„Silence 2012” to katalog prac nadesłanych na konkurs na krótką formę komiksową bez słów (tudzież „International Silent Comics Competition”) przy poznańskiej Ligaturze. Wydawany jest cyklicznie, co roku - i tak antologia prac z zeszłego, miała premierę na czwartej Ligaturze, a najpewniej za rok pojawi się zbiorek prac z tegorocznego konwentu.
W szranki podczas drugiej edycji konkursu stanęło 168 (za informacją w katalogu) lub 191 (tą liczbę można znaleźć w sieci) prac. W sumie w antologii znalazło się miejsce dla 89 (!) komiksów pomieszczonych na 500 (!!!) stronach. Rzecz jest więc bardzo słusznych rozmiarów, a towarzystwo jest „międzynarodowe” nie tylko z nazwy - w „Silence” wzięli udział artyści z Argentyny, Belgii, Bośni i Hercegowiny, Bułgarii, Chin, Chorwacji, Czech, Danii, Finlandii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Japonii, Kanady, Kazachstanu, Kolumbii, Litwy, Łotwy, Malezji, Niemiec, Portugalii, Rosji, RPA, Rumunii, Słowenii, Szwajcarii, Szwecji, Tajwanu, Ukrainy, USA, Węgier, Wielkiej Brytanii, Włoch no i oczywiście z Polski. Wynik godny podziwu! To fantastyczna sprawa, że Ligatura dotarła niemal do każdego zakątku na świecie, gdzie się opowiada obrazem. To najlepszy dowód na to, że poznańska impreza staje się coraz bardziej prestiżowym i znaczącym przedsięwzięciem komiksowym w skali Europy i obok naszego łódzkiego Comic-Conu może wkrótce stać się naszą polską wizytówką w tej materii.
Zwycięzców typowali jurorzy – znany z „Goliata” Toma Gauld oraz Tim Molloy (Australia) i Erik Kriek (Holandia). Za najlepsza pracę uznali „The Oysters of Time” czeskiego tercetu Dzian Baban, Votech Masek, Jan Siller, będący całkiem zgrabną etiudą z zaskakującym finałem. Drugie miejsce przypadło Johnowi Martzowi z Kanady („Heaven All Day”), a na najniższym stopniu podium znalazł się Francuz Sauvebois ze swoim „Cal” (graficzny majstersztyk!). Nie zazdroszczę tym, którzy mieli przebierać w materiałach nadesłanych na konkurs – nie tylko ze względu na ich olbrzymią ilość, ale przede wszystkim na ich jakość. Zeszłoroczny „Silence” bardzo mnie zmęczył. Ciężko przychodziło mi przebijanie się przez jego zawartość (także z innego powodu, ale o tym za chwilę). Tegoroczny to zupełnie inna para kaloszy – poziom konkursu był bardzo wysoki. Szortów godnych uwagi jest tu całe mrowie, trudno znaleźć jakiś naprawdę wyraźnie słaby lub całkiem nieudany komiks, choć oczywiście takie się zdarzają. Żeby wymienić kilka - „Washing machine” Barbary Hocoń, „Der Rosenkavalier 67” Miriam Katin, "eXtinc" Juliana Rocha i Nicolasa Alessandro, "Shopping" Jenni Vedonaji czy pozbawione tytułów prace Rossa Hvidstena i Igora Kostyluka.
Zwycięzców typowali jurorzy – znany z „Goliata” Toma Gauld oraz Tim Molloy (Australia) i Erik Kriek (Holandia). Za najlepsza pracę uznali „The Oysters of Time” czeskiego tercetu Dzian Baban, Votech Masek, Jan Siller, będący całkiem zgrabną etiudą z zaskakującym finałem. Drugie miejsce przypadło Johnowi Martzowi z Kanady („Heaven All Day”), a na najniższym stopniu podium znalazł się Francuz Sauvebois ze swoim „Cal” (graficzny majstersztyk!). Nie zazdroszczę tym, którzy mieli przebierać w materiałach nadesłanych na konkurs – nie tylko ze względu na ich olbrzymią ilość, ale przede wszystkim na ich jakość. Zeszłoroczny „Silence” bardzo mnie zmęczył. Ciężko przychodziło mi przebijanie się przez jego zawartość (także z innego powodu, ale o tym za chwilę). Tegoroczny to zupełnie inna para kaloszy – poziom konkursu był bardzo wysoki. Szortów godnych uwagi jest tu całe mrowie, trudno znaleźć jakiś naprawdę wyraźnie słaby lub całkiem nieudany komiks, choć oczywiście takie się zdarzają. Żeby wymienić kilka - „Washing machine” Barbary Hocoń, „Der Rosenkavalier 67” Miriam Katin, "eXtinc" Juliana Rocha i Nicolasa Alessandro, "Shopping" Jenni Vedonaji czy pozbawione tytułów prace Rossa Hvidstena i Igora Kostyluka.
Wśród reprezentantów Polski pozytywnie zaskoczył mnie Jakub Grochola. Jeszcze do niedawno uważałem go za jednego z wielu zinowców, którzy coś tam sobie skrobią, ale po lekturze "Zakręconego" widzę, że to dojrzały twórca o wyrobionym, ciekawym stylu. Po duetach Grzegorz Janusz-Tomasz Niewiadomoski oraz Robert Sienicki-Błażej Kurowski mogłem spodziewać się nico więcej, ale zarówno "On ne vit qu`a Paris!" i "Hand to hand combat" trzymają solidny poziom. In plus pokazał się Jakub Babczyński, który pięknie zabawił się z moimi czytelniczymi oczekiwaniami. Renata Gąsiorowska (kolejne obok Grocholi nazwisko do zapamiętania!) ujęła mnie rozczulającą formą i sposobem mówienia o tęsknocie, a Monika Powalisz z Zofią Dzierżowską-Bojanowską - nostalgiczną subtelnością. Moje prywatne grand prix składam na ręce Michała Rzecznika za szorta "Z deszczu pod rynnę".
Wśród artystów spoza granic naszego kraju Maik Hasenbank przygniata erotyczną intensywnością swojego "Playboy`a", a Cheng Kuan Kohowi połowa kartonistów z Polski może zazdrościć lekkości kreski. Nero Le Ye zabrał mnie na kompletnie odjechaną, psychodeliczną wyprawę w przestworza, Ne Suarez Lopez tworzy jeden z najlepszych dziecięcych komiksów, jakie kiedykolwiek czytałem, a Matt Higgins i Magda Boreysza zachwycają kolejno - oryginalnością konceptu i emocjonalnym ładunkiem pomieszczonym na tych kilku stronach. Na sam koniec pozamiatał znany internacjonał Danijel Zezelj. Artysta, który publikował dla Marvela, Vertigo, jego komiksy ukazywały się we Włoszech, Francji, Słowenii, Szwajcarii, Szwecji, Brazylii i jeszcze kilku innych krajach, pokazuje potęgę komiksowej ekspresji.
Na zakończenie muszę trochę ponarzekać. Ja rozumiem, że Centrala promuje awangardowe rozwiązania, ale naprawdę format 10x14,5 cm choć zgrabny, poręczny i ładnie pasuje do damskiej torebki to nijak nie nadaje się do czytania. Niewygodne toto, ciężko się wygodnie usadowić z takim wynalazkiem, nie mówiąc już o konieczności kupowania specjalnych okularów do lektury niektórych prac. W praktyce "Iris wormwood" Soriny Vazeliny i "Charon" Mateusza Wiśniewskiego i Izabeli Dudzik są nieczytelne. Centralo, nie idźcie tą drogą!
Ciesze się, że rokrocznie dzięki Ligaturze mogę wybrać się na taką komiksową podróż dookoła globu. Dobrze, że nie trzeba brać paszportu i oszczędzam na biletach lotniczych Fajnie, że mam możliwość podglądnięcia twórców, do których nie miałbym szansy dotrzeć w inny sposób i spojrzeć na "naszych" w nieco innym kontekście.
Ciesze się, że rokrocznie dzięki Ligaturze mogę wybrać się na taką komiksową podróż dookoła globu. Dobrze, że nie trzeba brać paszportu i oszczędzam na biletach lotniczych Fajnie, że mam możliwość podglądnięcia twórców, do których nie miałbym szansy dotrzeć w inny sposób i spojrzeć na "naszych" w nieco innym kontekście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz