Autorem poniższego tekstu jest Michał Ochnik, który o komiksach i nie tylko pisze na blogu Mistycyzm Popkulturowy.
Historia Strażników Galaktyki sięga końcówki lat sześćdziesiątych, gdy łamach komiksowej antologii "Marvel Super-Heroes" zagościła historia grupki superludzi egzystujących w XXX wieku naszej ery, której przeznaczenie (albo zwykły przypadek) zgotowało los bojowników o wolność w Galaktyce podbitej przez Imperium Badoon. Co ciekawe, sama historia pierwotnie miała zupełnie inny punkt wyjścia – jej scenarzysta, Roy Thomas, planował stworzyć grupę superbohaterów walczących z komunistami chińskimi i sowieckimi w czasach jak najbardziej współczesnych komiksowi.
Dopiero Stan Lee przekonał Thomasa, że lepszym pomysłem będzie uniwersalizacja opowieści i przeniesienie jej w bardziej atrakcyjną, kosmiczną scenerię. W komiksowym debiucie Strażników nadal można dopatrzeć się pewnych zimnowojennych analogii – jak choćby fakt, że Imperium Badoon pochodzi ze "wschodniego regionu Galaktyki", a historia jednej z głównych postaci narzuca skojarzenia z Holocaustem.
Dość długo zajęło Strażnikom zapracowanie na własną regularną serię komiksową – początkowo pojawiali się okazjonalnie w komiksach innych postaci lub antologiach. Dopiero w późnych latach osiemdziesiątych, gdy fantastyka naukowa w sosie kosmicznych wróciła do łask dzięki popularności serialu "Star Trek: The Next Generation", zespół doczekał się własnego miesięcznika, który przetrwał przyzwoite sześćdziesiąt dwa numery zanim został zakończony. W latach dziewięćdziesiątych ukazała się jeszcze jedna mini-seria poświęcona tym bohaterom, po czym temat zamknięto. Komiks, którego pierwszy tom omawiam dzisiaj pierwotnie został wydawany pod nazwą "Guardians of the Galaxy" vol. 2 i ma bardzo niewiele wspólnego z inkarnacją drużyny, o której pisałem wyżej. Ci nowi Strażnicy zaczęli jako doraźnie powołana do istnienia grupa uderzeniowa mająca swoją rolę w komiksowym wydarzeniu "Anihilacja. Podbój". Po wydarzeniach z "Anihilacji. Podboju" część tej zbieraniny postanowiła połączyć siły i pobawić się w kosmicznych szeryfów strzegących Wszechświata przed najróżniejszymi zagrożeniami. To właśnie ten komiks posłużył jako koncepcyjny fundament dla wchodzącego w skład Marvel Cinematic Universe filmu "Guardians of the Galaxy" oraz jego sequela i gdy ktoś wspomina dzisiaj o Strażnikach Galaktyki w dziewięciu przypadkach na dziesięć ma na myśli tę, a nie oryginalną drużynę.
Jak zatem wypada pierwszy tom kosmicznej przygody podlanej sosem superbohaterskim? W zasadzie nieźle, choć dla czytelnika "z doskoku" początkowo może wydawać się dość ciężki do spenetrowania. "Strażnicy Galaktyki. Tom 1" w bardzo dużym stopniu opierają się bowiem nie tylko na odwołaniach do wcześniejszych komiksów z bohaterami i bohaterkami wchodzącymi w skład drużyny (jak wspomniana wyżej "Anihilacja. Podbój" ze wszystkimi jej odgałęzieniami oraz poprzedniczka tego wydarzenia, "Anihilacja"), ale też wydarzeń z "Wojny Domowej" (więzienie w Strefie Negatywnej zbudowane w rezultacie wydarzeń z "Wojny Domowej" pełni dość istotną rolę w jednym z rozdziałów komiksu), "Secret Invasion" (Skrulle uciekające przed religijnymi fanatykami są istotnym elementem fabuły początkowych rozdziałów) czy nawet elementów mitologii pierwszej wersji "Strażników Galaktyki".
To chyba największy problem z tym komiksem – jak na niezobowiązującą, pulpową rozrywkę wymaga dość rozległej znajomości szerszego uniwersum. Scenarzyści co prawda robią wszystko, co w ich mocy, by najważniejsze konteksty przedstawić w dialogach i adnotacjach, ale to zaledwie półśrodek, w dodatku skutkujący ścianami nie zawsze ciekawie napisanego tekstu. Nawet ja sam raz czy dwa byłem w trakcie lektury odrobinę skonfundowany, choć wszystkie wymienione wyżej komiksy czytałem, i to stosunkowo niedawno.
To chyba największy problem z tym komiksem – jak na niezobowiązującą, pulpową rozrywkę wymaga dość rozległej znajomości szerszego uniwersum. Scenarzyści co prawda robią wszystko, co w ich mocy, by najważniejsze konteksty przedstawić w dialogach i adnotacjach, ale to zaledwie półśrodek, w dodatku skutkujący ścianami nie zawsze ciekawie napisanego tekstu. Nawet ja sam raz czy dwa byłem w trakcie lektury odrobinę skonfundowany, choć wszystkie wymienione wyżej komiksy czytałem, i to stosunkowo niedawno.
Po przekroczeniu tego dość wysokiego progu wejścia robi się jednak całkiem przyzwoicie. Drużyna w większej części składa się ze skrajnych indywidualistów, dla których działania zespołowe nie są codziennością, nic zatem dziwnego, że dochodzi do wielu wewnętrznych tarć i rozłamów. Równolegle niemal każda z pierwszoplanowych postaci ma indywidualny wątek, który dynamicznie rozwija się w kolejnych rozdziałach. Do tego jest jeszcze kilka wątków głównych (Kościół Prawdy, tajemnica oryginalnego Strażnika Galaktyki, który wpadł w dziurę w czasoprzestrzeni i został odratowany przez obecną drużynę), nawiązania do eventów… Dzieje się zatem bardzo wiele, na szczęście scenarzyści na tyle umiejętnie żonglują komponentami fabuły, by historia uniknęła chaosu.
Ilustracje są dynamiczne, soczyste i efekciarskie – dokładnie takie, jakie być w tego typu komiksie powinny. W pierwszym tomie za oprawę graficzną odpowiedzialnych jest kilku rysowników, jednak wszyscy operują na tyle podobnymi stylami, by w toku lektury czytelnik nigdy nie odczuwał zbyt wielkiego dysonansu. Nawet na tle innych wydawanych u nas obecnie komiksów Marvela "Strażnicy Galaktyki. Tom 1" wybijają się pod tym względem mocno in plus. Tłumaczenie jest bez zarzutów (choć mam kilka wątpliwości co do przekładania anglojęzycznych pseudonimów bohaterów na polski – czasami to działa, czasami… nie za bardzo), sam tom wydany jest bardzo porządnie, ilość dodatków – szkiców, galerii okładek – powinna zadowolić każdą osobę, która ceni tego typu bonusy.
A zatem pod względem graficznym jest świetnie, scenariuszowo jest kompetentnie, standard wydawniczy bez zarzutu – czyli polecam? No więc… niezupełnie. Komiks kosztuje dziewięćdziesiąt złotych (bez jednego grosza) i nie jest zamkniętą całością, a pierwszym tomem dłuższej serii wydawniczej, który w żadnym wypadku nie broni się jako autonomiczna całość. Jeśli ktoś szuka niezobowiązującej komiksowej rozrywki, w tej cenie znajdzie na naszym rynku wydawniczym sporo znacznie lepszych – i niewymagających znajomości połowy historii najnowszej uniwersum Marvela – pozycji. "Strażnicy Galaktyki. Tom 1" są komiksem sympatycznym, ale to w zasadzie tylko tyle (i jeśli tylko tyle komuś wystarcza – zero obiekcji z mojej strony, miłej lektury, naprawdę!).
Bez znajomości szerszych kontekstów, o których pisałem wyżej, spora część lektury jest chaotyczną, kolorową szamotaniną, w której ciężko się połapać. Jeśli podobały Wam się wydane jakiś czas temu przez Egmont komiksy "Anihilacja" oraz "Anihilacja. Podbój", "Strażnicy Galaktyki. Tom 1" prawdopodobnie również przypadną Wam do gustu. Pozostałym osobom radzę rozejrzeć się jednak za czymś ciekawszym.
Bez znajomości szerszych kontekstów, o których pisałem wyżej, spora część lektury jest chaotyczną, kolorową szamotaniną, w której ciężko się połapać. Jeśli podobały Wam się wydane jakiś czas temu przez Egmont komiksy "Anihilacja" oraz "Anihilacja. Podbój", "Strażnicy Galaktyki. Tom 1" prawdopodobnie również przypadną Wam do gustu. Pozostałym osobom radzę rozejrzeć się jednak za czymś ciekawszym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz