wtorek, 5 kwietnia 2016

#2113 - "Pasja łączy, a nie dzieli ludzi" - wywiad ze Studiem Lain

A tak Pan Wydawca wygląda
Wydawnictwo Studio Lain pojawiło się na polskim rynku dość niespodziewanie, z ofertą komiksów, które do tej pory były niemal zupełnie pomijane przez innych edytorów. Dziś, po prawie półrocznej obecności Lain w branży, okazuje się, że pomysł postawienia na komiks brytyjski chwycił. Arkadiusza Dzierżawskiego pytam o jego miłość do komiksu brytyjskiego i „2000 AD”, plany dotyczące Dredda i Slaine`a, rozmawiamy o przyjęciu Lain przez polskich czytelników i paru innych rzeczach. 
Credits - serdecznie chciałbym podziękować Kubie Góreckiemu z Pulp Warsaw za pomoc w redagowaniu pytań. Koniec końców ten wywiad nie powstałby bez Twojego udziału!

Zacznijmy może od klasycznego do bólu pytania na rozgrzewkę - „Dlaczego komiks?”

Arkadiusz Dzierżawski: Samo wydawanie komiksów jest niczym spełnienie dziecięcych marzeń. Kiedy było się szkrabem co poniedziałek polowało się w kiosku na nową „Fantastykę” z Funky Kowalem czy album „Kajka i Kokosza”. Jednak nigdy nie planowałem tego robić w życiu, to stało się... samo. Zaczęło się z przekory, bo po upadku magazynów o mandze i anime, chciałem pokazać, jak taki periodyk wegług mnie powinien wyglądać. Ale jak zwykle, z braku czasu wlokło się to okrutnie - od pomysłu do realizacji minęły z dwa, trzy lata. Nagle impuls i bach, wszystko to się rozrosło do poważnego przedsięwzięcia o nazwie „Arigato”. 



Sama decyzja o wydawaniu komiksów dojrzewała we mnie też od dobrych kilku lat. Dziwiłem się, że nikt sięga po Bisley`a, Moore'a, Ennisa z okresu kiedy naprawdę byli świetni. Oczywiście, w głowie cały czas maglowała myśl – chłopie, nie masz dość zajęć? Komiksy jeszcze chcesz wydawać? A w ogóle wiesz jak? Wokół magazynu „Arigato” zgromadziła się jednak fajna ekipa i kiedy magazyn zdążyć okrzepnąć na rynku, powróciłem do pomysłu z komiksami. Pojawiał się w rozmowach i dyskusjach, ale znów mijały lata.

Co okazało się przełomem w tej sytuacji?

Arkadiusz Dzierżawski: Pewnego dnia, jakoś tak z ciekawości, w końcu skrobnęliśmy maila do chłopaków z „2000 AD”. Okazało się, że są bardzo otwarci na pomysł polskich wydań. Z marszu zapytałem więc o komiks, od którego wszystko się zaczęło, czyli „ABC Warriors”. Liczyliśmy, że popularność Bisley`a sprawi, że fani historyjek obrazkowych zerkną chociaż do środka. To, co zobaczą powinno ich przekonać do zakupu, bo to przecież Bisley w najwyższej formie, wyczyniający w czerni i bieli prawdziwe cuda. Druga pozycja, czyli „Absalom”, to był już całkowity świeżak. Nie chcieliśmy ruszać tylko ze starociami, z samą tylko klasyką. To, co powstaje obecnie na łamach „2000 AD”, też jest świetne.

Szukaliśmy jednak jakiegoś punktu zaczepienia, wskaźnika dla polskiego czytelnika. W „Absalom” inspiracja pracami Mike’a Mignoli czy „Ligą Niezwykłych Dżentelmenów” jest dość czytelna, a te pozycje to u nas hity. Jednocześnie całość nie jest jakąś kopią czy podróbą. Ma swój styl, zarówno fabularnie i wizualnie. Nakłady były małe, ale i tak przyjęcie, jakie sprawili nam czytelnicy było pozytywnym zaskoczeniem. I tak znowu coś, co miało być jakąś pojedynczą przygodą, przerodziło się w pełnoetatową pracę w wydawnictwie komiksowym. Choć to oczywiście określenie na trochę wyrost, bo działamy niczym punkowcy na squtach. Tu nikt nie myśli o postawieniu domu nad oceanem, ale robieniu czegoś od fanów dla fanów.

To ma oczywiście też swoje minusy, jak chociażby przesunięcia terminów premier, co może być dla czytelników męczące. Studio Lain to hobby, a nie biznes, choć kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie przynosi zysków. One jak najbardziej są, bo dzięki nim możemy kupować kolejne licencje i publikować następne albumy.

A dlaczego akurat komiks brytyjski? Co jest w nim takiego wyjątkowego?

Arkadiusz Dzierżawski: To proste – komiks brytyjski, głównie ten z łam „2000 AD”, jest moim ulubionym. Dopiero na drugiej pozycji klasyfikują się ex-aequo francuski i azjatycki, a podium zamyka amerykański. Niestety, prace Brytyjczyków są na naszym rynku dość słabo znane, a przebijają się na niego te nazwiska, które trafiły na rynek amerykański. Oczywiście większość kojarzy postać Sędziego Dredda, a dzięki Bisley`owi czy Glennowi Fabry’emu, także Slaine'a. Jednak reszta bogatej oferty komiksowej z Wysp jest w świadomości polskiego pożeracza komiksów właściwie nieobecna. Co gorsza, do Polski trafiały sporadycznie pozycje przypadkowe i niereprezentatywne dla tego, co robi ekipa z „2000 AD” – patrz choćby wydania Amberu.

Osobiście uwielbiam „2000 AD”, bo kocham fantastykę, z naciskiem na s-f. Na łamach magazynu publikowano mistrzowskie space-opery, kosmiczne thrillery, paranormalne horrory. Jest w nim i pełnokrwista pulpa, i hard s-f, i klasyczny komiks przygodowy. Do tego mają fenomenalnych ilustratorów. To ogromne bogactwo stylów. No i, mimo ekspansji komputerowego nakładania kolorów, wciąż kochają też komiks czarno-biały, pełen szczegółów czy niezwykłych form graficznych.

Kiedy się zakochałeś w komiksie brytyjskim?

Na komiksy z „2000 AD” trafiłem na początku lat 90. XX wieku. Kolekcjonowałem wtedy magazyn „Heavy Metal” i w nim trafiłem na prace Simona Bisley`a. Zacząłem szukać kolejnych i wpadł mi w ręce wspomniany wyżej album „ABC Warriors: Black Hole”. Zmiażdżyło mnie to wtedy wizualnie, ale i sama historia była niezłym ubawem. Stąd był już tylko mały krok do barwnego uniwersum „2000 AD”. I to była miłość od pierwszego wejrzenia.

Komiksy „2000 AD” były w Polsce obecne w mniejszym lub większym zakresie, ale też nie ma co udawać, że były to próby chwilowe. Egmont wydawał dopóki Fleetway był właścicielem ich katalogu, a Amber zakończył swoją przygodę na trzech tytułach (w tym nigdy nie dokończony „Vanguard”). Co sprawia, że widzicie siebie jako tych, którzy będą mieli szansę przykleić się do „2000 AD” na dłużej?

Arkadiusz Dzierżawski: Nie do końca wiem, co masz na myśli mówiąc „na dłużej”. Zapewne w praktyce oznacza to na tak długo, jak czytelnik będzie wierzył w nasze wybory wydawnicze i dobór tytułów. W to, że dajemy mu dobry komiks, przebierając zarówno w klasyce, jak i nowościach. Wybieram z bogatego katalogu takie pozycje, jakie sam chciałbym przeczytać po polsku. Nie ma w tym przypadkowości, tylko czysta miłość do „2000 AD”. Może to jest recepta na to, co robimy? Jestem fanem i staram się zarazić innych swoim hobby.

Spytam inaczej. Za co polski czytelnik może pokochać Lain i „2000 AD”?

Arkadiusz Dzierżawski: Wiem, za co ja kocham wydawnictwo Lain i ekipę z „2000 AD”. W pierwszym przypadku za ludzi z pasją, których spotykam i z którymi współpracuję. W drugim za otwartość i wzajemną sympatię. A czytelnicy? Staramy się traktować ich jak kumpli, którym po prostu polecamy fajny komiks.


Wiadomo już, że Studio Lain wchodzi w Dredda. Zastanawiam się, czemu z miejsca nie zagospodarowaliście najbardziej znanej brytyjskiej marki? Jak nie było Dredda w Polsce to nie było, a jak się już pojawił – to wzięło się za niego aż dwóch wydawców! Jak postrzegacie działania Ongrysa w tym temacie? Mnie się wydaje, że jak ikona 2000AD się przyjmie w Polsce to zarówno Wy, jak i Leszek Kaczanowski, dobrze na tym wyjdziecie. A jeśli nie…

Arkadiusz Dzierżawski: Właściwie odpowiedź już padła. Na początek potrzebowaliśmy jakiegoś megaznanego nazwiska. A Dredd to jednak nie Batman. Od samego początku był w planach, właśnie ze względu na Bisley`a i jego „Heavy Metal Dredd”, który swoją drogą wydamy! Ongrys przyśpieszył nasze plany. Leszek okazał się jednak takim samym pasjonatem komiksu, jak ja. Przegadaliśmy chyba dwie godziny przez telefon. Pasja łączy, a nie dzieli ludzi i w myśl tego działamy niejako razem. To prawdziwa przyjemność móc współpracować z takimi ludźmi!

Trzymam kciuki, aby projekt wydania u nas „Case Files” – olbrzymi w swoich rozmiarach – wypalił. Sam będę kupował polskie wydania! A jak się Dredd nie przyjmie, to Dredda nie będzie. Jest masa komiksów do wydania po polsku. Byłoby jednak szkoda, bo uniwersum Dredda ma mnóstwo świetnych komiksów. Starych i nowych. Jeden z nowych wkrótce także pokażemy polskiemu czytelnikowi i... sam jestem ciekaw, jak to się potoczy.

Mogę prosić o jakieś konkrety w temacie Dredda – tytuły, daty, autorzy. I jak oferta Lain będzie miała się do oferty Ongrysa?

Na początek dwie pozycje – kultowy „Heavy Metal Dredd”, gdzie ponad połowę roboty wykonał Bisley i to na poziomie znanego w Polsce kultowego „Sądu nad Gotham”. Potem jedna z najnowszych, pięknie namalowanych, pozycji z Sędzią, czyli „Dark Justice”. Tu czeka czytelnika spotkanie z mega – podkreślę mega – kultowymi postaciami, czyli Sędziami Śmierci. Pierwszy Dredd powinien ukazać się na przełomie kwietnia i maja, a następny miesiąc później.

Są to pozycje, których czytelnik nie znajdzie w cyklu „Case Files”, który planuje wydawać Ongrys. Ten cykl koncentruje się bowiem na tak zwanej głównej linii przygód bohatera. To, co my wydajemy, to samodzielne produkcje, będące często wariacjami na temat Dredda i jego uniwersum. 


Studio Lain zaprezentowało tonę tytułów, które chce wydać. Możecie o nich coś więcej opowiedzieć? W jakiej skali są to plany – na rok, pół roku, kwartał?

To nie znowu taka tona, ale skala roku to sensowny okres. Sporo się zmieniło u nas jeśli chodzi o system pracy. W wydawnictwie pojawiło się też kilka nowych twarzy, więc wszystko powinno iść sprawniej. No chyba, że trafimy na kolejnego Alana Moore'a i jego „Szok Przyszłości”. Aż trzech tłumaczy pracowało wieki, by przełożyć tego mistrza zabawy słowem. A ilość tekstu w tym komiksie zabija. Bywało, że wlewałem tekst do dymków na 8 stronach przez godzinę.

Proszę o słowo o innych Waszych zapowiedziach: „Durham Red”, „ABC Warriors: The Volgan War vol. 1”, „ABC Warriors: Shadow Warriors”.

Arkadiusz Dzierżawski:Wojowników ABC” polski czytelnik już poznał. Chcemy mu teraz pokazać inne wizje tych bohaterów. Zwłaszcza „Volgan War”, który jest prawdziwym widowiskiem pod względem wizualnym, a prywatnie to moja ulubiona historia z tego uniwersum. Absolutne szaleństwo. „Durham Red” to najseksowniejszy wampir w historii komiksu – trzeba dodawać coś więcej? Dobra, może tylko to, że akcja rozgrywa się w cyberpunkowym świecie. Na polskiego czytelnika czekają też kolejne komiksy Alana Moore'a. Tym razem pełne humoru.

2000 AD” jest dla mnie kwintesencją kontrkulturowego podejścia do komiksu. Mimo swojego rozrywkowego i od zawsze dość brutalnego charakteru ich historie zawsze komentowały polityczne i społeczne przemiany. Przez co odbierałem ich zawsze jako jeden z fenomenów popkulturowych. Jak to wygląda w Waszym przypadku? Czy bardziej interesuje Was to szaleństwo „2000 AD” i brak skrępowania w opowiadanych historiach, czy jednak drugie dno tych opowieści?

Arkadiusz Dzierżawski: Pewien punkowy etos z początków działalności tego wydawnictwa, to również jeden z magnesów, które mnie do niego przyciągnęły. Ten głos w sprawach społecznych był dla mnie tak samo ważny, jak i dobra rozrywka czy atrakcyjna oprawa graficzna. Niektóre rzeczy się zestarzały, ale większość w przypadku publikowanej przez nas klasyki pozostała uniwersalna i, niestety, bardzo aktualna. Dziś „2000 AD” nie ma już tak mocnego sznytu rodem z undergroundu, ale nadal potrafi kopnąć. 


Czy komiks brytyjski rodem z „2000AD” to wasz jedyny obszar zainteresowania?

Arkadiusz Dzierżawski: Nie. Ale prawda jest taka, że rynek polski jest kapryśny i nierówny. Mógłbym pokazać listę tego, co mamy w planach, ale po co podpowiadać konkurencji. A tak serio – mija się to z celem. Jak poniesiemy wydawniczą porażkę, to nie będziemy na siłę pchać się w ten trudny biznes dalej. Nie ma sensu rozgrzewać fanów, a potem ich zawieść. Ale na owej liście są pozycje z Image Comics czy komiksy z rynku francuskiego, a nawet z Tajwanu. Dominuje tematyka s-f, ale i prace niezwykłe wizualnie.

ale pierwsza zapowiedź komiksu spoza tego obszaru (niejako) już się pojawiła. Możesz powiedzieć o niej coś więcej?

Arkadiusz Dzierżawski: Masz na myśli komiks Łukasza Kowalczuka, który mnie pozamiatał swoim „Vreckless Vrestlers”. Łukasz teraz szykuje totalne wariactwo z kosmitami. Chciał pomocy przy tej pozycji, a że łączy nas ten sam punkowy sznyt, to była przyjemność pomóc mu wydaniu nowego komiksu zatytułowanego „RadioActive Cross”.

Co mogę powiedzieć więcej? Będzie to historia zmutowanych komandosów walczących z Reptilianami, Pijawkami i Starszymi Bóstwami. 32 strony post-apokalipsy w kolorze. Bez ckliwych scen i szukania konserw po piwnicach. Za to z ogromną dawką szlamu. Komiks ukazywał się na łamach cyfrowej antologii "Aces Weekly" redagowanej przez Davida Lloyda, które z pewnością wszyscy kojarzą z „V for Vendetta” czy „Kickback”.

Kto zajmuje się tłumaczeniem waszych komiksów i czy zna się na swojej robocie?

Arkadiusz Dzierżawski: Obecnie jest to kilka osób. Większość z nich oprócz tego, że zna język, robiła już przy komiksach Znają się na robocie, przetłumaczyli setki komiksów w ramach od fanów dla fanów. Nie musisz mi wierzyć na słowo, wystarczy, że wkrótce przeczytasz „Szok Przyszłości” i porównasz z oryginałem. Dla mnie wykonali niezwykła robotę!


Debiutowaliście „ABC Warriors” we wrześniu 2014 roku, na rynku jesteście już ponad rok. Spoglądając wstecz? Jaki to był czas? Jak przyjęli Was czytelnicy, środowisko, krytycy? Które z Waszych pozycji okazały się największymi przebojami? Co jest jeszcze do poprawy?

Arkadiusz Dzierżawski: Zaskakująco udany dla wydawnictwa. Fajnie jest znów toczyć długie dyskusje o hobby, mieć kontakt z ludźmi, którzy czytają i dopingują. To mi się chyba podoba najbardziej. Komiksy zbierają bardzo dobre recenzje. Zawsze jest lekki stres, jak biorę się za ich czytanie. Czy nie daliśmy plamy? Czy ktoś złapie tego samego bakcyla, co my? Największy przebój na dziś to „Slaine: Król” – zdecydowaliśmy się na pierwszy dodruk w naszej historii.

Wasze komiksy z ekspresowym tempie znikają ze sklepów komiksów. Dwa, trzy miesiące i puff – jeśli ktoś nie zdążył kupić, to może pluć sobie w brodę. Czy Wasze nakłady nie są trochę niedoszacowane? Nie jest tak, że okazało się, że potencjalnych czytelników Waszych publikacji jest więcej, niż dostępnych egzemplarzy?

Arkadiusz Dzierżawski: Każdy tytuł, który wprowadzaliśmy na rynek był ryzykiem. Nie startowaliśmy z żadnym cyklem. Przyjęcie wśród czytelników pozycji z „2000 AD” było wielką niewiadomą. Sprzedaż każdego z tytułów i jej tempo było inne. Teraz to się zmienia. Widzimy jak sprzedaje się „Slaine”, „ABC Warriors” dostaną ciąg dalszy, będzie Dredd. Staramy się nasycić rynek według potrzeb, ale bywa on kapryśny i zmienny. Zobaczymy jak to się wszystko ułoży.

Spytam wprost – czy zamierzacie podnieść nakłady?

Arkadiusz Dzierżawski: Może odrobinkę? Przy każdej pozycji będzie to po prostu zawsze indywidualna decyzja.

Brak komentarzy: