czwartek, 1 października 2015

#1967 - Marzy mi się 12 zeszytów… – rozmowa z Michałem Rzecznikiem

Tuż przed premierą "Zony dyplomaty" w przedemefkowej gorączce udało mi się siąść spokojnie z Michałem Rzecznikiem i przeprowadzić z nim wywiad. Rozmawiamy w nim głównie o jego najnowszym komiksie, ale nie tylko. Pojawią się zarówno wątki poetyckie, jak i polityczne. Zapraszam do lektury!

Michale, Żona dyplomaty to już trzecia twoja pozycja w ramach kooperacji z Wydawnictwem Widnokrąg.
Właściwie czwarta, bowiem tuż przed "Kotem" zajmowałem się opracowaniem ilustracji i składem książki pani Barbary Lewandowskiej pt.: "Pucułka i Pocopotek". Wcześniej razem z Przemkiem Surmą stworzyliśmy dla Widnokręgu album "88/89" oraz miniaturowy "Rejs". Nasza współpraca rozwija się fantastycznie i korzystając z okazji chciałbym Ci podziękować za to, że onegdaj skontaktowałeś nas ze sobą.



Oj, Ania napisała wiadomość na Są komiksy dla dzieci, że szuka właściwych osób, które mogłaby przygotować komiks. Poleciłem ciebie, a reszta to już wasze wspólne działania. Wydawnictwo Widnokrąg specjalizuje się w publikacjach dla dzieci, a Żona dyplomaty jest komiksem raczej dla młodzieży i dorosłych. Jak udało ci się namówić właścicielki do zaangażowania się w ten projekt?
Była zima, więc, jak co roku, miałem depresje. Na spotkanie z Anną Nowacką-Devillard, która była pomysłodawczynią "88/89", przyniosłem zeszyt, bodajże "Porwanie" Krupki i Rosińskiego, w którym kapitan Żbik skacze z samolotu i śpi w stogu siana. Powiedziałem jej, że chciałbym robić takie komiksy. I że mam już pomysł i rysownika. I że to będzie komiks dla dzieci. Ania nie domyśliła się, że trochę koloryzuję, a jest bardzo miłą osoba, dlatego zaproponowała, żebym przedstawił scenariusz. Tego samego dnia napisałem do Leszka, że musimy zrobić razem serię zeszytówek. A jako że on również jest bardzo miłą osobą, natychmiast odpisał: "Jasne, że musimy".

Zeszyt liczy sobie 32 plansze. Tylko? Aż? Ile trwała produkcja komiksu?
32 plansze to akurat połowa 64 stron, czyli dłuższego formatu francuskiego. 64 to akurat połowa 128 stron, czyli już całkiem udanego integrala. Nie da się zatem ukryć, że 32 strony to dobry początek. Produkcja albumu trwała 4 miesiące, z czego miesiąc poświęciłem na lekturę powieści Georgesa Simenona, a miesiąc Leszek rysował kolejne wersje pierwszej planszy.

Zeszyt, który…

Przepraszam, jeszcze gwoli ścisłości "Żona…" liczy sobie 31 plansz, gdyż dodatkowa storna została poświęcona na reklamę.

Zeszyt, który w najbliższą sobotę, podczas 26. MFKiG, będzie miał swoją premierę, to pierwsza odsłona serii "Kot", która opowiada o poruczniku Milicji Obywatelskiej – Bogusławie Kocie. Po lekturze maszynopisu, nie jestem pewien czy będzie to opowieść na serio, czy w klimacie buffo. Tymczasem jest na serio, ale czy tak całość zaplanowałeś?
Nie widzę sensu robienia czegoś nie na serio.

No właśnie na ile zeszytów jest rozpisana seria? Z jaką regularnością mają się ukazywać?
Marzy mi się 12 zeszytów; bardzo, bardzo chciałbym, żeby ukazały się choć cztery. Idealnym trybem wydawniczym byłby kwartalnik, ale póki co, to marzenia. Mniej więcej wiem, co mogłoby się wydarzyć w najbliższych 3 zeszytach i mam w głowie kilkanaście fajnych tytułów.


Jesteś wielbicielem poezji Ważyka i Broniewskiego? Czy też twoje czytanie ich miało charakter utylitarny?
Bardzo lubię i Ważyka, i Broniewskiego, obaj są bardzo komiksowi. Władysław Broniewski od samego początku posługiwał się ciągle tym samym językiem, kodem uproszczonym do garstki znaków. Wojna, październik, ziemia, gniew, gromy, tęsknota, psiakrew, obłoki, dymy i domy, krew wieczoru, czarne kwiaty, ust piołun. Nic nie dodawał, nic nie rozwijał, tylko wciąż układał te same klocki i jakimś cudem zbudował z nich kilka naprawdę wybitnych wierszy. U Ważyka najważniejszy był pomysł i to by ukryć go poza słowami. Jego wiersze są skonstruowane jak paski komiksowe, krótkie, zwarte, z mocną i zaskakującą pointą.

Jeden z bohaterów nosi nazwisko Dubois, czy jest to jakaś rodzina Stanisława Dubois?
Coś źle przeczytałeś, ów bohater ma na nazwisko Debois przez „e”. Za to mogę zdradzić, że Bogusław Kot to bardzo daleka rodzina Bogusława Polcha.

Zastanawiam się, czy można dokładnie określi czas akcji. Znając Twoje zamiłowanie do szczegółów, to można stawiać na rok kolejnego wydania "49 opowiadań" Hemingwaya.
"Żonę…" można próbować datować po markach samochodów i okładkach czasopism czytanych przez bohaterów. Można, ale nie warto, gdyż specjalnie wprowadziliśmy pewne rozbieżności, tak by zdenerwować wszystkich purystów czasoprzestrzennych. A "49 opowiadań" pojawia się w komiksie w ramach promocji czytelnictwa!

Czy w ramach dodatkowych referencji, warto przypomnieć sobie ten zbiór opowiadań?
Zawsze warto sięgnąć po książkę. Z 49 opowiadań we wczesnej młodości najbardziej lubiłem "Śniegi Kilimandżaro" i "Niepokonanego". Dziś polecałbym "Banalną historię" czy "Starego człowieka przy moście". W latach 70. ubiegłego wieku w Polsce wszyscy mężczyźni, tak jak Kot i Debois, czytali Hemingwaya, teraz nie czytają książek. Za to wszyscy noszą podobne brody i rozmawiają z psychoterapeutą o kryzysie męskości.


Dziwi mnie trochę użycie czasu teraźniejszego w opisie komiksu udostępnionym przez wydawcę: "Czy zastanawialiście się kiedyś, jak naprawdę wygląda praca Milicji Obywatelskiej?". Jakbyśmy nadal żyli w czasach PRL-u…
Niektórzy uważają, że nadal żyjemy PRL-u. Jednak to nie prawda. Ale ja czasami trochę żałuję i z tej nostalgii zrodził się "Kot", a wcześniej "Maczużnik".

Interesuje mnie, jak udało ci się namówić Leszka Wicherka do współpracy? Właściwie do ukończenia… To pierwsza rzecz Wicherka, która idzie samodzielnie, a nie w jakiejś zbiorówce. Jak go motywowałeś?
Z Leszkiem znamy się od lat i do niedawna bardzo się lubiliśmy. W ramach działań grupy Maszin już wcześniej robiliśmy wspólnie krótsze formy i obaj byliśmy zadowoleni z efektów. Potem zaproponowałem Leszkowi zeszytówkę, on się zgodził, a nasza przyjaźń rozwinęła się w jawną wrogość z elementami szacunku.
Od początku ostrzegałem go, że trudno się ze mną współpracuje, bo się czepiam na każdym etapie pracy nad albumem. Leszek zaś jest perfekcjonistą i równie dobrym rysownikiem co scenarzystą, więc nasza praca nad "Kotem" polega na ciągłym patrzeniu sobie na ręce i wielokrotnym poprawianiu każdego drobiazgu.

Słyszałem plotkę, że każdy kolejny zeszyt ma być rysowany przez innego artystę, że podobno dwójkę będzie rysował Jacek Świdziński, ile w tym prawdy?
Niewiele. Przed wszystkim Jacek nie umie rysować kotów, każdy, kto czytał "Zdarzenie. 1908" wie, o czym mówię. Poza tym słyszałem, że siedzi już nad kolejnym albumem, tym razem podobno samurajskim. Leszek jest autorem postaci Bogusława Kota i jego współpracowników. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, bardzo chciałbym, aby on prowadził całą serię. Myśląc o utrzymaniu regularności obydwaj wyobrażamy sobie sytuację, w której poszczególne odcinki rysują inni autorzy. Kilkorgu już się naprzykrzałem w tej sprawie.

Czy komiks "Michał i Bartek. Bardzo źli policjanci" robiłeś na boku, w ramach odreagowania od por. Bogusława Kota?
"Michał i Bartek" to rzeczywiście odprysk Bogusława. Powstał niedługo po "Żonie dyplomaty", w chwili wieczornego napadu nerwicy. Z czasem, w ramach oswajania stanów lękowych, nauczyłem się w pełni wykorzystywać ich artystyczny potencjał. I tak zamiast się tylko denerwować, denerwuję się i rysuję. Po godzinie lub dwóch jestem wyczerpany i mam w szkicowniku kolejny album. Podobnie powstała "Warszawa", a teraz "…policjanci". W głowie mam jeszcze kilka innych historii, które czekają na narysowanie.

Jak bardzo będą źli Michał & Bartek?
Tak bardzo, jak może być w swoich fantazjach sześcioletnie dziecko.

Brak komentarzy: