Autorem poniższego tekstu jest Michał Ochnik, który o kulturze popularnej i nie tylko pisze na blogu Mistycyzm popkulturowy.
Nowa seria komiksowa "Mighty Morphin Power Rangers" od BOOM! Studios niespodziewanie okazała się ogromnym sukcesem - przynajmniej finansowym. Pilotowy numer zerowy, którego recenzję możecie przeczytać tutaj, został wyprzedany błyskawicznie po swojej premierze i doczekał się dwóch dodruków, stając się jednym z największych bestsellerów w historii wydawnictwa.
Pierwszy numer serii został opublikowany w łącznym nakładzie stu tysięcy egzemplarzy i posiadał dwadzieścia siedem wariantów okładkowych - absolutne szaleństwo, dzięki któremu wydawnictwo bardzo szybko podjęło decyzję o stworzeniu pobocznej mini-serii opowiadającej o solowych przygodach Różowej Rangerki. Komiksy "Power Rangers" jeszcze nigdy nie miały przed sobą tak świetlanej przyszłości i ja, jako ogromny fan tej marki, nie potrafię powstrzymać się od entuzjazmu.
Ostatnie lata bardzo nas rozpieszczają - po czterech latach bardzo słabych sezonów do produkcji serialu powrócił legendarny showrunner Judd Lynn, dzięki któremu najnowsza inkarnacja Power Rangers jest bardzo solidną produkcją. Zapowiedziany jakiś czas temu film kinowy zaczyna nabierać coraz konkretniejszych kształtów, a każda kolejna informacja ujawniona mediom (Elizabeth Banks jako Rita? Czy ja śnię?) daje podstawy do coraz większego optymizmu. No i komiks, który niespodziewanie okazał się nie tylko sukcesem finansowym, ale również bardzo udaną opowieścią, którą z czystym sumieniem można polecić każdemu fanowi młodzieżowego super-hero.
Być może z mojej poprzedniej notki pamiętacie wątpliwości, jakie żywiłem wobec kontrowersyjnej decyzji uwspółcześnienia uniwersum. O ile zerowy numer uspokoił moje obawy i pokazał, że nie jest to żadna katastrofa, o tyle już pierwsze strony niniejszego zeszytu utwierdziły mnie w przekonaniu, że był to strzał w dziesiątkę. Komiks otwiera bowiem scena, w której Mięśniak i Czacha… nagrywają vloga o Power Rangers. I to jest po prostu doskonałe zagranie. Po pierwsze - dostajemy bardzo oryginalne, pomysłowe narzędzie narracyjne, dzięki któremu w nienachalny sposób zostaje nam przedstawione status quo oraz streszczone zostają najważniejsze wydarzenia w dotychczasowej historii uniwersum. Po drugie - Mięśniak i Czacha dostają tu nową sposobność na interakcje z naszymi bohaterami, zarówno w cywilu, jak i w trakcie walk z potworami. Mięśniak i Czacha zawsze byli takim trochę chórem greckim w serialu i naprawdę bardzo się cieszę, że ta rola została zaimportowana do komiksowego uniwersum. Po trzecie - to zupełnie nowe źródło humoru, które może zostać wykorzystane na wiele różnych sposobów i wprost nie mogę się doczekać, w jaki sposób scenarzysta ogra ten motyw.
Komiks bezpośrednio kontynuuje wątki zasygnalizowane w numerze zerowym - fabuła w dużej mierze skupia się na Tommy’m i jego wewnętrznych zmaganiach z traumą nabytą wskutek zniewolenia przez Ritę. Nie pomaga w tym fakt, że Rita nadal siedzi mu w głowie i zwykła objawiać mu się w formie niewidzianego przez nikogo innego fantomu i kwestionować moralność Tommy’ego. To zaskakująco ciężki i zaskakująco wprawnie rozegrany wątek będący logicznym rozwinięciem sytuacji znanej z serialu - cały ten epizod z mimowolną służbą Ricie musiała odbić się na jego psychice. Z oczywistych względów serial nie mógł pozwolić sobie na eksplorowanie tego motywu. Bardzo się cieszę, że temat podjęto w komiksie - i że zrobiono to w kompetentny sposób. Na szczęście Tommy nie skradł dla siebie całego zeszytu, dostaliśmy również trochę interakcji między pozostałymi członkami drużyny. Interesująco zapowiada się wątek Zacka, który najwyraźniej ma jakiś (bliżej niesprecyzowane jeszcze) problemy, którymi nie chce się dzielić z przyjaciółmi. Wyeksponowana została jego przyjaźń z Jasonem, widać, że obaj bohaterowie dobrze się rozumieją i są ze sobą bardzo blisko. Widzimy też pierwsze zaczątki romansu Tommy’ego i Kimberly.
Oczywiście pojawiają się również sceny akcji - okazuje się, że w tej wersji Mighty Morphin Power Rangers Centrum Dowodzenia posiada symulator treningowy, dzięki któremu nastolatki mogą rozgrywać różne scenariusze starć z potworami w przestrzeni wirtualnej. Zordon naprawdę się tu przykłada, by Rangerzy byli możliwie najlepiej przygotowani do walki z Ritą. Ritą, która - dodajmy - również stała się inteligentniejszą, znacznie bardziej makiaweliczną postacią. Podoba mi się także znacznie większa niż w serialu rola Scorpiny, która w komiksie zdaje się przejmować funkcję Złotego - głównego podwładnego i generała. Końcówka pierwszego numeru, w którym Tommy zostaje zaatakowany przez Scorpinę w swoim własnym mieszkaniu, co chyba wystarczająco czytelnie pokazuje, że komiksowa Rita jest znacznie poważniejszym zagrożeniem dla Rangerów, niż jej oryginalna inkarnacja.
Pod względem grafiki ponownie jest znakomicie. Hendry Prasetya operuje stylem narzucającym silne skojarzenia z pracami Takeshiego Miyazawy ("Runaways", "Ms Marvel") i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba ta czytelna i dynamiczna zarazem estetyka. Artysta doskonale odnajduje się w konwencji młodzieżowego komiksu superbohaterskiego. Co więcej, w bardzo subtelny sposób przeprojektował postaci Płetwiarza i Baboo (w razie gdyby ktoś nie pamiętał - dwóch demonicznych pomagierów Rity służących jako element komediowy) tak, by nadać im bardziej poważny, złowieszczy wygląd. Koniecznie muszę również pochwalić kolorystę Matta Hermsa - barwy w tym komiksie są doskonale dobrane, ciepłe, nasycone, ale nie nazbyt pstrokate. Naprawdę, chciałbym oglądać więcej pokolorowanych w ten sposób komiksów. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę również, że w komiksie znajduję się także cartoonowy dwustronicowy odcinek przygód Mięśniaka i Czachy stworzony przez inny duet artystów (Orlando i Howell). Nie jest on ani specjalnie interesujący, ani specjalnie zabawny, ani specjalnie ładnie narysowany, więc pozwolę sobie nie zawracać głowy tym zbędnym w sumie elementem.
A zatem - wszystko wskazuje na to, że komiksowa seria "Mighty Morphin Power Rangers" będzie stałym punktem programu na mojej liście zakupów. Jasne, taki fanboj jak ja prawdopodobnie kupowałby ten komiks nawet, gdyby był on słaby, ale w tym wypadku z czystym sumieniem mogę zapewnić, że "MMPR" to kawał naprawdę udanej komiksowej produkcji - solidnie narysowanej, jeszcze solidniej napisanej, ciekawie pomyślanej i bardzo dobrze zapowiadającej się fabularnie.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wysokie wyniki sprzedaży utrzymają się jak najdłużej, by wydawnictwo zaryzykowało również publikację komiksów opowiadających o innych inkarnacjach zespołu. Wyjściowy pomysł na fabułę daję przecież okazję do mnóstwa zabaw mitologią serialu. "Time Force" przybywający z przyszłości, by wspomóc naszych bohaterów? Rządowy projekt "Lightspeed Rescue" rozwijający własną technologię morphowania? Jestem jak najbardziej za.
Ostatnie lata bardzo nas rozpieszczają - po czterech latach bardzo słabych sezonów do produkcji serialu powrócił legendarny showrunner Judd Lynn, dzięki któremu najnowsza inkarnacja Power Rangers jest bardzo solidną produkcją. Zapowiedziany jakiś czas temu film kinowy zaczyna nabierać coraz konkretniejszych kształtów, a każda kolejna informacja ujawniona mediom (Elizabeth Banks jako Rita? Czy ja śnię?) daje podstawy do coraz większego optymizmu. No i komiks, który niespodziewanie okazał się nie tylko sukcesem finansowym, ale również bardzo udaną opowieścią, którą z czystym sumieniem można polecić każdemu fanowi młodzieżowego super-hero.
Być może z mojej poprzedniej notki pamiętacie wątpliwości, jakie żywiłem wobec kontrowersyjnej decyzji uwspółcześnienia uniwersum. O ile zerowy numer uspokoił moje obawy i pokazał, że nie jest to żadna katastrofa, o tyle już pierwsze strony niniejszego zeszytu utwierdziły mnie w przekonaniu, że był to strzał w dziesiątkę. Komiks otwiera bowiem scena, w której Mięśniak i Czacha… nagrywają vloga o Power Rangers. I to jest po prostu doskonałe zagranie. Po pierwsze - dostajemy bardzo oryginalne, pomysłowe narzędzie narracyjne, dzięki któremu w nienachalny sposób zostaje nam przedstawione status quo oraz streszczone zostają najważniejsze wydarzenia w dotychczasowej historii uniwersum. Po drugie - Mięśniak i Czacha dostają tu nową sposobność na interakcje z naszymi bohaterami, zarówno w cywilu, jak i w trakcie walk z potworami. Mięśniak i Czacha zawsze byli takim trochę chórem greckim w serialu i naprawdę bardzo się cieszę, że ta rola została zaimportowana do komiksowego uniwersum. Po trzecie - to zupełnie nowe źródło humoru, które może zostać wykorzystane na wiele różnych sposobów i wprost nie mogę się doczekać, w jaki sposób scenarzysta ogra ten motyw.
Komiks bezpośrednio kontynuuje wątki zasygnalizowane w numerze zerowym - fabuła w dużej mierze skupia się na Tommy’m i jego wewnętrznych zmaganiach z traumą nabytą wskutek zniewolenia przez Ritę. Nie pomaga w tym fakt, że Rita nadal siedzi mu w głowie i zwykła objawiać mu się w formie niewidzianego przez nikogo innego fantomu i kwestionować moralność Tommy’ego. To zaskakująco ciężki i zaskakująco wprawnie rozegrany wątek będący logicznym rozwinięciem sytuacji znanej z serialu - cały ten epizod z mimowolną służbą Ricie musiała odbić się na jego psychice. Z oczywistych względów serial nie mógł pozwolić sobie na eksplorowanie tego motywu. Bardzo się cieszę, że temat podjęto w komiksie - i że zrobiono to w kompetentny sposób. Na szczęście Tommy nie skradł dla siebie całego zeszytu, dostaliśmy również trochę interakcji między pozostałymi członkami drużyny. Interesująco zapowiada się wątek Zacka, który najwyraźniej ma jakiś (bliżej niesprecyzowane jeszcze) problemy, którymi nie chce się dzielić z przyjaciółmi. Wyeksponowana została jego przyjaźń z Jasonem, widać, że obaj bohaterowie dobrze się rozumieją i są ze sobą bardzo blisko. Widzimy też pierwsze zaczątki romansu Tommy’ego i Kimberly.
Oczywiście pojawiają się również sceny akcji - okazuje się, że w tej wersji Mighty Morphin Power Rangers Centrum Dowodzenia posiada symulator treningowy, dzięki któremu nastolatki mogą rozgrywać różne scenariusze starć z potworami w przestrzeni wirtualnej. Zordon naprawdę się tu przykłada, by Rangerzy byli możliwie najlepiej przygotowani do walki z Ritą. Ritą, która - dodajmy - również stała się inteligentniejszą, znacznie bardziej makiaweliczną postacią. Podoba mi się także znacznie większa niż w serialu rola Scorpiny, która w komiksie zdaje się przejmować funkcję Złotego - głównego podwładnego i generała. Końcówka pierwszego numeru, w którym Tommy zostaje zaatakowany przez Scorpinę w swoim własnym mieszkaniu, co chyba wystarczająco czytelnie pokazuje, że komiksowa Rita jest znacznie poważniejszym zagrożeniem dla Rangerów, niż jej oryginalna inkarnacja.
Pod względem grafiki ponownie jest znakomicie. Hendry Prasetya operuje stylem narzucającym silne skojarzenia z pracami Takeshiego Miyazawy ("Runaways", "Ms Marvel") i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba ta czytelna i dynamiczna zarazem estetyka. Artysta doskonale odnajduje się w konwencji młodzieżowego komiksu superbohaterskiego. Co więcej, w bardzo subtelny sposób przeprojektował postaci Płetwiarza i Baboo (w razie gdyby ktoś nie pamiętał - dwóch demonicznych pomagierów Rity służących jako element komediowy) tak, by nadać im bardziej poważny, złowieszczy wygląd. Koniecznie muszę również pochwalić kolorystę Matta Hermsa - barwy w tym komiksie są doskonale dobrane, ciepłe, nasycone, ale nie nazbyt pstrokate. Naprawdę, chciałbym oglądać więcej pokolorowanych w ten sposób komiksów. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę również, że w komiksie znajduję się także cartoonowy dwustronicowy odcinek przygód Mięśniaka i Czachy stworzony przez inny duet artystów (Orlando i Howell). Nie jest on ani specjalnie interesujący, ani specjalnie zabawny, ani specjalnie ładnie narysowany, więc pozwolę sobie nie zawracać głowy tym zbędnym w sumie elementem.
A zatem - wszystko wskazuje na to, że komiksowa seria "Mighty Morphin Power Rangers" będzie stałym punktem programu na mojej liście zakupów. Jasne, taki fanboj jak ja prawdopodobnie kupowałby ten komiks nawet, gdyby był on słaby, ale w tym wypadku z czystym sumieniem mogę zapewnić, że "MMPR" to kawał naprawdę udanej komiksowej produkcji - solidnie narysowanej, jeszcze solidniej napisanej, ciekawie pomyślanej i bardzo dobrze zapowiadającej się fabularnie.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wysokie wyniki sprzedaży utrzymają się jak najdłużej, by wydawnictwo zaryzykowało również publikację komiksów opowiadających o innych inkarnacjach zespołu. Wyjściowy pomysł na fabułę daję przecież okazję do mnóstwa zabaw mitologią serialu. "Time Force" przybywający z przyszłości, by wspomóc naszych bohaterów? Rządowy projekt "Lightspeed Rescue" rozwijający własną technologię morphowania? Jestem jak najbardziej za.
2 komentarze:
Dzięki za ten obszerny materiał, szukałem informacji na temat tej serii, ale znajdywałem tylko anglojęzyczne recenzje. Tymczasem byłem ciekaw jak wygląda ocena z punktu widzenia polskiego czytelnika. To co piszesz jest dla mnie sporym zaskoczeniem, zwłaszcza ten pomysł z narracją. Zawsze kojarzyłem Power Rangers, Transformers, czy G.I. Joe z tandetą. Ostatnio przekonałem się, że G.I. Joe nie jest słabsze od marvelowskich siekanek. Namówiłeś mnie właśnie na kupno wydania zbiorczego. Zwłaszcza że o ile z IDW i Dynamite czasem coś czytam, o tyle BOOM! mnie jeszcze nie zainteresowało mnie na tyle abym się na coś skusił.
Prześlij komentarz