Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, który o komiksach piszez łamach bloga poświęconego Image Comics, na który serdecznie zapraszam.
Joe Keatinge przykuł uwagę fanów wydawnictwa Image Comics zaskakująco udanym odświeżeniem marki "Glory" w ramach przeprowadzonej w 2012 roku rewitalizacji komiksów ze studia Extreme należącego do Roba Liefelda. Od tego czasu jego kariera nabrała rozpędu i co jakiś czas spod jego ręki wychodzą kolejne image`owe projekty. Zarówno "Hell Yeah" jak i "Shutter" zostały ciepło przyjęte przez czytelników, chociaż w przypadku tego pierwszego nie obyło się bez turbulencji podczas publikacji.
Całkiem niedawno na sklepowych półkach pojawił się pierwszy tom najnowszego komiksu tego autora zatytułowanego "Ringside". Tytułu skupiającego się na świecie wrestlingu po tym, jak gasną światła na wielkich galach.
Niezależnie od tego, jaka jest nasza opinia o wrestlingu i tym, czy w ogóle powinno się nazywać to sportem, nie można zaprzeczyć, iż jest to ważny element amerykańskiej popkultury. Ogromne, głośne, barwne gale przyciągają wzrok i nawet jeśli nie jesteście fanami wrestlingu, od czasu do czasu łypniecie okiem na telewizor, na ekranie którego dwóch półnagich gości okłada się po głowach dziwnie łamliwymi krzesłami. Zaś nazwisko Johna Ceny po prostu musiało się Wam obić o uszy. Ale co dzieje się, gdy światła gasną?
Życie wrestlera to nie tylko szampan i sława, lecz także bycie trybem w ogromnej, korporacyjnej maszynie, która nierzadko nie wybacza potknięć, a już na pewno nie ma litości. Tak przynajmniej mają pełne prawo sądzić główni bohaterowie, a więc zapaśnicy, którzy swoje najlepsze lata mają za sobą i wypadli z obiegu. Jeden z nich, mężczyzna o imieniu Dan, chciałby znów poczuć się kimś, lecz podejmuje szereg niefortunnych decyzji i ściąga na siebie masę problemów. Drugi zaś – Davis – każdego dnia jest coraz mocniej spychany jest na boczny tor, lecz nie potrafi odejść, ponieważ nie ma w życiu innego celu.
Co prawda w zapowiedziach i wywiadach pojawiało się to niejednokrotnie, lecz i tak warto kolejny raz podkreślić, że "Ringside" nie jest komiksem o wrestlingu samym w sobie, a o ludziach, którzy oddali mu swoje życie. Joe Keatinge w swojej historii skupia się na przypadkach osób, którym po zakończeniu kariery nie powiodło się najlepiej, lecz jednocześnie nie stara się zbyt mocno demonizować wszystkiego, czego sam jest ogromnym fanem. W efekcie otrzymujemy bardzo przekonywujące postacie, których sposób zachowania oraz kolejne losy potrafią zainteresować czytelnika i jawią się jako bardzo realistyczne. Przeszkadzało mi nieco utrzymanie całości komiksu w bardzo szarych odcieniach i brak tymczasowej chociaż konfrontacji głównych bohaterów tego tomu z kimś, komu na przykład udało się odnieść sukces. W efekcie warstwa fabularna z czasem, wbrew zamiarom scenarzysty, zaczyna jawić się czytelnikowi jako dość jednoznaczna krytyka środowiska wrestlerów.
Zabrakło mi też trochę bardziej rozbudowanych postaci drugoplanowych, które niestety nie wychodzą zbytnio z dość oklepanych ram, przez co trudno jakoś mocniej się przy nich zaangażować. Przykładowo, dość ważnym elementem fabuły jest początkowo owiana tajemnicą relacja Dana z jego dawnym kumplem Teddym. Już od samego początku mamy solidne przeczucia co do tego, co Keatinge może chcieć nam pokazać i dla mnie rozczarowujący był fakt, że koniec końców wszystko to, na co się zapowiadało, ostatecznie okazało się prawdą. "Ringside" porusza fajny temat i robi to w niecodzienny sposób, ale na tym oryginalność komiksu się kończy. Fabule brakuje pazura, zaś czytelnikowi trudno jest mocniej zaangażować się w lekturę, jeśli nie jest on zaskakiwany kolejnymi zwrotami akcji. Pod tym kątem recenzowany dziś komiks przegrywa ze wszystkimi wcześniejszymi dziełami Joe Keatinge’a dla Image Comics.
"Kayfabe" jest dla Nick Barbera pracą debiutancką. Przeglądając kolejne strony komiksu mimochodem nasuwały mi się skojarzenia z rysunkami z "Bękartów z południa", chociaż raczej pod względem klimatu samych ilustracji, projekt poszczególnych kadrów czy przede wszystkim sposób ich kolorowania. Jest tu czerwieni oraz uwydatnionych kontrastów, a to drugie budziło kolejne skojarzenia, tym razem z "Sin City".
Barberowi trudno zarzucić braku własnego, wyrazistego stylu. Nie jestem do końca pewien, czy artysta ten dobrze odnalazłby się na przykład w historii sicence-fiction, lecz nie zmienia to niczego w stosunku do mojej oceny jego prac przy dziś recenzowanym komiksie. Kreska Barbera jest mocna, wyrazista, momentami sprawia wrażenie niestarannej i przesadzonej, lecz jak już wspomniałem, całość dobrze wpasowuje się w prezentowaną fabułę.
Dodatków w tomie nie ma zbyt wielu. Otrzymujemy raptem cztery strony wywiadu z twórcami, który jest dość dziwny, ponieważ nie wiemy kto właściwie z nimi rozmawia, ani nawet czy jest to materiał premierowy czy też rozmowę tę dane było gdzieś już przeczytać. Oprócz tego każdy rozdział ozdobiony jest okładką z wydania zeszytowego, a na końcu znalazło się także miejsce dla biogramów zespołu twórców.
Pierwszy tom "Ringside" opublikowany został w promocyjnej cenie dziesięciu dolarów i za taką kwotę można dać mu szansę. Ja osobiście spodziewałem się po tym komiksie znacznie więcej i po lekturze poczułem się rozczarowany. Nie warstwą graficzną, która prezentuje się naprawdę fajnie, a scenariuszem Joe Keatinge’a. Nie jest to rzecz jasna komiks słaby, ale akurat tego twórcę stać na dużo więcej, co sam niejednokrotnie udowadniał. Dlatego też moja ocena to 3+/6
Joe Keatinge przykuł uwagę fanów wydawnictwa Image Comics zaskakująco udanym odświeżeniem marki "Glory" w ramach przeprowadzonej w 2012 roku rewitalizacji komiksów ze studia Extreme należącego do Roba Liefelda. Od tego czasu jego kariera nabrała rozpędu i co jakiś czas spod jego ręki wychodzą kolejne image`owe projekty. Zarówno "Hell Yeah" jak i "Shutter" zostały ciepło przyjęte przez czytelników, chociaż w przypadku tego pierwszego nie obyło się bez turbulencji podczas publikacji.
Całkiem niedawno na sklepowych półkach pojawił się pierwszy tom najnowszego komiksu tego autora zatytułowanego "Ringside". Tytułu skupiającego się na świecie wrestlingu po tym, jak gasną światła na wielkich galach.
Niezależnie od tego, jaka jest nasza opinia o wrestlingu i tym, czy w ogóle powinno się nazywać to sportem, nie można zaprzeczyć, iż jest to ważny element amerykańskiej popkultury. Ogromne, głośne, barwne gale przyciągają wzrok i nawet jeśli nie jesteście fanami wrestlingu, od czasu do czasu łypniecie okiem na telewizor, na ekranie którego dwóch półnagich gości okłada się po głowach dziwnie łamliwymi krzesłami. Zaś nazwisko Johna Ceny po prostu musiało się Wam obić o uszy. Ale co dzieje się, gdy światła gasną?
Życie wrestlera to nie tylko szampan i sława, lecz także bycie trybem w ogromnej, korporacyjnej maszynie, która nierzadko nie wybacza potknięć, a już na pewno nie ma litości. Tak przynajmniej mają pełne prawo sądzić główni bohaterowie, a więc zapaśnicy, którzy swoje najlepsze lata mają za sobą i wypadli z obiegu. Jeden z nich, mężczyzna o imieniu Dan, chciałby znów poczuć się kimś, lecz podejmuje szereg niefortunnych decyzji i ściąga na siebie masę problemów. Drugi zaś – Davis – każdego dnia jest coraz mocniej spychany jest na boczny tor, lecz nie potrafi odejść, ponieważ nie ma w życiu innego celu.
Co prawda w zapowiedziach i wywiadach pojawiało się to niejednokrotnie, lecz i tak warto kolejny raz podkreślić, że "Ringside" nie jest komiksem o wrestlingu samym w sobie, a o ludziach, którzy oddali mu swoje życie. Joe Keatinge w swojej historii skupia się na przypadkach osób, którym po zakończeniu kariery nie powiodło się najlepiej, lecz jednocześnie nie stara się zbyt mocno demonizować wszystkiego, czego sam jest ogromnym fanem. W efekcie otrzymujemy bardzo przekonywujące postacie, których sposób zachowania oraz kolejne losy potrafią zainteresować czytelnika i jawią się jako bardzo realistyczne. Przeszkadzało mi nieco utrzymanie całości komiksu w bardzo szarych odcieniach i brak tymczasowej chociaż konfrontacji głównych bohaterów tego tomu z kimś, komu na przykład udało się odnieść sukces. W efekcie warstwa fabularna z czasem, wbrew zamiarom scenarzysty, zaczyna jawić się czytelnikowi jako dość jednoznaczna krytyka środowiska wrestlerów.
Zabrakło mi też trochę bardziej rozbudowanych postaci drugoplanowych, które niestety nie wychodzą zbytnio z dość oklepanych ram, przez co trudno jakoś mocniej się przy nich zaangażować. Przykładowo, dość ważnym elementem fabuły jest początkowo owiana tajemnicą relacja Dana z jego dawnym kumplem Teddym. Już od samego początku mamy solidne przeczucia co do tego, co Keatinge może chcieć nam pokazać i dla mnie rozczarowujący był fakt, że koniec końców wszystko to, na co się zapowiadało, ostatecznie okazało się prawdą. "Ringside" porusza fajny temat i robi to w niecodzienny sposób, ale na tym oryginalność komiksu się kończy. Fabule brakuje pazura, zaś czytelnikowi trudno jest mocniej zaangażować się w lekturę, jeśli nie jest on zaskakiwany kolejnymi zwrotami akcji. Pod tym kątem recenzowany dziś komiks przegrywa ze wszystkimi wcześniejszymi dziełami Joe Keatinge’a dla Image Comics.
"Kayfabe" jest dla Nick Barbera pracą debiutancką. Przeglądając kolejne strony komiksu mimochodem nasuwały mi się skojarzenia z rysunkami z "Bękartów z południa", chociaż raczej pod względem klimatu samych ilustracji, projekt poszczególnych kadrów czy przede wszystkim sposób ich kolorowania. Jest tu czerwieni oraz uwydatnionych kontrastów, a to drugie budziło kolejne skojarzenia, tym razem z "Sin City".
Barberowi trudno zarzucić braku własnego, wyrazistego stylu. Nie jestem do końca pewien, czy artysta ten dobrze odnalazłby się na przykład w historii sicence-fiction, lecz nie zmienia to niczego w stosunku do mojej oceny jego prac przy dziś recenzowanym komiksie. Kreska Barbera jest mocna, wyrazista, momentami sprawia wrażenie niestarannej i przesadzonej, lecz jak już wspomniałem, całość dobrze wpasowuje się w prezentowaną fabułę.
Dodatków w tomie nie ma zbyt wielu. Otrzymujemy raptem cztery strony wywiadu z twórcami, który jest dość dziwny, ponieważ nie wiemy kto właściwie z nimi rozmawia, ani nawet czy jest to materiał premierowy czy też rozmowę tę dane było gdzieś już przeczytać. Oprócz tego każdy rozdział ozdobiony jest okładką z wydania zeszytowego, a na końcu znalazło się także miejsce dla biogramów zespołu twórców.
Pierwszy tom "Ringside" opublikowany został w promocyjnej cenie dziesięciu dolarów i za taką kwotę można dać mu szansę. Ja osobiście spodziewałem się po tym komiksie znacznie więcej i po lekturze poczułem się rozczarowany. Nie warstwą graficzną, która prezentuje się naprawdę fajnie, a scenariuszem Joe Keatinge’a. Nie jest to rzecz jasna komiks słaby, ale akurat tego twórcę stać na dużo więcej, co sam niejednokrotnie udowadniał. Dlatego też moja ocena to 3+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz