Na początku istnienia bloga kilka razy brałem się za opisywanie dwudziestokilku stronicowych nowości z USA, najwyższy więc czas nawiązać do tamtych czasów, szczególnie że to setny wpis. Nie ma jednak co podsumowywać tej liczby notek, jako takie wspominki będą może przy okazji pierwszych urodzin. Poniżej pięć krótkich recenzji (a może nie powinienem używać tego słowa?) nowości i rzeczy trochę starszych. Smacznego.
New Avengers #47 (Secret Invasion tie-in; Marvel 2008)
scenariusz: Brian Bendis
rysunki: Billy Tan, Michael Gaydos
Bendis po raz kolejny poświęca cały numer rodzinie Cage'ów. Tym razem pokazuje jak Luke nie radzi sobie za bardzo ze swoją małą pociechą, a następnie przenosi akcję w przeszłość, aby przedstawić początki związku Power Mana i Jessiki Jones. O ile perypetie z młodą Danielle wypadają nawet, nawet, o tyle cała ta ckliwa wyprawa kilka lat wstecz jest zupełnie nie potrzebna. Jakoś jednak te 24 strony trzeba było zapełnić. A jako, że numer ten na okładce nadal posiada nazwę ostatniego dużego eventu Marvela, to trzeba było i do tego jakoś nawiązać. Dwie ostatnie strony, to to samo co mieliśmy już okazję zobaczyć w ostatnim numerze "Secret Invasion" - zero nowych scen, zero reakcji Luke'a (oprócz otwartej paszczy) na to co stało się z jego dzieckiem. Przedstawione zostanie to zapewne w najbliższych numerach, ale w zasadzie dlaczego nie tutaj? Za to mierne nawiązanie do SI duży minus. Kolejny za nabicie czytelnika w butelkę przy pomocy okładki, która nijak nie nawiązuje do historii ze środka.
Secret Invasion: Dark Reign (one-shot; Marvel 2008)
scenariusz: Brian Bendis
rysunki: Alex Maleev
"Dark Reign" czyli początek nowej ery na Ziemi 616. Większość numeru poświęcona została na pogaduchy Normana Osborna z Doomem, Namorem, Emmą Frost, Hoodem i Lokim w żeńskim wydaniu, odnośnie nowej sytuacji w Marvel świecie. Wyszło to całkiem nieźle, momenty były - bardzo sympatyczne pojawianie się rozmówców, tajemnicza szara eminencja, którą Osborn trzyma za drzwiami, czy też finałowy dialog Normana ze Swordsmanem w Thunderbolts Mountain. Bendis potrafi pisać dobre - ba! świetne - dialogi, i tutaj nie zszedł poniżej swojej przeciętnej formy. Co innego Maleev, który dał się dotychczas poznać jako artysta mocno wybijający się swoim warsztatem ponad standardowe mejnstrimowe malunki. Tutaj jednak dał mocno ciała. Norman z okładki, pozbawiony swojej charakterystycznej fryzury, mylony był przez czytelników np. z Purple Manem (zanim oczywiście numer trafił na sklepowe półki), Namor wygląda tragicznie (dziwne o tyle, że w Maleev'owym "New Avengers: Illuminati" wyglądał zgoła inaczej - czytaj: jak buc Namor wyglądać powinien) czy też Loki, pozująca na biuściastą podstarzałą gwiazdę niemieckich filmów porno. Nie ma co jednak robić tragedii. Numer jako wstęp do większej historii się broni. Na plus.
Wolverine #69 ("Old Man Logan" 4/8; Marvel 2008)
scenariusz: Mark Millar
rysunki: Steve McNiven
To nie był rok Millara, tak jak to swego czasu przepowiadałem. Nadzieje były duże - "Marvel 1985", run w F4, "Kick-Ass" z Romitą młodszym oraz historia Logana. Dwa pierwsze tytuły to mniejsze lub większe rozczarowanie, "KA" wyszły dopiero cztery numery, seria cały czas się rozkręca, więc ciężko to jeszcze oceniać. Co innego z historią "Old Man Logan", która od początku trzyma za jaja i za nic nie chce puścić. Superherosi zostali pokonani kilkadziesiąt lat temu, a jednym z ocalałych jest Logan, który wiedzie spokojne wiejskie życie u boku żony i dzieciaków. Dopiero problemy z finansami i gangiem potomków Hulka zmuszają go do odbycia, wraz ze ślepym Hawkeye'm, podróży przez całe Stany Zjednoczone. Numer 69, to równo połowa tej historii i kolejne zwiedzanie obszarów rządzonych przez badassów z uniwersum Marvela. Czyta się to świetnie, przyszłość wykreowana przez Millara wciąga, a świat przypomina ten znany z Mad Maxa czy Fallouta. Czekam jednak na kolejną odsłonę historii, w której w końcu mamy się dowiedzieć co tak naprawdę stało się te kilkadziesiąt lat temu i co tak wpłynęło na Logana, że od tamtego czasu nie wyciąga swych szponów. No i ciekaw jestem, czy doczekam się w końcu legendarnego 'Snikt!' w wykonaniu dziadka Logana.
Superman / Batman #22-24 ("With A Vengeance!" 3-5/6; DC 2005/06)
scenariusz: Jeph Loeb
rysunki: Ed McGuinness
Historia "With a Vengeance!" to pożegnanie Loeba i McGuinnessa z przygodami dwóch najpopularniejszych bohaterów DC. Jestem w posiadaniu jedynie połowy zeszytów, więc nie jest to ocena pełnej historii, chociaż po lekturze jej środka plus minus wiem czego się spodziewać. Jeph Loeb lubi do swoich opowieści wrzucać tyle postaci ile tylko może ona pomieścić. Tutaj nie jest inaczej, chociaż ich mnogość przyprawia o zawrót głowy, tak samo jak ilość narratorów historii - oprócz Batmana i Supermana jest tu również miejsce dla ich szalonych odpowiedników: Bizarro i Batzarro. Jedno słowo jest w stanie opisać co się dzieje w tych trzech zeszytach - chaos. Ciężko mi było się w tym wszystkim połapać, nie znałem początku "WAV!", na świecie DC ledwo co się znam, ale pomimo tego bawiłem się wybornie. Trzeba powiedzieć jedno - to jest tak głupie, że aż chce się czytać. Każdy tłucze się z każdym, w grę wchodzą jakieś inne światy i rzeczywistości, wszystko się miesza - Batzarro walczy z Supermanem znanym z Elseworlda "Superman: Red Son", Bizarro staje naprzeciw Batmana Przyszłości, a zwyczajny Superman musi jakoś powstrzymać zwykłego Batmana, którego ciałem zawładnął Kryptonite Man. To nie koniec - Joker i Mr. Mxyzptlk walczą na szachownicy Heromyxami / Heroclixami, do akcji wkracza Superwoman, Batwoman, Superlad, Darkseid oraz oddział Supergirls. Jak więc widać - jest wesoło. Gdyby tego było mało, pojawia się również nowa super grupa z którą musi się uporać tytułowy duet bohaterów - The Maximums, będąca parodią Marvelowych Avengersów (odnośnie House of Ideas to Loeb parodiuje również klasyczną scenę z historii Petera Parkera, kiedy do Green Goblin zrzuca z mostu jego ukochaną Gwen Stacy). Dzieje się dużo. Za Dużo, żeby się w tym połapać. Kiedyś obiło mi się o uszy, że historie przedstawione w "Superman / Batman" nie do końca wpisują się w główne kontinuum DC, co w pewien sposób tłumaczyłoby luźne podejście do tematu przez Pana Loeba. Z drugiej jednak strony, patrząc na to wyrabia on obecnie w "Hulku" widać, że jest to po prostu jego styl i niespecjalnie liczy się z tym co aktualnie dzieje się w danych uniwersach. Chciałoby się, żeby Quesada odsunął go od głównego świata i wydarzeń gdzieś na pobocze, tak jak to zrobiono z Chrisem Claremontem. Jednak ciężko się tego spodziewać, skoro Loeb to obecnie jeden z głównych architektów świata Ultimate. W każdym razie "With A Vengeance!" to strasznie chaotyczna, głupiutka historia, która jednak ma swój nie skażony myślą urok. A skoro znam dopiero jej połowę, to pewnikiem kupię to w wydaniu zbiorczym jako lek na kiepski humor.
Pieces for Mom - a tale of the undead (one-shot; Image 2007)
scenariusz: Steve Niles
rysunki: Andrew Ritchie
Ta krótka historia rozgrywająca się na dwudziestu kilku stronach opowiada o dwóch braciach żyjących w świecie opanowanym przez zombie. Chłopaki wyglądają na przyzwyczajonych do świata w jakim przyszło im dorastać, jedyną niedogodnością jest brak rodziców. To znaczy brak ojca, bo ukochana mamusia, zamieniona w zombie mieszka nadal ze swoimi pociechami, którzy jednak jej nie zabiją - bo jak można zabić własną matkę? Problemem może być głód rodzicielki, ale czego nie zrobi się dla mamy. Niles, znany u nas z "Abry Makabry" czy "Mrocznych Dni", całkiem sprawnie napisał tę krótką historyjkę, która może nie zaskakuje, ale pokazuje, że nawet w tak ciężkich czasach istnieje jako taka sprawiedliwość. Zdecydowanie ponad scenariusz wybijają się rysunki Andrew Ritchie'go - brudne, wręcz śmierdzące zgnilizną rozkładających się ciał. Jeśli macie / będziecie mieli okazję, to zwróćcie uwagę na ten one-shot - w zalewie mnóstwa pozycji z zombie jako motywem przewodnim "Pieces for Mom" wybija się ponad przeciętność. Móóóóózgggg...
Secret Invasion: Dark Reign (one-shot; Marvel 2008)
scenariusz: Brian Bendis
rysunki: Alex Maleev
"Dark Reign" czyli początek nowej ery na Ziemi 616. Większość numeru poświęcona została na pogaduchy Normana Osborna z Doomem, Namorem, Emmą Frost, Hoodem i Lokim w żeńskim wydaniu, odnośnie nowej sytuacji w Marvel świecie. Wyszło to całkiem nieźle, momenty były - bardzo sympatyczne pojawianie się rozmówców, tajemnicza szara eminencja, którą Osborn trzyma za drzwiami, czy też finałowy dialog Normana ze Swordsmanem w Thunderbolts Mountain. Bendis potrafi pisać dobre - ba! świetne - dialogi, i tutaj nie zszedł poniżej swojej przeciętnej formy. Co innego Maleev, który dał się dotychczas poznać jako artysta mocno wybijający się swoim warsztatem ponad standardowe mejnstrimowe malunki. Tutaj jednak dał mocno ciała. Norman z okładki, pozbawiony swojej charakterystycznej fryzury, mylony był przez czytelników np. z Purple Manem (zanim oczywiście numer trafił na sklepowe półki), Namor wygląda tragicznie (dziwne o tyle, że w Maleev'owym "New Avengers: Illuminati" wyglądał zgoła inaczej - czytaj: jak buc Namor wyglądać powinien) czy też Loki, pozująca na biuściastą podstarzałą gwiazdę niemieckich filmów porno. Nie ma co jednak robić tragedii. Numer jako wstęp do większej historii się broni. Na plus.
Wolverine #69 ("Old Man Logan" 4/8; Marvel 2008)
scenariusz: Mark Millar
rysunki: Steve McNiven
To nie był rok Millara, tak jak to swego czasu przepowiadałem. Nadzieje były duże - "Marvel 1985", run w F4, "Kick-Ass" z Romitą młodszym oraz historia Logana. Dwa pierwsze tytuły to mniejsze lub większe rozczarowanie, "KA" wyszły dopiero cztery numery, seria cały czas się rozkręca, więc ciężko to jeszcze oceniać. Co innego z historią "Old Man Logan", która od początku trzyma za jaja i za nic nie chce puścić. Superherosi zostali pokonani kilkadziesiąt lat temu, a jednym z ocalałych jest Logan, który wiedzie spokojne wiejskie życie u boku żony i dzieciaków. Dopiero problemy z finansami i gangiem potomków Hulka zmuszają go do odbycia, wraz ze ślepym Hawkeye'm, podróży przez całe Stany Zjednoczone. Numer 69, to równo połowa tej historii i kolejne zwiedzanie obszarów rządzonych przez badassów z uniwersum Marvela. Czyta się to świetnie, przyszłość wykreowana przez Millara wciąga, a świat przypomina ten znany z Mad Maxa czy Fallouta. Czekam jednak na kolejną odsłonę historii, w której w końcu mamy się dowiedzieć co tak naprawdę stało się te kilkadziesiąt lat temu i co tak wpłynęło na Logana, że od tamtego czasu nie wyciąga swych szponów. No i ciekaw jestem, czy doczekam się w końcu legendarnego 'Snikt!' w wykonaniu dziadka Logana.
Superman / Batman #22-24 ("With A Vengeance!" 3-5/6; DC 2005/06)
scenariusz: Jeph Loeb
rysunki: Ed McGuinness
Historia "With a Vengeance!" to pożegnanie Loeba i McGuinnessa z przygodami dwóch najpopularniejszych bohaterów DC. Jestem w posiadaniu jedynie połowy zeszytów, więc nie jest to ocena pełnej historii, chociaż po lekturze jej środka plus minus wiem czego się spodziewać. Jeph Loeb lubi do swoich opowieści wrzucać tyle postaci ile tylko może ona pomieścić. Tutaj nie jest inaczej, chociaż ich mnogość przyprawia o zawrót głowy, tak samo jak ilość narratorów historii - oprócz Batmana i Supermana jest tu również miejsce dla ich szalonych odpowiedników: Bizarro i Batzarro. Jedno słowo jest w stanie opisać co się dzieje w tych trzech zeszytach - chaos. Ciężko mi było się w tym wszystkim połapać, nie znałem początku "WAV!", na świecie DC ledwo co się znam, ale pomimo tego bawiłem się wybornie. Trzeba powiedzieć jedno - to jest tak głupie, że aż chce się czytać. Każdy tłucze się z każdym, w grę wchodzą jakieś inne światy i rzeczywistości, wszystko się miesza - Batzarro walczy z Supermanem znanym z Elseworlda "Superman: Red Son", Bizarro staje naprzeciw Batmana Przyszłości, a zwyczajny Superman musi jakoś powstrzymać zwykłego Batmana, którego ciałem zawładnął Kryptonite Man. To nie koniec - Joker i Mr. Mxyzptlk walczą na szachownicy Heromyxami / Heroclixami, do akcji wkracza Superwoman, Batwoman, Superlad, Darkseid oraz oddział Supergirls. Jak więc widać - jest wesoło. Gdyby tego było mało, pojawia się również nowa super grupa z którą musi się uporać tytułowy duet bohaterów - The Maximums, będąca parodią Marvelowych Avengersów (odnośnie House of Ideas to Loeb parodiuje również klasyczną scenę z historii Petera Parkera, kiedy do Green Goblin zrzuca z mostu jego ukochaną Gwen Stacy). Dzieje się dużo. Za Dużo, żeby się w tym połapać. Kiedyś obiło mi się o uszy, że historie przedstawione w "Superman / Batman" nie do końca wpisują się w główne kontinuum DC, co w pewien sposób tłumaczyłoby luźne podejście do tematu przez Pana Loeba. Z drugiej jednak strony, patrząc na to wyrabia on obecnie w "Hulku" widać, że jest to po prostu jego styl i niespecjalnie liczy się z tym co aktualnie dzieje się w danych uniwersach. Chciałoby się, żeby Quesada odsunął go od głównego świata i wydarzeń gdzieś na pobocze, tak jak to zrobiono z Chrisem Claremontem. Jednak ciężko się tego spodziewać, skoro Loeb to obecnie jeden z głównych architektów świata Ultimate. W każdym razie "With A Vengeance!" to strasznie chaotyczna, głupiutka historia, która jednak ma swój nie skażony myślą urok. A skoro znam dopiero jej połowę, to pewnikiem kupię to w wydaniu zbiorczym jako lek na kiepski humor.
Pieces for Mom - a tale of the undead (one-shot; Image 2007)
scenariusz: Steve Niles
rysunki: Andrew Ritchie
Ta krótka historia rozgrywająca się na dwudziestu kilku stronach opowiada o dwóch braciach żyjących w świecie opanowanym przez zombie. Chłopaki wyglądają na przyzwyczajonych do świata w jakim przyszło im dorastać, jedyną niedogodnością jest brak rodziców. To znaczy brak ojca, bo ukochana mamusia, zamieniona w zombie mieszka nadal ze swoimi pociechami, którzy jednak jej nie zabiją - bo jak można zabić własną matkę? Problemem może być głód rodzicielki, ale czego nie zrobi się dla mamy. Niles, znany u nas z "Abry Makabry" czy "Mrocznych Dni", całkiem sprawnie napisał tę krótką historyjkę, która może nie zaskakuje, ale pokazuje, że nawet w tak ciężkich czasach istnieje jako taka sprawiedliwość. Zdecydowanie ponad scenariusz wybijają się rysunki Andrew Ritchie'go - brudne, wręcz śmierdzące zgnilizną rozkładających się ciał. Jeśli macie / będziecie mieli okazję, to zwróćcie uwagę na ten one-shot - w zalewie mnóstwa pozycji z zombie jako motywem przewodnim "Pieces for Mom" wybija się ponad przeciętność. Móóóóózgggg...
2 komentarze:
Śmiałkowski stajla.
hm... Nie do konca. Pan Smiałkowski pisze krotsze recenzje, acz liczniejsze;P:P.
Hm... A twarz Namora idealna jest w wersji tej menelskiej:P.Tak wlasnie winien wygladac, wladca morz.
A Leob jest przykry z tymi swoimi nowszymi dzielkami.... Gdzie podzial sie czlowiek od Dark Victory.
Prześlij komentarz