Dlaczego jesteśmy tacy, a nie inni? Co miało na to wpływ? Kto miał na to wpływ? Co nas kształtuje? Czy w każdą ucieczkę wpisany jest powrót? Czy nasz stosunek wobec innych zmienia się z wiekiem? Czy uczymy się na własnych błędach? Za co lubimy siebie? Za co nie lubimy siebie? Czy zdobywanie doświadczenia jest warunkiem koniecznym, aby dojrzeć?
Kiedy możemy powiedzieć, że już dorośliśmy? Tak, dorosnąć, ale do czego? I kiedy? Co to znaczy, że jesteśmy pogodzeni z sobą? To tylko niektóre z pytań, jakie nasunęły mi się podczas lektury komiksu „Miejsca”, za który odpowiedzialni są panowie Brian Wood (scenariusz) i Ryan Kelly (rysunki).
Bohaterką albumu jest Megan McKeenan, którą poznajemy, gdy pod apteką w Portland w stanie Oregon zastanawia się, czy zrealizować podrobioną receptę na „leki pierwszej potrzeby” dla swojego chłopaka. Iść? Nie iść? Kłamać? Rozważa i śledzi w głowie kilka możliwych scenariuszy i ewentualne konsekwencje. Ostatecznie decyduje się wysiąść z samochodu, podchodzi do aptekarki, nie wyjmuje recepty, a pyta… jak dojść do dworca kolejowego. Nie zwraca uwagi na protesty chłopaka. Zostawia go, gdyż postanowiła zacząć od nowa i w nowy miejscu. Postawiła na siebie, kupiła bilet i rusza do Minneapolis w stanie Minnesota.
Dziewczyna ma siedemnaście lat. Jest sama, zupełnie sama. Właśnie rozpoczyna się jej wielka podróż przez prawie całe Stany Zjednoczone i południową Kanadę. Towarzyszymy protagonistce przez około dwanaście lat. I tym samym mamy okazję obserwować, jak się zmienia, jak kształtują ją kolejne przygody, które przeżywa. Znaczący wpływ na zrozumienie „swojej drogi” mają ludzie, których spotka. Przemiana charakteru bohaterki nie jest spektakularna, a raczej powolna, ale systematyczna i widoczna. U początku opowieści jest luzacką nastolatką, która wszystko i wszystkich ma za nic, która nie umie znaleźć dla siebie miejsca w świecie, która nie potrafi nawiązać mocnych i opartych na zaufaniu relacji z ludźmi. Jest obca i jest samotna. Prze do przodu, choć właściwie robi krok w tył, to głód wrażeń i poczucie straty ją nakręca.
Autorefleksja i autoreferencja pojawia się w wyniku dramatycznego zdarzenia. Śmierć matki jest sytuacją graniczną, która wywraca do góry nogami jej dotychczasowe myślenie o sobie w świecie. To źle rozumiana wolność, która sprowadzała się do tego, że była obca i samotna. W końcowych rozdziałach obcujemy z zupełnie inną Megan: starającą się dokonać rozrachunku z przeszłością i rozpocząć nowe życie na nowych zasadach. W początkowych rozdziałach czytelnik nie kibicuje bohaterce, nie utożsamia się z nią, bo nie da się jej lubić. Jest irytująca, głupia, infantylna i wkurzająca. Jednak z biegiem czasu zaczynamy ją lepiej rozumieć, a i ona sama zaczyna lepiej rozumieć siebie. I właśnie o tym jest ten komiks.
Słowa uznania należą się scenarzyście nie tylko za rozpisanie życiowych perypetii Megan, ale także za konstrukcję fabuły. Całość składa się dwunastu rozdziałów, każdy dzieje się w innej lokacji (pamiętajmy, że komiks po angielsku nosi tytuł „Local”), dziewczynie przybywa lat i „mądrości”, widzimy jak dorasta, zmienia się. Nie zawsze to ona jest główną bohaterką poszczególnych opowiadań, czasem gra rolę epizodyczną (jak w rozdziale poświęconym kłótni dwóch braci), albo nie ma jej wcale (jak w rozdziale, w którym wysyła pocztówki do kuzyna; choć w tym konkretnym wypadku jej nieobecność jest znacząca dla losów Nicky’ego).
„Miejsca” to słodko-gorzka opowieść o dorastaniu, o tym, że w życiu musimy ponieść kilka spektakularnych porażek oraz popełnić pewną ilość błędów, ale musimy także wyciągnąć z tego, co nas spotyka jakąś lekcję. Nawet jeśli dochodzenie do prawdy o sobie samym ma trwać kilka lub kilkanaście lat, to warto taki trud podjąć.
Zamiast podsumowania pozwolę sobie na cytat z wiersza Josifa Brodskiego: „Jak długo depczę ziemię, poznać po obcasie. / Pajęczyny też nie da się palcem zdjąć z czoła. / (...)byle mniej istnieć, / rzadziej się zdarzać, nie zaśmiecać reszty / czasu. Uboga ulica z uporem / pcha się w oczy, wystając godzinami w oknie: / to jej pamięć przechowa wygląd lokatora, / a nie, jak skłonny był sądzić, odwrotnie”.
Bohaterką albumu jest Megan McKeenan, którą poznajemy, gdy pod apteką w Portland w stanie Oregon zastanawia się, czy zrealizować podrobioną receptę na „leki pierwszej potrzeby” dla swojego chłopaka. Iść? Nie iść? Kłamać? Rozważa i śledzi w głowie kilka możliwych scenariuszy i ewentualne konsekwencje. Ostatecznie decyduje się wysiąść z samochodu, podchodzi do aptekarki, nie wyjmuje recepty, a pyta… jak dojść do dworca kolejowego. Nie zwraca uwagi na protesty chłopaka. Zostawia go, gdyż postanowiła zacząć od nowa i w nowy miejscu. Postawiła na siebie, kupiła bilet i rusza do Minneapolis w stanie Minnesota.
Dziewczyna ma siedemnaście lat. Jest sama, zupełnie sama. Właśnie rozpoczyna się jej wielka podróż przez prawie całe Stany Zjednoczone i południową Kanadę. Towarzyszymy protagonistce przez około dwanaście lat. I tym samym mamy okazję obserwować, jak się zmienia, jak kształtują ją kolejne przygody, które przeżywa. Znaczący wpływ na zrozumienie „swojej drogi” mają ludzie, których spotka. Przemiana charakteru bohaterki nie jest spektakularna, a raczej powolna, ale systematyczna i widoczna. U początku opowieści jest luzacką nastolatką, która wszystko i wszystkich ma za nic, która nie umie znaleźć dla siebie miejsca w świecie, która nie potrafi nawiązać mocnych i opartych na zaufaniu relacji z ludźmi. Jest obca i jest samotna. Prze do przodu, choć właściwie robi krok w tył, to głód wrażeń i poczucie straty ją nakręca.
Autorefleksja i autoreferencja pojawia się w wyniku dramatycznego zdarzenia. Śmierć matki jest sytuacją graniczną, która wywraca do góry nogami jej dotychczasowe myślenie o sobie w świecie. To źle rozumiana wolność, która sprowadzała się do tego, że była obca i samotna. W końcowych rozdziałach obcujemy z zupełnie inną Megan: starającą się dokonać rozrachunku z przeszłością i rozpocząć nowe życie na nowych zasadach. W początkowych rozdziałach czytelnik nie kibicuje bohaterce, nie utożsamia się z nią, bo nie da się jej lubić. Jest irytująca, głupia, infantylna i wkurzająca. Jednak z biegiem czasu zaczynamy ją lepiej rozumieć, a i ona sama zaczyna lepiej rozumieć siebie. I właśnie o tym jest ten komiks.
Słowa uznania należą się scenarzyście nie tylko za rozpisanie życiowych perypetii Megan, ale także za konstrukcję fabuły. Całość składa się dwunastu rozdziałów, każdy dzieje się w innej lokacji (pamiętajmy, że komiks po angielsku nosi tytuł „Local”), dziewczynie przybywa lat i „mądrości”, widzimy jak dorasta, zmienia się. Nie zawsze to ona jest główną bohaterką poszczególnych opowiadań, czasem gra rolę epizodyczną (jak w rozdziale poświęconym kłótni dwóch braci), albo nie ma jej wcale (jak w rozdziale, w którym wysyła pocztówki do kuzyna; choć w tym konkretnym wypadku jej nieobecność jest znacząca dla losów Nicky’ego).
„Miejsca” to słodko-gorzka opowieść o dorastaniu, o tym, że w życiu musimy ponieść kilka spektakularnych porażek oraz popełnić pewną ilość błędów, ale musimy także wyciągnąć z tego, co nas spotyka jakąś lekcję. Nawet jeśli dochodzenie do prawdy o sobie samym ma trwać kilka lub kilkanaście lat, to warto taki trud podjąć.
Zamiast podsumowania pozwolę sobie na cytat z wiersza Josifa Brodskiego: „Jak długo depczę ziemię, poznać po obcasie. / Pajęczyny też nie da się palcem zdjąć z czoła. / (...)byle mniej istnieć, / rzadziej się zdarzać, nie zaśmiecać reszty / czasu. Uboga ulica z uporem / pcha się w oczy, wystając godzinami w oknie: / to jej pamięć przechowa wygląd lokatora, / a nie, jak skłonny był sądzić, odwrotnie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz