wtorek, 21 kwietnia 2020

#2432 - Osiedle Swoboda

Doskonale pamiętam, jakim pierdolnięciem był dla mnie pierwszy "Produkt". Jak przez mgłę wspominam dwa poprzednie ciosy. Pierwsze numery "Spider-Mana", w których na kwestiach Hobgoblina (czy też raczej Złowieszczego Trolla) uczyłem się czytać, wprowadziły mnie w świat dymków i kadrów. Drugie uderzenie zostało nieco słabiej wyprowadzone, bo wierną miłością do "Thorgala", znalezionego w pokoju starszego kuzyna, nigdy nie zapałałem. Choć i tak mocno zapisał się w mojej pamięci. Ale dopiero "Produkt" pokazał mi, że komiksy to nie tylko kolorowi superbohaterowie zza Oceanu i nie tylko fantastyka.




Pisząc o "Osiedlu Swoboda" nie sposób nie wspomnieć właśnie o "Produkcie". Ciężko mi pisać o magazynie komiksowym redagowanym przez Michała Śledzińskiego inaczej, niż przez pryzmat sentymentu. Jego pojawienie się w kioskach wypadło w czasie, gdy wchodziłem w młodzieńczy okres burzy i naporu. Utrzymane w undergroundowej estetyce, pełne przekleństw i mocno zakorzenione w polskiej-swojskiej rzeczywistości korespondowały z moim zbuntowanym nastrojem i robiły wielkie wrażenie. Czy dziś, komiks sprzed prawie dwudziestu lat, broni się równie skutecznie, co wtedy?

Komiks Śledzia towarzyszył "Produktowi" od samego początku i stał się jego flagową serią. Obecna w pierwszym "Matka Boska Extra Mocna" to jeden z najlepszych epizodów serii. Obscenicznie zabawny, napisany żywym, choć wulgarnym językiem, pełen charakterystycznych dla całego cyklu elementów (playlista na murach) i tego leniwego, letniego mikroklimatu, kiedy cały świat zaprasza do korzystania ze swoich uroków. Dla mnie "Osiedle Swoboda" stanowił komiksowy pean na cześć afirmacji życia takiego, jakim jest. To opowieść o piątce kumpli, którzy po swojemu dają się ponieść "elan vital" własnej egzystencji. Mieszkańcy osiedla stylizowanego na między innymi bydgoskie Szwederowo, Smutny, Dżwiedziu, Kundzio, Szopa i Wiraż, korzystają ze swojej młodości, jak tylko mogą, ścierając się przy tym z lokalnym elementem. A gdzieś w tle, zauważona wprawnym rybim okiem, przemyka smutna polska rzeczywistość lat 90-tych.


Śledziu nie próbował dać uczonej, społecznej analizy zachowań młodzieży mieszkającej na rozsianych po całej Polsce osiedlach z wielkiej płyty. To nie żadne dyrdymały o polskiej generacji lat dziewięćdziesiątych, dresiarzach i ich zwyczajach, nagrane za pomocą kamery czy spisane piórem przez kogoś "z zewnątrz". Nie próbował pisać wielkiej polskiej powieści o polskiej transformacji. Wyszło mu to trochę mimochodem. To raport napisany przez autochtona, rozumiejącego zwyczaje i język miejskiej dżungli, ale potrafiącego się zdystansować od obiektu swojej pracy. Śledziu odbił blokowiska, a także modną obecnie tematykę miejską, z rąk różnej maści hochsztaplerów i sprawił, że stały się "nasze". Autentyczne, szczere, utrzymane w stylistyce specyficznego magicznego realizmu, naszpikowane odwołaniami do pop-kultury.

Jak przyznaje autor, praca nad "Osiedlem" była czystą improwizacją. Poszczególne odcinki często łączyły się w większe całości ("Ballada o Bystrym"), ale pozostawały w luźnej strukturze. Każdy z nich stanowił autonomiczną całość. Wiadomo, zdarzały się epizody lepsze i gorsze, jak to zwykle bywa w przypadku serii, co szczególnie dobrze widać w lekturze wydania zbiorczego. Dla Śledzia "OS" było znakomitym poligonem doświadczalnym. Na zakazanych rejonach Swobody eksperymentował z różnymi gatunkami (opowieść grozy), motywami (numer świąteczny), kombinował z narracją (pojawienie się Bystrego) i wykuwał swój własny, unikalny styl graficzny. Przeglądając kolejne strony widzimy, jak kształtowała się kreska jednego z najciekawszych współczesnych polskich twórców komiksowych. Od pierwszych wprawek, po wyraźne inspiracje innymi mistrzami (Frank Miller), aż po pełnokrwisty i dojrzały śledziowy styl. A potem w "Na Szybko Spisane" zrobił graficzną woltę i wyraźnie odszedł od wypracowanego w epoce "Produktu" stylu. I wyszło jeszcze fajniej.


"Osiedle Swoboda" to jeden z najważniejszych współczesnych polskich komiksów, a "Produkt" okazał się prawdziwym fenomenem naszego rynku. Przed premierą "P" komiks polski tułał się po niskonakładowych magazynach, kserowanych pół-zinach wydawanych własnym sumptem. Kiedy w 1999 roku pojawił się na kioskach, pozbawiony właściwie jakiejkolwiek reklamy, udało mu się trafić do ludzi, którzy z komiksem często mieli nie po drodze. Sprzedając się na poziomie nieosiągalnym obecnie dla wielu rodzimych tytułów (średnio 7-8 tysięcy sztuk każdego numeru) trafił w gusta szerokiej publiczności, nie tylko tej z wielkich blokowisk, dla których przygody Smutnego i ekipy były bardzo bliskie. Na łamach "Produktu" z czasem drukowano komiksy traktujące o innej tematyce (sensacyjne, fantastyczne, humorystyczne i inne), utrzymane w najróżniejszych stylistykach.

Po swoim upadku magazyn Śledzia pozostawił po sobie wspaniałe dziedzictwo i w historii rodzimego komiksu rozpoczęła się epoka post-produkcji. Na jego łamach wybił się "Wilq" braci Minkiewiczów, jeden z najpopularniejszych i najciekawszych polskich komiksów ubiegłej dekady, który wychodzi do dziś. W "P" debiutowali Marek Lachowicz ("Gang Wąsaczy – Ruchome Paski", "Człowiek-Paroovka vs. Grand Banda"), który ostatnio powrócił w sieci z "Panem W", Karol Kalinowski ("Łauma", "Liga Obrońców Planety Ziemia", "Yoel", "Kościsko"), Clarence Weatherspoon ("Josephine: Tchnienie Czarnego Lądu"), Filip Myszkowski ("Eryk – Ostatni Szrama", "Solidarność 25 lat: Nadzieja zwykłych ludzi", "Bezból") żeby wymienić tylko kilku, którzy najmocniej zapadli w moją pamięć. 

W magazynie przewijały się nazwiska Andrzeja Janickiego, Rafała Skarżyckiego, Tomasza Lwa Leśniaka, Ryszarda Dąbrowskiego i wielu, wielu innych. A przecież później "w grze" pojawili się ci twórcy, dla których "P" stał się inspiracją do tworzenia komiksowych.


Nie mam wątpliwości, że "P" trzeba uznać, że moment historyczny w dziejach współczesnego polskiego komiksu, który zakończył "wielką smutę" pierwszej dekady po upadku PRL`u, a "Osiedle Swoboda" za jeden z najważniejszych (jeśli nie najważniejszy!) komiksów po 89` i jeden z najbardziej udanych obrazów pokoleniach wchodzącego w dorosłość w mrocznych latach dziewięćdziesiątych. Koniec i kropka.

2 komentarze:

Splinterlands Expert pisze...

świetny tekst! mnie osiedle Swoboda zastało na innych pozycjach, byłem o generację starszy i to moi synowie dali mi okazję do zetknięcia się z P. to był niezły szok, że "takie rzeczy" można kupić w kiosku ruchu ;) od razu wsiąkłem, czytałem głównie Śledzia, ale pozostali też często intrygowali..
mam takie pytanie poboczne - czy naprawdę uważasz, że czasy były wtedy jakoś szczególnie mroczniejsze niż teraz?
pozdrawiam
grzegorz

Kuba Oleksak pisze...

Teraz jak rozumiem ogólnie, a nie teraz = pandemia?

Ciężko mi powiedzieć. Moje własne "osiedle swoboda" w robotniczej dzielnicy Krakowa się mocno zmieniło - te 20, 25 lat temu łatwiej było tu dostać w gębę. Jeszcze wcześniej małe wojenki skinów z pankami odchodziły. Nie wiem, może jestem już starym dziadem i nikt mnie nie pyta za kim jestem? Rozsiane po okolicy "kibolskie krzyże" mają dość wyraźną cezurę czasową.

Ekonomicznie Polska lat 90tych, a Polska po kryzysie 2008 to dwa różne światy.