Poprzedni album z przygodami Dylana Doga ukazał się w naszym kraju ponad cztery lata temu. Wówczas za sprawą Egmontu, który przez kilka dobrych lat nieregularnie prowadził serię i na przestrzeni tego czasu wydał 13 komiksów. Wydawniczy powrót zafundowała polskim czytelnikom oficyna Bum Projekt, która zadbała, aby edycja nie odbiegała od wcześniej opublikowanych tomów. Znów mamy dwa oryginalne odcinki w jednym tomie, 41 i 117, noszące odpowiednio tytuły: "Golkonda!" i "Piąta pora roku".
Ojcem Dylana Doga jest włoski scenarzysta Tiziano Sclavi, który w 1986 roku powołał do życia postać Detektywa Mroku. Od tego czasu seria cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem, głownie we Włoszech, gdzie ukazało się już prawie 350 tomów z jego przygodami. Tytułowy bohater rezyduje w Londynie, kiedyś był funkcjonariuszem Scotland Yardu, a aktualnie prowadzi prywatną agencję detektywistyczną specjalizującą się w szeroko rozumianych sprawach paranormalnych. Asystentem i wiernym towarzyszem detektywa jest Groucho, postać wizualnie i charakterologicznie wzorowana na słynnymi komiku "Groucho" Marksie.
Dwie historie umieszczono w jednym zbiorczym tomie, ponieważ opowieści spaja postać atrakcyjnej i obdarzonej niezwykle silnym charakterem Amber Cat, która stanie się obiektem westchnień (i nie tylko) głównego bohatera. W pierwszej to ona, w wyniku pomyłki telefonicznej, ściąga do swojego baru, który nosi nazwę nomen omen Inferno, iście piekielną i demoniczną kapelę. W drugiej, rozgrywającej się sześć lat później, Amber powraca z zaświatów, aby znów usidlić demonicznego detektywa i przy okazji zrozumieć, skąd i dlaczego wypełzły potwory nękające londyńczyków.
Ciężko w kilku zdaniach opowiedzieć wydarzenia przedstawione w komiksie. Dzieje się bardzo wiele, niektóre epizody, niby nie mające bezpośredniego wpływu na akcję, rozgrywają się na przestrzeni zaledwie kilku plansz. Całość jest zmyślnie zbudowana. Szczególnie "Piąta pora roku" unaocznia mistrzostwo Sclaviego w budowaniu szkatułkowych opowieści. Postmodernistyczne pomieszanie z poplątaniem, bo są elementy literatury grozy, makabreski, czarnego humoru, a wszystko podlane onirycznym sosem. Całość zespolono ze sobą za pomocą surrealistycznej logiki, która sprawdza się wyśmienicie.
Przyznaję się: to było dopiero drugie moje spotkanie z "Dylanem Dogiem". Na szczęście właściwości serii pozwalają na satysfakcjonująca lekturę, bez znajomości fabuły z uprzednio wydanych albumów. Osobiście bardzo dobrze się bawiłem, polecam wszystkim, którzy mają ochotę na garść grozy i niezapomniane spotkanie z demonami.
Ojcem Dylana Doga jest włoski scenarzysta Tiziano Sclavi, który w 1986 roku powołał do życia postać Detektywa Mroku. Od tego czasu seria cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem, głownie we Włoszech, gdzie ukazało się już prawie 350 tomów z jego przygodami. Tytułowy bohater rezyduje w Londynie, kiedyś był funkcjonariuszem Scotland Yardu, a aktualnie prowadzi prywatną agencję detektywistyczną specjalizującą się w szeroko rozumianych sprawach paranormalnych. Asystentem i wiernym towarzyszem detektywa jest Groucho, postać wizualnie i charakterologicznie wzorowana na słynnymi komiku "Groucho" Marksie.
Dwie historie umieszczono w jednym zbiorczym tomie, ponieważ opowieści spaja postać atrakcyjnej i obdarzonej niezwykle silnym charakterem Amber Cat, która stanie się obiektem westchnień (i nie tylko) głównego bohatera. W pierwszej to ona, w wyniku pomyłki telefonicznej, ściąga do swojego baru, który nosi nazwę nomen omen Inferno, iście piekielną i demoniczną kapelę. W drugiej, rozgrywającej się sześć lat później, Amber powraca z zaświatów, aby znów usidlić demonicznego detektywa i przy okazji zrozumieć, skąd i dlaczego wypełzły potwory nękające londyńczyków.
Ciężko w kilku zdaniach opowiedzieć wydarzenia przedstawione w komiksie. Dzieje się bardzo wiele, niektóre epizody, niby nie mające bezpośredniego wpływu na akcję, rozgrywają się na przestrzeni zaledwie kilku plansz. Całość jest zmyślnie zbudowana. Szczególnie "Piąta pora roku" unaocznia mistrzostwo Sclaviego w budowaniu szkatułkowych opowieści. Postmodernistyczne pomieszanie z poplątaniem, bo są elementy literatury grozy, makabreski, czarnego humoru, a wszystko podlane onirycznym sosem. Całość zespolono ze sobą za pomocą surrealistycznej logiki, która sprawdza się wyśmienicie.
Przyznaję się: to było dopiero drugie moje spotkanie z "Dylanem Dogiem". Na szczęście właściwości serii pozwalają na satysfakcjonująca lekturę, bez znajomości fabuły z uprzednio wydanych albumów. Osobiście bardzo dobrze się bawiłem, polecam wszystkim, którzy mają ochotę na garść grozy i niezapomniane spotkanie z demonami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz