W kolejnej odsłonie cyklu teksów podsumowujących miniony rok o sytuacji w komiksowym światku wypowiadają się twórcy. I wychodzi, że pomimo pesymistycznych prognoz 2012 był całkiem dobry.
Jan Sławiński:
To był dobry rok. Nawet nie chodzi o ilość wydanych komiksów, których liczba prawie o setkę przekroczyła liczbę tych wydanych w roku 2011 i była największa od 2007 roku. Ukazało się sporo ciekawych, intrygujących czy zwyczajnie bardzo dobrych komiksów, choć nie zabrakło również tych słabszych. Nie chciałbym się jednak na tym skupiać, bo rok 2012 w komiksowie to dla mnie głównie spotkania z komiksiarzami. Zresztą niedługo lista zbierająca najlepszą dziesiątkę kolorowych zeszytów wydanych w 2012 ukaże się na moim blogu, więc nie chcę tu spoilerować.
Pierwszy raz w życiu udało mi się być na więcej, niż jednym komiksowym festiwalu w ciągu roku. Po raz pierwszy odwiedziłem Komiksową Warszawę i po raz drugi zwiedziłem Łódź. O ile pierwszy z festiwali nieco mnie rozczarował, tak MFKiG po raz kolejny zachwyciło rozmachem, organizacją, ciekawymi spotkaniami i zaproszonymi gośćmi. Jednak powiedzmy sobie szczerze – nie dla giełdy, ani zaproszonych gości jeżdżę na komiksowe festiwale. Moim głównym celem w tego typu wyprawach jest spotkanie z komiksiarzami. W tym roku udało mi się spotkać wreszcie Norberta Rybarczyka – człowieka, z którym od jakiś dwóch lat niemal codziennie wymieniam maile, uwagi i pomysły. Który zawsze służy mi radą i dzieli się doświadczeniem. A przede wszystkim, Norbert to gość, który jak mało kto potrafi zmobilizować mnie do pisania. Bez niego nie powstałby scenariusz do "Immortal Suicide", a shorty z Kiwi Kidem pewnie wciąż błąkałyby mi się jedynie po głowie. Stary, jeśli to czytasz, to wielkie dzięki za tego pozytywnego kopa, którego dostaje po każdej wymianie pomysłów czy obgadaniu tematu. Piona.
Jak już jesteśmy przy projektach komiksowych – w tym aspekcie rok 2012 był dla mnie raczej rokiem rozczarowań – podobnie jak i kilka poprzednich lat. Mimo wielu zapisanych stronic, kilku pozytywnych opinii i kilku przybitych piątek i słów: "Spoko, narysuję to od kopa" powstało niewiele komiksów, pod którymi mógłbym się podpisać. A jak coś już powstawało to albo – cytuję – "jest chujowe" albo moje nazwisko gdzieś zaginęło w akcji (jak podczas konkursu na krótką formę). Cóż, bywa, powoli się przyzwyczajam, że chęć opublikowania czegoś dłuższego, niż cztery strony pozostaną na zawsze niedoścignionymi marzeniami.
Rok 2012 to również pisanie dla Alei Komiksu, Valkirii Network i Poltera. To również odświeżenie i dość regularna aktualizacja bloga, z którego współprowadzenia zrezygnowali Rafał Kołsut i Damian Bogunowicz, przez co miałem okazję nadać stronie bardziej osobistego klimatu, co chyba – sądząc po komentarzach – wyszło na dobre.
Nie można zapomnieć o kilku premierach filmów na podstawie komiksów. Praktycznie wszystkie większe produkcje bazujące na opowieściach obrazkowych były udane. Począwszy od dobrego remake'u Spider-Mana, przez dających mnóstwo frajdy "Avengersów", aż po kozackie zakończenie trylogii o Mrocznym Rycerzu. Wszystkie trzy wyżej wymienione filmy mogły się podobać, bądź nie, jednak były wyczekiwane z niecierpliwością, a po premierze dały sporo okazji do długich dyskusji. Nie można też zapomnieć o nieco mniej udanych, acz wciąż porządnych filmach jak "Dredd" czy trzecia część "Facetów w Czerni". Trafiło się oczywiście kilka kiepskich obrazów ("Ghost Rider 2", "John Carter"), jednak trzeba przyznać, że dla miłośników komiksowych blockbusterów był to zdecydowanie udany rok.
Wreszcie 2012 to również copiątkowe spotkania z komiksem w ramach cyklu spotkań organizowanych przez Małopolskie Studio Komiksu, najpierw w budynku Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, a później w Artetece Małopolskiego Ogrodu Sztuki. MSK może pochwalić się zorganizowaniem około trzydziestu spotkań. Większość tychże wieców zaszczyciłem swą obecnością, nie bez przyjemności zresztą, i mogę chyba powiedzieć, że chłopaki odwalają kawał świetnej roboty, mimo że robią to całkowicie za darmo. Warto docenić ich wysiłki, zwłaszcza, że spotkania są ciekawe, różnorodne (od warsztatów komiksowych, przez wspólne czytanie komiksów, aż po seanse komiksowych filmów w Kinokawiarni Kika), sprawnie prowadzone, napawają pozytywnym klimatem i przede wszystkim – odbywają się regularnie i często. Może frekwencja nie jest powalająca, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Warto wspomnieć, że w otwartej niedawno Artetece mieści się również pokaźny zbiór komiksów do wypożyczenia, ponad 1800 tytułów. Jeśli tylko macie wolny piątek i czas od 18:30 do 20:00 – wpadajcie do Ogrodu Sztuki, wejście od ulicy Szujskiego. Warto.
Wydaje mi się, że wyczerpałem temat. Nie chcę pisać o zagranicznym rynku (choć kilka wydarzeń zza Wielkiej Wody elektryzowało), bo nie znam go na tyle dobrze. Opowieść, jak biegałem po kioskach i bezskutecznie szukałem Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela też nie jest niczym szczególnie zajmującym. Co tu dużo mówić – jestem ciekaw jak wypadnie rok 2013 w komiksowie, jakie komiksy będą miały swoje premiery, jaki skandal wybuchnie, kto przyjedzie na MFK. Szczególnie uważnie będę się przyglądał Wydawnictwu Komiksowemu, bo wydaje mi się, że to inicjatywa, za którą warto trzymać kciuki. Kibicuję również polskim komiksiarzom, by znów wydali sporo świetnych rzeczy.
Olga Wróbel:
2012 był dla mnie pracowitym rokiem. Moje komiksy pojawiły się w „Komiksie kobiecym" pod redakcją Kingi Kuczyńskiej (opatrzone świeżym wywiadem), w „Portrecie podwójnym" Centrali, w „Wielkim Atlasie Ciot Polskich" Ha!Artu, w „1 zine" Marty Nieznayu. Nadal pomyślnie układa się współpraca z „Zadrą", gdzie oprócz komiksów opublikowałam własnoręcznie ilustrowany artykuł. Co tam jeszcze? Trzy wystawy, z czego jedna indywidualna (Góry Tarnowskie), jedna hula po Europie („Portret podwójny”), a jedna MFKowa. Udział w Bella Women in Art Festival. Oczywiście 2012 jest też rokiem mojego pełnometrażowego debiutu. „Ciemna strona księżyca" ukazała się w październiku i nakładzie 500 egzemplarzy, po czym wyprzedała się w trzy miesiące. Cieszę się, że udało się ten album pokazać trochę poza komiksowym obiegiem. Muszę jednak przyznać, że jestem całkowicie rozczarowana jego odbiorem w środowisku.
Komiksowo nadal jest w ogromnej mierze skupione na zabawie w „kto najładniej narysuje" i na tym skoncentrowała się większość uwagi (że narysowałam brzydko), natomiast reszta komiksu została potraktowana kilkoma zdaniami-wytrychami, od których mi już samej niedobrze. Zresztą świetnym przykładem takiego podejścia są recenzje „Wielkiego Atlasu…", gdzie mój komiks wymieniany jest jako „klasyczna forma" i na tym koniec, i trzeba było Michała Abla Pelczara z portalu Reflektor żeby zauważyć, że narysowałam torebkę bohatera w specyficzny sposób i to jest znaczącym elementem komiksu, a nie podział planszy na prawomyślne kadry.
Rok 2012 kończę jednak zadowolona. Wydałam komiks, wiem już jak to jest, i mogę spokojnie obserwować środowisko z wewnętrznej emigracji, bez większych złudzeń pracując nad swoimi projektami. Żeby dorzucić jeszcze wesołe nuty, bardzo podobała mi się w minionym roku działalność grupy Maszin, od czasów pierwszego "Mydła" z podziwem spoglądam na Maję Demską, a sam koniec roku spędziłam kiwając z zachwytem głową nad wywiadem z Wojciechem Szotem, szczególnie nad jego uwagami o stosunku ceny do objętości komiksu i o tym, jak ważne jest dobre tłumaczenie.
Maciej Pałka:
To był bardzo intensywny rok. Ukazała się ogromna ilość komiksów, których większości jeszcze nie zdążyłem przeczytać i wątpię, abym szybko nadrobił zaległości. Co więcej, dotyczy to też albumów polskich autorów. Czytelnicy mają w czym przebierać. Doskonale widać to przy okazji podsumowań, gdzie okazuje się, że trudno ułożyć top 10 (a nawet top 50!) najlepszych komiksów minionego roku.
W środowisku podobnie: festiwale, konwenty, spotkania, warsztaty, działania artystyczne i stałe (choć ciągle pobieżne) zainteresowanie mediów. Decentralizacja komiksowej aktywności i wolontariatu (o czym pisałem w ubiegłym roku) zaczyna przynosić wymierne korzyści. Komiksowa mapa Polski tętni od ciekawych inicjatyw, wdrożono sprawdzone metody i mamy coraz mniej prowizorki. Tutaj wydarzeniem roku jest bez wątpienia informacja o powstaniu Łódzkiego Centrum Komiksu. Największy komiksowy festiwal wywalczył niepodległość i niezależność od ŁDK. Można się pokusić o stwierdzenie, że polski komiks wyszedł z getta, chociaż niedokładnie w takim sensie, jaki postulował Sebastian Frąckiewicz w swojej książce. Wspominam o tej publikacji, bo nadała ton dyskusji o polskim komiksie w pierwszej połowie 2012 i za kilka lat będzie świetnym świadectwem naszych czasów.
Druga połowa roku należała do Polskiego Komiksu Kobiecego w znaczeniu zarówno antologii pod redakcją Kingi Kuczyńskiej jak też szerzej: w postaci erupcji świetnych (i głośnych) albumów polskich autorek. Jeśli chodzi o ilość albumów, to był rok Dominika Szcześniaka, który jakoś tak mimochodem przekroczył stachanowskie normy o kilka tysięcy procent wydając bodaj dziewięć komiksów, z czego większość w twardej oprawie.
Osobiście, dla mnie, jako twórcy, pod względem artystycznym był to chyba najlepszy rok życia. Udało mi się wydać kolejny album. Udało mi się narysować najlepszy komiks do tej pory („Spacer” – do scenariusza Karola Konwerskiego). Udało mi się zrobić fajną autorską wystawę. Poprowadziłem niezliczoną ilość warsztatów – co dla mnie było nowym doświadczeniem. W ramach prowadzenia Domu Słów – Pracowni Komiksu zawodowo wszedłem w niszę komiksu historycznego, z której szybko nie wyjdę. Przy okazji miałem też swoje pięć minut przy okazji afery biletowej, co jest doświadczeniem na zasadzie „uważaj, czego sobie życzysz”. Z drugiej strony, z racji pracy w instytucji kultury stoję przed niezbyt oczywistym wyborem: czy być twórcą, czy działaczem? Dziś uważam, że obu funkcji nie można pogodzić i zaczynam mieć niedosyt... rysowania.
Marek Turek:
Miniony rok mogę podsumować na trzech (a właściwie czterech) poziomach. Na pierwszym, personalnym, skończyłem album (ufff), a przy okazji udał mi się (tradycyjnie), zrobić z siebie sieciowego błazna (cóż ja na to mogę poradzić, lubię te bełkotliwe błaznowanie na sieci). Dłubię nad czterema kolejnymi projektami, a zatem będę miał jeszcze sporo okazji, żeby sobie "potrollować".
Na poziomie regionalnym – coraz mocniejsza ekipa, która już nie ukrywa się w malutkiej powierzchni wystawowej galerii "Melina". Udana antologia "miejska" (i kolejny projekt już w końcowej fazie realizacji). Praktycznie cały rok duże ekspozycje komiksowe i parakomiksowe w centrum miasta. Czy to się przełoży, chociaż w minimalnym stopniu na "wyście z getta"? Mam nadzieję, że tak, szczególnie, że jest jeszcze poziom krajowy.
I tutaj dzieje się naprawdę sporo, bo zgodnie z ideą "myśl globalnie-działaj lokalnie" to już nie tylko Łódź i Warszawa, ale np. Lublin ostro "zamieszał w świadomości masowego odbiorcy". Regularnie coś się dzieje w Poznaniu i Trójmieście, pojawia się coraz więcej lokalnych, miejskich inicjatyw itd. itp. Odrobinę martwi mnie stagnacja Krakowa (chociaż jest jakieś światełko w tunelu, związane z MOCAKiem) i (szczególnie) Wrocławia (obawiałem się, że "Stolica Kultury" zakręci wszystkie kurki z dotacjami na coś tak niepoważnego jak "komiksiki" i chyba właśnie tak się dzieje).
To był dobry rok. Nawet nie chodzi o ilość wydanych komiksów, których liczba prawie o setkę przekroczyła liczbę tych wydanych w roku 2011 i była największa od 2007 roku. Ukazało się sporo ciekawych, intrygujących czy zwyczajnie bardzo dobrych komiksów, choć nie zabrakło również tych słabszych. Nie chciałbym się jednak na tym skupiać, bo rok 2012 w komiksowie to dla mnie głównie spotkania z komiksiarzami. Zresztą niedługo lista zbierająca najlepszą dziesiątkę kolorowych zeszytów wydanych w 2012 ukaże się na moim blogu, więc nie chcę tu spoilerować.
Pierwszy raz w życiu udało mi się być na więcej, niż jednym komiksowym festiwalu w ciągu roku. Po raz pierwszy odwiedziłem Komiksową Warszawę i po raz drugi zwiedziłem Łódź. O ile pierwszy z festiwali nieco mnie rozczarował, tak MFKiG po raz kolejny zachwyciło rozmachem, organizacją, ciekawymi spotkaniami i zaproszonymi gośćmi. Jednak powiedzmy sobie szczerze – nie dla giełdy, ani zaproszonych gości jeżdżę na komiksowe festiwale. Moim głównym celem w tego typu wyprawach jest spotkanie z komiksiarzami. W tym roku udało mi się spotkać wreszcie Norberta Rybarczyka – człowieka, z którym od jakiś dwóch lat niemal codziennie wymieniam maile, uwagi i pomysły. Który zawsze służy mi radą i dzieli się doświadczeniem. A przede wszystkim, Norbert to gość, który jak mało kto potrafi zmobilizować mnie do pisania. Bez niego nie powstałby scenariusz do "Immortal Suicide", a shorty z Kiwi Kidem pewnie wciąż błąkałyby mi się jedynie po głowie. Stary, jeśli to czytasz, to wielkie dzięki za tego pozytywnego kopa, którego dostaje po każdej wymianie pomysłów czy obgadaniu tematu. Piona.
Jak już jesteśmy przy projektach komiksowych – w tym aspekcie rok 2012 był dla mnie raczej rokiem rozczarowań – podobnie jak i kilka poprzednich lat. Mimo wielu zapisanych stronic, kilku pozytywnych opinii i kilku przybitych piątek i słów: "Spoko, narysuję to od kopa" powstało niewiele komiksów, pod którymi mógłbym się podpisać. A jak coś już powstawało to albo – cytuję – "jest chujowe" albo moje nazwisko gdzieś zaginęło w akcji (jak podczas konkursu na krótką formę). Cóż, bywa, powoli się przyzwyczajam, że chęć opublikowania czegoś dłuższego, niż cztery strony pozostaną na zawsze niedoścignionymi marzeniami.
Rok 2012 to również pisanie dla Alei Komiksu, Valkirii Network i Poltera. To również odświeżenie i dość regularna aktualizacja bloga, z którego współprowadzenia zrezygnowali Rafał Kołsut i Damian Bogunowicz, przez co miałem okazję nadać stronie bardziej osobistego klimatu, co chyba – sądząc po komentarzach – wyszło na dobre.
Nie można zapomnieć o kilku premierach filmów na podstawie komiksów. Praktycznie wszystkie większe produkcje bazujące na opowieściach obrazkowych były udane. Począwszy od dobrego remake'u Spider-Mana, przez dających mnóstwo frajdy "Avengersów", aż po kozackie zakończenie trylogii o Mrocznym Rycerzu. Wszystkie trzy wyżej wymienione filmy mogły się podobać, bądź nie, jednak były wyczekiwane z niecierpliwością, a po premierze dały sporo okazji do długich dyskusji. Nie można też zapomnieć o nieco mniej udanych, acz wciąż porządnych filmach jak "Dredd" czy trzecia część "Facetów w Czerni". Trafiło się oczywiście kilka kiepskich obrazów ("Ghost Rider 2", "John Carter"), jednak trzeba przyznać, że dla miłośników komiksowych blockbusterów był to zdecydowanie udany rok.
Wreszcie 2012 to również copiątkowe spotkania z komiksem w ramach cyklu spotkań organizowanych przez Małopolskie Studio Komiksu, najpierw w budynku Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, a później w Artetece Małopolskiego Ogrodu Sztuki. MSK może pochwalić się zorganizowaniem około trzydziestu spotkań. Większość tychże wieców zaszczyciłem swą obecnością, nie bez przyjemności zresztą, i mogę chyba powiedzieć, że chłopaki odwalają kawał świetnej roboty, mimo że robią to całkowicie za darmo. Warto docenić ich wysiłki, zwłaszcza, że spotkania są ciekawe, różnorodne (od warsztatów komiksowych, przez wspólne czytanie komiksów, aż po seanse komiksowych filmów w Kinokawiarni Kika), sprawnie prowadzone, napawają pozytywnym klimatem i przede wszystkim – odbywają się regularnie i często. Może frekwencja nie jest powalająca, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Warto wspomnieć, że w otwartej niedawno Artetece mieści się również pokaźny zbiór komiksów do wypożyczenia, ponad 1800 tytułów. Jeśli tylko macie wolny piątek i czas od 18:30 do 20:00 – wpadajcie do Ogrodu Sztuki, wejście od ulicy Szujskiego. Warto.
Wydaje mi się, że wyczerpałem temat. Nie chcę pisać o zagranicznym rynku (choć kilka wydarzeń zza Wielkiej Wody elektryzowało), bo nie znam go na tyle dobrze. Opowieść, jak biegałem po kioskach i bezskutecznie szukałem Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela też nie jest niczym szczególnie zajmującym. Co tu dużo mówić – jestem ciekaw jak wypadnie rok 2013 w komiksowie, jakie komiksy będą miały swoje premiery, jaki skandal wybuchnie, kto przyjedzie na MFK. Szczególnie uważnie będę się przyglądał Wydawnictwu Komiksowemu, bo wydaje mi się, że to inicjatywa, za którą warto trzymać kciuki. Kibicuję również polskim komiksiarzom, by znów wydali sporo świetnych rzeczy.
Olga Wróbel:
2012 był dla mnie pracowitym rokiem. Moje komiksy pojawiły się w „Komiksie kobiecym" pod redakcją Kingi Kuczyńskiej (opatrzone świeżym wywiadem), w „Portrecie podwójnym" Centrali, w „Wielkim Atlasie Ciot Polskich" Ha!Artu, w „1 zine" Marty Nieznayu. Nadal pomyślnie układa się współpraca z „Zadrą", gdzie oprócz komiksów opublikowałam własnoręcznie ilustrowany artykuł. Co tam jeszcze? Trzy wystawy, z czego jedna indywidualna (Góry Tarnowskie), jedna hula po Europie („Portret podwójny”), a jedna MFKowa. Udział w Bella Women in Art Festival. Oczywiście 2012 jest też rokiem mojego pełnometrażowego debiutu. „Ciemna strona księżyca" ukazała się w październiku i nakładzie 500 egzemplarzy, po czym wyprzedała się w trzy miesiące. Cieszę się, że udało się ten album pokazać trochę poza komiksowym obiegiem. Muszę jednak przyznać, że jestem całkowicie rozczarowana jego odbiorem w środowisku.
Komiksowo nadal jest w ogromnej mierze skupione na zabawie w „kto najładniej narysuje" i na tym skoncentrowała się większość uwagi (że narysowałam brzydko), natomiast reszta komiksu została potraktowana kilkoma zdaniami-wytrychami, od których mi już samej niedobrze. Zresztą świetnym przykładem takiego podejścia są recenzje „Wielkiego Atlasu…", gdzie mój komiks wymieniany jest jako „klasyczna forma" i na tym koniec, i trzeba było Michała Abla Pelczara z portalu Reflektor żeby zauważyć, że narysowałam torebkę bohatera w specyficzny sposób i to jest znaczącym elementem komiksu, a nie podział planszy na prawomyślne kadry.
Rok 2012 kończę jednak zadowolona. Wydałam komiks, wiem już jak to jest, i mogę spokojnie obserwować środowisko z wewnętrznej emigracji, bez większych złudzeń pracując nad swoimi projektami. Żeby dorzucić jeszcze wesołe nuty, bardzo podobała mi się w minionym roku działalność grupy Maszin, od czasów pierwszego "Mydła" z podziwem spoglądam na Maję Demską, a sam koniec roku spędziłam kiwając z zachwytem głową nad wywiadem z Wojciechem Szotem, szczególnie nad jego uwagami o stosunku ceny do objętości komiksu i o tym, jak ważne jest dobre tłumaczenie.
Maciej Pałka:
To był bardzo intensywny rok. Ukazała się ogromna ilość komiksów, których większości jeszcze nie zdążyłem przeczytać i wątpię, abym szybko nadrobił zaległości. Co więcej, dotyczy to też albumów polskich autorów. Czytelnicy mają w czym przebierać. Doskonale widać to przy okazji podsumowań, gdzie okazuje się, że trudno ułożyć top 10 (a nawet top 50!) najlepszych komiksów minionego roku.
W środowisku podobnie: festiwale, konwenty, spotkania, warsztaty, działania artystyczne i stałe (choć ciągle pobieżne) zainteresowanie mediów. Decentralizacja komiksowej aktywności i wolontariatu (o czym pisałem w ubiegłym roku) zaczyna przynosić wymierne korzyści. Komiksowa mapa Polski tętni od ciekawych inicjatyw, wdrożono sprawdzone metody i mamy coraz mniej prowizorki. Tutaj wydarzeniem roku jest bez wątpienia informacja o powstaniu Łódzkiego Centrum Komiksu. Największy komiksowy festiwal wywalczył niepodległość i niezależność od ŁDK. Można się pokusić o stwierdzenie, że polski komiks wyszedł z getta, chociaż niedokładnie w takim sensie, jaki postulował Sebastian Frąckiewicz w swojej książce. Wspominam o tej publikacji, bo nadała ton dyskusji o polskim komiksie w pierwszej połowie 2012 i za kilka lat będzie świetnym świadectwem naszych czasów.
Druga połowa roku należała do Polskiego Komiksu Kobiecego w znaczeniu zarówno antologii pod redakcją Kingi Kuczyńskiej jak też szerzej: w postaci erupcji świetnych (i głośnych) albumów polskich autorek. Jeśli chodzi o ilość albumów, to był rok Dominika Szcześniaka, który jakoś tak mimochodem przekroczył stachanowskie normy o kilka tysięcy procent wydając bodaj dziewięć komiksów, z czego większość w twardej oprawie.
Osobiście, dla mnie, jako twórcy, pod względem artystycznym był to chyba najlepszy rok życia. Udało mi się wydać kolejny album. Udało mi się narysować najlepszy komiks do tej pory („Spacer” – do scenariusza Karola Konwerskiego). Udało mi się zrobić fajną autorską wystawę. Poprowadziłem niezliczoną ilość warsztatów – co dla mnie było nowym doświadczeniem. W ramach prowadzenia Domu Słów – Pracowni Komiksu zawodowo wszedłem w niszę komiksu historycznego, z której szybko nie wyjdę. Przy okazji miałem też swoje pięć minut przy okazji afery biletowej, co jest doświadczeniem na zasadzie „uważaj, czego sobie życzysz”. Z drugiej strony, z racji pracy w instytucji kultury stoję przed niezbyt oczywistym wyborem: czy być twórcą, czy działaczem? Dziś uważam, że obu funkcji nie można pogodzić i zaczynam mieć niedosyt... rysowania.
Marek Turek:
Miniony rok mogę podsumować na trzech (a właściwie czterech) poziomach. Na pierwszym, personalnym, skończyłem album (ufff), a przy okazji udał mi się (tradycyjnie), zrobić z siebie sieciowego błazna (cóż ja na to mogę poradzić, lubię te bełkotliwe błaznowanie na sieci). Dłubię nad czterema kolejnymi projektami, a zatem będę miał jeszcze sporo okazji, żeby sobie "potrollować".
Na poziomie regionalnym – coraz mocniejsza ekipa, która już nie ukrywa się w malutkiej powierzchni wystawowej galerii "Melina". Udana antologia "miejska" (i kolejny projekt już w końcowej fazie realizacji). Praktycznie cały rok duże ekspozycje komiksowe i parakomiksowe w centrum miasta. Czy to się przełoży, chociaż w minimalnym stopniu na "wyście z getta"? Mam nadzieję, że tak, szczególnie, że jest jeszcze poziom krajowy.
I tutaj dzieje się naprawdę sporo, bo zgodnie z ideą "myśl globalnie-działaj lokalnie" to już nie tylko Łódź i Warszawa, ale np. Lublin ostro "zamieszał w świadomości masowego odbiorcy". Regularnie coś się dzieje w Poznaniu i Trójmieście, pojawia się coraz więcej lokalnych, miejskich inicjatyw itd. itp. Odrobinę martwi mnie stagnacja Krakowa (chociaż jest jakieś światełko w tunelu, związane z MOCAKiem) i (szczególnie) Wrocławia (obawiałem się, że "Stolica Kultury" zakręci wszystkie kurki z dotacjami na coś tak niepoważnego jak "komiksiki" i chyba właśnie tak się dzieje).
Niemniej komiksowo mocno się nie tylko trzyma, ale rozkręca. Autorzy komiksów, wbrew oszołamiającym zyskom z publikacji albumów, "spinają poślady" i ciągle, sami sobie podnoszą poprzeczkę. Takiej ilości rodzimych albumów, zrealizowanych na poziomie, który pozwala na równorzędną walkę o serca (i portfele) krajowych czytelników, ze śmietanką wydawanych u nas zagranicznych publikacji, nie pamiętają chyba nawet najstarsi górale. Komiksy w galeriach, komiksy na biletach, "komiksy kobiece", adaptacje komiksów na duży ekran, o komiksach w gazetach, telewizji, radio i portalach internetowych, duży szum, który w końcu musi się przełożyć na coś więcej, niż tylko medialna papka. Z "małych rzeczy" warto również docenić kolejny renesans zinów, które, jak wydawało się przez moment, zniknęły, zabite przez "komiks internetowy".
Poziom czwarty – światowy. I tu jest zagwozdka, bo wszyscy jęczą, że kryzys, że jak zeszytówki z pierwszym Batmanem i Supermanem schodzą za miliony dolarów to tym bardziej kryzys, że jak Disney przejął Marvela... bla bla bla. A jednocześnie wciąż rośnie ilość wydawanych tytułów, duże wydawnictwa, po obu stronach oceanu, trzymają się mocno. Pojawia się coraz więcej małych, często wręcz lokalnych wydawców i nikt nie plajtuje (przypomnę, że kilka lat temu, jeszcze przed "kryzysem", Fantagraphics i Top Shelf były na granicy bankructwa). Dystrybucja cyfrowa, która podobno miała dobić edycje papierowe, doskonale wpasowała się w system i na chwilę obecną wydaje się, że nawet nakręca sprzedaż na "tradycyjnym nośniku". Komiks mocno się różnicuje, od totalnej awangardy do pastelowego mainstreamu i to dobrze, bo tylko żywy organizm rozrasta się w taki sposób. Jak to przeklinają Chińczycy, żyjemy w ciekawych (dla komiksowa) czasach.
21 komentarzy:
Stagnacja Krakowa? Przeciez to smieszne..a co z MSK? Panowie z Krakowa jako chyba nieliczni organizowali cyklicznie cotygodniowo spotkania z komiksem. Smieszy mnie zatem opinia ze w krk nie dzieje sie nic
"Komiksowo nadal jest w ogromnej mierze skupione na zabawie w „kto najładniej narysuje" Droga Olgo, z całym szacunkiem ale jest raczej odwrotnie ;] Rysunki u nas są na drugim planie za fabułą już od dość dawna, co widać zarówno w recenzjach jak i różnych zestawieniach, w które obrodziły serwisy pod koniec roku. A przynajmniej od paru lat mam takie wrażenie.
KRAKÓW DAWNA STOLICA POLAKUFFF!!!
@"anonimie", NIE NAPISALEM "nic sie nie dzieje, tylko BARDZO WYRAZNIE "stagnacja", dostrzegasz roznice? Bo tak, jak doceniam "komiks w bibliotece", cykle spotkan i "wystaw" itd., ale serio chcesz to porownac z aktywnoscia np. KKK?
Serio?
To gratuluje dobrego samopoczucia.
@turucorp:
Może nieporozumienie między Twoim przekazem a komentarzem "anonimowego" wynika stąd, że niezbyt doprecyzowałeś co masz na myśli mówiąc o "działaniu". Piszesz, że "Lublin zamieszał" ale dokładnie jak? "Regularnie coś dzieję się w Poznaniu i Trójmieście" - co dokładnie? Jeśli napiszesz ściśle o jakich formach aktywności mówisz, łatwiej będzie Cię zrozumieć.
Z Twojeg komentarza wnioskuje, że nie chodzi o spotkania i wystawy, tak?
O którym dokładnie okresie istnienia KKK mówisz? O jakiej konkretnie aktywności?
Krytyka status quo, szczególnie w środowisku komiksowym jest jak najbardziej potrzebna, ale byłoby lepiej, gdyby odbywao się to w formie rzeczowej, a nie bazowało na pustosłowiu.
Witam,
Przyznam , że i ja za bardzo nie rozumiem tego akapitu o Krk:)
"Regularnie coś się dzieje w Poznaniu i Trójmieście, pojawia się coraz więcej lokalnych, miejskich inicjatyw itd. itp. Odrobinę martwi mnie stagnacja Krakowa (chociaż jest jakieś światełko w tunelu, związane z MOCAKiem) i (szczególnie) Wrocławia (obawiałem się, że "Stolica Kultury" zakręci wszystkie kurki z dotacjami na coś tak niepoważnego jak "komiksiki" i chyba właśnie tak się dzieje)."
Turucorp z tego akapitu ja to rozumiem tak jak by się w Krk nic nie działo. Żadnych regularnych spotka, inicjatyw nic:) Cisza. No po za Mocakiem oczywiście;)
I już tłumacze dlaczego tego nie rozumiem. Tak się akuratnie składa, że organizuje te "spotkania i wystawy w bibliotece":) W sumie to spotkania odbywają się cyklicznie. Nawet z dużą częstotliwością bo co tydzień. Zatem nie rozumiem czemu obok Trójmiasta i Poznania nie wymieniłeś Krk.
Mimo wszystko pozdrawiam serdecznie.
Michał z Krk
Czy to, co się dzieje np. w Poznaniu można analogicznie porównać do działalności KKK? Jeśli nie, to w czym objawia się wyższość Poznania nad Krakowem itp.?
Właśnie się zorientowałem, że pisząc o komiksowych filmach zapomniałem wspomnieć o Comic-Conie.
@Grzybiarz, jaka, za przeproszeniem, do k...wy nedzy "wyzszosc"?
Gdzie to wyczytales?
Tak jak rozumiem bibliotekarski oburz, ktory faktycznie potraktowalem troche "z buta" (nie mialem takiego zamiaru, obserwuje i doceniam dzialania "bibliotek komiksowych", jesli czujecie sie urazeni, to przepraszam), tak nie dam sobie wmowic, ze okreslenie "stagnacja" w stosunku do takiego miasta jak Krakow jest naduzyciem (ciekawostka, nie napisalem "nic sie nie dzieje", nie zasugerowalem, ze "nikt nic nie robi", moze wymagam zbyt wiele, ale ludzie, ktorych zawod jest zwiazany z czytaniem, powinni wykazywac sie wieksza umiejetnoscia czytania tekstu ze zrozumieniem).
Kwestia skali, potencjalu, mozliwosci i umiejetnosci ich wykorzystania.
Z calym szacunkiem dla pozytywistycznej roboty u podstaw, ale jest chyba jakas roznica miedzy rasowa wystawa, a prezentacja kilkunastu plansz szumnie nazywanych "wystawa"? Jezeli od kilku lat trwa batalia o powazniejsze potraktowanie wystaw w ramach MFK (a przeciez nie sa one az tak tragiczne) to jak na tym tle wypadaja "wystawy" organizowane przez MSK?
Jezeli wymieniam Poznan i Trojmiasto, to patrze nie tylko na czytelnie i regularne spotkania (bo np. w Rzeszowie RAK prowadzi taka dzialanosc od kilkunastu lat i jakos nie widze, zeby ktos z Rzeszowa sie tutaj oburzal, ze ich wogole nie wymienilem), ale patrze tez na Ligature i BFK, na wspolprace ze srodowiskami komiksowymi z Niemiec i Łotwy, na akcje typu komiks 24H itd. itp.
Czujecie sie urazeni okresleniem "stagnacja"?
Trudno, ale tak to widze patrzac na miasto, ktore nie wykorzystuje swojego potencjalu.
Podkreslilem, ze we Wroclawiu jest gorzej (a przeciez tam tez "cos" sie dzieje, tyle, ze to "cos", to w skali takiego miasta, to jest tragicznie malo), Krakow dostal jedynie "stagnacja", bo z mojego, subiektywnego punktu widzenia, dzieje sie tam obecnie niewiele, jak na miasto z takimi mozliwosciami, potencjalem i tradycjami komiksowymi.
Mozliwe (a nawet raczej pewne), ze mam cos nie tak z glowa, ale tak jak cierpie nie mogac kolejny raz dojechac np. na Ligature czy rysowanie komiksow w 24H, tak NIC, prawie kompletnie NIC "komiksowego", mnie nie motywuje, zeby wybrac sie do Krakowa, do ktorego mam najblizej, w ktorym bywam dosyc regularnie, i do ktorego jezdzilem kiedys wlasnie na "komiksiki". Niestety i z calym szacunkiem, bo doceniam to co robicie.
Wypada tylko przychylić Turowi. Działania MSK są fajne, ale to nie to. To półka spotkań klubowych. Ot, spotkajmy i pogadajmy o komiksikach. Choć spotkanie z Marzi było naprawdę fajnie...
Szczerze powiedziawszy nie widzę specjalnego sensu w organizowaniu spotakn co tydzień,. Niech będą co miesiąc, ale niech będą takie, żebym po prostu ich nie mógł przegapić. Żeby były tak w pytę, żeby ludzie przyjeżdzali specjalnei na nią z całej Małopolski. To klucz, a nie piętnaste spotkanie ze Szłapą czy Okólski, bo są po ręką (no ofens, Rafał, no ofens Łukasz!)
Ale! Kraków ma swoje Angouleme, w MoCaKu jakaś wystawa się trafiła, był Ros ze swoją retrospektywą, konferencja na Ujocie się tarafiła fajna, no i czekam jaki pomysł pojawi się na konwent.
@Kuba, jakby na to nie patrzec, mieszkam na "komiksowej prowincji" i moze dlatego troche inaczej postrzegam "dzialanie"? I moze faktycznie nie ogarniam stopnia komlikacji organizowania czegokolwiek co "jest pod reka"?
Bo tak jak za czasow KKK nie rozumialem jak, majac na miejscu Instytut Francuski czy ProHelvetie, mozna robic festiwal, wlasciwie bez wiekszego wykorzystania tych instytucji? Dziwilo mnie to, ze np. nikt nie wpadl na pomysl, zeby zadzialac szerzej ze stypendystami Pro Helvetii, bo opublikowanie kilku ich prac w magazynie KKK to taka wersja minimum, przejaw raczej kurtuazji niz realnej wspolpracy. A ile moze Instytut Francuski zobaczylem dopiero w Moskwie, Francuzi maja kompleksowe programy stypendialno-kulturalne, sa w stanie we wlasnym zakresie sprowadzic topowych autorow, zorganizowac wystawy ich prac, wspolpracuja z grupami tworczymi itd. itp.
Nie rozumialem tego wtedy i niestety nie ogarniam tego teraz, bo majac do dyspozycji spora grupe dobrych autorow na miejscu, majac, jak rozumiem, solidnych aktywistow z ramienia MSK, majac Woynarowskiego z jego programem na ASP i w koncu majac MoCaK (ktory, w odroznieniu od wielu galerii, jest bardzo otwarty na komiksowe inicjatywy, mozna zrobic bardzo wiele efektownych i efektywnych rzeczy.
I dlatego , w kontekscie cotygodniowych klubowych spotkan i dzialalnosci biblioteki, mowie o stagnacji.
Bo o ile sa to wazne, dlugofalowe dzialania, o tyle ich skala i zasieg to poziom minimum, szczegolnie w takim miescie jak Krakow.
Ale Turu, ja się zgadzam! Wszystko to, o czym piszesz to dla mnie 100% racji.
Powiem więcej w Krakowie jest bardzo silnie działające środowisko (powiedzmy) literacko-artystyczne, Ha!Arty, Bunkry, teatry, galerie i mnóstwo tego typu szmerów-bajerów. Dużo, ciekawych ludzi z mnóstwem pomysłów. Z własnego doświadczenia wiem, że są oni bardzo otwarci na komiks, na robienie fajnych rzeczy. "Wyjście z getta" w tym przypadku to betka.
Przykład - na gejowsko-komiksowo-literackie spotkanie wokół "Lubiewa", które z założenia miało być niszowe (bo to story-art, bo Witkowski nikogo nie bulwersuje, bo to nawet nie Bunkier!) miało przyjść kilkanaście osob (tyle, ile na przeciętne spotkania w MSK). Przyszło kilkadziesiąt. Ledwo pomieścili się w tym przybytku. I samych komiksiarzy mogłem policzyć na palcach jednej ręki.
Cześc chłopaki. Witam ponownie, kłaniam się nisko, szufelka, strzałeczka itd.
Na wstępie podsyłam linka do podsumowania działań MSK w 2012. Nie jestem mistrzem słowa ale mam nadzieje da się przeczytać.
http://abrewiacje.wordpress.com/2013/01/13/malopolskie-studio-komiksu-podsumowanie-2012/
Myślę, że słowem kluczowym w naszej dyskusji będą pieniądze, a raczej ich brak. Warto dodać , że MSK wszystkie swoje spotkania robi kompletnie za free. W sensie niestety nie dysponujemy żadnym budżetem na zapraszanie gości etc. Mama nadzieje, że teraz popatrzycie na to troszkę inaczej. Sami chcielibyśmy gościć u siebie co miesiąc gwiazdy z komiksowego świata;)-jeżeli macie tylko pomysły skąd wziąśc na to pieniądze-czekam na sugestie;)
Kuba z Tobą się niestety nie zgodzę. Rozumiem, że zapraszanie po raz 15 Rafała Sz. to gra słów-bo zapewne chodziło Ci o 2 spotkanie z Rafałem? Więc już tłumaczę- spotkanie było wynikiem patronatu MSK nad 3 częścią "Blera". Fajnie jest spotkać się z autorem i podyskutować o swoim nowym komiksie-bądź porozmawianiu o zamknięciu pewnego cyklu tudzież planach i pomysłach na nowe komiksy.
Natomiast Łukasz- to specjalista w dziedzinie obsługi tabletów. Uważamy, że jest to idealna osoba na prowadzenie warsztatów z obsługi takiego sprzętu, którym akuratnie dysponujemy w bibliotece.
Rozumiem też , że nie możecie doczekać się większej imprezy w KRK. Zatem mam nadzieje, że już niedługo spełnimy wasze prośby. I kto wie może nawet wykorzystamy potencjał Instytutu Francuskiego we współpracy z naszym studiem;)
No i na koniec kłaniam sie nisko, podaje raczke, szufeleczka, zółwik...
Michał z Krk
Michale, zmartwię Cie - wszyscy w komiksowie robimy za free. To żadne wytłumaczenie :/
Ja rozumiem, że spotkanie z Rafałem jest fajnie. Fajnie. Jeśli tak to widzisz - nie ma problemu. Ale nie dziw się, że ktoś zarzuci Ci, jak Turu, stagnację, a ktoś nie będzie miał ochoty fatygować się na kolejne spotkanie z tym samym twórcą, który mówi w zasadzie to samo (oczywiście -no ofens Rafał).
Kuba nie zmartwiłeś;) Ale niestety za coś te "gwiazdy" zaprosić musimy. Nie uważasz? Bo Oni niestety za free;)nie przyjadą;) Siła!
Michał z Krk
A z kim rozmawiałeś o Twojej inicjatywie? Tzn. w jakich byłeś już instytucjach, firmach itd.?
Z.Tomecki
Michale z Krakowa, ja powiem, że cholernie wam zazdroszczę tych spotkań co tydzień, na Facebooku zawsze widzę, co organizujecie i żałuje, że nie mam zbyt dużych możliwości, aby wpaść. Sam bym chciał coś podobnego robić w Poznaniu.
Wydaje mi się, że wszyscy mają po trochę racji, w końcu nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej. Był okres w Krk, kiedy działo się więcej (KKK) i był taki, gdzie poza komiksowym wyborem Angouleme i jakimiś biedniejszymi spotkaniami w Fankomiksie nie działo się nic, a przynajmniej ja o niczym nie słyszałem. Więc, jeśli teraz co piątek jest jakieś spotkanie, nawet kameralne, ale miłe memu sercu bo mogę sobie o komiksikach pogawędzić, to się cieszę.
Nie ma co się unosić, bo może i w porównaniu do działalności KKK niewiele się teraz dzieje, ale w porównaniu do posuchy, która nastąpiła po KKK, a przed MSK, jest lepiej. Spotkania klubowe spotkaniami klubowymi, niech się odbywają co tydzień (czemu nie, i tak chodzą na nie tylko osoby zainteresowane), niech co jakiś czas pojawia się światełko w tunelu, jak spotkanie z Sową czy (mam nadzieję) nadchodzące spotkanie z Lachowiczem i niech tak właśnie będzie. Co tydzień dla bywalców, co jakiś czas większa atrakcja, która może ściągnąć do Krk więcej osób. byłoby fajnie. Wszyscy robią za darmo, wiadomo. Czasem pomoże instytut francuski, czasem Kultura Gniewu, ale nie zawsze jest jak zorganizować coś na prawdę spektakularnego z zerowymi środkami i bez pomocy z zewnątrz (do której znowu nikt nie stoi w kolejce). Liczę, że zbliżająca się impreza, która zapowiada się na lepiej zorganizowaną, niż ta poprzednia, przyciągnie kilka nowych osób. A wtedy może się coś ruszy z bardziej intrygującymi rzeczami.
Bredzę sobie bez sensu chyba, ale cóż - cieszę się, że cokolwiek się dzieje i mam nadzieję, że powoli, powolutku MSK dojdzie do tego, by co tydzień odbywało się spotkanie klubowe, a raz w miesiącu coś niszczącego mózgi. Wtedy wszyscy byliby zadowoleni.
@kelen, nie rozumiem Twojego problemu, jak ci brakuje takich rzeczy i chcesz cos robic, to kierunek np. Biblioteka Uniwersytecka, zazwyczaj tak to sie robi, od podstaw, a podstawy to w Poznaniu akurat sa.
@Grzybiarz, co Wy w tym Krakowie z ta kasa? Byl ktokolwiek np. w MoCaKu pogadac czy sa zainteresowani wspolpraca i jakie maja mozliwosci?
Urzad Miejski zamykaja wam przed nosem?
Knajpy i hostele nie sa zainteresowane wspolpraca za promocje?
Rzut beretem jest Alvernia, nie da sie dowiedziec czy by w to nie weszli? (swoja droga, konwent w Alverni to by byla miazga)
Jezeli Atlas jest w stanie sponsorowac MFK, to nie dlatego, ze maja za duzo kasy, tylko dlatego, ze Mamut poszedl i znalazl sponsora.
Kasa do Was sama nie przyjdzie, ale z drugiej strony, jak jest wieksza grupa pasjonatow, to da sie sporo zrobic bez kasy, tylko trzeba sie porozgladac, a akurat w Krakowie jest gdzie sie porozgladac.
@turucorp Nie rozumiesz go, bo go nie ma :) przecież nie napisałem, że go mam. Kwestia czasu, nie będę się zabierał za coś, czemu nie mógłbym poświęcić odpowiedniej ilości czasu, to nie byłoby zbyt odpowiedzialne.
@Turu - nie wiem, nie jestem na tyle zaangażowany w działania Studia, by odpowiedzieć Ci na te pytania. Lubię po prostu przyjść, posłuchać, pogadać, cieszę się, że są. Podejrzewam, że skoro chłopaki działają już ponad rok, to nie siedzą z założonymi rękami i nie czekają aż w magiczny sposób pojawi się przed nimi sponsor. Gdyby tak było, to skończyłoby się na zwykłych, klubowych spotkaniach bez bardziej elektryzujących przerywników w stylu Sowy. Próbują coś ogarniać, ale jak widać nie jest to takie proste jak się może wydawać. Tak to przynajmniej widzę :)
Cześć wszystkim.
@Michał z Krk - szczerze podziwiam Waszą aktywność. Doskonale wiem, ile czasu zajmuje zorganizowanie jednego spotkania na miesiąc (przy całej masie innych rzeczy, które są na głowie w bibliotece), a Wy robicie niemal co tydzień i na każde macie inny plakat. Szacunek. Obserwuję Was od początku, kibicuję i naprawdę się cieszę, że idzie to w dobrą stronę. Po tak krótkim w sumie okresie istnienia macie na koncie naprawdę dużo.
@turucorp - dzięki za wspominanie o bibliotekach.
@kelen - jak się znajdzie czas, albo ludzie, zapraszam do BU w Poznaniu (jak zasugerował turucorp). Pierwotnie Spotkania Komiksowe i PDAK miały się odbywać w BU, ale chłopakom od SK nie pasowały dni, dlatego działali w WSJO, a ostatnio w Zamku. BU jest otwarta na współpracę.
Prześlij komentarz