poniedziałek, 29 lutego 2016

#2086 - The Wicked and the Divine #3: Commercial Suicide

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga poświęconego Image Comics.

Przy okazji recenzowania poprzedniego tomu tego cyklu, praktycznie non stop narzekałem i tekst skończyłem stwierdzeniem, że wcale nie jestem przekonany do sięgnęcia po trzecią odsłonę cyklu. Zeszyty składające się na "Commercial Suicide" zbierały jednak nieco lepsze oceny od poprzedników, a dodatkowo mam już to do siebie, że gdy Jakub Górecki z Pulp Warsaw coś poleca, to w miarę możliwości staram się to sprawdzić. I właśnie o tym tomie pisał bardzo pozytywnie. Dałem się przekonać, kupiłem i czas najwyższy ocenić produkt finalny. Uwaga na delikatne spoilery w tekście!





Po wydarzeniach z końcówki drugiego tomu oraz zgodnie z zapowiedziami samego Gillena trzeci tom "The Wicked and the Divine" nie skupia się na postaci Laury. Dla mnie osobiście to świetna wiadomość, ponieważ właśnie na tę postać, swoją drogą będącą główną bohaterką serii, narzekałem właściwie najwięcej. Z drugiej zaś strony chwaliłem scenarzystę za momenty, w których znacznie bardziej skupiał się na prowadzonych przez siebie bogach, a "Commercial Suicide" skupia się tylko i wyłącznie na nich. To nie mogło się nie udać i z radością mogę napisać, że trzeci tom jest w mojej ocenie zdecydowanie najlepszym.

Składa się z sześciu rozdziałów, z których każdy skupia się na innym członku panteonu. Jednocześnie poszczególne wątki przeplatają się, dzięki czemu album tworzą jedną, zwartą historię. Tym razem nie mogę napisać, by Kieron Gillen zawiódł moje oczekiwania. W poprzednich odsłonach serii go chwaliłem, a teraz pełną odpowiedzialnością mogę napisać, że jestem zachwycony.

Tak się właśnie czułem czytając każdy kolejny rozdział. Scenarzysta nie tylko w bardzo dobry sposób przedstawił charaktery pisanych przez siebie postaci, ale potrafił oświetlić je z zupełnie innej perspektywy. Najmocniej zyskał chyba Woden, a brak Laury zupełnie nie przeszkadza, stanowiąc wręcz zaletę "Commercial Suicide", ponieważ w tak doskonale przedstawionym towarzystwie, jej nudne rozterki w zasadzie nie miałyby racji bytu.


Być może efekt nie byłby tak okazały, gdyby Gillen nie bawił się przy tym formą. Każdy z zeszytów nie tylko narysowany przez innych artystów (o czym wspomnę nieco później), ale także scenariusze do poszczególnych rozdziałów znacznie się od siebie różnią. I tak przykładowo pierwszy z nich przedstawia historię Baala z perspektywy śledzących go dziennikarzy-amatorów. Drugi to lektura listu pożegnalnego samobójcy, zaś kolejny – ten zdecydowanie najbardziej oryginalny – to w większości strony ze wcześniejszych odsłon serii z inną narracją, kompletnie zmieniającą to, co dotychczas sądziliśmy o postaci, której dotyczą. Coś takie z pewnością nie byłby w stanie zrealizować każdy zespół twórców i raz jeszcze dostajemy mocny argument przemawiający za tym, że Gillen i McKelvie znakomicie czują się współpracując ze sobą. Wspominam teraz tylko o trzech rozdziałach, ale zapewniam – każdy kolejny jest w pewien sposób odmienny od poprzednich i ta różnorodność również bardzo mocno przykuwa do lektury.

Jak już wspomniałem wcześniej, poszczególne rozdziały omawianego tomu rysował inny rysownik. Wcześniej zapowiadano, że Jamie McKelvie nie będzie jednym z nich, ale ostatecznie zilustrował on zeszyt poświęcony Wodenowi. Pytanie tylko, czy można to tak nazwać, wykorzystano tu materiały z poprzednich zeszytów i ułożono z tego nową historię. Nie mnie to oceniać, efekt w każdym razie jest bardzo dobry.


Tymczasem jak to w takich przypadkach bywa, różni artyści oznaczają różny poziom warstwy graficznej i cześć można pochwalić, zaś część już nie. Dla mnie "Commercial Suicide" źle się zaczęło, ponieważ ilustracje Kate Brown zupełnie mnie do siebie nie przekonały. W zasadzie wszystkie rysowane przez nią postacie wyglądały paskudnie, zaś mimika leżała i zwijała się z bólu, Spodziewam się jednak, że dla części z Was znacznie większym problemem będzie ostatni zeszyt tomu, którego ilustratorem był znany z "Island" czy "Prophet" Brandon Graham. Artysta ten dysponuje bardzo nietypowym stylem, bardzo mocno kreskówkowym, który znacznie różni się od każdego z pozostałych rozdziałów tomu i jestem przekonany, że dla wielu stanowić będzie minus tomu. Ja akurat należę do zwolenników Grahama i pragnę przy okazji zwrócić uwagę na to, że Graham jako jedyny sam wstawia dymki i literuje swoje plansze, co świadczy o odrobinkę wyższym poziomie wtajemniczenia od reszty jego kolegów i koleżanek. Chciałbym jednak wyróżnić jeszcze jedno nazwisko: Tula Lotay – dla mnie zdecydowanie najlepsza artystka, która wzięła udział w tworzeniu materiału do tego tomu. Raz jeszcze przekonała mnie ona do swoich niebanalnych umiejętności i wprost nie mogę się doczekać zapowiedzi jej nowego projektu z Warrenem Ellisem. Będę brać go w ciemno chociażby dla samych rysunków.

"Commercial Suicide", podobnie jak poprzednie tomy, zawiera dość sporą ilość dodatków. Naliczyłem ich łącznie 24 strony, chociaż zarazem trzeba od tego odliczyć kilka plansz, nazwijmy to umownie, informacyjnych. Dostajemy zatem kilka jednostronicowych szortów w wykonaniu McKelviego, kompletną galerię okładek wariantowych oraz kilka stron o powstawaniu komiksu z autorskim komentarzem Gillena. Daje to możliwość spojrzeć z jeszcze innej perspektywy na wysiłki autorów, a te, trzeba przyznać, są naprawdę spore.


Wspomniałem już o tym nieco wcześniej, ale trzeci tom "The Wicked and the Divine" jest w zasadzie od początku do końca doskonały i przywrócił mi wiarę w to, że Gillen tworzy tu najważniejsze i najlepsze dzieło w swojej dotychczasowej karierze. Nie wycofuje swoich słów krytyki względem poprzednich odsłon, ale za to z czystą przyjemnością polecam sięgnąć po ten tom, któremu wystawiam przy okazji bardzo mocne 5/6

Brak komentarzy: