I to już ostatnia część naszych podsumowań za rok 2012. Tym razem wypowiadają się szeroko pojęci krytycy. A miniony rok żegnamy. Było miło, ale minęło!
Przemysław Pawełek (dziennikarz Polskiego Radia):
Jak na czas kryzysu, to można chyba powiedzieć, że był to niezły rok, czyż nie? Ani medialne szopki, ani podniesienie VAT-u, ani cięcia budżetowe tu i tam, ani spowolnienie polskiej gospodarki nie zmieniły faktu, że działy się (i wychodziły) fajne rzeczy.
Na pewno wycofał się nieco Egmont, przestawiając się głównie na kontynuację znanych serii oraz reedycje ich starszych tomów (a jest tego trochę). Natura nie znosi jednak próżni. Centrala cały czas sprawia wrażenie nabierania wiatru w żagle, Timof i Kultura Gniewu świetnie sprawdzają się w tym, z czego są dobrze znani, a Taurus wziął na celownik rynek frankofoński. Nie poddają się mniejsze wydawnictwa, dalej swoje robią ziniarze. I bardzo dobrze. Ciekawych propozycji – ani z kraju, ani z za granicy – na pewno nie brakowało.
Ograniczę się tu tylko do paru tytułów, bo lista mogła by być zdecydowanie dłuższa. W końcu doczekaliśmy się "Zagubionych dziewcząt", jednego z ostatnich wielkich dzieł Alana Moore’a, którego brakowało na naszym rynku. Świetną rzeczą jest "Goliat" – prosty, lakoniczny, ale przewrotny, perełka dla tych fanów wizualnej narracji, którzy oczekują obrazkowej zabawy historią, nie akcji. Przypomniało o sobie wydawnictwo Mireki z "Wenus w futrze", co warto odnotować, bo na nadmiar Guido Crepaxa nigdy nie mogliśmy narzekać. Pojawił się "Dziki Gon" – jeden z najlepszych albumów o Hellboy`u. Są kolejne Batmany. Świetne debiuty zaliczyły Olga Wróbel i Agata Wawryniuk, udowadniając że nie trzeba histeryzować o komiksowej dyktaturze patriarchatu, bo miejsce dla kobiet na naszym wątłym poletku jest, wystarczy że zaproponują one coś wartościowego. Tak też jest w tych przypadkach. Rafał Szłapa domknął trylogię "Blera", przekonując że klimaty superbohaterskie nie muszą być tak oderwane od polskiej kultury, wystarczy wiedzieć jak je ugryźć. Z drugiej strony doczekaliśmy się też konwencjonalnego podejścia do trykociarstwa po polsku, pod postacią "Białego Orła". Zobaczymy, co dalej z tego wyniknie.
Rok 2012 nie miał dla niektórych litości. Z rynku papierowych wydań znikł "Konstrukt" i "Henryk Kaydan". Do histerii niektórych doprowadziło wydawnictwo Hachette, najpierw zapowiadając cykl komiksów Marvela za ludzką, jak na nasze warunki cenę, potem ograniczając się do wąskiej dystrybucji w wyselekcjonowanych miastach, by zniknąć i odrodzić się w całej Polsce niczym mityczny, czy też marvelowski, Feniks. Niepocieszeni fani zeszytówek smarczący po kątach, nieutulone w żalu sieroty po TM-Semic, w końcu mają swoją stałą porcję historyjek o superherosach, i pozostaje mieć nadzieje, że nie skończy się jak z Dobrym Komiksem. Nie mogło oczywiście zabraknąć skandalu – lubelskie bilety przywróciły wiarę, że tematyką komiksu mogą się zająć mainstreamowe media. Fajnie jednak by medialna szopka mogła się kiedyś skupić też na pozytywnych walorach tego typu akcji. Można dostrzec tu jednak pozytyw – Maciej Pałka i Dominik Szcześniak wysoko ustawili poprzeczkę w temacie nakładów. Kolejna sprawa to nieszczęsne ceny. Ja rozumiem, że rynek, że nakłady, że objętość komiksów, ale albumy powyżej 50 złotych, albo nawet i za 100, stały się już normą. To boli.
Moja wyliczanka wydaje mi się przydługa i nużąca. Prawda jest taka, że sporo się działo, pojawiły się fajne albumy, polscy komiksiarze nie zrażają się niszowością medium i dalej robią swoje, ale niczym szczególnym ten rok się dla mnie nie wyróżniał. Obawiam się tylko, że mógł to być ostatni tak dobry rok dla polskiego komiksu (i komiksu w Polsce) w ostatnim czasie. Jak prognozują ekonomiści, starzy górale i świstaki, dopiero teraz ma w nas pieprznąć kryzys. Odczują to wydawnictwa, odczujemy to my, czytacze, a potem jeszcze bardziej odczują to wydawnictwa. I będzie krucho.
Obym był w błędzie.
Paweł Deptuch (komiksowy publicysta "Nowej Fantastyki"):
Pomimo czarnowidztwa, jakie towarzyszyło w roku 2011, 2012 był pod wieloma względami lepszy i ciekawszy na naszym rynku. Po pierwsze otrzymaliśmy do rąk chyba rekordową ilość publikacji, a po drugie, ich jakość wcale nie ustępowała ilości i różnorodności. Co prawda mam jeszcze spore zaległości czytelnicze za tamten rok, ale kilka tytułów bardzo utkwiło mi w pamięci. Przede wszystkim "Szkicownik" Śledzia od chłopaków z ATY. Kolejny znakomitej jakości artbook, będący jednocześnie olbrzymią skarbnicą wiedzy. "Orbital" od Taurusa, bardzo zgrabnie narysowane i opowiedziane s-f w klasycznym wydaniu. Ostatni "Bler" od Rafała Szłapy, czyli superhero w bardziej interesującej odsłonie, niż marvele czy dc. Oraz „House of M”, czyli pierwszy ważny event z Marvela.
Cieszy fakt, że szczęśliwego końca doczekuje "Pluto" i "Battle Royale", że nadal wydawane są rewelacyjne "Baśnie", "Żywe Trupy" i "Hellboy", że od czasu do czasu pojawiają się takie tytuły jak "Pictures that Tick", "Daytripper", "Yorgi", a za chwilę do kiosków zawitają komiksy Marvela. Miłym zaskoczeniem był też kolejny "Koziorożec" od Manzoku, które albo ma pośmiertne drgawki, albo próbuje wrócić do życia.
Po raz kolejny napomknę też o wydawnictwach mangowych, które coraz częściej starają się wyjść poza własny krąg. Mam tu w szczególności na uwadze JPF, które w roku 2012 co prawda dało na tym polu ciała, ale w 2013 uderzy w moje ulubione struny, czyli grozę (kolejne tytuły Junji Ito – "Gyo" i "Black Paradox") i s-f ("7 Billion Needles"), by zaraz potem zaprezentować nam twórczość Tsutomu Nihei i kolejne tytuły Masamune Shirow. Szkoda jedynie "Domu" Otomo, który zablokował wydania swoich mang poza Japonią… Warto też zwrócić uwagę i porównać popularność, jaką cieszy się u nas komiks wschodni i zachodni na przykładzie takiego Facebooka. Profile JPF i Waneko mają po ok. 10 tyś. obserwatorów a tymczasem Mucha, Timof, Taurus, Ważka razem wzięte ledwo przekraczają 1 tysiąc (wyjątkiem jest Kultura Gniewu).Ot, taka zwykła obserwacja, ale o czym to świadczy?
Jeśli chodzi o rynek zagraniczny, to nadal głęboko siedzę w "Invincible" Kirkmana, który wciąż dostarcza mi najwyższej jakości rozrywki super-hero. Do tego stopnia, że praktycznie przestałem sięgać po inne tytuły tego gatunku. Bardzo miło zaskakuje mnie cały czas Image Comics, które co rusz wydaje bardzo interesujące tytuły. Ostatnio jaram się "Prophetem" Brandona Grahama, "Planetoidem" Kena Garinga, "Sagą" Vaughana, "Manhattan Projects" Hickmana, "Fatale" Brubakera, "Lutherem Strode" Jordana. Większość z nich to science-fiction najwyższej próby, a kolejka z następnymi nie maleje. Ciekawym doświadczeniem są też dla mnie tytuły ze zrestartowanego Valiant Comics. Nie są to co prawda jakieś nadzwyczajne pozycje, ale przyznam, że na tyle interesujące, że nadal po nie sięgam. Zgrabnie narysowane i przyzwoicie opowiedziane. Najciekawsze w tej chwili to "Harbinger", "Archer & Armstrong" i "Shadowman".
Żałuję, że tak marnie IDW radzi sobie z revampowanymi "Żółwiami Ninja". Jedne z najciekawszych postaci niezależnych trafiły w trybiki wielkich machin korporacyjnych i już nie są tym, czym były w runie Jima Lawsona pod pieczą Petera Lairda. Co prawda do ich współtworzenia powrócił Kevin Eastman, ale tak naprawdę niewiele ma do powiedzenia w temacie (tyle, że robi fajne okładki). Obecnie komiksowe "TMNT" to taka mieszanka oryginalnych pomysłów z vol.1 z „oryginalnymi” pomysłami z serialu animowanego z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Widać, że twórcy nie mogą się zdecydować czy uderzyć w poważne tony czy te bardziej młodzieżowe. Znacznie lepiej na ich tle wypada serial robiony przez Nickelodeon, który ma określony target a przy tym jest fantastycznym widowiskiem, pełnym akcji i humoru.
W 2012 swoje 35-lecie obchodził kolejny z moich ulubionych bohaterów, a mianowicie Sędzia Dredd. Z tej okazji IDW postanowiło przygotować swoją wersję przygód stróża prawa z przyszłości i wydawać go, jako zeszytowy on-going na rynku amerykańskim. Po dwóch odcinkach mogę stwierdzić jedynie, że Amerykanie kompletnie nie rozumieją i nie czują tej postaci. Jest to żenująco słabe i w ogóle nie nadaje się do czytania. Po zakończeniu pierwszej opowieści podziękuję i wrócę do kompletowania "Complete Case Files".
Ten komiksowy rok był równie udany w kinach. Pojawiło się siedem adaptacji ("Ghost Rider 2", "Amazing Spider-Man", "Avengers", "Mroczny Rycerz Powstaje", "MiB3", "Dredd", kolejny "Asterix i Obelix") i dwa tytuły około-komiksowe ("Kronika" i "Comic-Con"). Dla mnie filmem roku został Dredd, niestety mocno niedoceniony i raczej z marnymi szansami na sequel. Świetnie zrealizowane, piękne, męskie, proste kino. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem była też "Kronika" Maxa Landisa – niskobudżetówka o chłopaczkach z mocami i ze scenami, jak z Akiry. "Avengersi" też byli fajni. "Batman" też. I "Spider-Man".
Rok 2013 na pewno zapadnie w pamięć miłośnikom peleryniarzy. Hatchette wydaje Marvela, a Egmont wraca do DC. Zapowiedzi wydawców niezależnych są jeszcze ciekawsze i zdaje się, że trwający już rok będzie znowu lepszy od minionego.
Tomasz Pstrągowski (redaktor naczelny Komiksomanii):
Zgadzam się z Karolem Konwerskim, że 2012 rok był przede wszystkim rokiem kobiet. Dwa najgłośniejsze i najbardziej ambitne artystycznie albumy tego roku są ich autorstwa. Mowa oczywiście o "Ciemnej stronie księżyca" Olgi Wróbel i "Rozmówkach polsko-angielskich" Agaty Wawryniuk. I choć komiks Wróbel mi się nie podobał, to doceniam zamysł i szczerość. Za to komiksowi Wawryniuk nic zarzucić nie można i jest to dla nie tylko polski komiks 2012, ale i jedno z największych zaskoczeń w karierze.
Poza tym mamy jeszcze "Polski komiks kobiecy" pod redakcją Kingi Kuczyńskiej (trochę nie wypada mi komplementować, bo to moja przyjaciółka, ale wiedzcie, że jest co komplementować), drugi album Agaty Bary, świetne "Dzieci i ludzi" Marzeny Sowy, w końcu album Slo na papierze (niestety jeszcze nie czytałem, mam nadzieję, że dobre), wystawę i album kobiecych komiksów autobiograficznych od Centrali…
Dla odmiany, mężczyźni głównie mnie w tym roku rozczarowywali. Nie spodobały mi się nowe "Rewolucje" Skutnika i Szyłaka, całkowicie nie trawię pierwszego samodzielnego albumu Marcina Podolca, rozczarował mnie "NeST", zasmuciły "Bezdomne wampiry", a "Bler" zranił niemal fizycznie (taki potencjał!). Boli mnie także przedłużające się milczenie dwóch najzdolniejszych twórców "Produktu" - Karola Kalinowskiego i Michała Śledzińskiego. O ile pierwszy przynajmniej niczego nie obiecywał, to Śledziu zaliczył kolejny rok bez "Na szybko spisane 3".
Jeżeli chodzi o rynek, to cieszy mnie, że moje pesymistyczne prognozy z poprzedniego podsumowania się nie sprawdziły. Rodzimi wydawcy poradzili sobie z kryzysem zaskakująco dobrze. Wysoką formę utrzymują Timof Comics i Kultura Gniewu (wydawanie ciężkich, drogich arcydzieł gatunku widocznie się opłaca), naprawdę ciekawe rzeczy zaczęła wydawać Centrala, Post wciąż atakuje rzadko, ale jak już to perełką w stylu "Parentezy" (obcojęzyczny komiks roku!), nie rozumiem trochę wyborów Taurus Media, ale widocznie ktoś oszacował, że wydawanie europejskich średniaków się opłaca. Nawet propozycje Muchy w 2012 były jakieś takie bardziej strawne dla kogoś, kto facetów w trykotach niespecjalnie rozumie (zwłaszcza "All-Star Superman"). I tylko Egmontu żal, który coraz bardziej zwija swoje komiksowe skrzydło. Może ewentualny sukces kioskowych superherosów odwróci ten trend?
Łukasz J. Chmielewski (redaktor naczelny Alei Komiksu):
Wśród wielu ciekawych i ważnych wydarzeń, jakie miały miejsce w 2012 roku, na szczególną uwagę zasługują zmiany oferty wydawniczej. Największy wydawca na rynku, czyli Egmont, ograniczył swój katalog, ale inne wydawnictwa nie zwolniły kroku. Widać to zwłaszcza po zapowiedziach na 2013 rok. Efektem tych zmian może być nowy rozkład sił na polskim rynku komiksowym, który zaczął powoli rysować się już w 2012 roku. Egmont zaczął tracić mocarstwową pozycję. Odzyskać będzie mu ją trudno, bo ani Kultura Gniewu, ani Timof, ani Centrala, ani Taurus Media, które przejęło tytuły, z których wielki E zrezygnował, nie odpuszczą i powalczą o to, żeby ich działalność była jeszcze bardziej komercyjna.
Na rynku pojawił też się niespodziewanie nowy gracz. Hachette, z tanimi komiksami z oferty Marvela, może również sporo namieszać. Ciekawe, czy Musze uda się to przetrwać i czy zrobi się trochę więcej miejsca na rynku dla super-hero? Na zeszytówki bym jednak nie liczył, rynek odrzucił je w polskiej wersji dość wyraźnie. Ten format nie zniknie jednak w 100%. Choć Egmont wycofał się z mang, to ten segment rynku dobrze się trzyma. Około 1/4 wydanych wszystkich komiksów w Polsce w 2012 roku stanowił ten rodzaj komiksu. Powstały dwa nowe, specjalistyczne wydawnictwa. Wymowne spowolnienie Hanami, które kontynuuje jedynie zaczęte serie, wskazuje jednak, że manga dla dorosłych nie przyjęła się.
Bardzo ciekawym zjawiskiem, jakie można było zaobserwować w 2012 roku, było efektowne przełamanie maskulinizacji polskiego komiksu. Kobiety sięgnęły po mazaki i tablety zdecydowanie i w bardzo dobrym stylu. Nie dziwne, że okupują pierwsze miejsca mojego rankingu polskich komiksów. Najlepszy komiksem 2012 roku jest dla mnie "Ogród" Agaty Bary, albumową debiutantką roku i największym wydarzeniem zaś "Rozmówki polsko-angielskie" Agaty Wawryniuk.
Na pewno wycofał się nieco Egmont, przestawiając się głównie na kontynuację znanych serii oraz reedycje ich starszych tomów (a jest tego trochę). Natura nie znosi jednak próżni. Centrala cały czas sprawia wrażenie nabierania wiatru w żagle, Timof i Kultura Gniewu świetnie sprawdzają się w tym, z czego są dobrze znani, a Taurus wziął na celownik rynek frankofoński. Nie poddają się mniejsze wydawnictwa, dalej swoje robią ziniarze. I bardzo dobrze. Ciekawych propozycji – ani z kraju, ani z za granicy – na pewno nie brakowało.
Ograniczę się tu tylko do paru tytułów, bo lista mogła by być zdecydowanie dłuższa. W końcu doczekaliśmy się "Zagubionych dziewcząt", jednego z ostatnich wielkich dzieł Alana Moore’a, którego brakowało na naszym rynku. Świetną rzeczą jest "Goliat" – prosty, lakoniczny, ale przewrotny, perełka dla tych fanów wizualnej narracji, którzy oczekują obrazkowej zabawy historią, nie akcji. Przypomniało o sobie wydawnictwo Mireki z "Wenus w futrze", co warto odnotować, bo na nadmiar Guido Crepaxa nigdy nie mogliśmy narzekać. Pojawił się "Dziki Gon" – jeden z najlepszych albumów o Hellboy`u. Są kolejne Batmany. Świetne debiuty zaliczyły Olga Wróbel i Agata Wawryniuk, udowadniając że nie trzeba histeryzować o komiksowej dyktaturze patriarchatu, bo miejsce dla kobiet na naszym wątłym poletku jest, wystarczy że zaproponują one coś wartościowego. Tak też jest w tych przypadkach. Rafał Szłapa domknął trylogię "Blera", przekonując że klimaty superbohaterskie nie muszą być tak oderwane od polskiej kultury, wystarczy wiedzieć jak je ugryźć. Z drugiej strony doczekaliśmy się też konwencjonalnego podejścia do trykociarstwa po polsku, pod postacią "Białego Orła". Zobaczymy, co dalej z tego wyniknie.
Rok 2012 nie miał dla niektórych litości. Z rynku papierowych wydań znikł "Konstrukt" i "Henryk Kaydan". Do histerii niektórych doprowadziło wydawnictwo Hachette, najpierw zapowiadając cykl komiksów Marvela za ludzką, jak na nasze warunki cenę, potem ograniczając się do wąskiej dystrybucji w wyselekcjonowanych miastach, by zniknąć i odrodzić się w całej Polsce niczym mityczny, czy też marvelowski, Feniks. Niepocieszeni fani zeszytówek smarczący po kątach, nieutulone w żalu sieroty po TM-Semic, w końcu mają swoją stałą porcję historyjek o superherosach, i pozostaje mieć nadzieje, że nie skończy się jak z Dobrym Komiksem. Nie mogło oczywiście zabraknąć skandalu – lubelskie bilety przywróciły wiarę, że tematyką komiksu mogą się zająć mainstreamowe media. Fajnie jednak by medialna szopka mogła się kiedyś skupić też na pozytywnych walorach tego typu akcji. Można dostrzec tu jednak pozytyw – Maciej Pałka i Dominik Szcześniak wysoko ustawili poprzeczkę w temacie nakładów. Kolejna sprawa to nieszczęsne ceny. Ja rozumiem, że rynek, że nakłady, że objętość komiksów, ale albumy powyżej 50 złotych, albo nawet i za 100, stały się już normą. To boli.
Moja wyliczanka wydaje mi się przydługa i nużąca. Prawda jest taka, że sporo się działo, pojawiły się fajne albumy, polscy komiksiarze nie zrażają się niszowością medium i dalej robią swoje, ale niczym szczególnym ten rok się dla mnie nie wyróżniał. Obawiam się tylko, że mógł to być ostatni tak dobry rok dla polskiego komiksu (i komiksu w Polsce) w ostatnim czasie. Jak prognozują ekonomiści, starzy górale i świstaki, dopiero teraz ma w nas pieprznąć kryzys. Odczują to wydawnictwa, odczujemy to my, czytacze, a potem jeszcze bardziej odczują to wydawnictwa. I będzie krucho.
Obym był w błędzie.
Paweł Deptuch (komiksowy publicysta "Nowej Fantastyki"):
Pomimo czarnowidztwa, jakie towarzyszyło w roku 2011, 2012 był pod wieloma względami lepszy i ciekawszy na naszym rynku. Po pierwsze otrzymaliśmy do rąk chyba rekordową ilość publikacji, a po drugie, ich jakość wcale nie ustępowała ilości i różnorodności. Co prawda mam jeszcze spore zaległości czytelnicze za tamten rok, ale kilka tytułów bardzo utkwiło mi w pamięci. Przede wszystkim "Szkicownik" Śledzia od chłopaków z ATY. Kolejny znakomitej jakości artbook, będący jednocześnie olbrzymią skarbnicą wiedzy. "Orbital" od Taurusa, bardzo zgrabnie narysowane i opowiedziane s-f w klasycznym wydaniu. Ostatni "Bler" od Rafała Szłapy, czyli superhero w bardziej interesującej odsłonie, niż marvele czy dc. Oraz „House of M”, czyli pierwszy ważny event z Marvela.
Cieszy fakt, że szczęśliwego końca doczekuje "Pluto" i "Battle Royale", że nadal wydawane są rewelacyjne "Baśnie", "Żywe Trupy" i "Hellboy", że od czasu do czasu pojawiają się takie tytuły jak "Pictures that Tick", "Daytripper", "Yorgi", a za chwilę do kiosków zawitają komiksy Marvela. Miłym zaskoczeniem był też kolejny "Koziorożec" od Manzoku, które albo ma pośmiertne drgawki, albo próbuje wrócić do życia.
Po raz kolejny napomknę też o wydawnictwach mangowych, które coraz częściej starają się wyjść poza własny krąg. Mam tu w szczególności na uwadze JPF, które w roku 2012 co prawda dało na tym polu ciała, ale w 2013 uderzy w moje ulubione struny, czyli grozę (kolejne tytuły Junji Ito – "Gyo" i "Black Paradox") i s-f ("7 Billion Needles"), by zaraz potem zaprezentować nam twórczość Tsutomu Nihei i kolejne tytuły Masamune Shirow. Szkoda jedynie "Domu" Otomo, który zablokował wydania swoich mang poza Japonią… Warto też zwrócić uwagę i porównać popularność, jaką cieszy się u nas komiks wschodni i zachodni na przykładzie takiego Facebooka. Profile JPF i Waneko mają po ok. 10 tyś. obserwatorów a tymczasem Mucha, Timof, Taurus, Ważka razem wzięte ledwo przekraczają 1 tysiąc (wyjątkiem jest Kultura Gniewu).Ot, taka zwykła obserwacja, ale o czym to świadczy?
Jeśli chodzi o rynek zagraniczny, to nadal głęboko siedzę w "Invincible" Kirkmana, który wciąż dostarcza mi najwyższej jakości rozrywki super-hero. Do tego stopnia, że praktycznie przestałem sięgać po inne tytuły tego gatunku. Bardzo miło zaskakuje mnie cały czas Image Comics, które co rusz wydaje bardzo interesujące tytuły. Ostatnio jaram się "Prophetem" Brandona Grahama, "Planetoidem" Kena Garinga, "Sagą" Vaughana, "Manhattan Projects" Hickmana, "Fatale" Brubakera, "Lutherem Strode" Jordana. Większość z nich to science-fiction najwyższej próby, a kolejka z następnymi nie maleje. Ciekawym doświadczeniem są też dla mnie tytuły ze zrestartowanego Valiant Comics. Nie są to co prawda jakieś nadzwyczajne pozycje, ale przyznam, że na tyle interesujące, że nadal po nie sięgam. Zgrabnie narysowane i przyzwoicie opowiedziane. Najciekawsze w tej chwili to "Harbinger", "Archer & Armstrong" i "Shadowman".
Żałuję, że tak marnie IDW radzi sobie z revampowanymi "Żółwiami Ninja". Jedne z najciekawszych postaci niezależnych trafiły w trybiki wielkich machin korporacyjnych i już nie są tym, czym były w runie Jima Lawsona pod pieczą Petera Lairda. Co prawda do ich współtworzenia powrócił Kevin Eastman, ale tak naprawdę niewiele ma do powiedzenia w temacie (tyle, że robi fajne okładki). Obecnie komiksowe "TMNT" to taka mieszanka oryginalnych pomysłów z vol.1 z „oryginalnymi” pomysłami z serialu animowanego z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Widać, że twórcy nie mogą się zdecydować czy uderzyć w poważne tony czy te bardziej młodzieżowe. Znacznie lepiej na ich tle wypada serial robiony przez Nickelodeon, który ma określony target a przy tym jest fantastycznym widowiskiem, pełnym akcji i humoru.
W 2012 swoje 35-lecie obchodził kolejny z moich ulubionych bohaterów, a mianowicie Sędzia Dredd. Z tej okazji IDW postanowiło przygotować swoją wersję przygód stróża prawa z przyszłości i wydawać go, jako zeszytowy on-going na rynku amerykańskim. Po dwóch odcinkach mogę stwierdzić jedynie, że Amerykanie kompletnie nie rozumieją i nie czują tej postaci. Jest to żenująco słabe i w ogóle nie nadaje się do czytania. Po zakończeniu pierwszej opowieści podziękuję i wrócę do kompletowania "Complete Case Files".
Ten komiksowy rok był równie udany w kinach. Pojawiło się siedem adaptacji ("Ghost Rider 2", "Amazing Spider-Man", "Avengers", "Mroczny Rycerz Powstaje", "MiB3", "Dredd", kolejny "Asterix i Obelix") i dwa tytuły około-komiksowe ("Kronika" i "Comic-Con"). Dla mnie filmem roku został Dredd, niestety mocno niedoceniony i raczej z marnymi szansami na sequel. Świetnie zrealizowane, piękne, męskie, proste kino. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem była też "Kronika" Maxa Landisa – niskobudżetówka o chłopaczkach z mocami i ze scenami, jak z Akiry. "Avengersi" też byli fajni. "Batman" też. I "Spider-Man".
Rok 2013 na pewno zapadnie w pamięć miłośnikom peleryniarzy. Hatchette wydaje Marvela, a Egmont wraca do DC. Zapowiedzi wydawców niezależnych są jeszcze ciekawsze i zdaje się, że trwający już rok będzie znowu lepszy od minionego.
Tomasz Pstrągowski (redaktor naczelny Komiksomanii):
Zgadzam się z Karolem Konwerskim, że 2012 rok był przede wszystkim rokiem kobiet. Dwa najgłośniejsze i najbardziej ambitne artystycznie albumy tego roku są ich autorstwa. Mowa oczywiście o "Ciemnej stronie księżyca" Olgi Wróbel i "Rozmówkach polsko-angielskich" Agaty Wawryniuk. I choć komiks Wróbel mi się nie podobał, to doceniam zamysł i szczerość. Za to komiksowi Wawryniuk nic zarzucić nie można i jest to dla nie tylko polski komiks 2012, ale i jedno z największych zaskoczeń w karierze.
Poza tym mamy jeszcze "Polski komiks kobiecy" pod redakcją Kingi Kuczyńskiej (trochę nie wypada mi komplementować, bo to moja przyjaciółka, ale wiedzcie, że jest co komplementować), drugi album Agaty Bary, świetne "Dzieci i ludzi" Marzeny Sowy, w końcu album Slo na papierze (niestety jeszcze nie czytałem, mam nadzieję, że dobre), wystawę i album kobiecych komiksów autobiograficznych od Centrali…
Dla odmiany, mężczyźni głównie mnie w tym roku rozczarowywali. Nie spodobały mi się nowe "Rewolucje" Skutnika i Szyłaka, całkowicie nie trawię pierwszego samodzielnego albumu Marcina Podolca, rozczarował mnie "NeST", zasmuciły "Bezdomne wampiry", a "Bler" zranił niemal fizycznie (taki potencjał!). Boli mnie także przedłużające się milczenie dwóch najzdolniejszych twórców "Produktu" - Karola Kalinowskiego i Michała Śledzińskiego. O ile pierwszy przynajmniej niczego nie obiecywał, to Śledziu zaliczył kolejny rok bez "Na szybko spisane 3".
Jeżeli chodzi o rynek, to cieszy mnie, że moje pesymistyczne prognozy z poprzedniego podsumowania się nie sprawdziły. Rodzimi wydawcy poradzili sobie z kryzysem zaskakująco dobrze. Wysoką formę utrzymują Timof Comics i Kultura Gniewu (wydawanie ciężkich, drogich arcydzieł gatunku widocznie się opłaca), naprawdę ciekawe rzeczy zaczęła wydawać Centrala, Post wciąż atakuje rzadko, ale jak już to perełką w stylu "Parentezy" (obcojęzyczny komiks roku!), nie rozumiem trochę wyborów Taurus Media, ale widocznie ktoś oszacował, że wydawanie europejskich średniaków się opłaca. Nawet propozycje Muchy w 2012 były jakieś takie bardziej strawne dla kogoś, kto facetów w trykotach niespecjalnie rozumie (zwłaszcza "All-Star Superman"). I tylko Egmontu żal, który coraz bardziej zwija swoje komiksowe skrzydło. Może ewentualny sukces kioskowych superherosów odwróci ten trend?
Łukasz J. Chmielewski (redaktor naczelny Alei Komiksu):
Wśród wielu ciekawych i ważnych wydarzeń, jakie miały miejsce w 2012 roku, na szczególną uwagę zasługują zmiany oferty wydawniczej. Największy wydawca na rynku, czyli Egmont, ograniczył swój katalog, ale inne wydawnictwa nie zwolniły kroku. Widać to zwłaszcza po zapowiedziach na 2013 rok. Efektem tych zmian może być nowy rozkład sił na polskim rynku komiksowym, który zaczął powoli rysować się już w 2012 roku. Egmont zaczął tracić mocarstwową pozycję. Odzyskać będzie mu ją trudno, bo ani Kultura Gniewu, ani Timof, ani Centrala, ani Taurus Media, które przejęło tytuły, z których wielki E zrezygnował, nie odpuszczą i powalczą o to, żeby ich działalność była jeszcze bardziej komercyjna.
Na rynku pojawił też się niespodziewanie nowy gracz. Hachette, z tanimi komiksami z oferty Marvela, może również sporo namieszać. Ciekawe, czy Musze uda się to przetrwać i czy zrobi się trochę więcej miejsca na rynku dla super-hero? Na zeszytówki bym jednak nie liczył, rynek odrzucił je w polskiej wersji dość wyraźnie. Ten format nie zniknie jednak w 100%. Choć Egmont wycofał się z mang, to ten segment rynku dobrze się trzyma. Około 1/4 wydanych wszystkich komiksów w Polsce w 2012 roku stanowił ten rodzaj komiksu. Powstały dwa nowe, specjalistyczne wydawnictwa. Wymowne spowolnienie Hanami, które kontynuuje jedynie zaczęte serie, wskazuje jednak, że manga dla dorosłych nie przyjęła się.
Bardzo ciekawym zjawiskiem, jakie można było zaobserwować w 2012 roku, było efektowne przełamanie maskulinizacji polskiego komiksu. Kobiety sięgnęły po mazaki i tablety zdecydowanie i w bardzo dobrym stylu. Nie dziwne, że okupują pierwsze miejsca mojego rankingu polskich komiksów. Najlepszy komiksem 2012 roku jest dla mnie "Ogród" Agaty Bary, albumową debiutantką roku i największym wydarzeniem zaś "Rozmówki polsko-angielskie" Agaty Wawryniuk.
1 komentarz:
"w końcu album Slo na papierze (niestety jeszcze nie czytałem, mam nadzieję, że dobre)"
No niestety chyba nie, a szkoda.
Prześlij komentarz