Tradycyjne,
na Festiwalu Komiksowa Warszawa wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy
we współpracy z Polskim Stowarzyszeniem Komiksowym oraz ze Sklepem
Gildia przygotowali gratisową publikację w ramach Polskiego Dnia
Darmowego Komiksu. Każdy, kto odwiedził w maju stołeczny Stadion
Narodowy mógł wyjść z zeszytem "Tim i Miki. W krainie
psikusów" pod pachą.
Podczas FKW
za tym komiksem szczególnie powinni rozglądać byli się rodzice,
bowiem wspólne dzieło Dominika Szcześniak (scenariusz), Piotra
Nowackiego (rysunki) i Sebastiana Skrobola (kolor) jest utworem
przeznaczonym dla najmłodszych. I to dobrym – przynajmniej, z
mojej, dorosłej perspektywy, bo ocenianie komiksów przeznaczonych
dla kogoś o tak skrajnie innej percepcji, jak dziecko, jest dla mnie nie lada
wyzwaniem.
Scenarzysta
wychodzi o dość konwencjonalnego motywu – dwaj główni
bohaterowie komiksu, Tim i Miki, między szafą, ścianą i parapetem znajdują przejście do tytułowej Krainy Psikusów. W tym
magicznym uniwersum przyjdzie im przeżyć wiele niezwykłych przygód,
ale staną również przed nie lada wyzwaniem – uratowaniem
zaginionych rodziców. I tu konwencjonalność przygodowej opowieści dla najmłodszych się kończy, bo "Tim
i Miki" co i rusz zaskakują zwrotami akcji i nieszablonowymi
rozwiązaniami fabularnymi. Trzeba przyznać, że Szcześniak ostro sobie
poszalał i efekt jest więcej, niż zadowalający. Postawił na
zwariowaną przygodę, w której nic nie jest takie, jakie na
pierwszy rzut oka wygląda.
W historii bolą
jedynie dość toporne nawiązania do kultury masowej. Niewidoczne dla
dzieciaków, a dorosłych rażące swoją schematycznością.
Szcześniak nigdy nie miał szczególnej ręki do dialogów, a w
komiksie nie dość, że napisane są one w dziwnym stylu, będącym
mieszanką języka młodzieżowego i infantylnej, dziecięcej dykcji.
Uderza również spora ilość dymków z tekstem, która każe na
długo parkować na niektórych stronach, co momentami może wybijać
z czytelniczego rytmu.
Dla Piotrka
Nowackiego "Tim i Miki" to niejako powrót do cartoonowych
korzeni. Po do pewnego stopnia awangardowych "Om" i "Moe",
Jaszczu zawitał w strony, gdzie czuje się najlepiej. Pod względem
wizualnym nie sposób się do czegokolwiek przyczepić. Wyraziści
bohaterowie, oszczędne tła, prosta, ale nie prostacka kreska, którą
trudno pomylić z innym twórcą – to standard, do którego
zdążyłem przywyknąć. Kawał solidnej roboty odwalił również
Sebastian Skrobol, choć nieco drażni mnie zbyt
cukierkowo-komputerowa estetyka całości.
Lucek i
Jaszczu to zawodnicy, którzy poniżej pewnego poziomu nie schodzą.
Zdarza im się błysnąć czymś wyjątkowym, jak to było z „10
Bolesnymi Operacjami” czy „Om”, ale zwykle prezentują równą formę. I tak też jest w przypadku „Tima i Mikiego”,
któremu ciężko cokolwiek zarzucić. Ciekawe, uciekające od
szablonowości postacie – są. Wciągająca i niebanalna fabuła, z odpowiednią
ilością zwrotów akcji – jest. Sympatyczne, skrzące się
kolorami, stylowe w swojej prostocie rysunki – no ba! Igranie sobie
z schematami opowieści dla dzieciaków, bez zbędnego dydaktyzmu – jak
najbardziej. Efektowne zakończenie i fantastyczna ośmiornica-wróżka – wszystko jest obecne.
3 komentarze:
"za tym komiksem szczególnie powinny rozglądać byli się rodzicie"
"Potwór z Liter" we własnej osobie
Poprawione :)
A mnie irytowały te dymki. Oj, bardzo nawet.
http://mcagnes.blogspot.com/2013/07/tim-i-miki-w-krainie-psikusow-dominik.html
Prześlij komentarz