środa, 26 października 2011

#885 - The Goon vol.4: Virtue and the Grim Consequences Thereof

Jeden z najbardziej różnorodnych stylistycznie tomów o przygodach Goona - od dramatu sportowego i gangsterskiego (tak jest, dramatu, sportowego i gangsterskiego jednocześnie), przez slapstickową parodię literatury klasycznej, po pulpowe science fiction. A na deser jeszcze kilkustronicowa komedia przygodowa w formie prozy (!), gdzie główny bohater jest jedynie postacią epizodyczną. Tym samym istne spektrum emocji. Inna sprawa, że równocześnie jest to też jeden z najbardziej nierównych jakościowo tomów - od scenariopisarskich wyżyn Erica Powella, po fragmenty niedopracowane, popadające nawet w sztampę.


Pierwsza opowieść dzieje się w czasach, kiedy to Miasto nie niepokoiły jeszcze trupie oddziały Bezimiennego Kapłana, a gang Labrazia dzielił się władzą wraz z trzema innymi rodzinami mafijnymi. Pod koniec tej epoki w rodzinne strony powróciła legenda futbolu amerykańskiego, Harley Labeau, celem założenia własnej drużyny. Problem polegał na tym, że w tej wyjątkowo smutnej mieścinie ciężko było o odpowiednich zawodników. Zmieniło się to, gdy świeżo upieczonemu trenerowi udało się pozyskać Goona, który na swój specyficzny sposób rekrutował zawodników spośród miejscowych bandziorów.

Historia legendarnych The Fighting Fish Canners opowiedziana jest poprzez dwie różne narracje. Klamrę stanowi sentymentalny artykuł poświęcony wspomnianej drużynie, napisany przez lokalnego dziennikarza lata po przedstawionych wydarzeniach. Kolejne fragmenty jego tekstu wraz z fotografiami ukazującymi zawodników czy fragmenty meczów, przeplatane są z opowiadaniem stricte obiektywnym. Bo tam, gdzie dziennikarz snuje domysły na temat szczegółów wybranych wydarzeń, tam Powell zabiera czytelnika do samego ich centrum, wyjaśniając wszystko, co trzeba. To wzajemne uzupełnianie się narracji tworzy niezwykłą całość, płynnie przechodząc z historii sportowej w gangsterski dramat czerpiący z klasyki kina spod znaku Ojca chrzestnego. Powell unika tu jednak cytowania, skupiając się na spójności historii, a w kilku miejscach sprytnie podpierając się podstawami psychologii społecznej. Efektem tego otrzymujemy dramaturgiczny majstersztyk. Najpierw rozbawia do łez, następnie łamie serce.

Kolejna opowieść to już zupełnie inna tonacja. Jest to bowiem całkowicie popieprzona parodia" "Opowieści wigilijnej", której sam podtytuł mówi sporo o jej charakterze: "A Complete Bastardization of a Piece of Classic Holiday Literature". Cała prześmiewcza parafraza polega tu na obsadzeniu bohaterów "Goona" w rolach postaci z dzieła Dickensa. Zmiana ta z reguły nie ma jakiegoś większego wpływu na ich (postaci powellowskich, nie dickensowskich) pierwotne charaktery, co oczywiście doprowadza do mocnej deformacji oryginału. Ebenezera Scrooge'a gra tu sam Kapłan Zombie, zmarłego Jakoba Marley'a odgrywa dr. Hieronymous Alloy, a w kolejne Duchy Świąt wcielają się Franky, Goon oraz... No tego ostatniego nie wypada zdradzać. Za to należałoby wspomnieć, że charyzmatycznych postaci z uniwersum Powella jest tu więcej. I co z tego powstaje? Coś naprawdę chamskiego, ale jednocześnie piekielnie zabawnego. No może pomijając średnie zakończenie.Trzeba jednak zaznaczyć, że opowieść ta charakteryzuje się powalającą oprawą wizualną.


Niestety lwią część tego tomu stanowi jego najsłabszy element - trzyczęściowa historia pt. "The Dimension of the Flesh-Eating Eye!" (sic!)*. A zaczyna się całkiem obiecująco. Oto pewnego dnia Dr. Alloy budzi się i z przerażeniem odkrywa, że jego sztuczne ciało rozpada się na kawałki. Aby zatrzymać ten proces potrzebuje kryształu znanego jako lewisiam. Szkopuł polega na tym, że zaopatrzyć można się w niego tylko w równoległej rzeczywistości, w której to armia robotów Alloy'a nie jest w stanie funkcjonować. Szalony geniusz prosi więc o pomoc swojego niedawnego wroga, tj. - oczywiście - Goona. Bohater w towarzystwie Franky'ego rusza w podróż, która szybko okaże się surrealistyczną jazdą bez trzymanki. A to dopiero początek, bo dzieje się tu naprawdę dużo. Niestety za dużo.

Historia próby ocalenia Dr. Alloy'a, oraz tego zaskakujące konsekwencje, to właściwie jakościowa równia pochyła. Trzon pełnej akcji fabuły stanowią ostre punkty zwrotne. Wcześniej wielokroć zachwycałem się niewątpliwym darem Powella do improwizacji, jednak tutaj ta prowizorka ewidentnie zaprowadziła go na manowce - kolejne przewrotki prowadzą nas w coraz dalsze tereny, znacznie penetrując bogaty świat komiksu, ale jednocześnie sprawiają wrażenie zrobionych na siłę. Powell zamiast skupić się na konkretnym wydarzeniu, czym prędzej przeskakuje do następnego, tak jakby bał się, że zanudzi czytelnika. Tym sposobem nie nudzi, niestety równocześnie wprawia w zobojętnienie. Wprawdzie historia niepozbawiona jest mocnych plusów, jak przezabawne dialogi czy orzeźwiające epizody (to tutaj debiutuje** jedna z najfajniejszych postaci komiksu - pacyfistyczny zombiak imieniem Willy Nagel, później zaś urocza ekipa łobuziaków znana jako The Unholly Bastards), ale im bliżej końca, tym większe rozczarowanie. Co ze świetnych elementów, jakie się po drodze pojawiają, skoro najważniejsza pozostaje główna fabuła, a ta okazuje się niedopracowana, zaś ostatecznie - przeciętna, pozbawiona odpowiedniej dawki oryginalności i wiarygodności. Cóż, autor niewątpliwie podczas tworzenia jej miał akurat słabszy okres.

Na szczęście "Virtue and the Grim Consequences Thereof" kończy się rzeczą zdecydowanie bardziej udaną, mianowicie opowiadaniem pt. "Jimmy Turtle and the Legendary Boxcar of Well-Made Ladies Shoes". Zostało ono napisane na prośbę Powella przez niejakiego Thomasa Lennona. Tyle, że miał to być materiał wyjściowy do scenariusza komiksowego, ale panowie się zwyczajnie nie do końca zrozumieli. Twórcy "Goona" na tyle się to jednak spodobało, iż postanowił już w żaden sposób w jego formę nie ingerować (pomijając ozdobienie opowiadania kilkoma ilustracjami). No i nie ma czego żałować, bo spłodzona przez Lennona historyjka broni się sama. Nie dość, że jest bardzo sprawnie napisana - autor poszczycić się może zarówno pisarską dyscypliną oraz elokwencją, jak i darem lekkiego pióra - to jeszcze stanowi świetne uzupełnienie universum Goona. Głównym bohaterem jest tu bowiem sam Franky, wyprawiający się w niezwykłą przygodę ku czci odpowiednio wielkiej fortuny. Od dawna marzyła mi się lektura historii opowiadanej właśnie z jego perspektywy i wreszcie się doczekałem. A rzecz to nie byle jaka - ironiczna, zabawna, zaskakująca i urocza. Tyko krótka. Mam nadzieję, że sam Powell jeszcze do umiejscowienia Franky'ego na pierwszym planie wróci. Kolega Lennon - wcale przecież nie ingerując w konstrukcję postaci - udowodnił, że pomocnik Goona bez jakichkolwiek problemów sam jest w stanie udźwignąć daną historię.


* Opowieść ta w rzeczywistości nie ma żadnego tytułu. Ten wspomniany, to jedynie napis, jaki znalazł się na okładce pierwszego tworzącego ją zeszytu (typowo powellowska stylizacja na pulpowy plakat filmowy). Na okładce drugiego zeszytu widnieje z kolei "The Diabolical Dr. Alloy Rises Again!", zaś na "trójce" nie ma już nic.

** Tak naprawdę pojawił się już w poprzednim tomie, kapitalnym "Heaps of Ruination", ale ciężko go tam nazwać inaczej, niż tylko statystą.

Brak komentarzy: