Jak twierdzi Jakub Kiyuc, wydanie trzeciego numeru (a czwartego zeszytu) "CMP: Konstrukt" jest swego rodzaju cezurą. Wraz z nim zamyka się pierwszy etap tej psycho-matematycznej serii, a wraz z numerem czwartym rozpocznie się następny. Tym samym zdaje się, że właśnie teraz przyszła najodpowiedniejsza pora na ocenę dotychczasowych tworów wyobraźni Kiyuca.
Ale zanim przejdę do rzeczy, wypadałoby zaznaczyć, że wszystkie zeszyty "Konstruktu" sprawiłem sobie dopiero teraz. Przeczytałem je właściwie na raz, odczuwając to satysfakcję z lektury, to zwykłe zmęczenie. Odłożyłem na kilka dni, ale nie na półkę z komiksami, a na stoliku obok łóżka, by mieć je ciągle pod ręką. Póki nie zabrałem się do ponownej lektury, w kółko kartkowałem je, na zmianę zachwycając się ich formą i zastanawiając się co ja mam o tym w ogóle myśleć. Minęło kilka dni, kolejną lekturą mam już za sobą i ciągle mam problem z uporządkowaniem myśli na jej temat. Ale może uda się już coś napisać.
Połączenie szeroko pojmowanego nadrealizmu z matematyką skojarzyło mi się z "Alicją w krainie czarów", ale szybko okazało się, że nie tędy droga. To, co u Carolla podyktowane było żelazną logiką, u Kiyuca jest dosyć irracjonalne, bo matematyka z kart jego komiksu okazuje się nie do końca tym przedmiotem, jakiego uczono nas w szkołach. Autor tworzy abstrakcyjny świat, a może i światy, z jednej strony pragnąc, abyśmy w nie uwierzyli, ale z drugiej stale nas do nich dystansując, poprzez częściową ich dekonstrukcję. Ciekawy paradoks. Dodajmy do tego liczne cytaty i parafrazy - od "Odysei kosmicznej 2001" przez "Mechaniczną pomarańczę" po, oczywiście, "Supermana" - i otrzymujemy dzieło na wskroś postmodernistyczne. Ale pozostaje kilka pytań. Wspomniany wcześniej paradoks to zaleta czy wada? Czy nawiązania do innych dzieł są dla komiksu czymś istotnym czy jedynie zbędnymi dodatkami? Tak jak bardzo zaciekawiło mnie wykorzystanie monolitu z filmu Stanleya Kubricka, sympatyczny uśmiech na twarzy spowodowała parafraza obrazu Edwarda Hoppera, ale w ogóle już nie spodobał się "gościnny występ" Doomsdaya, tak nie mam pojęcia jak na te pytania odpowiedzieć. Jeśli autor to odpowiednio z czasem rozegra, to mogą to być duże atuty "Konstruktu". Ale może być zupełnie na odwrót.
Całość wydaje mi się bardzo nierówna. Kolejne części opowieści charakteryzuje ta sama enigmatyczność, ale to nie zawsze działa na korzyść serialu, czasem wprost przeciwnie. Pierwszy zeszyt jest dzięki niej odpowiednio niepokojący i zaciekawiający, aż ciężko oderwać się od lektury. Jak to zwykle bywa, okazuje się, że to dopiero rozgrzewka przed zeszytem drugim, gdzie autor nie tylko przyspiesza tempo opowiadania, ale i dorzuca więcej znaków zapytania odnośnie przedstawianych historii. I moim zdaniem strzela sobie w stopę, powodując nazbyt duży mętlik, a komiks czyniąc po prostu przytłaczającym. Na ratunek przychodzi numer 2.5, w którym następuje zmiana tonu opowiadania. Osobiście ten zeszyt podoba mi się najbardziej. Wprawdzie z kolejnych wydarzeń czyni farsę, ale bardzo ironiczną i zabawną, stanowiącą bardzo przyjemne uzupełnienie serii. Śladowe ilości zgrywy tego kalibru szybko odnaleźć można w czwartym zeszycie, ale jako całość okazuje się on jednak rozczarowaniem, bo autor tak bardzo skupia się na eksperymentowaniu z narracją, że powoduje klasyczny przerost formy nad treścią.
Oprócz świetnego humoru, za największy plus "CMP: Konstrukt" uważam wszystkie te odjechane postaci, jakie wypełniają jego strony. Ale wydaje mi się, że potencjał w nich tkwiący jest zdecydowanie niewykorzystywany. Ich losy niby stanowią podstawę opowieści i tej szalonej narracji, która ją dyktuje, ale w natłoku kolejnych wydarzeń i niewiadomych, pozostają jakby potraktowane instrumentalnie. Fascynują, ale na dłuższą metę pozostają tylko marionetkami w rękach autora, który zdaje się nie pozwalać im żyć własnym życiem. Szczególnie odczułem to w czwartym zeszycie, gdzie Kiyuc stawia na akcję. Z jednej strony widać tam, iż podstawy dramaturgii nie są mu obce, ale z drugiej sam neutralizuje napięcie, które próbuje osiągnąć. Bo podstawą są niewiadome tyczące się bohaterów. Niewiadome, zbyt rzadko wyjaśniane i zbyt często mnożone, sprawiają, że losy kolejnych postaci pozostają mi obojętne. Chciałbym się nimi przejąć, ale nie potrafię. A nie mam wątpliwości, że mógłbym się tym wszystkim zachwycać, gdyby proporcje poszczególnych elementów komiksu były nieco inne.
"CMP: Konstrukt" jest rzeczą bardzo ciekawą, chyba jednym z najoryginalniejszych tytułów, jakie w życiu czytałem. Ale jego enigmatyczność koliduje moim zdaniem z klarownością, a jego oryginalność neutralizuje samą jakość. Nie mniej jednak w swoich najlepszych fragmentach komiks jest dowodem na to, że Jakuba Kiyuca stać na wiele, więc wypatruję kolejnych odcinków. Szkoda, że podobno nie będą już miały tej specyficznej oprawy hołdującej zeszytówkom TM Semic, bo ma to w sobie sporo uroku. Ale swoje już i tak to zrobiło: jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiłem po lekturze, było odpalenie Allegro i natychmiastowy zakup zeszytu "Batmana", którego nie widziałem na oczy od ponad 10 lat. Jestem wdzięczny. I na koniec, niejako na usprawiedliwienie powyższego tekstu, zabójczy cytat z "Konstruktu" #2: "(...) Ich domeną jest szeroko pojmowana nadinterpretacja. Szukanie ukrytych treści tam, gdzie nikt normalnie nie spodziewałby się ich istnienia. Są biegli we wszystkich niekonwencjonalnych przekazach, które mogą, ale nie muszą wpływać na Twoje pojmowanie świata. (...) Ich zadanie to patrzeć, obserwować i recenzować. I nie daj Boże, jeśli połączą w swej nieodgadnionej imaginacji nocne mazy młodego artysty z [tajną] pracą naukowca (...)" Nie daj Boże!
10 komentarzy:
Tak może z innej beczki. Pan Kiyuc ostatnio strasznie się uaktywnił, jak np. na forum DCMultiverse. Szkoda tylko, że przez ostatnie kilka miesięcy była cisza i zamiast wytłumaczyć czytelnikom powody takich opóźnień, byliśmy mamieni zapowiedziami figurek czy gry fabularnej.
Głównie z tego powodu, nie umiem się skusić na kupno dwóch obecnie wydanych zeszytów. Słyszałem już, że pan Kuba snuje tam wielkie plany rozbudowy uniwersum itp. itd. Ja jedynie życzyłbym sobie czekać na kolejny zeszyt mniej niż pół roku, nawet nie miesiąc, ale ze dwa-trzy. Wtedy może postanowię uzupełnić kolekcję o kolejne Konstrukty.
Dlatego z Polskich zeszytówek, których ostatnio sporo się pokazuje, IMO wygrywa Henryk Kaydan
Tradycyjnie przychylam komcia redaktorom Najkolorowszych. Dwa ostatnie zeszyty zweryfikowały moje oczekiwania (i co tu nie mówić -nadzieje) względem tej serii.
Dla mnie "Konstrukt" jest "nieczytalny" . Nie byłem w stanie zmęczyć do końca drugiego zeszytu co powstrzymuje mnie przed zakupem kolejnych. Przyjemne graficzki, fajne patenty na postaci, ale ja nie mogę tego czytać. Za ciężkie. Nie dla mnie.
Mam komplet zeszytów, ale jeszcze nie czytałem. Poległem przy pierwszym - próbowałem dwukrotnie się przez niego przedrzeć ale poległem na ok 10 stronie. Nie poddaję się jednak.
W każdym razie mam podobnie jak Lokus - ostatnie miesiące ciągłych wymówek i brak jasnego komunikatu ponad to, że "będzie" sprawiły, ze bez większego entuzjazmu podchodzę do Konstruktu. Kibicować kibicuję, kupować będę dalej, ale z większą nadzieją patrzę na H.Kadana, którego mam zamiar w niedługim czasie skompletować.
I nie wiem też jak traktować ostatni 'najazd' CM na różne zjawiska - a to Thorgal, a to Cthulu, a to zapowiedzi klimatów znanych z Kinga itp. Czy to taka promocja przy pomocy "znanych i lubianych" czy desperacka próba zainteresowania komiksem najróżniejszych grup...
Po tym co widziałem w necie H.Kaydan to jednak bardziej nie moja bajka. Tak więc zostanę przy komiksach CM.
Co do najazdów - ot, forma promocji. Robię tak samo przy okazji degrengolandu. Nikt się jeszcze do mnie o to nie przypieprzył.
Czekam na czwarty zeszyt Konstruktu, czyli zamknięcie "wstępu" i daję sobie spokój. Bardzo podoba mi się grafa, ale nie mam zamiaru siedzieć i rozkminiać o co chodzi w tym bełkocie. Przypomina mi to moje wielogodzinne siedzenie nad matematyką w liceum, czyli niedobrze.
Mikołaju Ratko! Toż przecież się doczekałeś. Zamknięcie wstępu od początku było zapowiadane na numer trzeci. A z matematyka skojarzenie masz dobre - w końcu to seria psycho-matemetyczna!
Oj, coś za często się Maciej z nami zgadza...
Po pierwszym zeszycie wydało mi się bardzo ciekawe, przede wszystkim ze względu na klimat. Na drugim się trochę zawiodłam, bo dalej nic nie czaiłam. Później była kolejna część w necie, co mnie trochę zniechęciła, bo dalej nic nie rozumiałam. Wczoraj wpadłam do empiku by zakupić kolejną część (nóż, widelec może bym w końcu coś zrozumiała), ale nie było. Jakoś nie czuję wielkiej straty. Z każdym zeszytem ma się tylko nadzieję, że w końcu coś się zacznie jarzyć, że będą jakieś odpowiedzi. Ja nawet za bardzo nie pamiętam o co chodziło w tych wcześniejszych częściach, a narracja trochę brzmi jak bełkot. Niestety nie na tym powinno to polegać. W końcu wszystkim nam się tego odechce, autor powinien się porządnie nad tym zastanowić.
Maćku, to mówisz, że coś się zamyka wraz z trzecim numerem? Nie wiem, choć komiks mam, nie czułem się na siłach doczytać do końca. Wydawało mi się, że wstęp ma być w zeszytach 1-4. No nic, nieważane. Myślę, że PSYCHO jak najbardziej oddaje klimat tej serii.
Prześlij komentarz