Oczywistą oczywistością był zebranie na nowo Mścicieli, którzy rozpadli się w historii „Avengers: Disassembled”. Najnowszym wcieleniem grupy najpotężniejszych ziemskich bohaterów zajął się Brian M. Bendis, który pozwolił sobie skorzystać z przepisu konkurencji. Jego formuła na „Nowych Mścicieli” przypomina koncept DC na JLA, polegający na zebraniu najpopularniejszych, najciekawszych i tych, których najlepiej się pisze w jednym zespole. Trzeba przyznać, że odnowienie i unowocześnienie „Avengersów” Bendisowi wyszło świetnie.
Ze znajdującego się na Manhattanie więzienia dla super-złoczyńców, znanego jako The Raft, na wolność uciekają wszyscy osadzeni. Nowy Jork zostaje zaatakowany przez falę łotrów dysponujących nadnaturalnymi zdolnościami. Na polu bitwy staną uwięzieni w penitencjarnym kompleksie strażnik Hell`s Kitchen Daredevil, agentka S.H.I.E.L.D., Jessika Drew i Luke Cage, bohater do wynajęcie. Na pomoc pospieszą im Kapitan Ameryka z Iron-Manem, wszędobylski Spider-Man oraz tyle tajemniczy, co potężny Sentry. Ten naprędce zebrany zespół oprócz powstrzymania uciekinierów będzie musiał dorwać tego, kto jest za to odpowiedzialny.
Ze znajdującego się na Manhattanie więzienia dla super-złoczyńców, znanego jako The Raft, na wolność uciekają wszyscy osadzeni. Nowy Jork zostaje zaatakowany przez falę łotrów dysponujących nadnaturalnymi zdolnościami. Na polu bitwy staną uwięzieni w penitencjarnym kompleksie strażnik Hell`s Kitchen Daredevil, agentka S.H.I.E.L.D., Jessika Drew i Luke Cage, bohater do wynajęcie. Na pomoc pospieszą im Kapitan Ameryka z Iron-Manem, wszędobylski Spider-Man oraz tyle tajemniczy, co potężny Sentry. Ten naprędce zebrany zespół oprócz powstrzymania uciekinierów będzie musiał dorwać tego, kto jest za to odpowiedzialny.
„New Avengers” są chyba najbardziej reprezentatywnym przykładem bendisowego stylu pisania komiksów nurtu super-hero. Na kartach flagowego tytułu Marvela da się zauważyć wszystkie zasadnicze chwyty, do których scenarzysta ucieka się w swoich pracach. Po pierwsze – charakterystyczny styl budowania opowieści, oparty na trzech, że tak powiem, filarach – retrospekcjach, retardacjach i prowadzeniu dwóch, czasem trzech wątków równocześnie. Najłatwiej wyjaśnić to na jakimś przykładzie. W „Ronine” podczas infiltrowania posiadłości klanu Yoshida przez tytułowego Ronina, z retrospektywnie przywołanej rozmowy prowadzonej przez Daredevila i Kapitana Amerykę dowiadujemy się co ów zamaskowany heros robi w Japonii i dlaczego się tam wybrał. W „Revolution” autor przerywa akcję podczas pojedynku Mścicieli z armią wojowników Hand dowodzoną przez Elektrę, by cofnąć się dzień wcześniej, do starcia zwolenników i przeciwników rejestracji -to już prawdziwa esencja „bendisowatości”.
Po wtóre – mięsiste i zabawne dialogi. Nikt tak dobrze, jak Bendis nie pisze Pająką, Peter Parker w jego rękach to żywe srebro, a pogaduchy, jakie sobie urządza sobie na boku z Cage`em czy Loganem przyprawią niejednego nerda o spazmatyczny śmiech. Po trzecie i ostatnie – igranie z super-bohaterskimi kliszami, ale tylko na tyle, na ile pozwala mu konwencja. Nie spodziewajcie się w mainstreamowym tytule jakiejś poważnej dekonstrukcji, tylko Bendisa trzymającego ironiczny dystans wobec tego, co tworzy. Scenarzysta ogranicza się raczej do złośliwych podśmiechujek i puszczania oka do czytelnika, świetnie się przy tym bawiąc. Potrafi między pełną patosu rozkładówkę z pozującymi herosami a epickie starcie z super-złoczyńcami wrzucić jakiś śmieszny, ledwie niezauważalny drobiazg. Trudno nie mieć dystansu do komiksu, w którym banda mięśniaków w kostiumach, z których jeden nosi super-zbroję, drugi jest prawie nieśmiertelnym Kanadyjczykiem, a jeszcze inny kostiumu wcale nie nosi i jest zgrywającym cwaniaka czarnuchem z Harlemu w czapce, trafia na Antarktydę, po której biegają sobie dinozaury, dzikuski (prezentujące dopuszczalna dawkę nagości w komiksach dla młodzieży) oraz mutanci, którzy są efektem eksperymentów byłego hitlerowskiego jeńca. No kaman.
Bendis jest scenarzystą cholernie nierównym, obok historii bardzo dobrych trafiają się przeciętne i całkiem słabe. Gdybym silił się na złośliwość, napisałbym to niejako „po czwarte”. Najlepiej wychodzą mu historie, w których zespół się dopiero formuje (premierowe „Breakout” i „Revolution”, czyli chrzest bojowy drugiego składu), trafiają się również średnie (wspomniany „Ronin” i „Sentry”), a z reguły poziom serii spada najniżej, kiedy stają „NA” się aneksem do trwających w uniwersum Marvela crossoverów. Kiepsko wychodzi również lawirowanie między seriami, kiedy w „New Avengers” zbierają się wyjęci spod prawa herosi, nie godzący się na Superhuman Registration Act i walczą z zespołem „Mighty Avengers” grupującym zarejestrowanych bohaterów (historii „Trust”).
Marvel zadbał, żeby przy „New Avengers” pracowali najlepsi rysownicy z ich stajni. Na łamach serii przewijają się zatem prawdzie gwiazdeczki mainstreamowego światka. Na początku szaleje David Finch, który chyba nigdzie nie rysuje tak dobrze, jak w „NA”. Jest Steve McNiven, który jak zwykle ciska na wysokim poziomie i prezentuje styl idealnie trafiający w moje gusta, podobnie zresztą jak Frank Cho. Jim Cheung daje rade, incydentalnie pojawiają się Chaykin, Coipel i Maalev, a chyba przez przypadek wśród takich tuzów zaplątał się Mike Deodato, który na tle innych artystów wypada bardzo blado, choć na kartach „Dark Avengers” pokazuje, że jak chce, to potrafi. Od 27 zeszytu ołówek na dłużej przejmuje Leinil Francis Yu, którego ociekające tuszem rysunki można lubić lub nie, ale klasy odmówić mu nie można.
„New Avengers” jest znakomitą propozycją dla miłośników trykotów, gustujących w pędzącej na złamanie karku akcji, wielkiego rozpierdziu i ceniących sobie jak największą ilość bohaterów na centymetr kwadratowy panelu. Będziecie się klawo bawić.
3 komentarze:
A nawet bardzo, bardzo klawo. Rozbijanie serii numerami, które muszą nawiązywać do crossoverów, to dla mnie duża bolączka. Po nawet dających się strawić numerach przy okazji Civil War, te z Secret Invasion wyglądają znacznie słabiej. Chociaż akurat te rysowane przez Cheunga były b. smaczne.
Jeśli chodzi o Pająka, to myślę, że z Bendisem mógłby konkurować Straczyński ;)
To otwarte zaproszenie dla was wszystkich, aby stać się częścią największej organizacji na świecie i osiągnąć szczyt kariery. Gdy rozpoczyna się tegoroczny program rekrutacyjny, a nasza coroczna impreza żniwna jest już blisko. Wielki Mistrz dał nam mandat, aby zawsze docierać do ludzi takich jak Ty, więc skorzystaj z okazji i dołącz do wielkiej organizacji Illuminati, dołącz do naszej globalnej jednostki. Przyprowadź biednych, potrzebujących i utalentowanych do
Ważność sławy i bogactwa. Zdobądź pieniądze, sławę, moce, bezpieczeństwo, zdobądź.
uznany w swoim biznesie, karierze politycznej, awansuj na najwyższy poziom w tym, co robisz
Chroniony duchowo i fizycznie! Wszystko to osiągniesz w
błysk oczu
Iluminaci nie mają żadnego związku z satanizmem, lucyferyzmem ani żadną religią. Podczas gdy nasi poszczególni członkowie mogą podążać za dowolnym wybranym przez siebie bóstwem, działamy wyłącznie dla dobra i ochrony gatunku ludzkiego.
Czy akceptujesz przynależność do nowego porządku światowego Illuminati?
Call & WhatsApp +19735567426
📩 carlosmacdonald234@gmail.com
Prześlij komentarz