wtorek, 7 lipca 2015

#1908 - Deadly Class #2: Kids of the Black Hole

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Po zachwycie jaki wywołała we mnie premierowa odsłona cyklu "Deadly Class", która z miejsca zdobyła moje serce, "Kids of the Black Hole" okazuje się lekturą znacznie ciekawszą i pod wieloma względami jeszcze lepszą, niż jej poprzednik. "Reagan Youth" służyło przede wszystkim wprowadzeniu czytelnika w zwariowany świat wykreowany przez Ricka Remendera oraz Wesley’a Craiga. Drugi tom z kolei nie tylko kontynuuje wątki wcześniej rozpoczęte, ale także dodaje nowe i rozwija poszczególne postacie poprzez ujawnienie pewnych szczegółów z ich przeszłości. 



 

Na pierwszym planie znajduje się oczywiście Marcus, nastolatek z Nikaragui, który dostał szansę na studiowanie w elitarnej King’s Dominion High School for the Deadly Arts, niemniej sporo miejsca poświęcono Marii oraz Sayi. Skoro wymieniłem imiona dwóch dziewcząt, możecie śmiało spodziewać się tego, że wątki obyczajowe także zajmą sporo miejsca w drugim tomie "Deadly Class". Ale zajmijmy się wszystkim po kolei.

Fascynująca jest przemiana głównego bohatera na przestrzeni zaledwie dwóch tomów. Co prawda między nimi akcja posunęła się do przodu o cały rok, lecz nie jesteśmy świadkami upływu całości tego okresu. Tom wita nas kilkustronicowym streszczeniem, które w zupełności wystarcza do tego, by odnaleźć się w lekturze komiksu. Co ważne, jest to fragment przystępny nawet dla kogoś, kto nie miał okazji z jakiegoś powodu sięgnąć po pierwszy tom "Deadly Class" i za to należy się scenarzyście solidny plus. Dalej jest już tylko lepiej. Jak już wcześniej wspomniałem, Marcus mocno się zmienił i w mojej ocenie jest to zaleta. Chłopak stał się pewniejszy siebie, w pewnym sensie znacznie szczęśliwszy. Co to sprawiło? No cóż, pomimo tego iż mamy do czynienia ze szkolą dla profesjonalnych zabójców, wciąż jest to historia o dorastaniu, sile miłości oraz przyjaźni. Z tego zadania "Deadly Class" wywiązuje się zaskakująco dobrze, a dzięki nietypowej dla tego typu historii fabule, czytelnik cały czas ma poczucie świeżości. Nie jest to łatwe, ponieważ zarówno historii o bardzo nietypowych szkołach mieliśmy już mnóstwo (żeby daleko nie szukać – "Five Weapons") oraz opowiadających o młodzieńczych rozterkach dorastania, lecz tak sprawny miks jak dzisiaj recenzowany komiks to swoisty ewenement. No, a przecież akcji nam tu nie brakuje i ona także jest zręcznie wpleciona w fabułę.


Trudno nie odnieść wrażenia, że Rick Remender najchętniej nie wrzucał do historii dwóch wypełnionych akcją zeszytów, wieńczących drugi tom "Deadly Class". Nie śmiem napisać Wam, że są one słabe. Tempo jest świetne, ale jakoś brakuje tu tym razem elementu zaskoczenia. Właściwie wszystko idzie po nietrudnym do przewidzenia torze, od początku do końca nie zaskakując niczym szczególnym. Ale to właśnie w takich chwilach jak te objawia się bardzo sprawna ręka scenarzysty, ponieważ jak już wspomniałem, sekwencja ta i tak trzyma nas w napięciu do samego końca.

Podobały mi się także retrospekcje oraz informacje, które mieliśmy okazje poznać na łamach tego tomu. Świetnie ukazują one przeszłość bohaterów i zarazem bardzo dobrze pasują do ich charakterów. Naprawdę nie potrafię znaleźć żadnego minusa w warstwie fabularnej. Może więc uda się doczepić się do rysunków Wesley’a Craiga?

Nie ma szans. Artysta nie tylko dorównał scenarzyście, ale momentami sprawiał wrażenie, że nawet gdyby dostał od Remendera polecenie narysuj cokolwiek, to efekt końcowy i tak byłby zachwycający. W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się nawet, czy oceniłbym tak wysoko scenariusz, gdyby przełożenie go na rysunki przypadłyby w udziale komuś innemu. Craig nie tylko świetnie poradził sobie z poszczególnymi planszami, ponownie bawiąc się z kadrowaniem i dynamiką, ale przecież równie wielkie gratulacje należą się nakładającemu kolory Lee Loughridge’owi. Wspominałem już chyba o tym przy okazji recenzji pierwszego tomu, ale podporządkowanie konkretnych barw pod nastrój jaki w danej sekwencji towarzyszy konkretnym bohaterom to zabieg po prostu kapitalny. Staremu fanowi super-hero takiemu jak ja kojarzy się to nieco ze spektrum świateł znanym z "Green Lanterna", co stanowi w sumie miły dodatek. Na wyróżnienie zasługuje również bardzo dobra okładka tomu zbiorczego, która pomimo dość oszczędnej formy i tak zawiera w sobie sporych rozmiarów ładunek emocjonalny.

A no właśnie, skoro już o dodatkach mowa. Drugi tom "Deadly Class" nie zawiera ich zbyt dużo i właściwie ograniczają się one do galerii okładek poszczególnych zeszytów. Małym minusem tomu jest fakt, że składa się na niego tylko pięć zeszytów, a więc jest zauważalnie chudszy, niż odsłona premierowa, a mimo to cena poszybowała do pułapu 14,99$. Nie zważajcie na to, ponieważ w tej cenie i tak trudno będzie Wam znaleźć lepiej wydany i równie ciekawy komiks. Jak zauważyliście, cała ta recenzja to właściwie jedna, pokaźna fala zachwytów. Nie zamierzać ukrywać, że seria Remendera i Craiga zdobyło moje serducho i będę konsekwentnie polecał je każdemu komiksomaniakowi. Ocena może być tylko jedna i wyniesie 6/6.

Brak komentarzy: