sobota, 8 listopada 2014

#1778 - Królestwo dziewczynki

Zwracałem już w tym roku uwagę na fakt, że festiwal twórczości Iwony Chmielewskiej trwa w najlepsze. Wielbiciele twórczości artystki nie mogą narzekać, ponieważ ukazują się kolejne jej książki. Niedawno Wydawnictwo Warstwy – nowa, wrocławska oficyna – poinformowało, że makieta książki "Oczy" została przekazana do drukarni (tu: klik! klik!). Tymczasem chciałbym się skupić na, wydanej w maju przez Wydawnictwo Entliczek, książce "Królestwo dziewczynki".




Literacki styl Chmielewskiej oparty jest na metaforycznym obrazowaniu. I nie inaczej jest w tym wypadku. Książka dotyka ważkiego tematu w życiu każdej kobiety: pierwszej i kolejnych menstruacji. Symbolicznego czasu przemiany dziewczynki w kobietę. Zdaję sobie sprawę z tego, że jako męski czytelnik jestem oddzielony od przeżyć tego okresu. Autorce jednak udało się zbudować narrację w taki sposób, że udało mi się wczuć i (współ)odczuć niewygodę, rozdrażnienie, niepewność, wymięcie, zagubienie tytułowej dziewczynki.

Pewne metafory i symbole (literackie i graficzne) przywoływane przez autorkę były przeze mnie rozpoznawalne, a inne niestety nie. Długo zastanawiałem się, dlaczego na stronie 17 pokazane zostały ryby, dlaczego pisze się o oswojeniu smoka i wspinaniu na szklaną górę. Być może kobietom łatwej jest zdekodować niektóre z elementów graficznej scenografii czy poetyckie, skądinąd, metafory.

Zaraz po premierze omawianego picturebooka przez internety przetoczyła się żywa dyskusja dotycząca ilustracji na okładce. Wypowiadały się w niej głównie kobiety. W wielkim skrócie i uproszczeniu zarzut, jaki był stawiany, dotyczył propagowania "wizji kobiecości" widocznej na ilustracji: rozwarte kobieca uda, a intymne części ledwo zasłonięte majtkami z plamką krwi. Długo i wielokrotnie przyglądałem się okładce. Ani razu nie udało mi się zobaczyć rozwartych, kobiecych ud. Wiedzę koronkowe majtki z plamką krwi menstruacyjnej, które za chwile będą prane w misce z wodą – co sugeruje błękitny odcień dolnej połowy okładki. Potwierdzenie swego odczytania, interpretacji znajduję na 16 stronie, gdzie w lewym górnym rogu, na czerwonym sznurku, wiszą koronkowe majtki i ociekają wodą.

Cenię sobie kolaże Iwony Chmielewskiej za to, że są przygotowywane z przedmiotów znalezionych (odkrytych!) na targach staroci. Artystka daje zużytym rzeczom drugie życie. Lubię także fakt, że umieszcza w przestrzeni planszy miniaturki jakiś klasycznych obrazów. Bawię się w ich rozpoznawanie. W "Królestwie…" znaleźć można fragment "Wiosny" Sandro Botticelliego, który przestawia trzy gracje oraz portret Barbary Radziwiłłówny w stroju koronacyjnym. Jednego obrazu rozpoznać nie potrafię.

Książkę wydano niezwykle starannie, dopięto każdy guzik: jest szyta, a nie klejona, twarda okładka, grzbiet oprawiono w srebrny materiał, wkleja imituje tapetę, użyto szlachetnego papieru Sora Matt (o jednokrotnym, dwustronnym powleczeniu i eleganckim, matowym wykończeniu powierzchni), a brzegi stron są złocone.


Jestem wielbicielem twórczości Iwony Chmielewskiej. Bardzo się cieszę z każdej kolejnej publikacji, nawet jeśli (jak w tym wypadku) nie jest ona bezpośrednio skierowana do mężczyzn, to i tak polecam. Ponieważ jest szansa, że dzięki niej lepiej zrozumieją swoje siostry, córki, żony i matki.

Brak komentarzy: