Kolejny, 22. z kolei Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi za nami. Jak było? Jak zwykle – fantastycznie! Łódzki konwent niewątpliwie zasługuje na miano najlepszej komiksowej imprezy, której scenariusz z roku na rok jest podobny. Spotkania, prelekcje, wystawy, warsztaty, giełda, autografy – to też, ale przede wszystkim wspaniała atmosfera komiksowego święta. Gdzie, jak nie w Łodzi można snuć się Piotrkowską i przypadkowo wpaść to na Przemka Pawełka, a to na Jacka Gdańca.
Pójście po piwo na stację benzynową z Ojcem Rene kończy się spotkaniem Krzysztofa Gawronkiewicza, wypatrywanie perełek na giełdzie owocuje dłuższą rozmową z Tomkiem Pstrągowskim, a wieczorem przy odrobinie szczęścia można wziąć się za łby z samym Simonem Bisley`em. Niezobowiązujące rozmowy w niedzielny poranek przy kawie w ŁDKu, lawirowanie od jednej koterii do drugiej na sobotniej gali, podsłuchiwanie nad czym to komiksiarze pracują i gadanie, gadanie i jeszcze raz gadanie o wszystkim z bliższymi i dalszymi znajomymi. Piękna sprawa! Choć nad wszystkim cieniem kładło się widmo kryzysu, wróciłem z Łodzi z maksymalnie naładowanymi bateriami, pełen pozytywnej energii, która powinna wystarczyć przynajmniej do trzeciej edycji Komiksowej Warszawy. Nie wszystko oczywiście mogło się podobać i właśnie od pewnych niedoróbek chciałbym rozpocząć tą relację.
Z roku na rok poziom zadęcia na sobotniej gali rośnie, choć tym razem odbyło się bez beatboxerów i głosu Tadeusza Knapika. Jak zwykle pojawił się szereg dostojników, Pan „niania też może być fachowcem!” Sponsor i tłumacz, który fachowcem najwyraźniej nie był, symultanicznie przekładający sceniczne dialogi na język angielski. Mam wrażenie, że im bardziej rynek komiksowy się kurczy, tym większej pompy można spodziewać się na eMeFce, tym bardziej organizatorzy pękają z dumy (słusznie, czy niesłusznie – to sprawa dyskusyjna), odgrażając się, że już wkrótce w Łodzi powstanie polskie centrum komiksu. Trwa to przynajmniej od czasu, kiedy uroczystość rozdania nagród przeniosła się do Wytwórni i już chyba nic się z tym nie da zrobić. Podobały mi się akcenty growe podczas (świetny podkład muzyczny!) i szturmowcy pilnujący wejścia na scenę. Nie podobało mi się prowadzenie gali i niezręczna cisza, która zapadała, co jakiś czas. Przemek Pawełek podpowiada, że warto by zatrudnić kogoś, kto mógłby poprowadzić rozdanie nagród i to z pewnością mogłoby rozwiązać ten problem.
Daniel Gizicki na swoim blogu słusznie wytykał potraktowanie wystawy konkursowej po macoszemu. Właściwie, co roku prace nadesłane nie tylko z Polski stłaczane są bez składu i ładu na niewielkiej przestrzeni. Bez pomysłu i byle jak. Rozwieszane w ten sposób, aby zmuszać potencjalnych czytelników do nadrabiania gimnastycznych zaległości (raz i dwa, przysiad-wyprost-przysiad-wyprost, raz i dwa). Inna sprawa, że chyba trzeba zastanowić się nad sensownością organizowania konkursu na krótką formę, który stanowi relikt dawnych, komiksowych czasów. Może warto, aby MFKiG wzorem „Długiego Debiutu” Centrali, Pitchingów Ligatury albo komiksowego Stypendium Sklepu Nowej Gildii pomyślało o jakiejś możliwości ufundowania wydania albumu? Skoro inni, o znacznie bardziej ograniczonych możliwościach finansowych potrafią, to czemu największy ponoć festiwal w Europie środkowo-wschodniej by nie mógł?
Jak co roku dochodziło do dantejskich scen przy okazji rozdawania autografów. Jak zwykle największe oblężenie przeżywał Grzegorz Rosiński. Najzagorzalsi łowcy oryginalnych rysunków mieli ze sobą ponoć do dziesięciu albumów polskiego mistrza. W tym roku porządku w ogonkach miały pilnować komitety kolejkowe, ale jak wynika z wielu wypowiedzi na blogach i forach nic z tego dobrego nie wyszło. Nie mniejszą popularnością cieszyły się zagraniczne gwiazdy, w tym Simon Bisley, który nie dość, że wprowadził kolejkowiczów w konsternację, to jeszcze traktował swoich fanów jak bydło obrażając ich i rzucając komiksami.
I właśnie spotkanie z Bisley`em przejdzie do historii i legendy łódzkich konwentów. O niektórych mówi się, że są duszą towarzystwa – Biz może uchodzić za prawdziwego towarzyskiego demona! Brytyjski artysta komiksowy zachowywał się jak przebrzmiała gwiazda rocka z poprzedniej epoki podczas spotkania, na którym Duże Kino pękało w szwach. Nie dawał dojść do słowa prowadzącemu i tłumaczowi, a jego wypowiedzi zwykle ograniczały się do niewybrednych odzywek. Słowem – odwalał bucówę. Widocznie ilość fanów mocno uderzyła mu do głowy, bo na kameralnym spotkaniu Gdańsku było podobno zupełnie inaczej. Nie lepiej było na imprezie w Wytwórni, gdzie o bełkoczącym przez te swoje krzywe zęby Bizie chodzą najróżniejsze historie.
Kiedy przeprowadzałem wywiad z inną gwiazdą tegorocznej eMeFKi, Brianem Azzarello, miałem wrażenie, że jest bardzo wymagającym rozmówcą. Puści parę z gęby, tylko wtedy, jeśli pytający włoży sporo wysiłku w to, co robi i ruszy głową. Trzeba wiedzieć, kiedy pocisnąć, a kiedy odpuścić. Jak mi się to udało – już wkrótce będziecie mogli to ocenić sami, natomiast niedzielnego spotkania ze scenarzystą „100 Naboi” i „Loveless” nie można zaliczyć do udanych. Na pewno było lepiej niż rok temu na Normie Breyfogle`u (bo gorzej być nie mogło), ale nie było też dobrze. Dowodem reakcje publiczności i zdziwiona mina samego Azzarello, który nie bardzo wiedział, o co prowadzącemu chodzi i najczęściej odpowiadaj prostym „tak”, „nie” lub „sam wiesz lepiej, jaka ma być odpowiedz, więc po co pytasz?” Natomiast Eduardo Risso to taki typ twórcy, który uwielbia opowiadać o swojej pracy, o komiksach, o Carlosie Trillo, Brianie, pracy dla DC – często zdarza mu się przy powiedzieć więcej niż powinien, często ucieka w anegdotki i dygresje. Wiecznie uśmiechnięty, bardzo życzliwy i otwarty człowiek. Miałem odczucie, że spotkanie z nim mogło być jeszcze lepsze, gdyby pozwolono mu mówić w jego ojczystym języku, po hiszpańsku, a nie po angielsku, w którym często brakowało mu słów. Bardzo sympatycznie było również na spotkaniu z Ramonem Perezem, który opowiadał o komiksowej realizacji jednego z niedokończonych scenariuszy legendarnego Jima Hensona.
Jeśli idzie o rodzime gwiazdy to zgodnie z łódzką tradycją nie udało mi się dotrzeć na spotkanie z Rosińskim. Co roku obiecuje sobie, że nadrobię tą zaległość, bo nie być na Rosie na eMeFce, to jak być w Krakowie i nie zobaczyć Wawelu. Obiecuje, że w przyszłym się uda. Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie Śledziu, który przyjechał na festiwal tylko dla swoich fanów, aby podpisać im drugie wydanie „Osiedla Swoboda”. Kto, jak kto ale Michał Śledziński mógłby chodzić w koronie zbawcy polskiego komiksu i wybrzydzać na autobus pełen fanowskiej tłuszczy, domagając się jazdy taryfą do Wytwórni. Ale to nie ten typ. To bezpretensjonalny i skromny koleś, który podejdzie do Ciebie w kolejce po piwo i zagai, nawet jeśli nie należysz do żadnej komiksowej kliki (albo nie wie, że do niej należysz, bo jesteś tak dobrze zakonspirowany).
Przymykając jednak oko na te niedociągnięcia, organizatorom Międzynarodowego Festiwalu Komiksu (i Gier) trzeba jednak oddać sprawiedliwość – z łódzkiej imprezy udało im się zrobić niemal perfekcyjnie działający mechanizm. Myślę, że od kilku dobrych lat (od roku 2005? 2006?) kolejne eMeFKi nie schodzą poniżej pewnego, bardzo wysokiego, poziomu – żadnych salek potu, podpisywanie autografów przy toaletowych zapachach czy chowanie się z komiksikami po szatniach i piwnicach. Oczywiście, zawsze znajdzie się coś, co można dopracować, poprawić, zrobić lepiej i więcej, pomyśleć przede wszystkim jak z komiksem docierać do jak najszerszego grona odbiorców. Ale myślę, że z formuły, na jaką Adam Radoń i jego współpracownicy się zdecydowali, więcej wycisnąć po prostu się nie da. Co zatem zrobić można? Fajnie by było gdyby w Łodzi odbyła się uroczysta premiera lub przedpremiera którejś z zapowiadanych kinowych wersji rodzimych komiksów – „Thorgala”, „Łaumy” albo „Funky Kovala”. Myślę, że czerwony dywan, ekipa z filmowego planu i dziesiątki paparazzich dodaliby jeszcze więcej blichtru łódzkiej imprezie, podnosząc jej rangę w mainstreamowych mediach i przyciągając jeszcze więcej fanów. Ale, jak piszę, to tylko moje pobożne życzenia i jeden z pomysłów, który wpadł mi w drodze powrotnej do Krakowa.
29 komentarzy:
Co jak co, ale Śledziu faktycznie bratnia dusza. Sposób, jakim mnie powitał zostanie mi w pamięci na długo (a nie dalej jak 5 lat temu toczyła się między nami internetowa przepychanka).
Za to Biz, jak to Biz. Mnie się najbardziej podobało stwierdzenie "Sam nie idź. Jak nie masz cycków, to w ogóle na ciebie nie spojrzy" którym uraczyła mnie Anna, kiedy chciałem go poprosić o kilka słów do dykatofonu.
Co zaś do rozdania, to nie wiem, modnie się spóźniłem, wpadając prosto w objęcia nieprzytomnego ze szczęścia Łukasza Okólskiego, jak było "właśnie po wszystkim".
tej no, symultanka na gali? Toż to konsekutywna rzeźba była.
Trzeba napisać jakąś petycję do organizatorów emefki, żeby nie dawali Michałowi Chudolińskiemu prowadzić spotkań z najważniejszymi gośćmi, ponieważ ten facet drugi rok z rzędu kompromituje się po całości. Niech sobie prowadzi KZ i się nie wychyla.
No i zgadzam się z autorem. Nie wiem czy za rok ktokolwiek przebije tegoroczny skład zaproszonych gości. No, chyba że przyjedzie Alan Moore. Ech, marzenia...
być może "Biz, jak to Biz", ale ja ze spotkania wyszedłem, ponieważ kolo nie szanował chłopaków na scenie i publiczności także.
a wywiadu Kuby z Brianem Azzarello bardzo jestem ciekaw
Chłopaki, skoro Chudy zawalił (nie wiem, nie byłem, znam z relacji) to serio zaproponujcie w przyszłym roku lepszego moderatora. To jest kwestia kilku maili i konkretnych propozycji.
Jak już będziecie pisać takiego maila, to ja mam jedną konkretną kandydaturę, jeśli chodzi o spotkania z Amerykańskimi gwiazdami - Przemek Pawełek aka Gonzo. To jest właściwy człowiek, do tego typu akcji.
Przychylam, jeśli ktoś inny miałby to robić to niech to będzie Gonz. Na tegorocznej beefce (z pomocą Olgi Wróbel jako tłumaczki) sobie bardzo dobrze poradził z Bisleyem.
Witam,
Bardzo ciekawa relacja. Cieszę się, że został zauważony problem prowadzenia panelu z gwiazdami. W ubiegłym roku wydawało mi się, że tylko ja nie wiedziałem o co chodzi Michałowi Chudoliśnkiemu. A jednak się myliłem. Nie ukrywam, że jednym z dwóch czynników, który spowodował, że nie udałem się na spotkanie z Brianem Azzarello był właśnie prowadzący. Jeżeli chodzi o Gonza (tak to się piszę?) To jako moderator wypadł całkiem nieźle - kontrolował sytuacje, ale spotkanie z Bisleyem było piekielnie nudne. Najlepszym panelem na jakim byłem to spotkanie z Scottem Lobdelem. Łukasz Chmielewski spisał się doskonale. Również spotkanie z Alexem Robinsonem było świetne i to z pewnością dzięki prowadzącemu je Timofowi. Nie dla Michała Chudolińskiego, facet ma wiedzę, ale nie potrafi prowadzić spotkań.
Chudoliński powinien zmienić ksywę na Człowiek Przypał.
Swój głos oddaję na Gonza.
Kuba - a to mię zagiąłeś; nie wiedziałem, że jest jakaś różnicą między konsekutywnym, a symultanicznym :)
Co do Chudego - przykro to pisać, ale nie ma on po prostu drygu do prowadzenia tego typu imprez, a na pewno nie z największymi gwiazdami imprezy.
Po prostu są lepsi - Gonzo, Timof, Holcman, ale też Dominik Szcześniak, Dominika Węcławek (popracie mnie jeśli pomyliłem - to ona, a nie Kasia Nowakowska prowadziła Śledzia w zesżłym roku?). O, Repek jest jeszcze. Pałka?
Macieju - a co ja mogę? Napisać co myślę Kasińskiemu jak to wygląda. I tak też robię.
Nie to bym bronił Chudego, ale jakoś nie mogę wyzbyć się poczucia, że poprzednie posty idealnie oddają na czym polega grono dobrze czujących się wraz z sobą miziaczy. I fajnie, że Wam fajnie.
A przy okazji gratuluję kolego Oleksak świetnie zakamuflowanego wazeliniarstwa. Niewykluczone, że dzięki temu może nawet dostaniesz parę komiksików z Kultury i od wiecznie łasego na hołdy Timofa. No i może w podzięce któryś z wspomnianych koleżków wspomni również i Ciebie w gronie "lepsiejszych i słuszniejszych" Bo na pewno nie w gronie dobrych recenzentów.
Pozdro
Gruby
oj Chudy. broń się broń. Ja, jako wierny fan - chętnie po raz kolejny zobaczę cie w akcji!
Uwielbiam argument "miziaczowy". W moim prywatnym rankingu jest tuż przed żydomasonerią, cyklistami i teorią spisku.
W sprawie Ch mogę się zgodzić - duża wiedza, małe zdolności szołmeńskie i wieczne zaaaaspaaanie. Ale Panie Lokusie (O ile kojarzę, z DC Multiverse?). Trzeci rok pod rząd zaglądam na przenudne wystąpienia o DC Comics, mając nadzieję, że i o mainstreamie obecnym można powiedzieć coś ciekawego, a tam - nudno, głupio, encyklopedycznie. Więc ja za rok pragnę dwóch rzeczy: zero kidsowania na panelach o obecnym mainstreamie, Chudoliński jako piszący, nie mówiący.
Chudoliński jako piszący też się nie sprawdza. może raczej "Chudoliński jako piszący + ktokolwiek redagujący i przerabiający jego teksty" wtedy to by miało sens
Cate, wyobraź sobie że ja trzeci rok z rzędu niby "specjalnie" spóźniam się na nasze wystąpienia, bo sam mam o nich zdanie takie, że lepiej nie pisać.
Ale jak raczysz zauważyć, na nasze prelekcje można przyjść, a nie trzeba. Natomiast przyjechać do Łodzi i tak strasznie męczyć się na spotkaniu z najważniejszym gościem, to nie powinno się w ogóle zdarzyć.
W swoim powyższym poście nie optowałem za tym, by ktoś konkretny zastąpił Chudolińskiego, tylko żeby nastąpił sam taki fakt. Widzę po komentarzach, że większość optuje za Gonzo i w imieniu swoim oraz sporej części redakcji DCMultiverse, jestem gotów poprzeć tę kandydaturę.
Myślę także, że skoro na Kolorowych rozwinęła się na ten temat dyskusja, to miałbym prośbę do prezesów tej strony, by stworzyli odpowiednie mailowe pismo do organizatorów emefki. Wydaje mi się, że spora liczba osób się pod nią podpisze.
Do samego Chudego nic nie mam ponad to, że do prowadzenia takich wystąpień się zwyczajnie nie nadaje. Tylko tyle i aż tyle.
Serio Lokus? Dziwne, bo nie dalej niż dwa lata temu widziałem Cię wśród pozostałych prelegentów. Owszem, nie odezwałeś się ani słowem, bo jak widać gardłowanie na forach wychodzi Ci dużo lepiej...
Kiedyś czytałem jakieś teksty Gizickiego na Esensji. Płytkie i stronnicze. Szczerze mówiąc dużo bardziej wolę teksty Chudego, a nawet streszczenia Lokusa na DCM.
"Spóźniam się" nie jest równoznaczne z "nie ma mnie tam wcale". Dwa lata temu, czyli na Vertigo, siedziałem przy komputerze, bo przegrałem zakład. Ale spóźnić się spóźniłem
No i drogi anonimie, nie jest ważne to, że teksty jednego czy drugiego są lub nie są dobre. Ktoś może być nawet genialnym publicystą i spalić się przy publicznym wystąpieniu.
Jak pisze Chudy to jedno, jak prowadził spotkania z Normem i Brianem to drugie. I przy tym ostatnim zupełnie się nie popisał. Dlatego nie zmienię zdania i będę optować za tym, by przekonać organizatorów do tego, by nie dawać mu prowadzić najważniejszych spotkań na przyszłorocznej emefce.
Bardzo bym zresztą chciał, żeby Michał się tu oficjalnie ustosunkował do całej tej dyskusji.
@"mail do Kasińskiego" - Toż Kasiński nie raz na forum gildii pisał, żeby słać maile z propozycjami i włączać się w organizowanie Festiwalu. Zresztą, Kuba Ty o tym wiesz, wszak też udzielasz się na MFK jako moderator. Nie marudzić więc, tylko proponować swoje i działać bo potem dochodzi do szukania moderów z łapanki i może wyjść jakaś chujoza.
anonimie - słaby troll. Try harder!
Ależ Macieju, co Maciej - nie marudzę właśnie i nie chce pisać petycji, tylko przesłałem swoje propozycje tam, gdzie przesłać powinien, swoje zdanie wyraziłem. Tyle mogę zrobić, decyzje należą do decydentów. Ja tam nikogo podkopywał nie będę.
Ale wiem, że nie mam tak dużej siły przebicia, jak niektórzy, bo jestem żuczkiem tylko z Kolorowych.
A z trollowania na recenzenckie to śmiać mi się chce, panie Anonimie. Tak się głupio składa, że o komiksach Timofa nie piszemy ostatnio w ogóle prawie, a jak piszemy ("Trzy palce") to są to głosy krytyczne...
O widzę, że na Kolorowych odbywa się sąd kapturowy nad kolegą Chudym...
Nie wiesz, że błędne jest potoczne użycie terminu "sąd kapturowy" jako synonimu sądu działającego w tajemnicy i sądzącego oskarżonych bez prawa do obrony.
Anonimie nr 2, następnym razem zastanów się zanim coś bezmyślnie przekleisz z wikipedii. Anonim nr 1 (lol) poprawnie użył właściwego zwrotu.
Dziękujemy ci Ratko prawny, ty nasz arbitrze ;0
Anonim III
Nazywają mnie trolem harderem...
Dla chętnych i nie obecnych na spotkaniu z Brianem Azzarello http://ifile.it/cg35m1r/MFKiG2011 Spotkanie z B.Azzarello.MP3 Nagranie z przebiegu całego spotkania. Miłego słuchania ; )
Wysłuchałem. Chopak ma kluchy w nosie - brzmi jak by się nie wysmarkał - ale poza tym nie było źle. Nie ma co ukrywać że nie jest urodzonym konferansjerem i pewnie są bardziej kompetentni ludzie (Loska, Ibisz, Torbicka, Gonzo) ale rozmowa była ogólnie ciekawa.
Prześlij komentarz