Legion uzbrojonych w czerwone włócznie i zakutych w metalowe zbroje, groźnie wyglądających obcych. Za ich plecami - dziwna, futurystyczna budowla w kulistym kształcie z wystrzeliwującym w górę mechanizmem, który stanowi tło dla loga komiksu. To z kolei narysowane zostało w stylu charakterystycznym dla estetyki heavy-metalowych zespołów z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
W tym przypadku okładka mówi wszytko - " Exodus" autorstwa Roberta Zaręby (scenariusz) i Jacka Brodnickiego (rysunki) to rasowa komiksowa pulpa. Tania, kiczowata science-fiction z laserami, międzygalaktycznymi intrygami, potężnym super-robotem i szalonym, złym kosmicznym tyranem. Komiks, rozczłonkowany na mniejsze epizody, był pierwotnie publikowany na łamach "Magazynu Fantastycznego". Choć powstał w okolicach 2003 roku i towarzyszył "MF" od pierwszego numeru dopiero teraz, na początku 2013 roku doczekał się wydania albumowego. Nie wiem co stanęło na przeszkodzie publikacji w 2010 roku, kiedy zapowiadano jego premierę na Warszawskie Spotkania Komiksowego.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po wzięciu komiksu do ręku (po okładce, oczywiście) jest jego oprawa graficzna. W kresce Jacka Brodnickiego widzę pewne inspiracje twórczością Juana Gimeneza i Phillipe Druilleta, ale zestawianie polskiego artysty z wielkimi klasykami komiksu europejskiego się nie godzi. Brodnickiemu brakuj jeszcze dużo, aby można uznać go choćby za sprawnego rzemieślnika. Ma chęci, ale bardzo często mu po prostu nie wychodzi. Jego kreska jest bardzo mało zróżnicowana, brakuje jej dokładności i zwyczajnej atrakcyjności, która przyciąga czytelników do tego typu pozycji. Kuleje niemal wszystko, choć pewne podstawowe chwyty na podstawowym poziomie Brodnicki ma opanowane.
Na szczęście braki Brodnickiego nadrabia Zaręba. Dzięki jego dość rozbudowanej, literackiej narracji akcja wartko pędzi do przodu. Czytelnik wciągnięty w kolejne perypetie czwórki niesfornych terian, którym udało się przeżyć zagładę rodzimej planety nieco zapomina (albo przynajmniej odwraca wzrok) od rysowniczych niedoróbek, dając się ponieść historii. Ta jest bardzo sprawnie napisana, dzieje się dużo i szybko, lasery strzelają, statki latają, a w tle przemykają nawet gołe cyce. Temu komiksowemu science-fiction klasy B z całym swoim pulpowym urokiem bliżej jednak do amerykańskiego "Heavy Metalu", niż francuskiego "Metal Hurlanta". Dobrym tropem może być nasze "Biocosmosis", które jednak umiejscowiłbym o półkę wyżej, i nieco zapomniany dziś "Świat kropli". Jeśli te pozycje przypadły Wam do gustu, to "Exodus" ma u Was jakieś szanse. Ale tylko wtedy, gdy łykniecie go z całym dobrodziejstwem oldskulowego inwentarza.
Znowu w przypadku Wydawnictwa Roberta Zaręby muszę przyczepić się do jakości edytorskiej. Czerń znowu wygląda fatalnie. Wystarczy porównać to, co zostało wydrukowane z tym, co zaprezentowana na przykładowych planszach w sieci. Album wygląda po prostu okropnie blado.
Pamiętam jeszcze, kiedy postać Roberta Zaręby i publikacje, jakie ukazywały się pod szyldem najpierw "Magazynu Fantastycznego", a potem "Strefy Komiksu" budziły kontrowersje w komiksowie. Oczywiście, więcej w tych forumowych sporach było wycieczek osobistych, niż rzetelnej krytyki, ale wydaje mi się, że dla ówczesnego czytelnika estetyka takiego "Exodusu" była niezjadliwa. Nikt tego wtedy nie kupował B-klasowego sci-fi, choć trzeba uczciwie przyznać, że komiksowi Zaręby i Brodnickiego można sporo zarzucić. Nie jest to dzieło formatu "Barbarelli", "Flasha Gordona" czy trzymając się nieco bardziej komiksowych przykładów - "Dena" albo "RanXeroxa". Nie wiem jaka dziś jest recepcja oferty Strefy Komiksu, bo w sieci próżno szukać recenzji czy czytelniczych reakcji na te pozycje...
W tym przypadku okładka mówi wszytko - " Exodus" autorstwa Roberta Zaręby (scenariusz) i Jacka Brodnickiego (rysunki) to rasowa komiksowa pulpa. Tania, kiczowata science-fiction z laserami, międzygalaktycznymi intrygami, potężnym super-robotem i szalonym, złym kosmicznym tyranem. Komiks, rozczłonkowany na mniejsze epizody, był pierwotnie publikowany na łamach "Magazynu Fantastycznego". Choć powstał w okolicach 2003 roku i towarzyszył "MF" od pierwszego numeru dopiero teraz, na początku 2013 roku doczekał się wydania albumowego. Nie wiem co stanęło na przeszkodzie publikacji w 2010 roku, kiedy zapowiadano jego premierę na Warszawskie Spotkania Komiksowego.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po wzięciu komiksu do ręku (po okładce, oczywiście) jest jego oprawa graficzna. W kresce Jacka Brodnickiego widzę pewne inspiracje twórczością Juana Gimeneza i Phillipe Druilleta, ale zestawianie polskiego artysty z wielkimi klasykami komiksu europejskiego się nie godzi. Brodnickiemu brakuj jeszcze dużo, aby można uznać go choćby za sprawnego rzemieślnika. Ma chęci, ale bardzo często mu po prostu nie wychodzi. Jego kreska jest bardzo mało zróżnicowana, brakuje jej dokładności i zwyczajnej atrakcyjności, która przyciąga czytelników do tego typu pozycji. Kuleje niemal wszystko, choć pewne podstawowe chwyty na podstawowym poziomie Brodnicki ma opanowane.
Na szczęście braki Brodnickiego nadrabia Zaręba. Dzięki jego dość rozbudowanej, literackiej narracji akcja wartko pędzi do przodu. Czytelnik wciągnięty w kolejne perypetie czwórki niesfornych terian, którym udało się przeżyć zagładę rodzimej planety nieco zapomina (albo przynajmniej odwraca wzrok) od rysowniczych niedoróbek, dając się ponieść historii. Ta jest bardzo sprawnie napisana, dzieje się dużo i szybko, lasery strzelają, statki latają, a w tle przemykają nawet gołe cyce. Temu komiksowemu science-fiction klasy B z całym swoim pulpowym urokiem bliżej jednak do amerykańskiego "Heavy Metalu", niż francuskiego "Metal Hurlanta". Dobrym tropem może być nasze "Biocosmosis", które jednak umiejscowiłbym o półkę wyżej, i nieco zapomniany dziś "Świat kropli". Jeśli te pozycje przypadły Wam do gustu, to "Exodus" ma u Was jakieś szanse. Ale tylko wtedy, gdy łykniecie go z całym dobrodziejstwem oldskulowego inwentarza.
Znowu w przypadku Wydawnictwa Roberta Zaręby muszę przyczepić się do jakości edytorskiej. Czerń znowu wygląda fatalnie. Wystarczy porównać to, co zostało wydrukowane z tym, co zaprezentowana na przykładowych planszach w sieci. Album wygląda po prostu okropnie blado.
Pamiętam jeszcze, kiedy postać Roberta Zaręby i publikacje, jakie ukazywały się pod szyldem najpierw "Magazynu Fantastycznego", a potem "Strefy Komiksu" budziły kontrowersje w komiksowie. Oczywiście, więcej w tych forumowych sporach było wycieczek osobistych, niż rzetelnej krytyki, ale wydaje mi się, że dla ówczesnego czytelnika estetyka takiego "Exodusu" była niezjadliwa. Nikt tego wtedy nie kupował B-klasowego sci-fi, choć trzeba uczciwie przyznać, że komiksowi Zaręby i Brodnickiego można sporo zarzucić. Nie jest to dzieło formatu "Barbarelli", "Flasha Gordona" czy trzymając się nieco bardziej komiksowych przykładów - "Dena" albo "RanXeroxa". Nie wiem jaka dziś jest recepcja oferty Strefy Komiksu, bo w sieci próżno szukać recenzji czy czytelniczych reakcji na te pozycje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz