Trzynastka nie jest szczęśliwą liczbą dla wielbicieli serialu "Baśnie". Album noszący ten numer jest najsłabszą produkcją serii, która od zarania pisana jest przez Billa Willinghama. "Wielki baśniowy crossover" jest wielki tylko w tytule, a szkoda.
Czytelnicy za oceanem przez 13 lat doczekali się publikacji 150 zeszytów. "Fables: Farewell" to finał serii będący zeszyt tak grubym, że właściwie jest traktowany sam w sobie jako 22 tom. Na chwilę obecną serial został zamknięty, chociaż włodarze Vertigo wciąż namawiają scenarzystę, aby kontynuował pisanie. Sam Willingham oficjalnie żegna się ze swoim wieloletnim projektem. Na szczęście przed polskimi czytelnikami jeszcze spora dawka przygód Baśniowców. Za wcześnie by spekulować, czy potem Egmont zdecyduje się wydać któryś ze spin-offów "Baśni". W każdym razie po lekturze tego crossovera z obiegu mych zainteresowań wypada dziewięć albumów "Jack of Fables". Dlatego mam nadzieję, że polski wydawca nie będzie tą serią zainteresowany.
W krótkim zarysie fabuła omawianego tomu wygląda następująco. Niejaki Kevin Thorn – pisarz posiadający magiczne pióro, dzięki któremu jest w stanie kreować nowe światy – ma ambicję napisać wszystkie baśnie od nowa. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że nowy świat ma się obyć bez udziału Baśniowców. Początek historii dobrze wróży. Jesteśmy na Farmie, gdzie Wielki Zły Wilk oraz Bestia skaczą sobie do gardeł. Takiego pojedynku nie mieliśmy okazji jeszcze oglądać. W powietrzu unosi się jakaś zła aura, której nie są w stanie zidentyfikować wiedźmy skupione wokół Frau Totenkinder.
Niestety z chwilą pojawienia się Jacka Hornera (Jaśka od magicznej fasoli) i Literałów opowieść traci dynamikę. Scenariusz mętnieje. Ze strony na stronę robi się coraz nudniej. Willingham wprowadza do opowieści całą rzeszę nowych postaci – Literałów, którzy są personifikacją uosabiającą gatunki literackie, stereotypy związane z literaturą i samym pisaniem. Jednakże Literałowie nie mają nic do zaoferowania, ich przydługawe rozmowy i rozważania o odpowiedzialności pisarza (i redaktora) są nudne. A bezpośrednia konfrontacja z doświadczonymi w boju Baśniowcami z góry skazana jest na porażkę. Co prawda komicznie wypada transpozycja (przepisanie) wilka Bigby’ego w rozkapryszoną i wredną dziewczynkę. Ale efekt jest zabawny przez kilka początkowych scen, a scenarzysta ciągnie go w nieskończoność, jakby licząc, że czytelnicy wybaczą mu taki miałki odcinek.
Graficznie "Wielki baśniowy crossover" trzyma poziom. Album zilustrowało sześciu różnych rysowników, ale ich styl jakoś zasadniczo się od siebie nie różni. Dlatego podczas czytania specjalnie nie widać przeskoków między nimi. Wśród rysowników jest także Mark Buckingham, który współtworzy serial prawie od samego początku istnienia. Russ Braun odpowiada za rozdziały zaczerpnięte z serii "Jack of Fables".
Jestem wiernym czytelnikiem "Baśni", ale strasznie się namęczyłem podczas lektury bieżącego tomu. Nie polecam. Bez większej szkody można darować sobie zakup. Tym bardziej, że komiks nie posuwa do przodu głównej linii fabularnej – związanej z Baśniogrodem. Całe szczęście szybko będę mógł zapomnieć o "baśniowym crossoverze", gdyż z początkiem września do księgarń trafi kolejny, czternasty tom pt. "Wiedźmy".
Niestety z chwilą pojawienia się Jacka Hornera (Jaśka od magicznej fasoli) i Literałów opowieść traci dynamikę. Scenariusz mętnieje. Ze strony na stronę robi się coraz nudniej. Willingham wprowadza do opowieści całą rzeszę nowych postaci – Literałów, którzy są personifikacją uosabiającą gatunki literackie, stereotypy związane z literaturą i samym pisaniem. Jednakże Literałowie nie mają nic do zaoferowania, ich przydługawe rozmowy i rozważania o odpowiedzialności pisarza (i redaktora) są nudne. A bezpośrednia konfrontacja z doświadczonymi w boju Baśniowcami z góry skazana jest na porażkę. Co prawda komicznie wypada transpozycja (przepisanie) wilka Bigby’ego w rozkapryszoną i wredną dziewczynkę. Ale efekt jest zabawny przez kilka początkowych scen, a scenarzysta ciągnie go w nieskończoność, jakby licząc, że czytelnicy wybaczą mu taki miałki odcinek.
Graficznie "Wielki baśniowy crossover" trzyma poziom. Album zilustrowało sześciu różnych rysowników, ale ich styl jakoś zasadniczo się od siebie nie różni. Dlatego podczas czytania specjalnie nie widać przeskoków między nimi. Wśród rysowników jest także Mark Buckingham, który współtworzy serial prawie od samego początku istnienia. Russ Braun odpowiada za rozdziały zaczerpnięte z serii "Jack of Fables".
Jestem wiernym czytelnikiem "Baśni", ale strasznie się namęczyłem podczas lektury bieżącego tomu. Nie polecam. Bez większej szkody można darować sobie zakup. Tym bardziej, że komiks nie posuwa do przodu głównej linii fabularnej – związanej z Baśniogrodem. Całe szczęście szybko będę mógł zapomnieć o "baśniowym crossoverze", gdyż z początkiem września do księgarń trafi kolejny, czternasty tom pt. "Wiedźmy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz