Trzeba jednak zaznaczyć, że mimo tego iż luźna kontynuacja "Wyspy Skarbów" Stevensona jest komiksem mainstreamowym, to daleko jej do pozycji pokroju "Piratów z Karaibów". Nie ma tu ni krzty infantylizmu, a do oczarowania czytelnika twórcy nie potrzebują zagrywek rodem z blockbusterów. W komiksie Xaviera Dorisona i Mathieu Lauffeaya trudno szukać stycznych z poetyką Kina Nowej Przygody. Opowieść budowana jest głównie dialogami, akcja dzieje się w ciasnych kajutach, pomieszczeniach i na pokładzie. Nie ma abordaży i bitew morskich, jest za to krwawa rzeź w środku nocy i skrytobójstwo.
Nad wszystkim wisi apokaliptyczna atmosfera i nietrudno znaleźć tu analogię do "Jądra Ciemności", przez co pod warstwą frankofońskiego komiksu głównego nurtu siedzi gdzieś "Moby Dick" i duch przynależny kinu Herzoga. Z drugiej strony próżno szukać tu intelektualnego ciężaru, bo owe motywy funkcjonują na tej samej zasadzie, co zapożyczony z "Odysei kosmicznej" Monolit w "Szninklu" - czytelnik sam może sobie tutaj sporo dopowiedzieć, ale na dobrą sprawę może też odczytać "Long John Silvera" po prostu jako przygodową opowieść o piratach.
Już bardzo rzadko mam okazję obcować z tak klasycznym w formie europejskim komiksem. "Long John Silver", w przeciwieństwie do niedawno recenzowanej przeze mnie serii "Orbital", mógłby być narysowany wczoraj lub równie dobrze trzydzieści lat temu. Nie znajdziemy tu zapożyczonych z filmu metod opowiadania obrazem, czy dodających akcji dynamiki, a narracji szybkiego rytmu, quasi-amerykańskich sposobów komponowania plansz i kadrowania.
Chciałoby się powiedzieć, że "Long John Silver" to komiks przede wszystkim dobrze napisany, bo jeśli idzie o sekwencyjność pozbawiony jest fajerwerków, lecz podpierający fabułę realistyczny rysunek jest wysokich lotów i świetnie sprawuje swoją funkcję - jest swobodny, nieco niedbały, bardzo dobrze spajający narrację. Kolory (zdaje się że głównie akwarele), które osobiście położył sam rysownik, są stonowane i mroczne. Co istotne dla pirackiego komiksu - marynistyczne krajobrazy można by było wycinać i wieszać na ścianie. Zapierają dech i dorównują malarstwu tego sortu.
Po przeczytaniu trzech tomów "Long John Silvera" naszła mnie pewna refleksja. Ze względu na nadmierną eksploatację w poprzednich dwóch dekadach, cytaty i parafrazy w literaturze i kinie dotknęło zmęczenie materiału i obecnie nie działają już tak przekonująco. Komiks pozostaje dziś chyba jedyną dziedziną sztuki w której postmodernistyczne przetwarzanie dalej się sprawdza.
Paradoksalnie, po lekturze komiksu nie mamy wrażenia obcowania z przejaskrawioną, kiczowatą karykaturą - a tym najczęściej bywają współczesne filmy tego typu - a z prawdziwym, pełnym szacunku hołdem. To ciekawa zależność. Wystarczy porównać znakomity cykl "Murena" z iście komiksowym serialem "Rzym", "Usagi Yojimbo" z "Kill Billem" czy właśnie "Long John Silvera" z "Piratami z Karaibów".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz