Smutna informacja o zamknięciu wydawnictwa Abiekt.pl, spowodowała, że jeszcze raz przeczytałem dwa komiksy tego wydawnictwa, które mam w swoich zbiorach. Czyli "Mężczyzna – przedmiot pożądania" oraz "Fun home. Tragikomiks rodzinny". Co prawda, w wypadku tego drugiego albumu Abiekt jest tylko współwydawcą, ale przypuszczam, że współ-wydawanie ograniczało się przede wszystkim do korzystania z siatki dystrybucyjnej oraz siły promocyjnej Timofa i Cichych Wspólników, a także z doświadczenia i pomocy edytorskiej. Tłumacze związani są z wydawnictwem Abiekt, a Wojciech Szot, był jego szefem. O żadnym z w/w komiksów nigdy nic nie napisałem. Sprawdziłem swoje notatki, dziennik – nic, kompletna cisza, żadnych wzmianek, żadnego komentarza, poza oceną, którą wystawiam dla każdego przeczytanego komiksu. Ocena dla komiksu Alison Bechdel – scenariusz: 6-, rysunki: 5, kolory/cienie: 5-. Uznałem, że w ramach działań in memoriam Abiekt napiszę kilka słów o tym właśnie komiksie.
Na podstawie tytułu można wysnuć błędne wnioski odnośnie zawartości albumu, ponieważ ów "dom" to wcale nie "dom zabawy" czy też "dom zabaw", owo "fun" jest skrótem od "funeral" – czyli od domu pogrzebowego. Skojarzenia, jakie mogą się nasuwać po rozszyfrowaniu tytułu – np. Tim Burton – są jak najbardziej błędne. Niewiele, jeśli nie wcale, w tej książce humoru i żartu. Jest ironia, ale ma ona raczej cierpki smak.
"Fun home" to ponura, autobiograficzna powieść graficzna, w której Alison Bechdel (autorka & narratorka & bohaterka) przedstawia swoje dzieciństwo, dorastanie, młodość i wchodzenie w dorosłość. Autorka stosuje typowo literackie środki stylistyczne, jak retrospekcje czy retardacje. Powroty do zdarzeń już wcześniej opisywanych, bez płynnego przechodzenia od-do. Narracja prowadzona jest nielinearnie. Dzięki tym zabiegom, już po lekturze pierwszego rozdziału, wiemy jakie będzie zakończenie. Nie chodzi o sukcesywne przedstawianie kolejnych faktów z życia Alison, nie ma prostego wynikania między owymi faktami, a nawet dochodzi do sytuacji kwestionowania zdarzeń, które miały miejsce. Główna bohaterka pisze dziennik, opisuje minione dni, enumeracyjnie wymienia kolejne wydarzenia. Po jakimś czasie wstawia przed opisywanymi zdarzeniami słowo "chyba", następnie zastępuje to słowo kwantyfikatorem mającym oznaczać "prawdopodobieństwo", by w końcu całość wpisów poprzedzić "chyba".
Życie spędzone w tytułowym domu pogrzebowym, który od lat prowadzony jest przez jej rodzinę, nie jest ani sielankowe, ani zabawne. Szczególnie skomplikowana relacja emocjonalna łączy bohaterkę z jej ojcem. Zresztą ojcu, a nie matce, poświęca się w tej książce bardzo dużo uwagi. Przedstawia się go z różnych stron. Raz jako osobę zamkniętą w sobie, skrytą, despotyczną, dyrygującą całą rodziną, dziećmi, które muszą pomagać ojcu w domowym muzeum (ponieważ wystrój domu bardziej przypomina gabinet osobliwości z duża ilością eksponatów, rekwizytów i bibelotów, na których gromadzi się wszędobylski kurz, niż przytulny i bezpieczny dom). Innym razem jako nauczyciela literatury, chcącego zaczepić wśród swoich uczniów fascynację słowem drukowanym i potrzebę czytania. Ojciec nie jest osobą, która okazuje jakiekolwiek ciepłe uczucia bądź zainteresowanie swoim bliskim. Autorka charakteryzuje go w następujący sposób: "Był alchemikiem estetyki, erudytą przestrzeni, Dedalem wystroju", a także "ciotą, psycholem, maniakalno-depresyjnym pedałem". Alison opisuje jedynie dwie sytuacje ze swojego życia, w których była pewna, że miało miejsce coś na podobieństwo czułości. Do zbliżenia między córką a ojcem dochodzi jedynie na płaszczyźnie lektur, wzajemnego polecania sobie książek, które koniec końców okazują się "przewodnikami" po życiu.
Książki, powieści, wiersze, leksykony językowe, czytanie, autorzy, bohaterzy powieściowi, definicje słownikowe są ważnym elementem składowym konstruowania narracji. Poprzez lektury, ich czytanie oraz interpretację Alison Bechdel opowiada o sobie. Ta wysublimowana intertekstualna gra chwilami mi ciążyła, ponieważ nie wszystkie odwołania i przywołania, mimo odautorskich komentarzy, bibliografii, wstępu Izabeli Filipiak oraz ciekawego posłowia "Od tłumaczy", byłem w stanie złapać, zrozumieć. Miejscami czułem się jak na genderowym wykładzie z historii literatury. Nie jest to żaden zarzut w stosunku do Alison Bechdel, raczej przyznanie się do własnych niedostatków wiedzy i erudycji.
Główne wątki tej książki, które się ze sobą wciąż splatają, wiążą, wzajemnie na siebie wpływają: Alison odkrywa swoją seksualność i ujawnia się przed rodziną jako lesbijka, owo ujawnienie się, "wyjście z szafy" jest prawdopodobną przyczyną samobójstwa jej ojca, który, mimo posiadania żony i trójki dzieci, przez całe życie ukrywał swoje homoseksualne skłonności. Na przestrzeni 248 stron Alison Bechdel (wraz z czytelnikiem) próbuje zrozumieć swojego ojca, jej emocjonalne i uczuciowe relacje z nim, a także wpływ jaki wywarł na nią samą. Obwinia go za zmarnowane dzieciństwo, za brak "ojcowskiej ręki", za chłód i dystans panujący w całej rodzinie. Właściwie poczucie winy to jeden z czynników, będący motorem podjęcia działań, które mają doprowadzić do zrozumienia i zaakceptowania samej siebie.
Po powtórnym przeczytaniu tej książki, okazało się, że wystawionej półtorej roku wcześniej oceny, nie zmieniłem. Nadal uważam, że jest to jedna z najlepszych powieści graficznych, jakie udało mi się przeczytać. Taki sentymentalny powrót do "Fun Home" w ramach wspomnienia o Abiekcie polecam. A jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to po prostu musi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz