piątek, 7 listopada 2014

#1777 - Chew. Przysmak konesera

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Tony Chu nie ma łatwego życia. Ten młody detektyw jest cybopatą. Oznacza to, że niemal wszystko co zjada, przekazuje mu mentalne wrażenia. I tak jedząc świnię może odczuć moment jej śmierci, co jest średnio przyjemnym doświadczeniem. Niestety, dokładnie to samo dotyczy ludzi. I tu pojawia się prawdziwy kłopot – Tony może bowiem rozwiązać każdą sprawę kryminalną, o ile skosztuje kawałek ciała denata. 




Jego niezwykła zdolność przysparza mu mnóstwo problemów, ale też staje się szansą. Chu trafia do FDA – specjalnego departamentu do spraw żywności i leków. Tam przyjdzie mu zajmować się z naprawdę pokręconymi sprawami w świecie, gdzie spożywanie drobiu jest jednym z najcięższych przestępstw.

"Chew" jest komiksem który od zawsze chciałem zbierać w wydaniach zbiorczych, ale gdy naprawdę mocno się w nią wkręciłem, na rynku było już sześć trejdów. To właśnie mnie mocno zniechęciło, ale zapał wrócił, gdy Mucha zapowiedziała polską edycję. Nie zdziwi Was więc zapewne to, że o serii tej mam jak najlepsze zdanie, chociaż... naturalnie musi być jakieś "ale". Zacznę oczywiście od tego, co moim zdaniem jest ogromną zaletą komiksu Johna Laymana i Roba Guillory`ego..

Przede wszystkim "Chew" ciężko jest do czegokolwiek porównać. Scenarzysta stworzył fabułę nie tylko niebywale zabawną, ale także niesamowicie oryginalną. Jest to o tyle ciekawsze, że chociaż praktycznie co piątą stronę mamy do czynienia z aktami kanibalizmu, wszystko utrzymane jest w stosunkowo lekkim klimacie, co zawdzięczamy wspomnianym już humorem zarówno słownym jak i sytuacyjnym. Layman stworzył cała masę wyrazistych postaci i w przeciwieństwie premierowych odsłon "Fatale" czy "Sex". W przypadku dzisiaj opisywanego komiksu najbardziej barwny i przyjemnie dający się czytać jest główny heros. Tony Chu ma wszystko to, co sprawia że możemy go polubić – jest nieco roztrzepany, nieśmiały, ale przy tym zabawny i odważny. 


Niektóre sceny z "Przysmaku konesera" potrafią sprawić, że przez Tony’ego śmiejemy się do rozpuku, a niekiedy jest nam go autentycznie żal. Na szczęście na drugim planie nie jest wcale gorzej. Pierwszy tom składa się z pięciu rozdziałów i w każdym z nich znaleźć można dobrze rozpisane charaktery. Naturalnie, zdecydowanie najmocniej wyróżnia się partner Tony’ego w FDA, czyli olbrzymi Mason Savoy. Pamiętam wyraźnie, że gdy pierwszy raz czytałem pierwszy tom "Chew" to dałem się złapać na fabularny twist z nim związany. Żywiołowy mężczyzna z wielkim brzuchem to kolejna siła napędowa komiksu, gdyż od początku czytelnikowi wydaje się, że nie wszystko jeszcze o nim wiemy. A co w tle? Kobieta sprawiająca że czujemy smak tego co opisuje, brat głównego bohatera i szajka handlująca nielegalnym drobiem...

No właśnie, kolejną wielką zaletą opisywanego komiksu jest potężny opar absurdu w jakim się poruszamy podczas lektury tomu. Co prawda najlepsze i najbardziej zakręcone rzezy dopiero przed nami, ale już w tym tomie doskonale widać, że twórcy komiksu naprawdę mocno postarali się i udało im się raz za razem nas zaskakiwać. Nie wiem jak Wy się w tym czujecie, ale dla mnie klimat panujący w pierwszym tomie serii jest idealny. Jedyne co mi odrobinę przeszkadzało to rysunki.

Warto wspomnieć o ciekawym zabiegu zastosowanym przez twórców, polegającym na otwieraniu każdego zeszytu króciutkim prologiem, a także zamykaniu tychże, naturalnie, równie błyskawicznym epilogiem. W udany i właściwie naturalny sposób jeszcze mocniej nakręca to czytelnika do wertowania kolejnych stron "Chew".


Rob Guillory ma charakterystyczny, mocno kreskówkowy styl. Teoretycznie powinien więc do wypełnionego absurdem "Chew" pasować idealnie. I przez znaczącą większość tomu tak właśnie jest, ale... niekoniecznie podoba mi się sposób rysowania twarzy, jaki preferuje Guillory. Nie wypomnę mu tu i ówdzie zmieniających się proporcji ciała, ponieważ akurat ta seria pozwala na takie zabiegi, ale twarze na niektórych kadrach wołają o pomstę do nieba. Najmocniej widać to na postaciach kobiecych, bo których Guillory niestety nie ma najlepszej ręki.

Kilka słów należy się jakości wydania. Tutaj jak zwykle zresztą nie możemy narzekać. Mucha wydała pierwszy tom "Chew" w swoim standardzie, a więc na przyjemnej kredzie oraz w twardej oprawie. Komiks posiada raptem kilka stron dodatków, więc wielbiciele bonusowych materiałów mogą się czuć zawiedzeni. Wynagrodzi im to zapewne lektura komiksu, który jest po prostu świetny. Warto też wspomnieć, że cena okładkowa "Chew" zatrzymała się na 49zł, co w połączeniu z licznymi rabatami oznacza, że możecie nabyć ten komiks naprawdę tanio.

Naprawdę mocno trzymam kciuki, by dość odważne decyzje wydawnicze Muchy wyszły jej na zdrowe, ponieważ pokazują oni, że nie samym superhero komiks amerykański stoi. "Chew" to obok "Fatale", "Sagi" oraz "Batman: Mroczne Zwycięstwo" zdecydowanie najlepszy komiks wydany przez to wydawnictwo w tym roku. Sami więc widzicie, że macie w czym wybierać. Osobiście polecam każdy z wymienionych tytułów. "Chew" nie polecam od nich ani mniej, ani bardziej. Moja ocena to 5/6

Brak komentarzy: