poniedziałek, 28 września 2009

#263 - Skarga Utraconych Ziem #6: Gwinea Lord

Dobrze pamiętam, kiedy na księgarskie półki trafił premierowy tom "Skargi Utraconych Ziem" - były to czasy rynkowej posuchy, gdy zakup każdego nowowydanego albumu był dla mnie wielkim wydarzeniem. Każdego, a co dopiero tego autorstwa Grzegorza Rosińskiego, ilustratora kultowego "Szninkla" i genialnego "Thorgala", rysownika europejskiej sławy, będącego powodem do dumy każdego polskiego miłośnika historyjek obrazkowych. Nic zatem dziwnego, że oczekiwania wobec "Skargi..." były ogromne i trudno było się dziwić, że czterotomowy cykl fantasy okazał się sporym rozczarowaniem.

Mimo tego, że tetralogia Jeana Dufaux i Rosińskiego spotkała się z dość chłodnym przyjęciem wśród czytelników, "Skarga Utraconych Ziem" doczekała się kontynuacji. Ponieważ cztery pierwsze albumy tworzą spójną i symetryczną całość, zamiast klasycznego sequela, postanowiono przygotować prequel, dotyczący jednego z pobocznych bohaterów serii, Seamusa. Szósty tom, podobnie zresztą, jak i poprzedni, "Morrigany", ukazuje się już w zupełnie innych warunkach rynkowych. Czy teraz, gdy na brak nowych tytułów narzekać nie można, a czytelnicy rozpieszczani się przez edytorów wydaniami kolekcjonerskimi, "Gwinea Lord" ma szansę wyróżnić się z comiesięcznego zalewu komiksów?

Niestety, najnowsza "Skarga…" nie ma w sobie nic, co mogłoby zachęcić potencjalnego czytelnika do sięgnięcia po nią. Fabuła komiksu została sklejona przez Dufauxa z ogranych do bólu wątków i szablonowych chwytów literatury fantastycznej. Zlepiona poprawnie i bez wpadek, ale choćby bez ułamka tej oryginalności, obecnej w oryginalnym cyklu. Oto w zakonie Rycerzy Łaski jeden z nowicjuszy, Eirell, zostaje zlekceważony przez swoich przełożonych i przechodzi na przysłowiową ciemną stronę mocy. Wraz z uwolnioną Morriganą i tytułowym Gwineą Lordem rusza w pościg za Czarodziejką Sanctus. Czarownicą, dotkniętą przez Łaskę, pragnącą wspomóc zakon w walce ze złem. Na ich drodze stanie Seamus wraz ze swoim mistrzem. Komu pierwszemu uda się dotrzeć do Sanctus?

Do rysowania kontynuacji "Skargi..." nie zatrudniono już Rosińskiego. Schedę po polskim rysowniku przejął znany z kart "Mureny" Phillipe Delaby. Belgijski artysta, który świetnie daje sobie radę z tematyką historyczną, nie gorzej zaprezentował się w poetyce fantasy. Kreska Delaby'ego nie wychodzi poza standardy europejskiego realizmu, ale jego klarowany i zgrabny styl może się podobać.

Wydaje mi się, że Egmont wydaje "Skargę Utraconych Ziem" nieco z rozpędu, głównie za sprawą Rosińskiego, który kiedyś przyłożył rękę do tej sztampowej opowieści o rycerzach i czarownicach. To komiks, o którym trudno cokolwiek napisać, bo po lekturze odkładamy go na półkę, bez zamiaru sięgnięcia po niego ponownie.

3 komentarze:

kolec pisze...

Mnie rysunki i kolory zachwyciły.


(weryfikacja słowna: sting)

Kuba Oleksak pisze...

Good for you, Kolcu! Osobiście doceniam kunszt Delaby`ego, ale z Europejczyków zdecydwanie podchodzą mi pochodne Moebiusa w każdej formie.

kolec pisze...

Nie jestem fanem tego typu komiksów, ale także gościa doceniam. Jakiś świeży mi się wydał w swoich realistycznych poczynaniach.