Seria „Mroczne Miasta” była pierwszym tytułem zapowiedzianym przez Manzoku, wchodzące na rynek nowe wydawnictwo, które na swoim koncie miało jedynie reedycję „Podróży smokiem Diplodokiem” Tadeusza Baranowskiego. O wydaniu „Les Cites Obscures” zdecydowali podobno sami czytelnicy w ankiecie ogłoszonej przez wydawcę, w co kompletnie nie chce mi się wierzyć. Po pierwsze, nie sądzę aby Manzoku wtedy (i dziś także) było tak silnym edytorem, aby wydać dowolny komiks, wskazany w internetowym głosowaniu, a po drugie wątpię w wyniki samej ankiety – nie wierzę, że polski czytelnik wskazał ten komiks właśnie. Dalsze, burzliwe wydawnicze losy komiksu to już historia - zamieszanie z przedpłatami, znikająca strona internetowa, niejasne problemy z licencją i powracające widmo upadku „oficyny komiksu światowego”. Niemniej, wreszcie się udało i „Mury Samaris” można dostać w każdej księgarni. Przypomnę tylko, że jego premiera została zapowiedziana w połowie czerwca 2006 roku a pierwszy tom serii miał się ukazać bardzo szybko, bo już wrześniu tego samego roku.
Przyznam, że sporo spodziewałem się po „Murach Samaris”, gdyż o tym komiksie w ciepłym tonie wypowiadały się różne osoby, których opinię zawsze biorę pod uwagę. Po pierwszym tomie jestem minimalnie rozczarowany i bardzo zaskoczony. Rozczarowany, bo to nie komiks znakomity, tylko bardzo dobry i zaskoczony, bo spodziewałem się czegoś zupełnie innego. A co dostałem?
Samaris to pierwsze z tytułowych „Mrocznych Miast”, które czytelnik odwiedzi wraz z „głównym bohaterem” opowieści, Franzem. Franz zostaje wysłany ze swojego rodzinnego Xhystos, aby zgłębić tajemnicę miasta, zza murów którego nie wrócił jeszcze żaden człowiek. Specjalnie napisałem „głównym bohaterem”, bo czytelnik bardzo szybko się przekona, że to nie Franz odgrywa pierwsze skrzypce w tej historii, tylko właśnie tytułowa metropolia. Bowiem na pierwszy plan w „Murach Samaris” zostaje wysunięte to, co zwykle w innych komiksach pozostaje na drugim planie. Miasto, które zwykle jest tłem dla opowiadanej historii, tutaj zostaje umieszczone w centrum komiksu. Jest celem, do którego dąży Franz, jest tajemnicą, z którą musi zmierzyć się odbiorca i jest punktem, wokół którego obraca się intryga.
Premierowy tom „Mrocznym Miast” to komiks, który zachwyca przede wszystkim pod względem estetycznym. Scenariusz Peetersa hipnotyzuje swoim nastrojem, zaciekawia tajemnicą. Autor potrafi stworzyć duszną, kafkowską atmosferę, zamkniętą w fabularnym motywie podobnym do podróży z „Jądra ciemności” Josepha Conrada. Rysunki Schuitena budzą podziw swoim rozmachem, dokładnością i pomysłowości. Artysta, który jest nota bene architektem z wykształcenia, buduje miasta, którego podstawowym kryterium nie jest użyteczność i funkcjonalność, tylko piękno. Architektura w Xhystos utrzymana jest w stylu art nouveau, natomiast w Samaris – w gustownym baroku. Wybaczcie, że posłużę się takim banalnym porównaniem, ale „Mury Samaris” oddziałują głównie na czytelnicze zmysły, a nie na rozum, zachwycają estetycznie. To komiks, który chce się smakować, a nie czytać.
Tak naprawdę „Mury Samaris” to tylko znakomita uwertura dla sagi „Mrocznych Miast”, która liczy sobie jedenaście tomów. Widać, że komiks Schuitena i Peeters zdradza wielki potencjał i jestem bardzo ciekaw jak dalej się to wszystko potoczy. Pierwszy epizod zapracował na kredyt zaufania dla całej serii. Liczę, że Manzoku wyczerpało już limit błędów i pomne własnych pomyłek zajmie się wydawaniem komiksów na poważnie.
Przyznam, że sporo spodziewałem się po „Murach Samaris”, gdyż o tym komiksie w ciepłym tonie wypowiadały się różne osoby, których opinię zawsze biorę pod uwagę. Po pierwszym tomie jestem minimalnie rozczarowany i bardzo zaskoczony. Rozczarowany, bo to nie komiks znakomity, tylko bardzo dobry i zaskoczony, bo spodziewałem się czegoś zupełnie innego. A co dostałem?
Samaris to pierwsze z tytułowych „Mrocznych Miast”, które czytelnik odwiedzi wraz z „głównym bohaterem” opowieści, Franzem. Franz zostaje wysłany ze swojego rodzinnego Xhystos, aby zgłębić tajemnicę miasta, zza murów którego nie wrócił jeszcze żaden człowiek. Specjalnie napisałem „głównym bohaterem”, bo czytelnik bardzo szybko się przekona, że to nie Franz odgrywa pierwsze skrzypce w tej historii, tylko właśnie tytułowa metropolia. Bowiem na pierwszy plan w „Murach Samaris” zostaje wysunięte to, co zwykle w innych komiksach pozostaje na drugim planie. Miasto, które zwykle jest tłem dla opowiadanej historii, tutaj zostaje umieszczone w centrum komiksu. Jest celem, do którego dąży Franz, jest tajemnicą, z którą musi zmierzyć się odbiorca i jest punktem, wokół którego obraca się intryga.
Premierowy tom „Mrocznym Miast” to komiks, który zachwyca przede wszystkim pod względem estetycznym. Scenariusz Peetersa hipnotyzuje swoim nastrojem, zaciekawia tajemnicą. Autor potrafi stworzyć duszną, kafkowską atmosferę, zamkniętą w fabularnym motywie podobnym do podróży z „Jądra ciemności” Josepha Conrada. Rysunki Schuitena budzą podziw swoim rozmachem, dokładnością i pomysłowości. Artysta, który jest nota bene architektem z wykształcenia, buduje miasta, którego podstawowym kryterium nie jest użyteczność i funkcjonalność, tylko piękno. Architektura w Xhystos utrzymana jest w stylu art nouveau, natomiast w Samaris – w gustownym baroku. Wybaczcie, że posłużę się takim banalnym porównaniem, ale „Mury Samaris” oddziałują głównie na czytelnicze zmysły, a nie na rozum, zachwycają estetycznie. To komiks, który chce się smakować, a nie czytać.
Tak naprawdę „Mury Samaris” to tylko znakomita uwertura dla sagi „Mrocznych Miast”, która liczy sobie jedenaście tomów. Widać, że komiks Schuitena i Peeters zdradza wielki potencjał i jestem bardzo ciekaw jak dalej się to wszystko potoczy. Pierwszy epizod zapracował na kredyt zaufania dla całej serii. Liczę, że Manzoku wyczerpało już limit błędów i pomne własnych pomyłek zajmie się wydawaniem komiksów na poważnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz