Jeśli ktoś nie znosi komiksów, powinien koniecznie wybrać się na poznański festiwal Ligatura. To terapia dla wszystkich, którzy jeszcze nie przetrawili tego, że rysowanie historii jest autonomiczną sztuką i że na poziomie fabularnym i estetycznym może dorównywać swoim uznanym starszym krewnym.
Przez cztery dni w centrum Poznania można było posłuchać frapujących dyskusji, obejrzeć masę inspirowanych komiksem filmów, krążyć po klubach, galeriach i prywatnych mieszkaniach, w których zaaranżowano przestrzeń pod wystawy.
Co oprócz braku poszumu swetrów i widoku włosów spiętych w kitkę decyduje o wartości festiwalu? Przede wszystkim pitching! To konkurs ofert przygotowanych przez rysowników i scenarzystów. Jak twierdzą organizatorzy – jedyny na świecie. Kilkunastu autorów z całej Europy przedstawiło swoje propozycje. (…) Wygrała Joana Estrela Vasconclesos – Hiszpanka pracująca na Litwie jako wolontariuszka. Już niebawem będzie można przeczytać jej frapujący, polityczny komiks o zinstytucjonalizowanej homofobii u naszych wschodnich sąsiadów. Niezależnie od werdyktu jury warto popularyzować ideę pitchingu. Wszystkie prace, które zakwalifikowano do drugiego etapu zostaną rozesłane do wydawców w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Festiwalowi towarzyszył również konkurs „Silence” – na komiksy bez dymków. Wygrał Evgeny Yakovlev z Kazachstanu za pracę „Forgotten”. (…) Odbyły się też warsztaty scenariuszowe i rysunkowe i kilka wystaw, które śmiało mogłyby przyćmić snobistyczne wernisaże w modnych galeriach. „Portret podwójny. Polski komiks kobiecy” pokazał twórczość dwudziestu autorek w duchu zgodnym z ideą festiwalu – bez zadęcia, protekcjonalizmu i nadętych teorii.
Monograficzna wystawa prac Badyla – twórcy związanego z prasą niezależną, m.in. ,,Mać Pariadką" czy ,,Pasażerem" – odbyła się w anarchistycznej księgarnio-kawiarni Zemsta. Jego proste rysunki, pozornie niewiele różniące się od satyrycznych obrazków znanych z głównonurtowej prasy, są już częścią historii rodzimego niezalu. Warto wspomnieć, że pierwsza generacja powojennych polskich anarchistów od samego początku uważała komiks za medium adekwatne i użyteczne w prowadzeniu działalności propagandowej. Badyl sprawnością czy celnością komentarzy nie ustępuje najsłynniejszym polskim rysownikom prasowym, wali za to mocniej od nich, za temat drwin obierając nie przywary poszczególnych polityków lub aktualne wydarzenia, a całokształt naszej młodej i przaśnej demokracji.
Wystawa holenderskiego kolektywu Lamelos pokazała, jak obalić snobizm i hipokryzję wpisane w działalność galerii sztuki współczesnej. W holu nowej części Zamku Cesarskiego nawieszano ogromną ilość prac – od lapidarnych ołówkowych szkiców, przez urokliwe (choć często obrazoburcze) akwarelki i wydruki cyfrowe, aż po wielowarstwowe sitodrukowe odbitki. Ilość i nagromadzenie grafik stanowiły radosny atak na galeryjną sztampę i udawanie, że można godzinami kontemplować ubogie w treści wystawy. (…)
Można by wymieniać kolejne wernisaże i spotkania (tu jedyny bodaj feler: wielu prelegentów nie dotarło na swoje wykłady), ale wypada w końcu przerwać pean na cześć najbardziej bezobciachowego festiwalu komiksowego w Europie Środkowo-Wschodniej. Żeby zgrabnie zamknąć ten cykl zachwytów, należy wspomnieć o uroczystym zakończeniu. Uświetnił je muzyczny performance Judy Dunaway, amerykańskiej artystki konceptualnej, która zagrała niepokojący koncert, używając między innymi… wibratorów! Zbliżane do balonów oklejonych superczułymi mikrofonami wydawały dźwięki przypominające pikowanie meserszmitów. Entuzjaści akustycznych eksperymentów tłumaczyli w kuluarach, że chodziło o analogię pomiędzy balonami a komiksowymi dymkami, jednak nie sposób uniknąć skojarzenia, że lateksowe vibrato miało ukazać ostateczną formę rozkoszy.
Nie trzeba być długowłosym nerdem w polarze, by zbliżyć się do takiego stanu na poznańskim festiwalu. Mówi Michał Słomka, organizator festiwalu Ligatura: „Nie chcemy udowadniać, że komiks jest mądry, dobry; po prostu pokazujemy, że to odpowiednie medium do pokazywania prawdy w sposób chłodny, analityczny lub emocjonalny także za pomocą estetycznego eksperymentu. Nie m sensu organizować festiwalu komiksowego tylko dla zagorzałych fanów. To sprawdza się na innych imprezach, gdzie spotykają się pasjonaci w wąskim gronie i na przykład grają w RPG. My chcieliśmy stworzyć festiwal, jakiego potrzebuje Polska i nasza część Europy. Myślenie wąskimi kategoriami nie pokrywa się z rzeczywistością, z różnorodnością komiksowego świata”.
Przez cztery dni w centrum Poznania można było posłuchać frapujących dyskusji, obejrzeć masę inspirowanych komiksem filmów, krążyć po klubach, galeriach i prywatnych mieszkaniach, w których zaaranżowano przestrzeń pod wystawy.
Co oprócz braku poszumu swetrów i widoku włosów spiętych w kitkę decyduje o wartości festiwalu? Przede wszystkim pitching! To konkurs ofert przygotowanych przez rysowników i scenarzystów. Jak twierdzą organizatorzy – jedyny na świecie. Kilkunastu autorów z całej Europy przedstawiło swoje propozycje. (…) Wygrała Joana Estrela Vasconclesos – Hiszpanka pracująca na Litwie jako wolontariuszka. Już niebawem będzie można przeczytać jej frapujący, polityczny komiks o zinstytucjonalizowanej homofobii u naszych wschodnich sąsiadów. Niezależnie od werdyktu jury warto popularyzować ideę pitchingu. Wszystkie prace, które zakwalifikowano do drugiego etapu zostaną rozesłane do wydawców w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Festiwalowi towarzyszył również konkurs „Silence” – na komiksy bez dymków. Wygrał Evgeny Yakovlev z Kazachstanu za pracę „Forgotten”. (…) Odbyły się też warsztaty scenariuszowe i rysunkowe i kilka wystaw, które śmiało mogłyby przyćmić snobistyczne wernisaże w modnych galeriach. „Portret podwójny. Polski komiks kobiecy” pokazał twórczość dwudziestu autorek w duchu zgodnym z ideą festiwalu – bez zadęcia, protekcjonalizmu i nadętych teorii.
Monograficzna wystawa prac Badyla – twórcy związanego z prasą niezależną, m.in. ,,Mać Pariadką" czy ,,Pasażerem" – odbyła się w anarchistycznej księgarnio-kawiarni Zemsta. Jego proste rysunki, pozornie niewiele różniące się od satyrycznych obrazków znanych z głównonurtowej prasy, są już częścią historii rodzimego niezalu. Warto wspomnieć, że pierwsza generacja powojennych polskich anarchistów od samego początku uważała komiks za medium adekwatne i użyteczne w prowadzeniu działalności propagandowej. Badyl sprawnością czy celnością komentarzy nie ustępuje najsłynniejszym polskim rysownikom prasowym, wali za to mocniej od nich, za temat drwin obierając nie przywary poszczególnych polityków lub aktualne wydarzenia, a całokształt naszej młodej i przaśnej demokracji.
Wystawa holenderskiego kolektywu Lamelos pokazała, jak obalić snobizm i hipokryzję wpisane w działalność galerii sztuki współczesnej. W holu nowej części Zamku Cesarskiego nawieszano ogromną ilość prac – od lapidarnych ołówkowych szkiców, przez urokliwe (choć często obrazoburcze) akwarelki i wydruki cyfrowe, aż po wielowarstwowe sitodrukowe odbitki. Ilość i nagromadzenie grafik stanowiły radosny atak na galeryjną sztampę i udawanie, że można godzinami kontemplować ubogie w treści wystawy. (…)
Można by wymieniać kolejne wernisaże i spotkania (tu jedyny bodaj feler: wielu prelegentów nie dotarło na swoje wykłady), ale wypada w końcu przerwać pean na cześć najbardziej bezobciachowego festiwalu komiksowego w Europie Środkowo-Wschodniej. Żeby zgrabnie zamknąć ten cykl zachwytów, należy wspomnieć o uroczystym zakończeniu. Uświetnił je muzyczny performance Judy Dunaway, amerykańskiej artystki konceptualnej, która zagrała niepokojący koncert, używając między innymi… wibratorów! Zbliżane do balonów oklejonych superczułymi mikrofonami wydawały dźwięki przypominające pikowanie meserszmitów. Entuzjaści akustycznych eksperymentów tłumaczyli w kuluarach, że chodziło o analogię pomiędzy balonami a komiksowymi dymkami, jednak nie sposób uniknąć skojarzenia, że lateksowe vibrato miało ukazać ostateczną formę rozkoszy.
Nie trzeba być długowłosym nerdem w polarze, by zbliżyć się do takiego stanu na poznańskim festiwalu. Mówi Michał Słomka, organizator festiwalu Ligatura: „Nie chcemy udowadniać, że komiks jest mądry, dobry; po prostu pokazujemy, że to odpowiednie medium do pokazywania prawdy w sposób chłodny, analityczny lub emocjonalny także za pomocą estetycznego eksperymentu. Nie m sensu organizować festiwalu komiksowego tylko dla zagorzałych fanów. To sprawdza się na innych imprezach, gdzie spotykają się pasjonaci w wąskim gronie i na przykład grają w RPG. My chcieliśmy stworzyć festiwal, jakiego potrzebuje Polska i nasza część Europy. Myślenie wąskimi kategoriami nie pokrywa się z rzeczywistością, z różnorodnością komiksowego świata”.
Autorem powyższego tekstu jest Jan Bińczycki. Jest to fragment obszernej relacji z tegorocznej Ligatury, całość można przeczytać w 41. numerze "Ha!artu". Gorąco polecamy zapoznać się z bieżącym numerem, którego temtem przewodnim jest dziennikarstwo spod znaku GONZO. W numerze także ciekawy blok komiksowy, dlatego tym bardziej polecamy krakowski magazyn interdyscyplinarny. Więcej szczegółów i możliwość zamówienia :tu:
Skróty oraz ilustracje pochodzą od redakcji Kolorowych.
Skróty oraz ilustracje pochodzą od redakcji Kolorowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz