poniedziałek, 21 marca 2016

#2100 - It's comics time!

Autorem poniższego tekstu jest Michał Ochnik, który o kulturze popularnej i nie tylko pisze na blogu Mistycyzm popkulturowy.
 
Kiedy dowiedziałem się, że BOOM Studios pozyskało licencję na tworzenie komiksów spod znaku Power Rangers najpierw się zwyczajnie, po fanowsku ucieszyłem, ale zaraz potem naszły mnie czarne myśli i wątpliwości. Komiksy na licencjach bardzo często są słabymi, mało interesującymi rzeczami tworzonymi po partacku przez amatorów i są na ogół jedynie ordynarnym skokiem na kasę fanów. A komiksy na licencji Power Rangers to już w ogóle koszmar. 



Mimo to z uwagą śledziłem kolejne doniesienia, czytałem newsy, przeglądałem grafiki promocyjne i przykładowe strony, aż w końcu zdobyłem zerowy, pilotowy numer produkowanej przez Boom serii. Od razu to napiszę - jestem bardzo usatysfakcjonowany tym, co zobaczyłem i przeczytałem. Nie chcę dawać się ponieść zbytniemu entuzjazmowi, ale wszystko wskazuje na to, że w końcu dostaniemy naprawdę porządną powerrangersową serię komiksów z bardzo dobrymi ilustracjami, interesującym scenariuszem, fajnie zarysowanymi sylwetkami charakterologicznymi bohaterów i bohaterek, nieco cięższymi motywami i szczyptą bardzo fajnego humoru.

Seria rozgrywa się w alternatywnej linii czasowej bardzo mocno inspirowanej oryginalnym serialem "Mighty Morphin Power Rangers". Właściwie jedyną poważniejszą różnicą jest przeniesienie czasu akcji z lat dziewięćdziesiątych do współczesności - nasi bohaterowie nadal są nastolatkami, chodzą do liceum, Zordon, Alpha, Rita, Złoty, Kitowcy i pozostała część ferajny wciąż tu jest, Mięśniak i Czacha nadal pakują się w kłopoty… Całe status quo pozostaje w zasadzie niezmienione, dostosowano je jedynie do dzisiejszych czasów. I tak bohaterowie piszą do siebie SMSy, Billy udostępnia reszcie drużyny materiały na kartkówkę przez internet i tak dalej. Scenarzysta komiksu, Kyle Higgins chciał za pomocą tego zabiegu odseparować swoją serię od głównego uniwersum, uczynić przez to świeżą i mniej przewidywalną dla osób znających pierwowzór. Skąd to wiem? Ponieważ mi to powiedział - skontaktowałem się z nim za pośrednictwem forum RangerBoard, na którym Higgins jest aktywnym użytkownikiem. Scenarzysta wykazał się naprawdę dużą cierpliwością odpowiadając na moje pytania i rozwiewając wątpliwości i to przekonało mnie, że facet jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, ponieważ dał mi się poznać jako fan serialu, który ma własną wizję Power Rangers - wierną oryginałowi, ale nie poddańczą. Kupił mnie tym, przyznam się bez bicia i kiedy zakończyłem lekturę pilotowego numeru dostałem w zasadzie jedynie potwierdzenie swojej wstępnej opinii - komiks jest w naprawdę dobrych rękach.


Zerowy numer "Mighty Morphin Power Rangers" przedstawia nam trzy krótkie historie stworzone przez troje różnych scenarzystów i troje rysowników. Pierwsza i najważniejsza z nich napisana została przez Higginsa Przedstawia nam ona wprowadzenie do właściwej fabuły, która kontynuowana będzie w kolejnych numerach. Co interesujące komiks nie pokazuje nam typowego originu - znanej nam doskonale historii uwolnienia się Rity z kosmicznego śmietnika i Zordona werbującego piątkę teenagers with attitude. W komiksie drużyna funkcjonuje już od dłuższego czasu. Przygodę rozpoczynamy jakiś czas po chwili, w której Tommy dołącza do drużyny po wyrwaniu się spod mentalnego wpływu Rity i cała nowelka opowiada nam o jego zmaganiach z traumą, jakiej doznał na wskutek tego wydarzenia. Widzimy, że wciąż prześladuje go widmo Rity oraz trudności z dopasowaniem się do zgranej paczki Rangerów. Mamy też okazję zaobserwować pierwsze tarcia pomiędzy nim, a Jasonem. Chociaż historia ma zaledwie siedem stron, dostajemy w niej naprawdę dużo treści - większość bohaterów ma szansę błysnąć, jest trochę rozmów, walki, a wszystko to wymiksowane w taki sposób, by czytelnik miał ochotę na więcej.

Rysunkowo jest co najmniej równie dobrze. Indonezyjski rysownik Hendry Prasetya przez większość czasu panuje nad kreską i narracją graficzną. Czasami zdarzają mu się odrobinę zaburzone proporcje sylwetek postaci albo jakieś dziwne problemy z perspektywą, ale to drobiazgi - komiks wygląda bardzo porządnie. Zordy, lokacje i większość postaci wyglądają jakby żywcem wyjęte z serialu. Co ciekawe główni bohaterowie zostali lekko przeprojektowani - najbardziej widać to w przypadku Jasona i Billy’ego, którzy wyglądają zupełnie inaczej, niż aktorzy odgrywający ich w telewizyjnym "Mighty Morphin Power Rangers". Nie jest to jakoś szczególnie bolesne, ale trochę dziwi, szczególnie w świetle faktu, że pozostali bohaterowie zostali odwzorowani bardzo dokładnie - może z wyjątkiem Kimberly, która dostała nową fryzurę.


Druga historia - autorstwa znanego choćby z "Midnightera" Steve’a Orlando - opowiada o doskonale znanym nam duecie Mięśniaka i Czachy, którzy w uniwersum Boom! Studios są zauważalnie bardziej inteligentni, niż ich telewizyjne pierwowzory (choć bez przesady) i dają się poznać jako zaskakująco cwani pranksterzy. Pod koniec ich nowelki - nieźle napisanej, choć zbyt krótkiej, by zdążyła w jakikolwiek sposób zainteresować czytelników - postanawiają zostać Rangerami, by poderwać koleżanki z klasy. Hilarity ensues. Można domniemywać, że ich wątek będzie się przewijał w głównej serii albo wpleciony w główną strukturę fabularną albo na zasadzie odseparowanych dodatków, tak jak w tym przypadku. Ilustracje (autorstwa Corin Howell) są nieco bardziej kreskówkowe i pasują do komediowego tonu tej części komiksu.

Trzecia i ostatnia historia przedstawia pozbawioną kontekstu randomową walkę Wojowników z Kitowcami i Złotym. Napisała ją Mairghread Scott (znana jako pierwsza w historii kobieta pisząca scenariusze do licencjonowanych komiksów z serii "Transformers"), a zilustrował Daniel Bayliss ("Translucid"). Szczerze pisząc nie bardzo mam pojęcie, co mogę powiedzieć o tej historyjce - pokazuje trochę akcji, co prawda bardzo fajnie wyreżyserowanej i opowiedzianej, ale jednocześnie pozbawionej jakiegoś głębszego znaczenia - gdyby ta nowelka nie pojawiła się w komiksie, niewiele byśmy stracili. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wciśnięto ten segment tylko po to, by wypełnić wolne miejsce. Nie chodzi o to, że ten komiks jest zły, bo nie jest, ani nie obraża mojego poczucia estetyki, ani nie atakuje głupotą, ale zwyczajnie nie pokazuje nam niczego ciekawego.


Póki co nie wiem, jaką formę przybierze seria. Czy każda z przedstawionych numerze zerowym opowieści będzie równolegle rozwijana w kolejnych zeszytach? Jeśli tak, to super - każda z nich może być zaczątkiem naprawdę fajnej opowieści, którą będzie się czytać z przyjemnością. Jeśli dostaniemy tylko komiks Higginsa… to też dobrze, bo nie ukrywam, że ze wszystkich trzech segmentów to ten pierwszy czytało i oglądało mi się najlepiej. Podejrzewam, że otrzymamy wariant pośredni - większość serii poświęcona będzie Rangerom (i tworzona przez duet Higgins/Prasetya), a ostatnie strony każdego zeszytu zajmie komediowy dodatek z Mięśniakiem i Czachą autorstwa Orlanda i Howell. Taki układ wydaje się najsensowniejszy i najbardziej prawdopodobny.

Podsumowując zatem - pilotowy zeszyt serii "Mighty Morphin Power Rangers" zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Autorzy komiksu wyjęli z serialowego pierwowzoru wszystko to, co najlepsze, a stonowali lub wyeliminowali wszystko to, co najbardziej tandetne, tworząc uroczą, klimatyczną opowieść o superbohaterach w kolorowych kostiumach (pamiętajcie -  TO NIE JEST SPANDEKS!) mających do dyspozycji wielkie roboty. Esencjonalnie nie różni się to niczym od żadnej innej superbohaterskiej opowieści o nastolatkach. Czy Higginsowi i spółce uda się tchnąć w ten komiks unikalnego ducha "Power Rangers"? Odpowiedź na to pytanie przyniosą nam dopiero kolejne zeszyty, ale ja już teraz pozwalam sobie na dużą dozę optymizmu.

Brak komentarzy: