W kilka miesięcy po rewelacyjnym "Battling Boy`u" mam okazję przeczytać kolejny komiks autorstwa Paula Pope’a. "Wielki Escapo", bo o nim mowa, jest jednym z pierwszych albumów amerykańskiego twórcy. Pierwotna edycja, która ukazał się w 1999 roku, była czarno-biała i zawierała jedną opowieść. Ta przedstawia dwa różne, oddalone w czasie, epizody z życia największego na świecie artysty ucieczek.
Wielki Escapo nie jest kolesiem specjalnie pięknym. Na prawym policzku ma szpetne blizny, które ciągną się od kącika ust aż po kość policzkową i oczodół. Na scenie występuje w stroju szkieletora. Łatwego życia to nie ma. Jako członek wędrownej grupy cyrkowej wychodzi co wieczór na scenę, by dla uciechy publiczności, zadzierać ze śmiercią. Fabuła jest prosta, właściwie można ją streścić w kilku zdaniach. Skupia się na dwóch aspektach: niespełnionej miłości i nieuchronności śmierci. Nie ona jednak w moim przekonaniu stanowi clou i cel opowieści o mistrzu ucieczek. Historia jest drugorzędna i ma wymiar czysto metaforyczny.
Pierwsza opowiada nieodwzajemnionej miłości bohatera do pięknej Aerobelli, linoskoczki, która także występuje w cyrku. Wątek romantycznej tragedii jest jedynie pretekstem, byśmy zapoznali się z serią przebłysków z życia bohatera. Całość zbudowana jest elementów, które przywodzą na myśl wyobrażenie miłości wypracowane przez prowansalskich trubadurów. Zakochany pisze wiersze. Podsyła wybrance serca list. W nocy wystaje pod drzewem w pobliżu domu. Gloryfikuje i przypisuje jej cechy, których pewnie nie posiada. Prosi, aby za pomocą białej lub czarnej chusteczki dała mu znak – tuż przed jego występem – czy kocha, czy nie. Zasadniczą wartość ma końcówka tej historii, którą traktować należy jako ciekawą refleksję na tematy akceptacji lub odrzucenia losu w obliczu śmierci.
W drugiej Escapo jest cholernie zagubiony i zdezorientowany. Boi się, ponieważ nagle zrozumiał, że też jest śmiertelny, że może zginąć zna scenie. A widzowie będą się niemo temu przyglądać. Tylko od niego zależy czy wyjdzie zwycięsko z kolejnej próby. To opowieść o mocy sprawczej, która ukryta jest w nas. O tym, że sami kierujemy swoim losem.
Styl Pope’a jest łatwo rozpoznawalny, zawsze pełen substancji i życia. Dobrze wie, jak korzystać z plamy tuszu i dużych czarnych znaków kaligraficznych. Kolejne strony wywołują konkretny nastrój i działają na wyobraźnię czytelnika; kolor bardzo efektownie zmienia książkę. Poprzez zamaszyste ruchy pędzla, rozbudowaną i przytłaczająca typografię oraz huśtawkę kamery wokół bohatera wnikamy w jego stan emocjonalny, czujemy zdenerwowanie lub skupienie na zadaniu, które ma wykonać. Niektóre sceny są szeroko otwarte, dosłownie pokazano, jak i co widzi Escapo.
Jak nadmieniłem powyżej, oryginalna edycja była czaro-biała. Album, który trzymam w rękach to rozbudowana reedycja, do której Shay Plummer sprawnie nałożył kolory. Nie próbował zdominować rysunku kolorem. Kontur, cieniowanie i liternictwo zostały potraktowane z szacunkiem. Kolory wywołują pożądane emocje, pomagają zwrócić uwagę na niektóre szczegóły ukryte w panelu.
W odautorskim posłowiu Paul Pope pisze: Po mojej głowie kołacze się przynajmniej jedna kolejna historia o Escapo, po prostu jeszcze do końca jej nie dopracowałem. Mam nadzieję, że na wspomnianą opowieść o Mistrzu Ucieczek nie będziemy musieli czekać za długo.
Wielki Escapo nie jest kolesiem specjalnie pięknym. Na prawym policzku ma szpetne blizny, które ciągną się od kącika ust aż po kość policzkową i oczodół. Na scenie występuje w stroju szkieletora. Łatwego życia to nie ma. Jako członek wędrownej grupy cyrkowej wychodzi co wieczór na scenę, by dla uciechy publiczności, zadzierać ze śmiercią. Fabuła jest prosta, właściwie można ją streścić w kilku zdaniach. Skupia się na dwóch aspektach: niespełnionej miłości i nieuchronności śmierci. Nie ona jednak w moim przekonaniu stanowi clou i cel opowieści o mistrzu ucieczek. Historia jest drugorzędna i ma wymiar czysto metaforyczny.
Pierwsza opowiada nieodwzajemnionej miłości bohatera do pięknej Aerobelli, linoskoczki, która także występuje w cyrku. Wątek romantycznej tragedii jest jedynie pretekstem, byśmy zapoznali się z serią przebłysków z życia bohatera. Całość zbudowana jest elementów, które przywodzą na myśl wyobrażenie miłości wypracowane przez prowansalskich trubadurów. Zakochany pisze wiersze. Podsyła wybrance serca list. W nocy wystaje pod drzewem w pobliżu domu. Gloryfikuje i przypisuje jej cechy, których pewnie nie posiada. Prosi, aby za pomocą białej lub czarnej chusteczki dała mu znak – tuż przed jego występem – czy kocha, czy nie. Zasadniczą wartość ma końcówka tej historii, którą traktować należy jako ciekawą refleksję na tematy akceptacji lub odrzucenia losu w obliczu śmierci.
W drugiej Escapo jest cholernie zagubiony i zdezorientowany. Boi się, ponieważ nagle zrozumiał, że też jest śmiertelny, że może zginąć zna scenie. A widzowie będą się niemo temu przyglądać. Tylko od niego zależy czy wyjdzie zwycięsko z kolejnej próby. To opowieść o mocy sprawczej, która ukryta jest w nas. O tym, że sami kierujemy swoim losem.
Styl Pope’a jest łatwo rozpoznawalny, zawsze pełen substancji i życia. Dobrze wie, jak korzystać z plamy tuszu i dużych czarnych znaków kaligraficznych. Kolejne strony wywołują konkretny nastrój i działają na wyobraźnię czytelnika; kolor bardzo efektownie zmienia książkę. Poprzez zamaszyste ruchy pędzla, rozbudowaną i przytłaczająca typografię oraz huśtawkę kamery wokół bohatera wnikamy w jego stan emocjonalny, czujemy zdenerwowanie lub skupienie na zadaniu, które ma wykonać. Niektóre sceny są szeroko otwarte, dosłownie pokazano, jak i co widzi Escapo.
Jak nadmieniłem powyżej, oryginalna edycja była czaro-biała. Album, który trzymam w rękach to rozbudowana reedycja, do której Shay Plummer sprawnie nałożył kolory. Nie próbował zdominować rysunku kolorem. Kontur, cieniowanie i liternictwo zostały potraktowane z szacunkiem. Kolory wywołują pożądane emocje, pomagają zwrócić uwagę na niektóre szczegóły ukryte w panelu.
W odautorskim posłowiu Paul Pope pisze: Po mojej głowie kołacze się przynajmniej jedna kolejna historia o Escapo, po prostu jeszcze do końca jej nie dopracowałem. Mam nadzieję, że na wspomnianą opowieść o Mistrzu Ucieczek nie będziemy musieli czekać za długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz