No i mamy drugą, po „Rycerzu Ciernistego Krzewu”, poważną wpadkę Wydawnictwa Komiksowego, a pierwszą – tak spektakularną. O ile projekt jednego marnego scenarzysty i dwudziestu rysowników od samego początku, cytując klasyka, „śmierdział kupą”, o tyle do serii autorstwa Jeana Dufaux i Philippe Xaviera byłem tak samo entuzjastycznie nastawiony, jak do innych pozycji w portfolio wydawcy „Ostatnich dni Stefana Zweiga” i „Córki Mendla”, których wcześniej nie znałem.
Do przeczytania premierowego tomu „Krucjaty” zatytułowanego „Simoun Dja” Wojciech Szot udowadniał, że zna się na rzeczy i potrafi wygrzebać wartościowe rzeczy w zalewie różnorodnego chłamu. Niestety, lektura tego komiksu nieco podkopała moją wiarę w gusta szefa Wydawnictwa Komiksowego…
Pierwotnie, na rynku francuskim pierwszy album serii ukazał się we wrześniu 2007 roku, nakładem wydawnictwo Le Lombard. W sumie całość zamyka się w szczupłej liczbie czterech albumów. Co ciekawe, już w maju 2008 „Croisade” ukazało się również w wersji angielskiej, dzięki brytyjskiej oficynie Cinebook specjalizującej się w przekładaniu na język Szekspira komiksów z ojczyzny Moliera.
Historia „Krucjaty”, zgodnie z obietnicą składaną przez tytuł, osnuta jest wokół motywu wypraw krzyżowych. Scenarzysta Jean Dufaux nie pisze jednak komiksu historycznego – to raczej regularne, konwencjonalne fantasy umieszczone w krucjatowym settingu. Są więc pustynne demony, magiczne zwierciadła, nieśmiertelni assasyni, ale także perełka w postaci Świętego Grobowca, w którym spoczywa świątobliwy X3, z którego chrześcijanie zrobili Boga, a muzułmanie mają jedynie za proroka. Fabuła opowiada o powrocie Abdula Razima do Jerozolimy (w komiksie nazywanej Hierus Halem) i kolejnej próbie zdobycia świętego miasta przez Grzegorza z Arcos.
W tle tego wielkiego konfliktu między światem wschodu i zachodu przeplatają się inne wątki – tajemniczego Sar Mitry, klątwy demon qua`dja ciążącej na rodzie Syrii z Arcos i blondwłosego herosa Waltera, który chyba ma być głównym bohaterem historii. Piszę chyba, bo w pierwszym tomie zdążył jedynie przemknąć na drugim planie i tyle go widzieli, bo powróci pewnie w kontynuacji.
Może scenarzysta nieco bardziej sprawny, niż Dufaux potrafiłby to wszystko poukładać w jakąś sensowną całość, bo autorowi całkiem sensownej „Mureny” to zupełnie nie idzie. Fabuła pozbawiona jest jakiejkolwiek dramaturgii, coś niby się dzieje, ktoś tam kogoś szuka, mowa jest o jakichś przepowiedniach, ale wszystko to razem zebrane bez składu i ładu do kupy zupełnie nie przekonuje. Historia nie ma rozmachu, bohaterom brakuje głębi, a rysunkom…
…graficznie rzecz biorąc – jest marnie. Philippe Xavier uosabia wszystkie słabości europejskiego komiksu seryjnego ze swoją bezpłciową, pozbawioną jakiegokolwiek charakteru i absolutnie nudną kreską. Nie ma chyba nic gorszego, niż rysownik wierny mainstreamowej ortodoksji nie mający nic do zaoferowania swojemu odbiorcy. Może i potrafi (raczej lepiej, niż gorzej) narysować plecy konia, ale cóż z tego, jak wizualnie „Krucjata” nie sprawia żadnej przyjemności. Nawet w porównaniu z Piotrem Kowalskim, któremu do jakiejkolwiek wirtuozerii jeszcze daleko, Xavier wypada okropnie blado.Kluczem Gwoździem do jego trumny jest scena walnej bitwy pomiędzy armią Grzegorza, a siłami Abdula Razima. Do tej pory sądziłem, że taki poziom komiksowego kiczu zarezerwowany jest wyłącznie dla produkcji superbohaterskich, ale „Krucjata” wyprowadziła mnie z błędu. I, niemal tradycyjnie, trzeba wrzucić kamyczek do ogródka kolorysty, Jean-Jacquesa Chagnauda, który dość nieumiejętnie korzysta z możliwości komputera.
Bardzo rzadko zdarza mi się, żeby komuś odradzać zakup jakiegoś komiksu, ale w tym przypadku nie jestem w stanie znaleźć jakiegokolwiek racjonalnego argumentu do sięgnięcia po „Krucjatę”.
Do przeczytania premierowego tomu „Krucjaty” zatytułowanego „Simoun Dja” Wojciech Szot udowadniał, że zna się na rzeczy i potrafi wygrzebać wartościowe rzeczy w zalewie różnorodnego chłamu. Niestety, lektura tego komiksu nieco podkopała moją wiarę w gusta szefa Wydawnictwa Komiksowego…
Pierwotnie, na rynku francuskim pierwszy album serii ukazał się we wrześniu 2007 roku, nakładem wydawnictwo Le Lombard. W sumie całość zamyka się w szczupłej liczbie czterech albumów. Co ciekawe, już w maju 2008 „Croisade” ukazało się również w wersji angielskiej, dzięki brytyjskiej oficynie Cinebook specjalizującej się w przekładaniu na język Szekspira komiksów z ojczyzny Moliera.
Historia „Krucjaty”, zgodnie z obietnicą składaną przez tytuł, osnuta jest wokół motywu wypraw krzyżowych. Scenarzysta Jean Dufaux nie pisze jednak komiksu historycznego – to raczej regularne, konwencjonalne fantasy umieszczone w krucjatowym settingu. Są więc pustynne demony, magiczne zwierciadła, nieśmiertelni assasyni, ale także perełka w postaci Świętego Grobowca, w którym spoczywa świątobliwy X3, z którego chrześcijanie zrobili Boga, a muzułmanie mają jedynie za proroka. Fabuła opowiada o powrocie Abdula Razima do Jerozolimy (w komiksie nazywanej Hierus Halem) i kolejnej próbie zdobycia świętego miasta przez Grzegorza z Arcos.
W tle tego wielkiego konfliktu między światem wschodu i zachodu przeplatają się inne wątki – tajemniczego Sar Mitry, klątwy demon qua`dja ciążącej na rodzie Syrii z Arcos i blondwłosego herosa Waltera, który chyba ma być głównym bohaterem historii. Piszę chyba, bo w pierwszym tomie zdążył jedynie przemknąć na drugim planie i tyle go widzieli, bo powróci pewnie w kontynuacji.
Może scenarzysta nieco bardziej sprawny, niż Dufaux potrafiłby to wszystko poukładać w jakąś sensowną całość, bo autorowi całkiem sensownej „Mureny” to zupełnie nie idzie. Fabuła pozbawiona jest jakiejkolwiek dramaturgii, coś niby się dzieje, ktoś tam kogoś szuka, mowa jest o jakichś przepowiedniach, ale wszystko to razem zebrane bez składu i ładu do kupy zupełnie nie przekonuje. Historia nie ma rozmachu, bohaterom brakuje głębi, a rysunkom…
…graficznie rzecz biorąc – jest marnie. Philippe Xavier uosabia wszystkie słabości europejskiego komiksu seryjnego ze swoją bezpłciową, pozbawioną jakiegokolwiek charakteru i absolutnie nudną kreską. Nie ma chyba nic gorszego, niż rysownik wierny mainstreamowej ortodoksji nie mający nic do zaoferowania swojemu odbiorcy. Może i potrafi (raczej lepiej, niż gorzej) narysować plecy konia, ale cóż z tego, jak wizualnie „Krucjata” nie sprawia żadnej przyjemności. Nawet w porównaniu z Piotrem Kowalskim, któremu do jakiejkolwiek wirtuozerii jeszcze daleko, Xavier wypada okropnie blado.
Bardzo rzadko zdarza mi się, żeby komuś odradzać zakup jakiegoś komiksu, ale w tym przypadku nie jestem w stanie znaleźć jakiegokolwiek racjonalnego argumentu do sięgnięcia po „Krucjatę”.
3 komentarze:
Dzięki za recenzję. Chciałem kupić ale... zastanowię się bardziej.
Czułem to w kościach gdy przeglądałem przykładowe plansze...
"Kluczem do jego trumny"? że co?
Prześlij komentarz