poniedziałek, 26 września 2016

#2235 - Jessica Jones: Alias

Oto Jessica Jones. Kiedyś należała do Avengers. Ubierała się w obcisły, kolorowy trykot, którego każdy dorosły człowiek zbyłby śmiechem i pod pseudonimem Jewel walczyła z superprzestępcami, ratowała świat, generalnie - robiła karierę w superbohaterskim biznesie. Z różnych powodów (o których będą traktowały kolejne tomy serii "Alias") postanowił to rzucić. Teraz na chleb zarabia jako prywatny detektyw, przy okazji próbując poukładać sobie swoje życie. 


Seria "Alias" zapoczątkowała nową erę w Marvelu. Cykl autorstwa Briana M. Bendisa i Micheala Gaydosa był pierwszą publikacją w imprincie MAX, w którym ukazywały się produkcje przeznaczone dla dojrzałego czytelnika. Nie była to oczywiście pierwsza próba dotarci do dorosłych - między 1982 rokiem, a połową lat dziewięćdziesiątych w funkcjonował (z sukcesami!) imprint Epic Comics, cechujący się podobnymi założenia. Jednak to w właśnie w w ramach MAX Dom Pomysłów całkowicie i jawnie odrzucił ograniczenia wynikające z Comics Code Authority i wprowadził własny system ratingowy. Można więc powiedzieć, że serial z Jessicą Jones był pierwszym "nieocenzuorwanym" komiksem Marvela, ale nie do końca byłaby to prawda. Faktem jest, że łagodzone i zmieniane od kilku dekad CCA od wielu lat było jedynie martwym przepisem, a twórcy i redaktorzy obchodzili jej od... 1971 roku.

Wtedy właśnie ukazał się 96. numer serii "The Amazing Spider-Man", w której poruszoną problematykę uzależnienia od narkotyków, do tej pory całkowicie zakazaną. I jakoś poszło. Koniec końców pod szyldem MAX miały ukazywać się komiksy prezentujące bardziej "niegrzeczne" oblicze Marvela. Mrok, seks, przekleństwa, przemoc. Znalazło się miejsce dla komiksu grozy i pozycji wojennych, a artystom zapewniono dużą swoboda artystyczna, ale bez przesady - to w końcu Marvel. Paradoksalnie w ramach linii niecenzuralnego MAXa jego twórcy byli ograniczeniu licznymi restrykcjami zarządzonym przez wierchuszkę wydawnictwa. I tak na przykład Bendis w "Alias" nie mógł na przykład zatrudnić co bardziej znanych herosów (na przykład Spider-Mana, którego rola ogranicza się jedynie do cameo).


Warto dodać, że jednym z głównych powodów powstania MAXa był właśnie "Alias". Pierwotnie Bendis chciał, żeby główną bohaterką serii została Jessica Drew, oryginalna Spider-Woman, głównie z powodu jej... włosów (a przynajmniej tak zażartował w jednym wywiadów). Kiedy w ręce ówczesnego prezydenta Marvela wpadł scenariusz pierwszego, który zaczyna się od słowa kurwa Bill Jemas miał spytać dlaczego nie możemy tego opublikować? I wydał zgodę na publikację. Seria na rynku zadebiutowała w listopadzie 2001. Do stycznia 2004 roku ukazało się w sumie 28 zeszytów, a wątki historii Jessiki Jones były później kontynuowane na łamach "Pulse", maxi-serii wydawanej już w ramach regularnego Marvela (i nie tak dobrego jak oryginalna seria, dodajmy).

Na przełomie wieków Bendis nie był jednym z głównych architektów wydarzeń na Ziemi-616, produkującym kilka serii na raz, jak jest to teraz. Był przebijającym się do mainstreamu dojrzałym twórcą z dorobkiem i mnóstwem świetnym pomysłów jak rozruszać gatunek super-hero. Pojawienie się noirowej stylistyki, wątków kryminalnych i miejskiego brudu w świecie zamieszkałym przez Kapitana Amerykę, Thora i Iron-Mana było jednym z nich. Ale w "Alias" nie tylko o ten kontrast między dwoma tylko z pozoru nie przystającymi do siebie estetykami chodzi. Przede wszystkim "Alias" jest bardzo dojrzałym komiksem skupiającym się nawet nie na sprawach, którymi zajmuje się Jessika, ale pokazującym zmagania tytułowej (super)bohaterki ze swoją przeszłości. Jestem skłonny postawić tezę, że Bendis idzie scieżką wytyczoną przez Alana Moore`a w "Strażnikach", choć być może w pierwszym tomie jeszcze tego nie widać. 


Znając kolejne tomy, które dopiero ukażą się nakładem Mucha Comics chciałbym podkreślić, że pierwsze dziewięć zeszytów to typowa rozgrzewka. Próba zdobycia czytelnika, pokazanie się szerszej publiczności, przedstawienie bohaterki i założeń serii. Historia w pierwszym tomie skupia się na sprawach, którymi zajmuje się Alias Investigetions i są to raczej poprawnie skonstruowane fabuły kryminalne. Ta pierwsza skupiona jest na politycznej intrydze, w którą zamieszany jest pewien członek Avengers i pokazuje, że superbohaterowie nie funkcjonują w próżni, tylko należą się skomplikowanej sieci politycznych naczyń połączonych, a bohaterem tej drugiej jest Rick Jones, a przynajmniej... w pewien sposób. Tak naprawdę najmocniejszym punktem albumu jest jego epilog, w którym Bendis pokazuje dlaczego należy mu się miejsce w panteonie najlepszych współczesnych twórców komiksowych. Dawałbym Eisnera.

Jeśli idzie o oprawę graficzną to między scenarzystą, a rysownikiem wyraźnie czuć chemię. Micheal Gaydos doskonale czuje rytm opowieści napisanej przez Bendisa, która tak często opiera się na dialogu. Według mnie nikt tak dobrze nie ilustruje twórczości twórcy pochodzącego z Cleveland jak właśnie Gaydos ze swoją antyestetyczną, surową i brudną kreską, dość nieszablonowym kadrowaniem i prawdziwie filmową wyobraźnia. A że jego rysunki "brzydko" wyglądają...


Przypuszczam, że wiele osób po seansie netlixowej "Jessiki Jones" może się lekturą "Alias" nieco rozczarować i trochę trudno się im dziwić. Zaufajcie mi jednak - Bendis zdąży się jeszcze rozkręcić, a z czasem (i kolejnymi tomami) będzie już tylko lepiej.

Brak komentarzy: