Grand Banda (epizod z Kazią i Mirką, jak zwykle, mistrzowski, a pomysł na wykorzystanie kremu - obłędny, chyba najlepszy w całym albumie) z całą purenonsensownością, nabijaniem się z komiksowych (i nie tylko) konwencji, na wskroś nowoczesnym slapstickowym żartem i fantastycznymi rysunkami. Och, zapomniałbym o dowcipie językowym - też pierwsza klasa, tylko jakby go mniej. W Paroovce wciąż znajdują się składniki najwyższej klasy, pokombinowano tylko nieco z proporcjami poszczególnych ingrendiencji.
Oprawa graficzna prezentuje się (jak zwykle zresztą) znakomicie - bardzo duża w tym zasługa kolorysty, Tomka Kuczmy. Swoimi bardzo komiksowymi, jaskrawymi kolorami wydobywa wszystko, co najlepsze z kreski swojego partnera i sprawia, że Lachowicza trzeba bez wahania policzyć w poczet najsprawniejszych cartoonistów w naszym kraju. Czysta, komunikatywna, nasycona humorem konkretna kreska - czego chcieć więcej?
Ze swoim kolejnym albumem Marek Lachowicz i Tomasz Kuczma udowadniają, że Człowiek-Paroovka to jedna z najlepszych humorystycznych marek na naszym rynku. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych, czyli Wilq'a wymyślonego przez braci Minkewiczów i Jeża Jerzego wprowadzonego przez Tomasza Lwa Leśniaka i Rafała Skarżyckiego, albumy z udziałem Paroovki, zwłaszcza Gorące głowy, prezentują humor bardzo uniwersalny, wielopoziomowy i pozbawiony wulgaryzmów - dzięki temu świetnie nadają się dla małoletniego fana komiksu. Kto wie, być może dla młodszych pokoleń Paroovka stanie się tym, czym dla starej gwardii był Tytus czy Nerwosolek? Na ten temat możemy jedynie gdybać. Nie mam jednak wątpliwości, że Gorące głowy to najlepsze, co wyszło spod ręki Lachowicza i Kuczmy.
Tekst opublikowany został pierwotnie na stronie Zeszytów Komiksowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz