Roger Langridge mówi "nie" współpracy z Marvelem i DC Comics. Autor znakomicie przyjętej mini-serii "Thor: The Mighty Avenger" i komiksowych Muppetów (pierwotnie wydawanych przez Boom! Studios, a obecnie wznawianych przez Marvela) zaniepokojony sposobem, w jaki majorsi traktują twórców, nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Langridge mówi, że każdy sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie - czy chce robić komiksy dla wielkiego, złego Babilonu, który wykorzystuje swoich podwładnych? W jego przypadku - nie. Ma szczęście, że może wybierać wśród potencjalnych pracodawców i biorąc pod uwagę etyczny punkt widzenia woli pracować dla mniejszych oficyn, takich jak IDW Publishing i robić "Popeye`a" i "Snarked!", niż podpisywać cyrograf z Marvelem, który pozywa spadkobierców Jacka Kirby`ego. I wygrywa, pozbawiając dziedziców praw do jego dzieł.
Warto w tym miejscu sobie zadać pytanie - czy to już trend amerykańskiego rynku, zwiastujący nowy porządek w branży czy (jeszcze?) tylko wybryki pojedynczych jednostek, wierzący w tak przebrzmiałe pojęcia, jak etyka? Robert Kirkman, Mark Millar, Brian K. Vaughan. Warren Ellis, Garth Ennis, Mike Mignola czy wreszcie Alan Moore lub Frank Miller - robi wrażenie, prawda? A to tylko kilka nazwisk, których próżno szukać (no dobra, Ennis zrobi nowego "Fury`ego" w MAXie, ale niech to będzie wyjątek potwierdzający regułę) na najnowszych okładkach komiksów z wielkiej dwójki. Oczywiście, to twórcy o ugruntowanej w przemyśle renomie, dla których wszystkie drzwi w amerykańskim komiksowie są otwarte, ale wśród młodszych tez można wymienić kilka mocnych nazwisk - oprócz wspomnianego Langridge`a, będą to Joe Hill, Chris Roberson czy Nick Spencer. Okazuje się, że mniejsze wydawnictwa są w stanie zaspokoić finansowe roszczenia czołowych twórców, a także zapewnić to, czego nigdy Marvel albo DC nie będą w stanie zapewnić - twórczej wolności. Co z tego, że Bendis czy Brubaker mogą realizować swoje własne pomysły w ramach ICON`u, skoro niejako w zamian muszą odwalać comiesięczną pańszczyznę przy zeszytówkach, które ich wyraźnie męczą? I właśnie dlatego, Bru` wolał wydać "Fatale" nie w marvelowskim imprincie przeznaczonym dla autorskich projektów, tylko w Image Comics.
Odpływ dużych nazwisk w branży i młodych wilczków nie jest spowodowany tylko dynamicznych rozwojem mniejszych wydawnictw, ale również (przede wszystkim?) polityką wydawniczą tych większych. Wydaj mi się, że Marvelu szczególnie (w DC znacznie mniej) redaktorzy umacniają swoją pozycję. Od dłuższego czasu obserwuję powrót do czasów Boba Harrasa i odwrócenie się od polityki wydawniczej zaproponowanej przez Joe`go Quesadę, dzięki której Marvel zawdzięcza dzisiejszą pozycję na rynku i przydomek House of Ideas. Odpowiedzialni za całe rodziny tytułów editors-in-chief i grupa kilku najważniejszych nad-scenarzystów Domu Pomysłów kształtuje oblicze całego uniwersum, niemal wszystkich, najważniejszych tytułów, a reszta musi się tym wytycznym podporządkować. Czy to kontynuując ich wątki, czy to angażując swoje serie w coraz bardziej idiotyczne crossovery. W ten sposób największy atut Marvela czy DC, czyli możliwość tworzenia historii z największymi komiksowymi ikonami, traci na swojej atrakcyjności. Po co pisać Spider-Mana, Batmana czy X-Men skoro taka praca jest często ograniczana do realizowania poleceń płynących "z góry". Wyraźnie widać, że lekcja udzielona majorsom przez rynek w latach dziewięćdziesiątych i na początku nowego wieku poszła w las. Szybko zapomniano, że czytelników przyciągają dobre historie, a nie dbałość o continuity i synergia pomiędzy filmami kinowymi, serialami telewizyjnymi i komiksami.
Wydawało mi się, że wraz z decyzją DC Comics o reboocie, odcięciu się (choćby pozornym!) od kilkudziesięcioletniej tradycji nastąpi powrót do komiksu bardziej autorskiego. W przypadkach Jeffa Lemire`a, Scotta Snydera, Briana Azzarello, Granta Morrisona czy kilku innych tak właśnie się stało, ale lwia część pozycji z Nowej 52 nie wydaje się wybijać się niczym poza superbohaterską papkę. Przyznaje, że zbyt wiele z nowej oferty DC jeszcze nie czytałem i spokojnie czekam na trejdy, ale sądząc po recenzjach, reakcjach czytelników i przykładowych planszach projekt DiDio, Johnsa i Lee nie okazał się ani rewolucyjny, ani nie spełnił pokładanych w nich oczekiwań. Przynajmniej tych artystycznych, bo finansowo New 52 wciąż trzyma się nieźle, choć wyniki z miesiąca na miesiąc są coraz słabsze. Co w kontekście tego, o czym pisze, może mieć niebagatelne znaczenie...
Oprócz tego, że Cullen Bunn przejmuje stery w on-goingu "Venoma", zabiera również Wade`a Wilsona na krucjatę przeciwko całemu niwersum Marvela. Po finale "Savage Six", którą pisał z Rickiem Remanderem, Bunn samodzielnie zajmie się skryptami do serii. W pierwszej historii Bunna Flash Thompson wykona swój pierwszy krok na drodze do bycia superherosem, ale rzecz w tym, że obecny posiadacz symbiotu Eddiego Brocka na swój sposób definiuje heroizm. Natomiast tytuł czteroczęściowej mini-serii, której premierę zaplanowana na lato, mówi wszystko - w "Deadpool kills Marvel Universe" oprócz Bunna zostanie zaangażowany również Dalibor Talajic, który zajmie się rysunkami oraz Kaare Andrews, który przygotuje okładki.
Warto w tym miejscu sobie zadać pytanie - czy to już trend amerykańskiego rynku, zwiastujący nowy porządek w branży czy (jeszcze?) tylko wybryki pojedynczych jednostek, wierzący w tak przebrzmiałe pojęcia, jak etyka? Robert Kirkman, Mark Millar, Brian K. Vaughan. Warren Ellis, Garth Ennis, Mike Mignola czy wreszcie Alan Moore lub Frank Miller - robi wrażenie, prawda? A to tylko kilka nazwisk, których próżno szukać (no dobra, Ennis zrobi nowego "Fury`ego" w MAXie, ale niech to będzie wyjątek potwierdzający regułę) na najnowszych okładkach komiksów z wielkiej dwójki. Oczywiście, to twórcy o ugruntowanej w przemyśle renomie, dla których wszystkie drzwi w amerykańskim komiksowie są otwarte, ale wśród młodszych tez można wymienić kilka mocnych nazwisk - oprócz wspomnianego Langridge`a, będą to Joe Hill, Chris Roberson czy Nick Spencer. Okazuje się, że mniejsze wydawnictwa są w stanie zaspokoić finansowe roszczenia czołowych twórców, a także zapewnić to, czego nigdy Marvel albo DC nie będą w stanie zapewnić - twórczej wolności. Co z tego, że Bendis czy Brubaker mogą realizować swoje własne pomysły w ramach ICON`u, skoro niejako w zamian muszą odwalać comiesięczną pańszczyznę przy zeszytówkach, które ich wyraźnie męczą? I właśnie dlatego, Bru` wolał wydać "Fatale" nie w marvelowskim imprincie przeznaczonym dla autorskich projektów, tylko w Image Comics.
Odpływ dużych nazwisk w branży i młodych wilczków nie jest spowodowany tylko dynamicznych rozwojem mniejszych wydawnictw, ale również (przede wszystkim?) polityką wydawniczą tych większych. Wydaj mi się, że Marvelu szczególnie (w DC znacznie mniej) redaktorzy umacniają swoją pozycję. Od dłuższego czasu obserwuję powrót do czasów Boba Harrasa i odwrócenie się od polityki wydawniczej zaproponowanej przez Joe`go Quesadę, dzięki której Marvel zawdzięcza dzisiejszą pozycję na rynku i przydomek House of Ideas. Odpowiedzialni za całe rodziny tytułów editors-in-chief i grupa kilku najważniejszych nad-scenarzystów Domu Pomysłów kształtuje oblicze całego uniwersum, niemal wszystkich, najważniejszych tytułów, a reszta musi się tym wytycznym podporządkować. Czy to kontynuując ich wątki, czy to angażując swoje serie w coraz bardziej idiotyczne crossovery. W ten sposób największy atut Marvela czy DC, czyli możliwość tworzenia historii z największymi komiksowymi ikonami, traci na swojej atrakcyjności. Po co pisać Spider-Mana, Batmana czy X-Men skoro taka praca jest często ograniczana do realizowania poleceń płynących "z góry". Wyraźnie widać, że lekcja udzielona majorsom przez rynek w latach dziewięćdziesiątych i na początku nowego wieku poszła w las. Szybko zapomniano, że czytelników przyciągają dobre historie, a nie dbałość o continuity i synergia pomiędzy filmami kinowymi, serialami telewizyjnymi i komiksami.
Wydawało mi się, że wraz z decyzją DC Comics o reboocie, odcięciu się (choćby pozornym!) od kilkudziesięcioletniej tradycji nastąpi powrót do komiksu bardziej autorskiego. W przypadkach Jeffa Lemire`a, Scotta Snydera, Briana Azzarello, Granta Morrisona czy kilku innych tak właśnie się stało, ale lwia część pozycji z Nowej 52 nie wydaje się wybijać się niczym poza superbohaterską papkę. Przyznaje, że zbyt wiele z nowej oferty DC jeszcze nie czytałem i spokojnie czekam na trejdy, ale sądząc po recenzjach, reakcjach czytelników i przykładowych planszach projekt DiDio, Johnsa i Lee nie okazał się ani rewolucyjny, ani nie spełnił pokładanych w nich oczekiwań. Przynajmniej tych artystycznych, bo finansowo New 52 wciąż trzyma się nieźle, choć wyniki z miesiąca na miesiąc są coraz słabsze. Co w kontekście tego, o czym pisze, może mieć niebagatelne znaczenie...
Oprócz tego, że Cullen Bunn przejmuje stery w on-goingu "Venoma", zabiera również Wade`a Wilsona na krucjatę przeciwko całemu niwersum Marvela. Po finale "Savage Six", którą pisał z Rickiem Remanderem, Bunn samodzielnie zajmie się skryptami do serii. W pierwszej historii Bunna Flash Thompson wykona swój pierwszy krok na drodze do bycia superherosem, ale rzecz w tym, że obecny posiadacz symbiotu Eddiego Brocka na swój sposób definiuje heroizm. Natomiast tytuł czteroczęściowej mini-serii, której premierę zaplanowana na lato, mówi wszystko - w "Deadpool kills Marvel Universe" oprócz Bunna zostanie zaangażowany również Dalibor Talajic, który zajmie się rysunkami oraz Kaare Andrews, który przygotuje okładki.
4 komentarze:
"(...)woli pracować dla mniejszych oficyn, takich jak IDW Publishing i robić "Popeye`a" i "Snarked!"
No te dwa to akurat Boom! Studios wydaje. Konkretnie imprint Kaboom.
"Joe Hill, Chris Roberson czy Nick Spencer."
Ten ostatni to chyba coś w linii Ultimate dla Marvela robi, czyż nie?
Przestańcie wmawiać ludziom, że spójne kontinuum uniemożliwia pisać dobre historie. Co ma piernik do wiatraka? Zresztą jednolite uniwersum w Marvelu to mit. Od kilku lat uniwersum pod względem spójności wygląda jak szambo do którego wrzucono granat. Nie wiem, co tam robię redaktorzy, ale na pewno nie to co powinni.
Nick Spencer w pewnym momencie miał kilka serii w Marvelu, w tym właśnie UXM, ale jakoś tak dziwnie cicho wszystkie zostawił. Mutantów między innymi opuścił na rzecz Briana Wooda. Obecnie Spencer nic nie pisze dla Marvela.
Aj i rzeczywiście, nie dla IDW, tylko dla Boom! Punkt dla Ciebie.
Lotar - nie do końca zrozumiałeś o co mi chodzi. Nikt nie przeczy, że jest bajzel w continuity, a powiem więcej - nie ma możliwości, żeby dało się uporządkować Earth-616 czy DCnU. Problem w tym, że własnie redaktorzy uważają, że oczkiem w głowie czytelników jest spójność, a nie dobre historie. A często jest tak, że i tego nie umieją upilnować, nie potrafią powstrzymać Benidsa czy Loeba od zrobienia czego, na widok czego fanbojów po prostu skręca. Słowem - próbują leczyć raka środkami na AIDS, a pacjent cierpi na stwardenienie rozsianie :/
By być już tak zupełnie w porządku, to Popeye jednak jest z IDW :D
Dopiero przed momentem przejrzałem pierwszy numer
Prześlij komentarz