piątek, 2 sierpnia 2013

#1342 - Thief of Thieves vol. 1: I Quit


Wygląda na to że, wśród złodziei też jest jakaś ekstraklasa. Nie są to zwykli bandyci – nie napadają na bezbronne staruszki, a włamania do banków i sklepów jubilerskich to dla nich zwykła dziecinada. Aby znaleźć sobie poczesne miejsce w złodziejskim rankingu przyjmują tylko naprawdę lukratywne zlecenia. Nie są też brutalami – plan kradzieży jest dla nich czymś więcej niż działaniem popartym przemocą i bezmyślnym machaniem strzelbą. Zdecydowanie bardziej wolą finezyjne, inteligentne rozwiązania godne wytrawnego szachisty. "Thief of Thieves: I Quit" jest historią o takim właśnie złodzieju.

Conrad Paulson alias Redmond niewątpliwie należy topowej złodziejskiej ligi. Zdaje się, że ukradł już wszystko, co było do ukradzenia. W zawodzie jest perfekcjonistą, który zdaje się więcej analizować, niż działać. Od brudnej roboty ma zresztą swój dream team i Celię – dość jeszcze nieopierzoną, ale cwaną i zadziorną adeptkę złodziejskiego fachu. Po ostatniej akcji, nieoczekiwanie dla wszystkich Conrad decyduje się przejść na „emeryturę”. Problem tylko w tym, że tak jak perfekcyjny w swoim zawodzie jest Redmond, tak w życiu prywatnym idzie mu znacznie gorzej. Kiedy do aresztu trafia jego syn, Augustus, powrót do normalności komplikuje się jeszcze bardziej, a deklaracje Conrada o porzuceniu zawodu z czasem okazują się zdecydowanie przedwczesne.  

Thief of Thieves to zgrabnie skonstruowana sensacja, przemyślana od początku do końca, przepleciona dramatycznymi akcentami – pod tym względem trudno cokolwiek autorom, Robertowi Kirkmanowi i Nickowi Spencerowi, zarzucić. Podstawowym problemem scenarzystów jest jednak fakt, że wybrali sobie temat mocno wyeksploatowany, w którym trudno będzie zaskoczyć czytelnika czymś nowatorskim i nieprzeciętnym, a co pozwoliłoby na długo zapaść odbiorcy w pamięć. I Quit jakby na potwierdzenie tych słów pokazuje, że nie zamierza się silić na niebanalną fabułę, czy oryginalne spojrzenie na bohaterów. Komiksowi wyraźnie przez to brakuje świeżości i niestety ten mankament przesłania dobre strony komiksy. A oprócz brawurowego scenariusza mocnym elementem jest również Redmond, dla którego komiks tworzy dużo miejsca i stara się wykreować go na coś więcej, niż złodzieja w eleganckim garniturze. Thief of Thieves miał być zresztą dziełem mocno skupionym na tym bohaterze i jego powrocie do zwyczajnego życia. Jeśli istotnie w tym kierunku zmierzała będzie fabuła w kolejnych częściach, przy zachowaniu sensacyjnego charakteru opowieści – to seria ma szansę na jakąś pozytywną ewolucję.  

Do narysowania komiksu zaproszony został Shawn Martinbrough. Jego kreska prezentuje się okazale i jest dobrze wpasowana w klimat historii. Rysunek przede wszystkim świetnie oddaje postacie oraz ich emocje. Co jednak najbardziej zadziwia w Thief fo Thieves to sposób kadrowania – komiks ten na ogół operuje wyłącznie kadrem poziomym, czasem dla odmiany pojawia się jedynie splash page. Żonglerka formą, czy bardziej złożone plansze są temu komiksowi obce. Twórcy dali sporo przestrzeni do wyeksponowania postaci, ale jednocześnie powstała z tego bardzo jednostajna geometrycznie kompozycja. O ile taki „montaż” jest bezbolesny na krótką metę, to po kilkudziesięciu stronach zaczyna nieco nużyć.  

W przypadku pierwszej części pracą nad scenariuszem podzielili się Kirkman i Spencer – przy czym wiadomo już, że ta lista nie jest zamknięta. Każdy kolejny cykl będzie przejmował nowy scenarzysta, oczywiście wszystko pod czujnym okiem autora The Invincible. Taktyka to interesująca. Czy przyniesie efekty? Wszyscy dowiemy się dopiero po kilkunastu co najmniej zeszytach. Jak dotąd Thief of Thieves pokazał kawał rzetelnie zbudowanej historii, którą można doceniać, ale trudniej się nią zachwycać. Warto jednak mieć ten komiks na oku – z perspektywy innego scenarzysty historia o Redmondzie może nabrać zupełnie nowego, lepszego wymiaru.

Brak komentarzy: